sobota, 7 lipca 2018

Zasada łączenia się elementów

Żadnemu człowiekowi o wzniosłym charakterze nie sprawiają przyjemności rzeczy niskie i podłe. Wabi go do siebie i podnosi tylko widok rzeczy czcigodnych.

Przy pewnej okazji Zrealizowany mieszkał w Rajagaha na Górze Szczyt Sępa. Przy tej okazji, niedaleko od Zrealizowanego , czcigodny Sariputta spacerował tam i z powrotem z licznymi mnichami; czcigodny Maha Moggallana spacerował tam i z powrotem z licznymi mnichami; czcigodny Maha Kassapa spacerował tam i z powrotem z licznymi mnichami; czcigodny Anuruddha spacerował tam i z powrotem z licznymi mnichami; czcigodny Punna Mantaniputta spacerował tam i z powrotem z licznymi mnichami; czcigodny Upali spacerował tam i z powrotem z licznymi mnichami; czcigodny Ananda spacerował tam i z powrotem z licznymi mnichami. I niedaleko od Zrealizowanego również spacerował z licznymi mnichami Devadatta. Wtedy Zrealizowany odezwał się do mnichów tak: „Mnisi, czy widzicie Sariputtę spacerującego tam i z powrotem z licznymi mnichami?” „Tak, czcigodny panie”. „Wszyscy ci mnisi są o wielkim zrozumieniu. Czy widzicie Moggallanę spacerującego tam i z powrotem z licznymi mnichami?” „Tak, czcigodny panie”. „Wszyscy ci mnisi są o wielkiej duchowej mocy. Czy widzicie Kassapę spacerującego tam i z powrotem z licznymi mnichami?” „Tak, czcigodny panie”. „Wszyscy ci mnisi praktykują ascezę. Czy widzicie Anuruddhę spacerującego tam i z powrotem z licznymi mnichami?” „Tak, czcigodny panie”. „Wszyscy ci mnisi posiadają boskie oko. Czy widzicie Punnę Mantaniputtę spacerującego tam i z powrotem z licznymi mnichami?” „Tak, czcigodny panie”. „Wszyscy ci mnisi są mówcami Dhammy. Czy widzicie Upali spacerującego tam i z powrotem z licznymi mnichami?” „Tak, czcigodny panie”. „Wszyscy ci mnisi utrzymują Dyscyplinę. Czy widzicie Anandę spacerującego tam i z powrotem z licznymi mnichami?” „Tak, czcigodny panie”. Wszyscy ci mnisi są wielce uczeni. Czy widzicie Devadattę spacerującego tam i z powrotem z licznymi mnichami?” „Tak, czcigodny panie”. „Wszyscy ci mnisi mają złe pragnienia. Mnisi, to na sposób elementów istoty zbierają się razem i jednoczą. Te o pośledniej dyspozycji zbierają się razem i jednoczą z tymi o pośledniej dyspozycji; te o dobrej dyspozycji zbierają się razem i jednoczą z tymi o dobrej dyspozycji. W przeszłości tak robiły, w przyszłości będą tak robić i teraz obecnie też tak robią”.SN 14:

***

Zasada łączenie się elementów jest o fundamentalnym znaczeniu w życiu, a zatem i w Dhammie. Niestety jest to zasada brutalna; o ile dobrze pamiętam, w jednej z przypowieści Jezus wspomina, że temu kto ma dużo, jeszcze dodadzą a temu kto ma mało, zabiorą i to co ma. By wzrastać w Dhammie, koniecznym jest stowarzyszanie się z elementem najwyższej klasy. Tragizm położenia głupca polega na tym, że zgodnie z zasadą łączenia się elementów, dokładnie element najwyższej jakości jest tym co nawet jeżeli go instynktownie nie odpycha, to przynajmniej zupełnie go nie pociąga. Ktoś może przedstawić obiekcję, że są przecież głupcy uznający Buddę za swego mistrza. Problem jednak z Suttami jest taki, że ten element jest elementem absolutnie elitarnym o najwyższej jakości, i głupiec po prostu nie rozumie co Budda do niego mówi. Nie rozumie, czy raczej rozumie błędnie. I tak nie zachodzi tu związek pomiędzy elementem najwyższej jakości a elementem podrzędnym, ale to, że element podrzędny łączy się z pewnym fałszywym wizerunkiem Buddy i w tym wizerunku pokłada nadzieję. Wystarczy też spojrzeć na współczesnych chrześcijan i na to czego uczą Ewangelie by zrozumieć, że większość chrześcijan stworzyła sobie odpowiedni dla siebie wizerunek Nauki Jezusa, będący w większym lub mniejszym stopniu wizerunkiem fałszywym. Nie należy mylić Buddy i Jezusa z buddystami i chrześcijanami, to bardzo często zupełnie odmienne elementy...

A zatem znowu pojawia się idea paragrafu 22. By osiągnąć mądrość muszę się stowarzyszać z ludźmi którzy rozumieją Naukę Buddy, ale nie dysponując inteligencją ariya, nie umiem ich rozpoznać. Ktoś będzie argumentował, że właśnie tu unikamy paragrafu 22, gdyż wystarczy, że będę miał dobrego przyjaciela, który powie mi: czytaj to co powiedział ten a ten mnich, praktykuj zgodnie z radami tego mnicha, unikaj tego, gdyż jest zwykłym przeciętniakiem i tylko wprowadzi cię na fałszywą ścieżkę. Niestety :((( I tu działa paragraf 22, gdyż jest w najwyższym stopniu mało prawdopodobne by głupiec znalazł sobie za przyjaciela takiego doradcę. Odwrotnie, będzie się stowarzyszał z takimi przyjaciółmi, którzy będą mu rekomendować za nauczycieli element pośledni. I oczywiście będzie on z tego zadowolony. Skąd zatem bierze się element wysokiej jakości? Cóż, jego pojawienie się, jest dla mnie wielką tajemnicą i nie podejmuję się tu podawać wiarygodnego wyjaśnienia. Prawdopodobnie przy sporej dozie szczęścia, stopniowo, z życia na życie, możemy oczyszczać naszą moralność, koncentrację i zrozumienie, aż do miejsca, gdy sami będąc jeszcze przeciętniakami potrafimy intuicyjnie rozpoznać jakość danego elementu i samoistnie inklinujemy ku Dhammie wyrzeczenia. Ale to tylko teoria i specjalnie nie liczyłbym, że może się nam to przytrafić. Przeciwnie, obecny świat coraz bardziej schodzi na psy, coraz łatwiej akceptuje się w nim standardy moralne, które zgodnie z Dhammą prowadzą tylko w jedną stronę, w stronę ciemności. Zatem liczenie na powolną ewolucję, jest dość ryzykownym pomysłem.

Widzę jedną rzecz która może człowiekowi otworzyć oczy. To obecność cierpienia. Na cierpienie można zareagować dwojako: rozpaczą albo poszukiwaniami drogi prowadzącej do uśmierzenia cierpienia. W tym drugim wypadku, gdy cierpienie jest dotkliwe, człowiek jest z jednej strony znacznie bardziej krytyczny (odrzuca metody które są nie skuteczne) a z drugiej znacznie bardziej otwarty (jest gotowy wysłuchać każdego, kto twierdzi, że może mu pomóc).

Powstawanie i rozpadanie się światów

Pomijając filozoficzne rozważania na temat subiektywność czasu i przestrzeni, używamy tu słowo "świat" jako "moją" rzeczywistość, to jak ją pojmuję i jak ją sobie wyobrażam. Rzeczywiście rzeczywista rzeczywistość jak sama nazwa wskazuje musi być jedna i taka sama dla wszystkich. Przykładowo załóżmy że jest nią dobry Bóg który życzy sobie aby czczono go przede wszystkim przez dobre uczynki i działania, myślą, słowem i ciałem. W tym wypadku, świat muzułmanina w którym Bóg czerpie niejaką przyjemność z podrzynania gardeł niewiernym, choć bez wątpienia jest dla niego światem rzeczywistym i co często odzwierciedla się w jego działaniach, znacznie odbiega od prawdziwej rzeczywistości i po śmierci ciała większość muzułmanów może doznać sporego rozczarowania. Ale część muzułmanów może unikać zabijania, kradzenia, kłamstwa, jak i powstrzymywać się od tradycyjnego zwyczaju gwałcenia kobiet czy wykorzystywania nieletnich chłopców, nie wspominając już nic o kozach. W tym wypadku, skoro rzeczywiście Bóg jest dobry i ma predylekcję do dobrych uczynków, świat takiego muzułmanina w mniejszym czy większym stopniu przypomina rzeczywistość i kto wie czy w nagrodę dobry Bóg nie obdarzy go jakimś temporalnym niebem z atrakcyjnymi dziewicami. Nie ważne tutaj, czy nasze założenie o takim Bogu jest prawdziwe czy nie, to co istotne to zrozumieć, że istnieje takie coś jak właściwy pogląd, ktoś uważa, że rzeczy są takie a takie, i ... rzeczywiście takie są. Nie trzeba chyba zaznaczać, że mentalne światy budowane przez ludzi, w większości wypadków nie pokrywają się, ze stanem rzeczywistym, i prędzej czy później ulegają rozpadowi. Rozpad danego świata może nastąpić jeszcze w tym życiu, inteligentny człowiek pod wpływem życiowych doświadczeń zaczyna rozumieć że pewne elementy z których wybudował swój świat, ewidentnie nie odpowiadają rzeczywistemu stanowi, w takim wypadku może nastąpić modyfikacja świata bądź jego gruntowna przebudowa, i jeżeli człowiek ten jest rzeczywiście inteligentny, jego nowy świat będzie przypominał rzeczywistość w większym stopniu niż uprzedni. Oczywiście odwrotność jest jak najbardziej możliwa, i człowiek może się coraz bardziej pogrążać w ignorancji i złudzeniach.

To co ważne, to zrozumienie, że ignorancja jest wszechobecna w doświadczeniu zwykłego człowieka i mentalne światy, które tworzy, są budowane mniej lub bardziej na oślep. Innymi słowy, by świat który każdy z ludzi tworzy wokół siebie przypominał rzeczywistość niezbędna jest pomoc z zewnątrz, pomoc kogoś kto dokładnie widzi rzeczy takimi jakimi są. I ta pomoc wcale nie musi być tak zwaną komunikacją bezpośrednią, wystarczy, że będzie zawierała informacje o tym co należy robić, a jakich działań unikać. W końcu, rzeczywistość jako niezmienna, już musi być u nas w jakiś sposób obecna, ignorancja jest tylko przesłoną czy lepiej ślepotą uniemożliwiającą jej spostrzeżenie. I jest ona zasilana przez nieodpowiednie działania. Po podjęciu właściwej lini działania, ślepota zanika, i ukazuje się wizja rzeczy takimi jakimi są.

Niestety, jak zauważa Gomez Davila, choć nie każdy nauczyciel jest głupcem, każdy głupiec jest nauczycielem, i będąc ofiarami ignorancji, wyboru nauczyciela musimy dokonać w jej obecności. Tu decydującym elementem będzie jak bardzo głęboko jesteśmy pogrążeni w ignorancji, głupiec (w zwykłym sensie) i ignorant nie będzie w stanie docenić prawdziwego nauczyciela, natomiast mądry człowiek pogrążony w ignorancji, choć oczywiście nie może mieć pewności jaką daje widzenie rzeczy takimi jakimi są, może do pewnego stopnia ocenić mądrość nauczyciela i rozpoznać go wśród nieprzebranej rzeszy głupców czerpiących przyjemność z nauczania tego czego nie rozumieją.

To oczywiście pisane jest z myślą o tak zwanych poszukiwaczach prawdy, większość ludzi zajęta przyziemnymi sprawami, dziedziczy religię wraz z tradycją rodzinną. Ignorancja nie pozwala im dostrzec, że ich stan jest w najwyższym stopniu niesatysfakcjonujący i prędzej poświęcą się polityce niż obserwacji i uzdrawianiu własnego umysłu. Tacy ludzie często są bardziej inteligentni od osób religijnych, niestety czegoś im brakuje, tak jak i ludziom religijnym nie brak dobrych chęci, tyle że brakuje im niestety inteligencji.

Inna obserwacja: warto zwrócić uwagę że raz zdeterminowany przez nas świat stanowi integralną część naszej osobowości i tym samym znaczna część energii idzie na jego obronę, przed zagrożeniem płynącym ze strony tych, którzy wybudowali swój świat na opozycyjnych ideach. Nie wiedząc o tym, mogłaby nas dziwić zażartość z jaką pewni ateiści zwalczają ideę Boga. To po prostu niemożliwe, by Bóg istniał, cały ich świat opiera się na tym założeniu, a człowiek pragnie bezpieczeństwa i stabilności. Bóg im po prostu zagraża. Oczywiście ateista zaangażowany bardziej w zmysłową gratyfikację może się specjalnie nie przejmować istnieniem / nie istnieniem Boga, w jego świecie to relatywnie nieistotny punkt. Zatem, obrona własnego mentalnego świata jest niczym innym niż obroną własnej ignorancji. I tu widzimy geniusz Gomeza Davili, który wpomina, że gdy wydaje mu się, iż dotarł do prawdy, jest bardziej zainteresowany wyszukiwaniem argumentów mogących ją podważyć, niż obroną swojego stanowiska. To co widzi Gomez Davila, a czego nie dostrzega większość ludzi, bycie w błędzie zawsze kończy się bólem i cierpieniem, a poczucie bezpieczeństwa jakie daje świat wybudowany na błędnych poglądach, jest fałszywe.

Nieszlachetne złudzenia Ajahna Brahmavamso

A. Brahmavamso: Proszę wyjaśnij co masz przez to na myśli.
Y.S: To osoba, która czuje, że uzyskała magga-phala [czytaj: jest ariya] w poprzednim życiu.
A.B: Jedyny sposób żebyś to wiedziała, to ponownie powtórzyć to phala w tym życiu. Innymi słowami, jeżeli byłaś wchodzącym w strumień w swym poprzednim życiu, nie wiedziałbyś tego jako dziecko, nie wiedziałbyś tego jako młody mężczyzna czy młoda dziewczyna. Nadejdzie czas w twoim życiu, kiedy ponownie doświadczasz tej samej rzeczy i mówisz, że jesteś wchodzącym w strumień ponownie.

***
Idee ajahna Brahmavamso są tak ewidentnie błędne i precyzyjnie sformułowane, że jest on często idealnym dostawcą materiału do nauki na cudzych błędach. Można by rzecz, że jest on prawdziwym bodhisattvą, z pewnością nie jest dla niego dobre rozmijać się z prawdą, ale inni poprzez jasne rozpoznanie, na czym polega jego błąd, mogą do pewnego stopnia polepszyć swoje zrozumienie Dhammy.

Zatem mała analiza. Po pierwsze, A. Brahmavamso mówi o wyglądzie w Cztery Szlachetne Prawdy, jako o doświadczeniu. Jednakże wszelkie doświadczenie należy do elementu determinowanego, i podlega opisowi: początek się manifestuje, koniec się manifestuje, i zmiana, gdy trwa się manifestuje.

W tym sensie, wgląd w Szlachetne Prawdy nie jest doświadczeniem. Zachowuje tylko pierwszy charakterystyczny znak doświadczenia, mianowicie, z pewnością możemy mówić o zapoczatkowaniu nowej lini postrzegania. Wgląd w Szlachetne Prawdy jest utratą ślepoty, która uniemożliwiała postrzeganie rzeczy takimi jakimi są. Oczywiście normalny wzrok, który został przywrócony po okresie ślepoty znów może zostać utracony, ale nie jest tak w przypadku oka Dhammy. Ono, gdy raz się otrwało, jest trwałe obecne w doświadczeniu. Innymi słowy, wiedza o współzależnym powstawaniu czy innych Szlachetnych Prawach nie jest wiedzą którą można stracić w tym życiu, ani też w wyniku śmierci ciała. Innymi słowy, sotapanna ma nie tyle wgląd w element nie-determinowany, co po części stał się tym elementem. I ten wgląd dający mu tło wobec którego wszelkie temporalne doświadczenie jest widziane jako cierpienie, powoduje, że jest on niezależny od innych i bez niczyjej pomocy może zrealizować wygaszenie ognia chciwości, nienawiści i złudzenia.

Oczywiście dajmy na to dziesięcioletni chłopak, któremu w poprzednim życiu udało się zrozumieć Cztery Szlachetne Prawdy, raczej "nie wie", że jest sotapannaą, ale tylko w tym sensie, że nie klasyfikuje swojego bezpośredniego doświadczenia tym terminem, urodzony w Europie, może nawet nic nie wiedzieć o Buddzie - oczywiście jako postaci historycznej, gdyż tak naprawdę to widzi on Buddę. [Kto widzi współzależnie powstawanie widzi Dhammę; kto widzi Dhammę widzi mnie.] (To połączenie dwóch wypowiedzi z Sutt, nie występują one razem co nie zmienia ich znaczenia).

PS Fragment rozmowy z naszym "nauczycielem" pochodzi z książki:
Entering the Stream to Enlightenment, autor:
Yuki Sirimane

Attavada i anatta

Subtelna różnica pomiędzy Nauką Buddy, mówiącą nam, że "wszystkie rzeczy są nie-ja", a błędnym poglądem "nie ma ja", jest o ogromnym znaczeniu praktycznym, bez zrozumienia dialektyki na ten temat po prostu jest się bez szans na zrozumienie Dhammy. Widzimy to na przykładzie ajahna Brahmavamso, który usiłuje wytłumaczyć nam o co chodzi we współzależnym powstawaniu. Otóż według niego chodzi w Drugiej Szlachetnej Prawdzie bo tym jest W/P o to by pokazać jak mogą mieć miejsce odrodziny, skoro nie ma duszy czy "ja", które by przechodziło z jednego życia do następnego.

Jeżeli jednak jestem choć trochę bardziej inteligentny od ajahna Brahmavamso, a niechby nawet o mniejszym IQ od niego, ale zmęczony własnym egoizmem, muszę odrzucić ideę że nie ma ja, no bo czego jak czego, ale tego że jestem, to jestem całkiem pewny a moje ja niestety miewa się całkiem dobrze. Ile bym dał, żeby go nie było.

I tu z pomocą przychodzi mi Budda, mówiąc: no dobrze, ale z czym właściwie identyfikujesz swe ja? Za co się uważasz? I dalej mówiąc "wszystkie rzeczy są nie ja" Budda najwyraźniej sugeruje mi, że jestem ofiarą błędnej samo-identyfikacji. I jest tylko jedna droga ku wyzwoleniu, wycofanie się z tego błędu poprzez całkowitą dezidentyfikację z wszystkimi rzeczami rozciągniętymi w czasie i przestrzeni.

Jednak dopóki wierzę w swoje ja ucieleśniam się w czasie i przestrzeni a mój stan jest stanem istnienia -bhava- i jak widzimy z formuły W/P jest on determinowany przez upadana czy utrzymywanie. Oczywiście nie muszę chyba przypominać że fundamentalnym utrzymywaniem, o którym naucza tylko Budda i ariya, jest attavadupadana, utrzymywanie wiary w "ja".

I oto przychodzi Ajahn Brahmavamso i mówi nam, że arahaci doświadczają cierpienia, ponieważ wszelka egzystencja (bhava) czy narodziny są cierpieniem. To że istnienie (bhava) jak i narodziny są cierpieniem, jest prawdą znaną tylko ariya, puthujjana, który na rzeczywistość patrzy pod wpływem sakkayaditthi jednakże nie rozumie współzależnego powstawania, gdzie zarówno istnienie jak i narodziny są częścią struktury, która jest determinowana przez ignorancję tutaj i teraz i że ze wstrzymaniem ignorancji tutaj i teraz, następuje wstrzymanie istnienia tutaj i teraz.

Prawdopodobnie większość przecietniaków tak czy tak nie jest w stanie zrozumieć Nauki Buddy. Nie mniej, jeżeli Ajahn Brahmavamso ma w sobie ten potencjał, musi się wpierw wycofać z powszechnego błędu interpretowania doktryny anatta jako przesłania: "nie ma ja", która to interpretacja jest odpowiedzialna za dalsze inne błędne idee dotyczące buddyjskiej praktyki.

Jeżeli ktoś chciałby mu pomóc, powinien spróbować go przekonać, że sytuacja puthujjany nie ma nic wspólnego z brakiem "ja", przeciwnie, każdy puthujjana jest attavadinem i jego własne "ja", nie jest czymś co może on zakwestionować bezpośrednio. Jeżeli stawiam swe "ja" pod znakiem zapytania, to tym samym je afirmuję, gdyż to ja jestem tym, który wątpi we własne istnienie.

Bardzo pomocne może się okazać podejście do problemu ja i samsary, od strony Tathagaty. Bo oto właściwie i zgodnie z prawdą, tak jak mówi nam to Sutta, Tathagata jest nie do odnalezienia, tutaj i teraz. Krótkie i genialne omówienie tego "parakoksu" przez czcigodnego Nanavirę:


[Kwestia tutaj omawiana, czy zgodnie z prawdą „ja” jest do odnalezienia, musi być ściśle i jasno odróżniona od innego pytania, czy saccato thetato Tathagata (czy arahat) jest do odnalezienia.

Gdyż tutaj i teraz Tathagata w rzeczywistości i zgodnie z prawdą jest nie do odnalezienia...(Avyākata Samy. 2 <S.iv,384>).

Powód dla którego Tathagata jest nie do odnalezienia, (nawet tutaj i teraz) jest taki, że jest on rupa, vedana, sańńa, sankhara i vińńana sankhaya vimutto, wolny od rozpoznania jako materia, uczucie, percepcja, determinacje czy świadomość. To dokładnie nie ma miejsca w przypadku puthujjana, który w tym sensie, rzeczywiście i zgodnie z prawdą jest do znalezienia].

Wszystko i na temat. "Ja" czy atta, w formie wiary w ja czy sakkayaditthi, jest częścią struktury ignorancji, i dopóki ta struktura nie zostanie rozbita, puthujjana będzie kontynuował swe istnienie (bhava) jako osoba (sakkaya). Zatem współzależne powstawanie nie ma na celu pokazania, jak mogą mieć miejsce odroczony, skoro nie ma "ja", ale zapobieżenie przyszłym narodzinom attavadina, przez ukazanie mu jego własnej ignorancji co do siebie samego i swego ja, które bierze za pewnik. Ta ignorancja jest obecna u niego tutaj i teraz i tylko tutaj i teraz może zostać zobaczona, na drodze bezpośredniego wglądu. Przeszłość i przyszłość nie mają tu żadnego znaczenia, wręcz odwrotnie, odwoływanie się do przeszłości czy przyszłości tylko zaciemnia sprawę obecnego problemu.

Warto jeszcze zauważyć, że Ajahn Brahmavamso odwołuje się do Sutty z mniszką Vajirą:

Mara Zły:

1.Przez kogo to stworzenie jest uformowane, kto jest twórcą stworzenia?
2.Kto jest powstałym stworzeniem, kto jest stworzeniem co ginie?

Mniszka Vajira:

3. Dlaczego odnosisz się do stworzenia, Maro? Czy angażujesz się w błędny pogląd?
4.To zestaw czystych determinacji, nie da się tu znaleźć żadnego stworzenia.
5.Tak jak na połączenie części jest określenie wóz,
6.Tak i gdy są agregaty, konwencja mówi stworzenie.
7.To tylko cierpienie dochodzi do istnienia, cierpienie co trwa i zanika,
8.Nic poza cierpieniem nie dochodzi do istnienia i nic poza cierpieniem nie ginie.


Z rozbrajajacą, powiedzmy, naiwnością, Ajahn Brahmavamso uważa, że ostatnie dwie linie odnoszą się do arahata i używa ich jako dowód na to że arahat cierpi, dopiero jak umrze to przestanie. Jednak z Sutty jasno wynika, że stawiając pytanie "kto", Mara znajduje się pod wpływem sakkayaditthi i attavadupadana. Mniszka jednakże to co Mara bierze za kogoś, osobę, opisuje w terminach cierpienia. To cierpienie, ale nie dlatego, że nie ma "ja", " ja" jest złudzeniem, i jako takie jest obecne. Kto widzi złudzenie jako złudzenie, widzi że stan puthujjany jest cierpieniem, kto mimo swego egoizmu zaprzecza sam sobie, mówiąc, że nie ma "ja" bez wątpienia ulega złudzeniu i jest skazany na kontynuację samsary.


Tutaj genialne omówienie, krótkiego dialogu między Marą a mniszką Vajirą

Cytatowanie Ajahna Brahmavamso za książeczką The Heart of the Buddha's Teaching

Śmierć i nieśmiertelność





W Suttach napotykamy taki fenomenologiczny opis starości i śmierci:

W różnych stanach istnienia, starość istot, ich podeszły wiek, łamliwość (zębów), siwizna (włosów), pomarszczenie (skóry) schyłek życia i osłabienie organów zmysłowych, oto co nazywa się starością.
W różnych stanach istnienia, zgon, umieranie, odchodzenie, zanik, znikanie, wypełnienie czasu, zanik agregatów - oto co nazywamy śmiercią.Ten opis jest trafny, zgodny z prawdą i wolny od złudzenia. Tyle, że nie wszystko wydaje się tak proste i nieskomplikowane, jak ten opis. Widać to z tej samej Sutty, która mówi:

Jak tylko szlachetny uczeń zrozumie starość i śmierć, powstanie starości i śmierci, wstrzymanie starości i śmierci i drogę prowadzącą do wstrzymania starości i śmierci, w ten sposób jest on człowiekiem o właściwym poglądzie z prostym poglądem, mającym doskonałe zaufanie do Dhammy, będącej prawdziwym obiektem wiary, który osiągnął.Nie powinniśmy próbować rozumieć współzależnego powstawania jako opisu czegoś zewnętrznego, jakiegoś abstrakcyjnego procesu samsary, lecz raczej czuć się zaszczyceni, bo oto Budda zwraca się nie do kogo innego ale do nas samych, i nie mówi nam bynajmniej o tym kim byliśmy ani kim będziemy, ale opisuje nam nasze doświadczenie tutaj i teraz, abyśmy za pomocą tego opisu, zrozumieli naszą obecną sytuację. Nasza ślepota, czy ignorancja, jest nie widzeniem naszej ślepoty, i każdy inteligentny człowiek, musi sam dla siebie zobaczyć i przebić się przez tą podwójną gardę ignorancji, czym jego ślepota jest, co jest tym, o czym nie wie, że tego nie wie. I to da się zrobić tylko przy pomocy podpowiedzi z zewnątrz, na przykład w formie współzależnego powstawania, gdyż współzależne powstawanie to opis doświadczenia zwykłego człowieka, a zwykły człowiek, nie widzi Czterech Szlachetnych Prawd właśnie dlatego, że nie ma wglądu we współzależne powstawanie. Można by rzecz, nie rozumie samego siebie.

I teraz, aby zrozumieć współzależne powstawanie jako strukturę, opisującą moje doświadczenie, powinno się zobaczyć, że choć powyższy opis śmierci sam w sobie jest prawdziwy, to w żadnym razie, brany osobno i odseparowany od kontekstu mojego doświadczenia, nie jest opisem pełnym. Śmierć, tak jak ją widzę, jest zawsze moja. To co tak naprawdę mnie interesuje i czym się przejmuję to moja śmiertelność. Oczywiście przeżywanie swego życia na sposób nieautentyczny, polga właśnie na robieniu wszystkiego, by zapomnieć i ignorować lęk i niepokój związany z własną śmiertelnością, człowiek autentyczny jednak widzi, że śmierć jest problemem. I jeżeli szuka rozwiązania tego problemu u Buddy, nie rozczaruje się. Gdyż cóż innego mówi formuła "z ignorancją jako warunek... starość i śmierć", jeżeli nie to, iż śmierć jest nietrwała, determinowana i powstała współzależnie? Ta determinacja, warunek, z uwagi na który, śmierć odgrywa tak wielką rolę w moim doświadczeniu, nie jest czymś przeszłym, jest obecna tutaj i teraz, co ma tą wielką zaletę, że wraz z usunięciem tej determinacji, ze wstrzymaniem ignorancji, musi natychmiast nastąpić wstrzymanie śmierci. Cały niepokój egzystencjalny, jaki wynikał z obawy przed śmiercią zanika. Oczywiście, początkowy opis pozostaje ważny i prawdziwy, ale tylko w tym sensie, że w pewnym momencie, pewien obiekt świadomości, jeden z wielu innych obiektów, ulegnie rozpadowi, co w języku fenomenologicznym można nazwać śmiercią. Ale ta śmierć nie jest już dłużej moją śmiercią, tak jak i wydarzenie narodzin ciała nie jest stowarzyszone z ideą "ja się urodziłem". To wszystko może być bezpośrednim doświadczeniem każdego kto zobaczył własną ignorancję.

Natomiast pewność przyszłych narodzin u kogoś, kto dalej jest pod wpływem sakkayaditthi, w doświadczeniu którego w strukturę ignorancji wchodzi przekonanie: "ja się urodziłem i ja umrę", które jest determinowane przez bardziej fundamentalne asmimana, czy wyobrażenie "jestem" - to już coś innego. Tą pewność oczywiście sotapanna ma, ale bazuje ona na wierze w Buddę. Oczywiście, nawet to może być widziane bezpośrednio tutaj i teraz i stać się naszym bezpośrednim doświadczeniem, ale wymaga sporego skupienia umysłu i zobaczenia jak istoty po rozpadzie ciała w jednym miejscu, pojawiają się gdzie indziej. Takiej wiedzy może nie mieć nawet arahat.

Podkreślam tą dialektykę "co jest sprawą bezpośredniej wiedzy a co dalej pozostaje wiarą u sotapanny", gdyż ewidentnie każdy inteligentny człowiek powinien zdać sobie sprawę z tego czy się samooszukuje, czy nie, bez tego jest tylko ignorantem ignorującym własną ignorancję.

Jednym z takich nauczycieli jest Ajahn Brahmali, który trzeba mu to przyznać, jeżeli mówi o sprawach niezwiązanych bezpośrednio z właściwym poglądem, nie jest znowu takim złym nauczycielem. Niestety, mając złych przyjaciół, czy też z innych powodów, zdecydował uczyć innych o rzeczach których sam nie rozumie, co samo w sobie nie jest godne pochwały, natomiast w przypadku Dhammy, jest to po prostu odbieraniem nieśmiertelności komuś, kto ma potencjał i ewentualnie byłby w stanie zrozumieć Dhammę, ale nieopacznie pokłada wiarę w nauczyciela, który jest równie ślepy jak on. A co się dzieje, gdy ślepy prowadzi ślepego, wiemy z Nauki Jezusa, niech będzie pochwalony na wieki wieków. No jeszcze nie amen. Ktoś na odosobnieniu, zauważył, że skoro współzależne powstawanie, według Ajahna Brahmali mówi o jakiś przyszłych narodzinach, to sotapanny wiedza o tym musi być choć po części wywnioskowana. A.Brahmali jest na tyle inteligentny, by nie zaprzeczyć tej oczywistości, ale nie na tyle inteligentny, by zobaczyć własną ślepotę objawiajacą się przywiązaniem do poglądów -ditthiupadana-. Tu przypomnę o właściwym podejściu do Sutr. Tylko postawa: "ja się mylę Sutty mają rację", daje nam szansę na powstanie u nas właściwego poglądu. Sutty to głos z zewnątrz, oferujący nam standard właściwego poglądu, i jeżeli nasze poglądy są sprzeczne z Suttami, oznacza to, że są po prostu błędne. A że wiedza sotapanny nie polega na wnioskowaniu i jest bezpośrednim doświadczeniem, to wynika z wielu Sutr. Tu polecam jako przykład tylko SN 12: 49. Sutta ta jasno określa, że ariya "nie myśli, kiedy co jest, co dochodzi do istnienia? ... Raczej ma on wiedzę o tym, niezależną od innych".

Z pewnością Ajahn Brahmali nie myśli, "kiedy wprowadzam innych w błąd i odbieram im nieśmiertelność, co się ze mną stanie w przyszłym życiu?" Niestety nie o ten brak myślenia chodzi we wyglądzie w Cztery Szlachetne Prawdy. Potwierdza to jednak słowa Gomeza Davili, który stwierdził, że wiedza polegająca na zrozumieniu, że się czegoś nie rozumie, przychodzi ludziom najtrudniej.

PS Nie muszę chyba dodawać, że tłumaczenie w podanym linku, nie ma usprawiedliwienia w Pali, i do słowa sankhara, tłumacz już od siebie dodał słowo "volitional".

Sekha jako świadek i obserwator

Praktyka Dhammy polega na stopniowym usuwaniu ignorancji z własnego doświadczenia, transformując nasze doświadczenie zwykłego człowieka w doświadczenie arahata. Zaczynamy praktykę z przekonaniem, iż jesteśmy osobą, która się urodziła w konkretnym miejscu i czasie, szukając ucieczki z mentalnego cierpienia, z jakim nierozłącznie jest związane bycie - bhava -. Po zrozumieniu instrukcji otrzymanych przez Buddę, najpierw porzucamy to przekonanie, to jest porzucamy attavadę, która jest nierozerwalnie związana z sakkayaditthi, i następnie w stosownym czasie, w zależności od nakładu pracy jaki wkładamy w praktykę, jak i poziomu naszego zrozumienia, wraz ze wstrzymaniem koncepcji "jestem" realizujemy nie-zrodzone i nieśmiertelne, osoba (sakkaya) zniknęła, i pozostał tylko element nie-determinowany. Zajmijmy się tu stanem pośrednim, pomiędzy arahatem a zwykłym człowiekiem. Sekha, ariya w treningu, to co ma on wspólnego ze zwykłym człowiekiem, puthujjaną, to wyobrażenie "jestem", to co ma on wspólnego z arahatem, to wiedza o stanie zwykłego człowieka, jak i wiedza o elemencie nie-determinowanym. Nie należy mieć co do tego żadnych wątpliwości, puthujjana nie rozumie własnego stanu tak samo jak nie rozumie arahata, gdyby zrozumiał co to znaczy być puthujjaną, zrozumiałby tym samym stan arahata. Zatem to co jest u sekha obecne, to wyobrażenie "jestem", które jednak nie ucieleśnia się (sakkayaditthi) w "jestem tym, to moje ja". Chociaż implicite jest to oczywistość wynikająca z wielu Sutr, explicite jest to wyraźnie określone prawdopodobnie tylko w Suttcie z Khemaką

Dla lepszego zrozumienia stanu sekha, [patrz także tu] pracy jaką powinien wykonać, proponuję zapoznanie się z wpisami z nauczania Nisargadatty Maharaj. Operuje on takim terminami jak osoba, świadek i przytomność. Osoba w pełni pokrywa się z terminem sakkaya w Pali, świadek to nic innego jak nasz sekha, a terminu awareness, tu tłumaczonego jako przytomność NM używa do opisania doświadczenia arahata, termin ten pokrywa się z vinniana anidassana, świadomością nie wskazującą już dłużej na żaden podmiot czy osobę, gdzie wszelka subiektywność podmiotowa została wstrzymana i tym samym, świadomość nie znajduje już samsarycznego wsparcia. [patrz M22 &36]Ponieważ te trzy stany są ze sobą związane tak jak Szlachetne Prawdy, jeżeli opis sekha / świadka ma być pełny, zarówno osoba jaki i przytomność będą się pojawiać, niemniej główny nacisk położymy jest na doświadczenie sekha / świadka. Pojawiający się czasami "obserwator" to synonim świadka. O obserwatorze i obserwowanym polu, patrz także tutaj.

NM: Człowiek staje się tym, w co wierzy, że tym jest. Porzuć wszelkie idee na temat siebie, a odnajdziesz się jako czysty świadek, ponad wszystkim co może się przytrafić ciału czy umysłowi

NM: Musisz urzeczywistnić siebie jako niewzruszonego, za i ponad mobilnym, milczącego świadka wszystkiego co się wydarza

P: Czy świadek może być bez jakiejkolwiek rzeczy, której byłby świadkiem?
NM: Zawsze jest się świadkiem czegoś, jeżeli nie rzeczy, to jej absencji, bycie świadkiem jest naturalne i nie stanowi problemu. Problemem jest ekscesywne zainteresowanie wiodące do samo-identyfikacji. W cokolwiek się angażujesz, bierzesz to za rzeczywiste [w terminologii NM realne jest synonimem trwałości czy lepiej niezmienności, tym samym dla niego, w tym sensie wszelkie doświadczenie, jako temporalne jest nierzeczywiste. Nie żeby było jakąś złudą, bynajmniej, po prostu jest temporalne, ma początek i koniec].

P: Czy "jestem" jest rzeczywiste, czy nierzeczywiste? Czy "jestem" to synonim świadka? Czy bycie świadkiem jest rzeczywiste czy nierzeczywiste?
NM: To co czyste, niesplamione, bez przywiązania, jest rzeczywiste. To co skażone, zmieszane, zależne i nietrwałe jest nierzeczywiste. Nie daj się zwieść słowom - jedno słowo może nieść ze sobą wiele, nawet wzajemnie sprzecznych znaczeń. "Jestem" które poszukuje przyjemności i wzdraga się przed nieprzyjemnym jest fałszywe, "jestem" widzące przyjemność i ból jako nierozerwalnie ze sobą związane widzi właściwie. Świadek, który angażuje się w to co postrzega jest osobą. Świadek który trwa odosobniony, niewzruszony, i niedotknięty, jest stanowiskiem rzeczywistego, punktem w którym przytomność, jako aspect nie-manifestującego się jest w kontakcie z manifestującym się. Nie może być świata bez świata ani świata bez świadka

P: Czas pożera świat. Kto jest świadkiem czasu?
MN: Ten kto jest ponad czasem, nienazywalne.

NM: Stan oderwanej świadomości to świadomość świadka, "lustrzany umysł". Powstaje i znika wraz z obiektem i nie jest w pełni realny. Jakikolwiek jest jego obiekt, pozostaje niezmiennym, stąd jest również rzeczywistym. Ma udział w obu, rzeczywistym i nierzeczywistym a przez to jest pomostem pomiędzy nimi.

P: Czy poczucie "jestem" jest rzeczywiste, czy nierzeczywiste?
NM: Tym i tym. Jest nierzeczywiste, kiedy mówimy: "jestem tym", " jestem tamtym". Jest rzeczywiste, kiedy mamy na myśli: "Nie jestem tym ani tamtym"

NM: Powiedzieć "nie ja, nie moje" jest zadaniem świadka

P: Czy świadomość świadka jest trwała czy nietrwała?
NM: Nie jest trwała. Znający powstaje i ginie wraz znanym.To w czym zarówno poznający jak i poznawanie się pojawiają, jest ponad czasem. Słowa trwałe czy wieczne, nie mają tam zastosowania.

P: Bycie świadkiem - czyż nie jest to moja rzeczywista natura?
NM: Musi coś być, by być tego świadkiem. Wciąż jesteśmy w obrębie dualności! (...) Wgłąb się i odkryj czym nie jesteś. Nic innego nie ma znaczenia.

NM: Źródło świadomości nie może być obiektem świadomości. Znać źródło to być źródłem. Kiedy urzeczywistnisz to, że nie jesteś osobą, ale czystym i spokojnym świadkiem, oraz że nieustraszona przytomność jest właśnie twoim bytem, jesteś tym bytem.

P: Jako świadek, pracujesz czy spoczywasz?
M: Bycie świadkiem jest doświadczeniem a stan spoczynku to wolność od doświadczenia.
P: Czy nie może to współistnieć, tak jak tumult fal i cisza głębi oceanu?
MN: Poza umysłem nie ma takiej rzeczy jak doświadczenie. Doświadczenie jest stanem dualności. Nie możesz mówić o rzeczywistym jako o doświadczeniu.

P: Jaki nowy czynnik chcesz, bym wniósł do swej praktyki?
NM: Postawę czystego świadka, obserwowania wydarzeń bez brania w nich udziału.
P: Jak to na mnie wpłynie?
NM: Umysłowa słabość wynika z braku inteligencji, braku zrozumienia. Co znowuż jest wynikiem braku uważności. Wysilając się by pozostać czujnym i przytomnym jednoczysz umysł i wzmacniasz go.

NM: Ponad świadkiem znajduje się nieskończona intensywność pustki i milczenia.

... różnica pomiędzy osobą a świadkiem jest jak pomiędzy nieznajomością a znaniem siebie. To nie osoba, która wykonuje praktykę. Osoba tkwi w niepokoju i oporze do samego końca. To świadek pracuje nad osobą, nad totalnością jej złudzeń, przeszłych, obecnych i przyszłych

P: Osoba odchodzi, i pozostaje tylko świadek.
NM: Kto pozostaje, by powiedzieć: "jestem tylko świadkiem?"
Kedy nie ma "jestem", gdzie jest świadek? W bezczasowym stanie nie ma "ja" by przyjąć w nim schronienie.

P: Jaki jest cel pamiętania cały czas, że jest się obserwatorem?
NM: Umysł musi się nauczyć, że ponad poruszającym się umysłem jest tło przytomności, które nie podlega zmianie.

NM: Kiedy siedzisz spokojnie i obserwujesz siebie, wszelkiego rodzaju rzeczy mogą wyjść na wierzch. Nic z nimi nie rób, nie reaguj na nie, tak jak przyszły, tak i odejdą, same z siebie. Wszystko co się liczy to uwaga, totalna świadomość siebie samego, czy raczej swego umysłu.
P: Czy przez "samego siebie" rozumiesz nasze codzienne ja?
NM: Tak, osobę, tylko ona poddaje się obiektywnej obserwacji. Obserwator jest poza obserwacją. Co podlega obserwacji, nie jest rzeczywiście tobą.
P: Zawsze mogę obserwować obserwatora w nieskończonej regresji.
NM: Możesz obserwować obserwację, ale nie obserwatora. Wiesz, że jesteś ostatecznie obserwatorem przez bezpośredni wgląd, a nie poprzez logiczny proces bazujący na obserwacji. Jesteś tym czym jesteś, ale znasz tylko to czym nie jesteś.

NM: Uczucia, myśli i działania przebiegają przed obserwatorem w nieskończonym następstwie, pozostawiając ślady w umyśle i tworząc iluzję kontynuacji. Refleksja w umyśle obserwatora tworzy poczucie "ja" i osoba uzyskuje pozornie niezależną egzystencję. W rzeczywistości, osoba to złudzenie, to tylko obserwator identyfikuje się z "ja i moje". Nauczyciel mówi obserwatorowi: nie jesteś tym, nie ma w tym nic twojego, poza małym punktem "jestem", który jest pomostem pomiędzy obserwatorem i jego snem. "Jestem tym, jestem tamtym, to sen, podczas gdy czyste "jestem" posiada pieczęć rzeczywistego.
P: A co ze świadkiem? Jest rzeczywisty czy też nierzeczywisty?
NM: Tym i tym. To ostatni bastion iluzji, i pierwszy dotyk rzeczywistości.
Powiedzieć: "Jestem tylko świadkiem" jest zarówno prawdą jak i fałszem. To fałsz z uwagi na "jestem" i prawda z uwagi na świadka. Lepiej powiedzieć: "jest (bycie) świadkiem" [there is witnessing]. Z chwilą gdy powiesz "jestem" cały świat dochodzi do istnienia, wraz z jego Twórcą. [Bycie świadkiem nie określa tu statusu ontologicznego, a tylko funkcjonowanie, gdyby zastąpić tu słowo świadek słowem obserwator, "jest obserwowanie" wyjaśniałoby sprawę. Nie znam się na tyle na języku polskim by wiedzieć jak świadka można zamienić na czyste niepersonalne funkcjonowanie, "świadczenie" ewidentnie brzmi niedobrze:)].

NM: Przytomność z obiektem nazywamy bycie świadkiem. Kiedy do tego dochodzi samo-identyfikacja z obiektem, powodowana pożądaniem i lękiem, taki stan nazywamy osobą. W rzeczywistości mamy tylko jeden stan: gdy zniekształcony przez samo-identyfikację nazywa się osobą, gdy zabarwiony poczuciem istnienia (jestem), jest to bycie świadkiem, gdy wolny od zabarwienia i bezgraniczny, jest nazywany Najwyższym.

... praktyka polega na przeniesieniu nacisku ze sztucznej i zmiennej osoby, na niezmiennego i zawsze obecnego świadka.

Brzemię istnienia

Mnisi, pouczę was o brzemieniu, niosącym brzemię, podejmowaniu brzemienia i odkładaniu brzemienia. Słuchajcie i bacznie uważajcie na to co powiem. - „Tak panie”. Zrealizowany rzekł: A co jest brzemieniem? Pięć agregatów utrzymywania, powinno się rzec. Jakie pięć? Agregat materii objęty utrzymywaniem, agregat uczucia objęty utrzymywaniem, agregat percepcji objęty utrzymywaniem, agregat determinacji objęty utrzymywaniem, agregat świadomości objęty utrzymywaniem. To, mnisi, jest nazywane brzemieniem.

A co, mnisi, jest nosicielem brzemienia? Jednostka – powinno się rzec. Ten czcigodny o takim a takim imieniu z takiego a takiego klanu. To jest nazywane nosicielem brzemienia.

A co, mnisi, jest podejmowaniem brzemienia? To te pragnienie co prowadzi do odnowienia istnienia, stowarzyszone z rozmiłowaniem i pożądaniem, szukaniem rozmiłowania to tutaj, to tam, to jest pragnienie zmysłowych przyjemności, pragnienie istnienia i pragnienie nieistnienia. To jest nazywane podejmowaniem brzemienia.

A co, mnisi, jest odkładaniem brzemienia? Jest to zanik bez pozostałości i wstrzymanie tego samego pragnienia, rezygnacja i uwolnienie się od niego, nie opieranie się na nim. To jest nazwane odkładaniem brzemienia. Oto co powiedział Zrealizowany. To powiedziawszy, Pomyślny, Nauczyciel dodał jeszcze to:

Pięć agregatów jest prawdziwym brzemieniem.
Nosicielem jest jednostka.
Podejmowanie brzemienia jest cierpieniem w świecie.
Odłożenie brzemienia jest błogosławieństwem.
Odłożywszy ciężkie brzemię
Bez podejmowania następnego brzemienia,
Wyrwawszy pragnienie z jego korzeniami 
Jest wolny od głodu, w pełni wygaszony.

SN 22: 22


To jedna z Sutr-kluczy do zrozumienia Nauki Buddy. Pojawiają się w niej terminy czy słowa, których dokładne zrozumienie czyni Dhammę mniej tajemniczą. Oczywiście tak naprawdę Dhammę rozumie tylko ariya, jednak puthujjana nie zostaje ariya przypadkowo. W toku studiów nad Suttami, stopniowo oczyszczamy się z błędnych poglądów i przekonań, konfrontując nasze idee z Suttami i porzucając je gdy są z nimi niezgodne. I transformacja, przejście od stanu puthujjany do stanu ariya, wydaje się, że może mieć miejsce, dopiero gdy zwykły człowiek utrzymuje poglądy będące w zgodzie z Dhammą.

I tak, zaglądając do Sutty MN 44, dowiadujemy się, że to co jest tutaj określane jako brzemię, jest w niej określone jako osoba (sakkaya).

Pani, 'osobowość, osobowość' jest powiedziane. Co jest nazwane osobowością przez Zrealizowanego?” „Przyjacielu Visakha, te pięć agregatów objętych utrzymywaniem jest nazywanych przez Zrealizowanego osobowością,Nosiciel brzmienia, to puggala. Często ten termin jest tłumaczony jako osoba. Jeżeli nie mamy jasnego rozróżnienia, powodować to będzie jedynie konfuzję. Jeżeli jednak potrafimy jasno rozróżnić pomiędzy puggala jednostką, jako zbiorem nietrwałych determinacji, co obejmuje każdego puthujjanę jak każdego ariya, po prostu wszyscy są indywidualnymi jednostkami, a osobą sakkaya, co jest złudzeniem bycia podmiotem, kimś co ewidentnie zależy od ignorancji, sprawy powinny się nieco rozjaśnić. Człowiek Nikt, tak jak go przedstawiał Stachura, to właśnie jednostka - puggala - która uwolniła się od brzmienia osobowości, jest nikim.

To rozróżnienie można przedstawić za pomocą słowa być czy istnieć. Rzeczy są i istnieją i ich istnienie nie zależy od ignorancji. Agregaty, takie jak ciało są. Ale puthujjany istnienie jest zależne od ignorancji, a precyzyjniej, oddaje to relacja współzależnego powstawania z utrzymywaniem (upadana) jako warunek, istnienie (bhava). W tym wypadku agregaty nie tylko są same sobie, ale są objęte utrzymywaniem czyli są brane za "ja" i "moje". Ciało już nie tylko jest - tu termin bhava - nie ma zastosowania, ale ja jestem tym ciałem, to moje ciało i ten stan jest już opisywany terminem bhava, istnienie. "Rzeczy są" i "ja jestem", to twierdzenia na różnych poziomach i tylko w tym drugim mamy do czynienia z ignorancją.

Pisałem o tym pewno już parę razy, ale ponieważ to rzeczywiście sprawa o pierwszorzędnej ważności, powtórzenie nie zaszkodzi. Na koniec mała dygresja o znaczeniu słów. Kiedy ktoś oświadczy, że jest nikim; w zwykłym gronie będzie podejrzewany być może o depresję. Na spotkaniu pustelników takie słowa z kolei mogą prowokować albo podejrzenia o arogancję i przecenianie swych duchowych osiągnięć, albo ewentualnie szacunek.

czwartek, 5 lipca 2018

Beznamiętność jest zdrowiem duszy

Dlatego Ojcowie uważają beznamiętność za zdrowie człowieka. „Beznamiętność jest zdrowiem duszy" - pisze Ewagriusz, podobnie jak święty Talasjusz: „zdrowiem duszy jest beznamiętność". A święty Maksym pisze, że kiedy osiągnęła ona beznamiętność, „dusza uświadamia sobie swoje dobre zdrowie".

Beznamiętność jest duchowym zdrowiem człowieka, ponieważ odpowiada ona stanowi, w którym człowiek jest wolny od namiętności, a więc wyleczony ze wszystkich swoich duchowych chorób, ale jest też stanem, w którym człowiek posiada wszystkie cnoty stanowiące, jak to widzieliśmy, jego zdrowie. Jest ona duchowym zdrowiem człowieka, ponieważ jest stanem, w którym wszystkie jego zdolności i moce przestały działać patologicznie w namiętnościach, a w cnotach odnalazły zastosowanie odpowiadające ich prawdziwemu, zgodnemu z ich naturą, celowi. Beznamiętność jawi się w ten sposób jako stan, w którym człowiek odzyskuje swoją własną naturę, zostaje uwolniony od wcześniejszego wyobcowania i odnajduje samego siebie, reintegruje swoje prawdziwe i pierwotne jestestwo, ponieważ z natury jest on beznamiętny i został stworzony przez Boga jako cnotliwy. I tak Doroteusz z Gazy pisze, że „byli przyjaciele Boga, którzy po chrzcie świętym nie tylko wyrzekli się uczynków namiętności, ale zapragnęli pokonać same namiętności i stać się beznamiętnymi (...), których celem było „oczyścić się «z wszelkiej nieczystości ciała i ducha», jak mówi Apostoł (2 Kor 7,1) i którzy wiedzieli, że dzięki przestrzeganiu przykazań oczyszcza się dusza, a duch oczyszczony, można by rzec, odzyskuje wzrok i powraca do swego stanu naturalnego". Zaś święty Grzegorz z Nyssy pisze w podobnym sensie: „Ci, którzy zharmonizują swoje życie z oczyszczeniem chrztu, skierują się ku temu, co stanowi ich głębokie jestestwo. Otóż z czystością ściśle związana jest beznamiętność". „Duch działa zgodnie z naturą, kiedy utrzymuje namiętności podporządkowanymi" - pisze święty Maksym, który pisze jeszcze, że dusza „działa zgodnie ze swą naturą, kiedy jej moce namiętności -[a mianowicie] gniewliwa i pożądliwa - w obliczu przedmiotów i ich wyobrażeń pozostają w spokoju" z jednej strony, a z drugiej strony są całkowicie skierowane ku Bogu. Święty Nicetas Stethatos ze swej strony zauważa, że beznamiętność „przywraca siłom duszy ich ruch naturalny".

Można w ten sposób powiedzieć, że dzięki beznamiętności człowiek odzyskuje doskonałość swojej natury - postać człowieka doskonałego w Chrystusie (por. Ef 4,13). Albowiem „duszą doskonałą jest ta, której siła namiętności działa naturalnie" - pisze Ewagriusz, co powtarza święty Maksym, formułując tę myśl następująco: „Dusza jest doskonała, kiedy jej moc namiętności jest całkowicie zwrócona ku Bogu". Tę formułę dosłownie powtórzyli święci Kalikst i Ignacy Ksantopulos.

Dzięki beznamiętności człowiek odzyskuje wolność, albowiem nie tylko nie podlega już namiętnościom, impulsom, pragnieniom i myślom namiętnym, ale też spontanicznie kieruje się ku dobru, na czym polega, jak to widzieliśmy, prawdziwa wolność. I tak święty Doroteusz z Gazy pisze, że beznamiętność umożliwia człowiekowi bycie „doskonale oswobodzonym i wolnym". Święty Symeon Nowy Teolog opisuje beznamiętnego w następujący sposób: „ten, kto otrzymał od Boga używanie wolności Ducha". Wolność jest tak bardzo związana z beznamiętnością, że wielu Ojców często używa słowa „wolność" dla oznaczenia beznamiętności, zaś wielu tłumaczy nie waha się przetłumaczyć słowo (apateia) jako „wolność wewnętrzna".

Oprócz tego, że daje ona człowiekowi prawdziwą wolność, beznamiętność ustanawia w jego duszy prawdziwy spokój, powoduje, że w jego sercu panuje Boży pokój (por. Kol 3,15). Duchowy spokój i odpoczynek są fundamentalnymi cechami charakteryzującymi beznamiętność do tego stopnia, że często służą one także do jej opisania [Por. Ewagriusz, O praktyce ascetycznej; Podstawowe zagadnienia gnostyckie, IV, 44. Jan Kasjan, który nie używa ani apatheia, ani impassibilitas, posługuje się często wyrażeniem: tranquilitas mentis. Ale pokój, odpoczynek, cisza same nie wystarczają, aby scharakteryzować beznamiętność. Dlatego Jan Kasjan określa jeszcze ten termin kilkoma innymi wyrażeniami, zwłaszcza: puritas mentis. Takie uściślenie jest konieczne, albowiem człowiek mógłby dzięki metodzie umysłowej osiągnąć pewien pokój wewnętrzny (który, co prawda, nie byłby pokojem prawdziwym) nie będąc prawdziwie apateia, nie będąc jednocześnie czystym i cnotliwym. Zauważmy ponadto, że erichia ma rozmaite formy i stopnie, a jej najwyższemu stopniowi odpowiada apathes (zobacz I. Hausherr, Hesychasme et priere, s. 163n).]. Tak właśnie Ewagriusz definiuje beznamiętność jako „spokojny stan duszy rozumnej", święty Maksym jako „stan pokoju", święty Nicetas Stethatos jako „spokojny stan umysłu". Zdrowie ustanowione przez beznamiętność okazuje się wobec tego z jednej strony związane z tym stanem spoczynku, bezruchu i pokoju. Tak właśnie pisze Ewagriusz: „Podobnie jak chory powraca do zdrowia, tak też dusza powraca do odpoczynku", a święty Izaak Syryjczyk odnotowuje: „Pokój jest doskonałym zdrowiem świadomości". Beznamiętny „w głębi duszy utrzymuje swe namiętności w zupełnym spokoju", „zachowuje spokój duszy wobec nieczystych wyobrażeń" i nie podlega już wewnętrznie patologicznemu pobudzeniu, będącemu ich skutkiem. Z drugiej strony, beznamiętność, ponieważ odpowiada ona wyeliminowaniu beznamiętności, oznacza koniec wszystkich konfliktów i wszystkich zrodzonych przez nie w duszy podziałów, a ponieważ odpowiada ona posiadaniu cnót, ustanawia zamiast tego wewnętrzną zgodę i harmonię związaną z tymi ostatnimi. „Nic innego zazwyczaj nie daje pokoju - pisze święty Jan Chryzostom -jak tylko posiadanie cnót, które wyganiają z naszego serca namiętności wraz z zasianym przez nie niepokojem i nie pozwalają człowiekowi walczyć przeciwko samemu sobie". Beznamiętność, jak mówi święty Nicetas Stethatos, „podporządkowuje i uspokaja to, co było podzielone", i to jednoczy, albowiem kładzie ona kres podziałowi i rozproszeniu myśli, pragnień i odczuć człowieka, rozbieżności jego zdolności sprowadzonych do ciała przez namiętności, aby doprowadzić do ich dążenia do wspólnego zejścia się w cnotach ku jednemu jednoczącemu je celowi, a mianowicie ku Bogu. Beznamiętność oznacza koniec wędrówki umysłu po świecie: „Kiedy umysł jest namiętny, błąka się, to znaczy nie zatrzymuje się, by zaspokoić wszelkiego rodzaju pożądania; ale powstrzymuje się on od błądzenia, kiedy stał się beznamiętny". Oznacza ona wręcz przeciwnie jego stabilną koncentrację na duchowej rzeczywistości i jego powrót do serca, od którego się oddzielił, co każe świętemu Janowi Klimakowi powiedzieć: „Przez beznamiętność pojmuję nic innego jak niebo umysłu ustanowione w sercu", podczas gdy samo jego serce stało się ponownie - dzięki oczyszczeniu z namiętności i zdobyciu cnót - miejscem, w którym człowiek odnajduje Boga.

Osiągając beznamiętność, człowiek uczestniczy w tym, co stanowi fundamentalną cechę boską. Tak właśnie święty Jan Klimak zatytułował XXIX stopień swojej Drabiny raju: „O boskiej beznamiętności, naśladującej Boga". Dzięki beznamiętności człowiek osiąga podobieństwo do Boga i jeśli może stać się beznamiętny, to dlatego że odpowiada to naturze, danej przez Boga podczas stworzenia temu, kogo uczynił On na Swój obraz i kto jest przeznaczony stać się bogiem przez łaskę. Cechami upodabniającymi człowieka do Boga są nie tylko brak jakiejkolwiek namiętności wobec rzeczywistości sensualnej i posiadanie cnót, ale też wolność i niezmienność. I tak święty Maksym pisze, że beznamiętny, przez swój umysł, „solidnie przywiązał całą moc swojej duszy do nieruchomej wolności boskiej" i że „należy on odtąd cały do Dobra stabilnego, stałego i zawsze równego sobie samemu ze swej natury" oraz że „z tym Dobrem pozostaje całkowicie niezmienny".

Beznamiętność pozwala człowiekowi dostąpić doskonałej miłości. Ewagriusz zauważa, że ona ją rodzi. A święty Maksym pisze: „Beznamiętność wytwarza doskonałą miłość"; „kto osiągnął szczyt beznamiętności, posiada doskonałą miłość".

Beznamiętność stanowi ponadto to, co pozwala człowiekowi dostąpić duchowej kontemplacji i poznania: najpierw kontemplacji naturalnej, która jest poznaniem rozumów duchowych, po czym poznania Boga.

Beznamiętność jest warunkiem sine qua non tego najwyższego poznania. Święty Maksym pisze na ten temat: „Drogą poznania jest beznamiętność (...). Bez [niej] nigdy nie zobaczy się Pana". Aby poznać rzeczywistość duchową, a tym bardziej samego Boga, człowiek koniecznie musi być czysty (por. Mt 5,8); „doskonała czystość jest fundamentem teologii". Otóż tylko w beznamiętności osiąga się tę doskonałą czystość. Ale można też powiedzieć, że ponieważ jest ona pełnym posiadaniem cnót, beznamiętność stanowi źródło duchowego poznania, albowiem tylko w doskonałości cnót człowiek może poznać Boga. Tak oto pisze święty Maksym: „Ciężki wysiłek cnót w nagrodę otrzymuje beznamiętność i poznanie".



Za: Jean Claude Larchet, Terapia chorób duchowych. Wstęp do tradycji ascetycznej Kościoła prawosławnego Wydawnictwo Bratczyk


(zostały pominięte przypisy)

środa, 4 lipca 2018

Pusty jest świat

Czcigodny panie, jest powiedziane: 'Pusty jest świat, pusty jest świat'. W jaki sposób, czcigodny panie, jest powiedziane 'Pusty jest świat'”.
„To, Anando, ponieważ jest pusty od ja i tego co należy do ja, jest powiedziane 'Pusty jest świat'. SN 35: 85

***
Wszystko co musisz zrobić to przestać brać siebie za będącego w obrębie pola świadomości.

Po prostu patrz i pamiętaj, cokolwiek postrzegasz, nie jest tobą ani twoje. Jest tam, w polu percepcji, ale ty nie jesteś polem z jego zawartością, a nawet nie znającym pole.

Powiedzieć: „Znam siebie” jest sprzecznością w terminach, gdyż to co poznawane, nie może być „mną”.

Nie jesteś niczym, czego jesteś świadomy. Oddaj się pilnie rozbiciu struktury, którą wybudowałeś w swoim umyśle. Co umysł stworzył, umysł musi zniszczyć.

Po zrozumieniu, że cokolwiek pojawia się w polu świadomości, nie może być tobą, poświęcisz się wykorzenieniu wszelkich samo-identyfikacji ...

Jestem jak ekran, czysty i pusty – obrazy padają nań i przemijają, pozostawiając go tak samo czystym i pustym jak przedtem. W żaden sposób ekran nie podlega wpływom obrazów, ani też na nie nie oddziałuje.
P: Kiedy mówisz czysty i pusty, co masz na myśli?
M: Wolność od wszelkiej zawartości. Dla siebie samego, nie jestem ani postrzegalny ani wyobrażalny: nie ma nic na co mógłbym wskazać i powiedzieć: „tym jestem”. Ty identyfikujesz się ze wszystkim tak łatwo: ja znajduję to niemożliwym. Poczucie: „nie jestem tym czy tamtym, ani nie ma niczego mojego” jest u mnie tak silne, że jak tylko rzecz lub myśl się pojawia, od razu przychodzi też poczucie: „tym nie jestem”.
P: Czy chcesz powiedzieć, że spędzasz swój czas powtarzając: „tym nie jetem, tamtym nie jestem”?
M: Oczywiście, że nie. Tylko werbalizuję dla ciebie.

Ciało jest powstałe z jedzenia, tak jak umysł jest powstały z myśli. Zobacz je takimi jakimi są. Nie-identyfikacja gdy naturalna i spontaniczna jest wyzwoleniem. Nie musisz wiedzieć czym jesteś. Wystarczy byś wiedział czym nie jesteś.

Dla drogi powrotnej (nivritti) wyzerowanie siebie jest konieczne.

Tylko dobrze się temu przyjrzyj, wraz z pewnością, że nie możesz powiedzieć o sobie nic prawdziwego poza „jestem” i że nie można wskazać na nic co byłoby tobą, potrzeba tego „jestem” kończy się – już dłużej się skłaniasz się do werbalizowania tego czym jesteś. Wszytko to co potrzebujesz to pozbycie się tendencji do definiowania siebie.


Poczucie bycia, „jestem” wyłania się pierwsze. Zadaj sobie pytanie, skąd ono pochodzi, lub po prostu obserwuj je w ciszy. Kiedy umysł pozostaje w „jestem”, niewzruszenie, wkraczasz w stan który nie może być zwerbalizowany, lecz może być doświadczony. Wszystko czego potrzebujesz, to ciągłe ponawianie prób wejścia w ten stan. W końcu, poczucie „jestem” jest zawsze z tobą, tyle, że przywiązałeś do niego wszelkiej maści rzeczy: ciało, uczucia, myśli, idee, zewnętrzne i wewnętrzne posiadłości etc. Wszystkie te samo-identyfikacje wprowadzają w błąd. Ze względu na nie uważasz się za będącego tym czym nie jesteś.
P: Czym zatem jestem?
M: Wystarczy wiedzieć czym nie jesteś. Nie potrzebujesz wiedzieć tego czym jesteś. Gdyż tak długo jak wiedza oznacza opis w terminach tego co jest już znane, postrzegane, czy konceptualne, takie coś jak samopoznanie nie może mieć miejsca z uwagi na to, że to czym jesteś nie może być opisane inaczej jak przez totalną negację. Wszystko co możesz powiedzieć to: „Nie jestem tym, nie jestem tamtym”, nie możesz powiedzieć: „Oto czym jestem” i pozostać w zgodzie z prawdą. To po prostu nie ma sensu. To co możesz wskazać jako „to” czy „tamto” nie może być tobą. Ani też nie możesz być „czymś” innym. Nie jesteś czymś postrzegalnym czy wyobrażalnym.

M: Pamiętaj, nie możesz porzucić tego czego nie znasz. By wyjść poza siebie, musisz znać siebie.
P: Co to znaczy „Znać siebie”? Poprzez poznanie siebie, dokładnie do jakiej wiedzy dojdę?
M: Wiedzy o tym wszystkim czym nie jesteś.
P: A nie o tym czym jestem?
M: Czym jesteś, jesteś już teraz. Poprzez poznanie tego czym nie jesteś, uwalniasz się od tego i pozostajesz w swym naturalnym stanie. Wszystko to wydarzy się całkiem spontanicznie i bez wysiłku.
P: A co odkryję?
M: Odkryjesz, że nie ma nic do odkrycia. Jesteś czym jesteś, i to wszystko.
P: Ale tak ostatecznie czym jestem?
M: Ostateczną negacją wszystkiego czym nie jesteś.
P: Nie rozumiem!
M: To twoja utrwalona idea, że musisz być czymś, tym lub tamtym, oślepia cię.

M: Można powiedzieć: „jestem”, ale powiedzieć: „jestem tym, jestem tamtym” jest
znakiem braku dociekania, braku egzaminacji, umysłowej słabości czy letargu.

M: Kiedy wszystkie fałszywe samoidentyfikacje są odrzucone, to co pozostaje to wszechobejmująca miłość. Pozbądź się wszystkich idei na swój temat, nawet idei, że jesteś Bogiem. Żadna samoidentyfikacja nie jest uprawniona.

M: Znasz siebie tylko przez zmysły i umysł. Bierzesz się za będącym tym co one sugerują: nie posiadając bezpośredniej wiedzy o sobie, masz zaledwie idee; wszystkie pośrednie, z drugiej ręki, zasłyszane. Cokolwiek o sobie myślisz, że tym jesteś, bierzesz to za prawdę, nawyk wyobrażania sobie siebie jako postrzegalnego i opisywalnego jest u ciebie bardzo silny.

****
Cytaty z rozmów z Maharajem powinny nam uświadomić jaka praca jest do wykonania. Daleki od widzenia rzeczy takimi jakimi są, zwykły człowiek bierze relację "ja i świat" za fundamentalną nie dającą się zakwestionować prawdę. Daleki jest od wizji pustego świata. Widzieć świat pustym od ja i tego co należy od ja, to nic innego jak być ariya, szlachetnym, który porzucił pogląd ucieleśniajacy związany z samo-identyfikacją z jakąś rzeczą w czasie i przestrzeni.

Śmierć Ego jako cel nadający sens życiu

Puthujjana może zaadoptować moralne wartości z jakichkolwiek licznych powodów – wiary w nauczyciela, przez akceptację tradycji czy ustalonych wartości, osobistych filozoficznych poglądów itd, ale w ostatecznej analizie konieczność moralnych wartości, jakkolwiek mocno może odczuwać ich potrzebę, nie jest dla niego sprawą samo-oczywistą. Pod koniec swej książki Jean Grenier pisze:

Faktycznie wszelkie postawy jakie możemy przyjąć rozpatrując sprawę wyboru, załamują się wobec nieobecności prawdy i są tylko desperackimi próbami jej osiągnięcia i w konsekwencji wymuszają działanie. Wszystkie one kończą się tylko na prowizorycznych moralnościach. Wybór, w pełnym sensie tego słowa, „rzeczywisty” wybór jest możliwy tylko jeżeli człowiek ma dostęp do prawdy, jeżeli nie, to są to tylko kompromisy wszelkiego rodzaju.

I Sartre mniej obrazowo konkluduje, że człowiek jest zmuszony z samej swej natury, by zaadoptować wartości tego czy innego rodzaju, i że choć nie może uciec od zadania wybierania, jest on całkowicie odpowiedzialny za swoje wybory (gdyż nie ma Boskiego Dyktatora Wartości) i że nie ma absolutnie nic w jego naturze co mogłoby usprawiedliwić zaadoptowanie raczej tej szczególnej wartości czy zestawu wartości niż tamtego. Puthujjana nie widzi ani zadania do wykonania, które mogłoby usprawiedliwić jego egzystencję ani nawet w ostatecznej analizie tego o stałej refleksji (Heideggera Entschlossenheit – rezolutność akceptacji winy istnienia – robiącą nie więcej niż najlepszą ze złych prac) ani też nie widzi sposobu by doprowadzić swą nieusprawiedliwioną egzystencję do końca. Ariyasavaka przeciwnie, widzi drogę doprowadzającą jego istnienie do końca i widzi on, że właśnie to zadanie usprawiedliwia jego egzystencję.

Nanavira Thera

Zdumiewający warunek ludzkiego żywota! Żyć to znaczy czuć się zmuszonym przez przeznaczenie do wolności, do rozstrzygania o tym, kim w tym świecie będziemy. Nie dana nam jest ani chwila wytchnienia od podejmowania decyzji. Nawet kiedy zrozpaczeni poddamy się losowi, wtedy także postanawiamy niczego więcej nie postanawiać.
A zatem fałszywe jest stwierdzenie, że w życiu „rozstrzygają okoliczności”. Wręcz przeciwnie: okoliczności stawiają nas przed wiecznie nowymi dylematami i zmuszają do ich rozstrzygania. Ale to my rozstrzygamy, rozstrzyga o tym nasz charakter.

Ortega y Gasset

Pierwsze co musimy zrozumieć, to natura doświadczenia. Świadomość jest nierozerwalnie związana z uczuciem i percepcją. To co jest doświadczanie jest odbierane albo jako przyjemne, albo bolesne, albo neutralne. Poprzez działanie świadomość szuka doświadczeń związanych z przyjemnością i stara się unikać tych związanych z bólem. W tym głupiec jak i mądry człowiek są jednakowi. Różnica w inteligencji polega na jakości definicji tego co jest przyjemnością a co jest bólem. Co jest szczęściem a co cierpieniem. I co oczywiste, inteligentny człowiek wybierze trwałe szczęście, i nie zadowoli się - odmiennie niż głupiec - nietrwałym.

I teraz, jeżeli zaczniemy się uważnie przyglądać naszemu doświadczeniu, możemy dostrzec że poruszamy się w zaklętym kręgu, szamocząc się między przyjemnością i bólem. Uciekamy przed tym co nieprzyjemne w doświadczenia odbierane jako przyjemne, ale jako że wszelkie doświadczenie jest temporalne, ma swój początek, trwa przez jakiś czas (w przypadku bogów mogą to być setki tysięcy lat) i koniec. A koniec doświadczenia przyjemnego, jest bolesny, zatem znowu ruszamy na poszukiwanie doświadczeń przyjemnych...

Jednak na drodze wglądu, możemy rozpoznać że o ile ból jest bolesny fizycznie a przyjemność przyjemna, relacja przyjemne/bolesne cielesne uczucie = przyjemne/bolesne mentalne uczucie nie jest nierozerwalną, i nasz wgląd oczywiście potwierdzają Sutty, arahat doświadcza bólu fizycznego ale nie powoduje on u niego mentalnego cierpienia. 

Jedyne wyjście z zaklętego kręgu polega na jasnym rozpoznaniu naszej sytuacji, na zabaczeniu jej struktury. Problem cierpienia nie jest na pierwszym miejscu związany z jakimiś nieprzyjemnymi doświadczeniami, nie jest wielką sztuką uciec od danego konkretnego nieprzyjemnego doświadczenia (no chyba, że znaleźliśmy się w piekle, tu pozostaje nam tylko czekanie). Sztuką jest zobaczenie, że wszelkie doświadczenie zasadniczo trzeba uznać za cierpienie, a to z uwagi na jego temporalność. Zatem, patrząc na doświadczenie okiem Dhammy, nie tyle doświadczamy cierpienia, co cierpimy doświadczenie.

I tak, jeżeli zobaczymy, że poszukiwanie przyjemnych doświadczeń sprowadza na nas ból, i czym przyjemniejsze było doświadczenie, tym większy ból wynikający z jego zakończenia, możemy w znacznej mierze uspokoić świadomość stanem równowagi wynikającej z kultywowania uczucia neutralnego.

Niestety jest pewno doświadczenie, nierozerwalnie związane z bólem i jest nim doświadczanie naszego "ja", którego nie da się usunąć tylko przez kultywowanie stanu równowagi. I o ile zwykły człowiek myśli "ja cierpię" ariya widzi "ja jest cierpieniem".

Nie pora tutaj na omawianie praktyk, lini działania która może doprowadzić do śmierci ego, chrześcijański czytelnik może ponownie przestudiować Kazanie na Górze, i z pewnością znacznie łatwiej pisać o śmierci ego niż odprowadzić do niej we własnym doświadczeniu. Ale przynajmniej trzeba mieć tego jasną wizję, i nie mieć tu żadnych złudzeń. To oczywiście jest zwiaząne ze zrozumieniem doktryny anatta, są buddyści twierdzący, że "nie ma ja", podczas gdy ich ego osiąga kosmiczne rozmiary i co ciekawe wraz z praktyką wydaje się rosnąć ...





wtorek, 3 lipca 2018

Nieśmiertelność obserwatora

Dziwić może fakt, że zajmowaliśmy się problemem poznania, nie poruszając kwestii ciała i zmysłów, czy też, że nie odnieśliśmy się do niej ani razu. Nie jest naszym zamiarem tworzenie nieporozumień dotyczących ciała ani ignorowanie jego roli. Najistotniejsze jest przede wszystkim, zarówno w ontologii, jak i w innych dziedzinach, zachowanie nienaruszalnego porządku w dyskursie. W przypadku ciała, jakakolwiek mogłaby być jego funkcja, ujawnia się ono najpierw jako to, co jest poznawanie. Nie możemy więc odnieść do niego poznania, ani zajmować się nim, zanim nie zdefiniujemy samego poznania, nie możemy też w żaden sposób wywieść z niego poznania w jego fundamentalnej strukturze.

Sartre
Byt i nicość
s. 283

Świadomość jest podstawową egzystencjalną determinacją, nie ma doświadczenia bez udziału świadomości. Oznacza to, że zewnętrzny świat, tak ochoczo badany przez naukowców, jest tylko pewną mentalną konstrukcją, opartą na ignorowaniu roli świadomości w doświadczeniu. Świadomość zależy od dualizmu w imieniu-i-materii, gdzie mamy ciało jako organ percepcyjny świadomości, zaopatrzone w inne organy, takie jak oko, ucho, język, nos; samo ciało jest narządem dotyku. Przez te organy, świadomość poznaje to co wchodzi w zasięg tych organów, obiekty widzialne, dźwięki, smaki, zapachy, i obiekty dotyku.

Zatem, to co zwykliśmy nazywać światem, jest tylko pewnym przejawem w świadomości. Sutty mówią o tym, że choć nie można dojść na koniec świata podróżując, nie można też zakończyć cierpienia, bez tak zwanego końca świata. Kiedy w procesie doświadczenia występuje subiektywna identyfikacja z ciałem i traktowanie go tak: "to moje, tym jestem, to moje ja", otaczające ciało fizyczne rzeczy stają się światem, w którym żyjemy. Można by rzec, że błąd identyfikacji z ciałem, jest błędem śmiertelnym, gdyż cóż nas może czekać w czasie i przestrzeni, w którym ciało jest rozciągnięte?

Jeżeli jednak przyjmiemy postawę oderwanego obserwatora i zaczniemy traktować ciało tylko jako jeszcze jeden z obiektów świadomości, podlegający obserwacji, idea zewnętrznego świata upada. Oczywiście ciało dalej jest w relacji z zewnętrznymi rzeczami, ale wraz z dezidentyfikacją "świat" jest raczej "w nas" niż my w świecie, czymkolwiek, "my", jako obserwator, czy jako świadomość, jesteśmy.

Tu możemy dostrzec piękno Nauki Buddy, o ile nieśmiertelność jest obiektem zainteresowania wielu świadomych istot, i często mówi się o tym co nie-zrodzone, Budda nie odchodząc od natury doświadczenia, a przeciwnie, dokładnie je analizując, jasno wskazuje, że nasza śmiertelność jest tylko wynikiem ignorancji, błędnej interpretacji doświadczenia. Oczywiście poczucie nie-bycia rozciagnietym w czasie i przestrzeni jest czymś bardzo odległym od doświadczenia zwykłego człowieka, ale o ile jest on inteligentny i posiada wiarę, może udanie przekształcić swe doświadczenie i całkowicie uwolnić się od cierpienia. Wiara jest czynnikiem bardzo istotnym, ale w Nauce Buddy nie jest ona bynajmniej ślepa, jest chęcią i gotowością przetestowania lini działania zalecanej przez Buddę.




poniedziałek, 2 lipca 2018

Czym jest inteligencja

Są różne definicje i opisy tego czym jest inteligencja, a jakość danej definicji zależy  od inteligencji definiujacego. Na potrzeby naszego artykułu, złóżmy że inteligencja i mądrość to synonimy. Jednakże powinniśmy podejść do tego inteligentnie. Całkiem możliwe jest napisanie ciekawego artykułu o tym jak inteligencja różni się od mądrości. Dzieje się tak dlatego, że słowa nie są absolutne i mają tylko takie znaczenie jakie im nadamy, zatem by poprawnie zrozumieć autora tekstu, przede wszystkim należy wiedzieć jakie znaczenie przypisuje on używanym przez siebie słowom. Inną rzeczą którą powinniśmy uwzględnić poruszając się po werblnym świecie, to że nie jest on światem ludzkiej egzystencji, takiej jak ją przeżywamy tutaj i teraz. O ile poeta mówi o "zagubieniu w alkoholowej mgle", równie dobrze przywiazujac się do słów możemy się zatracić w ich świecie. Są pewne prawdy, które wydają się na poziomie werbalnym przeczyć sobie nawzajem, i sztuką jest rozpoznanie, że odnoszą się one do różnych poziomów doświadczenia - świadome istnienie wykracza poza obszar logiki. Weźmy taki przykład, związany z naszym tematem, to jest inteligencją. Dwa zdania:

Wraz ze wzrostem mądrości powiększa się nasza samotność; i
Wraz ze wzrostem mądrości nasza samotność zanika.

Oba te zdania są prawdziwe, choć na poziomie werblnym wydają się sobie przeczyć. Jednak, jeżeli pójdziemy za radą Nicolasa Gomeza Davili i uporzadkujemy je hierarchiczne, każde z tych zdań opisuje pewną prawdę na danym poziomie ludzkiego doświadczenia.

Pierwsze odnosi się do tej smutnej prawdy, że większość ludzi po prostu jest niezbyt mądra, i niezdolna do dokonywania poprawnych egzystencjalnych wyborów, (z tego też względu jak nas zapewnia Budda, po śmierci ciała większość ludzi pojawia się ponownie w niższych światach, takich jak piekło, czy łono zwierzęcia, tylko mniejszości udaje się zachować ludzki status). A ponieważ wspomniany nieco wyżej pisarz ma rację:  głupota łączy, inteligencja odosabnia, wraz z praktyką i wzrostem naszej mądrości liczba ludzi z którymi jesteśmy w stanie się porozumieć maleje ("inteligencja jest pociągiem z którego tylko nieliczni nie wysiadają jeden po drugim - na kolejnych stacjach"). I tak stajemy się coraz bardziej osamotnieni...

Jest w tym pewien paradoks, wzrost mądrości wydaje się i jest czymś dobrym, co jednak powinno być związane ze zmniejszeniem się mentalnego cierpienia, a samotność, szczególnie gdy nie jest rezultatem osobistego wyboru, często bywa nieprzyjemna. Jeżeli jednak rozpoznamy, że zdanie to opisuje jedynie pewien rodzaj mądrości nie wychodzący poza doświadczenie zwykłego człowieka, tak zwanego puthujjany, paradoks znika. Drugie zdanie bynajmniej nie zaprzecza prawdzie pierwszego, a odnosi się do doświadczania "arystokracji duchowej", ariya albo Szlachetnych, mających wgląd w Cztery Szlachetne Prawdy. Samotność jest determinowana przez separację, podział doświadczenia na "mnie" i "innych", na "ja" i "świat". To z kolei, jak wiemy ze współzależnego powstawania jest determinowane przez ignorancję. Sotapanna odrzuca ideę bycia osobą istniejącą w czasie i przestrzeni, lecz jego mądrość bazuje jedynie na pewnym doświadczeniu,  dalekim jeszcze do stanu arahata, gdzie niezależnie od właściwego poglądu, negatywne stany emocjonalne mogą być przyczyną mentalnego cierpienia. Jednakże wraz ze wzrostem zrozumienia, mentalne bolesne stany takie jak osamotnienie zmniejszają się. Ostatecznie mądrość całkowicie wypiera ignorancję, i jako że nibbana jest wstrzymaniem istnienia tutaj i teraz, nie ma już nikogo kto mógłby odczuwać osamotnienie.

O ile generalne zrównanie inteligencji z mądrością da się usprawiedliwić nadając odpowiednie znaczenie słowu "inteligencja", tylko niezbyt inteligentni wierzą że IQ odzwierciedla "prawdziwą mądrość". Z pewnością lepiej jest posiadać wysokie IQ niż wierzyć, że Hitler wymordował sześć milionów Żydów, znając dane iż populacja Żydów zarówno przed wojną jak i po wojnie, na kontrolowanych przez Niemców terenach utrzymała się mniej więcej na tym samym poziomie, lecz w końcu to sprawa raczej dość nieskomplikowanej matematyki ...

Mądrość w ludzkim doświadczeniu, tak naprawdę zaczyna się tam, gdzie dokonuje się poprawnych "obliczeń" na temat tego co jest cierpieniem, co jego przyczyną, co jego wstrzymaniem i co jest drogą do wstrzymania cierpienia. To nierozerwalnie związane jest z "samopoznaniem" zalecanym już przez Wyrocznię Delficką, wysokie IQ natomiast może być stowarzyszone że skłonnością do samooszukiwnia się, co oczywiście oddla od zrozumienia samego siebie.

Tu znów musimy zwrócić uwagę na dwuznaczność takich terminów jak "self-knowlege". Opuszczając rejony zamieszkiwane przez przeciętniaków, inteligentny człowiek rozpoznaje "samopoznanie", jako poznanie wszystkiego tego czym nie jest. Z czymkolwiek nie-mądrzy by się zidentyfikowali, jako rzecz rozciągnięta w czasie, przyniesie im śmierć. A śmierć jest cierpieniem; nawet jeżeli nie jest widziana jako anihilacja, to wciąż pociąga za sobą ból wynikający ze zmiany.

Oczywiście, tylko inteligentni widzą zależność śmierci od narodzin, większość ludzi cieszy się z narodzin i smuci śmiercią. Nie tylko, że nie dostrzega bolesności narodzin, większość ludzi, ze wszystkich sił stara się tego nie dostrzec. Z pewnością, inteligencja nie polega na szukaniu szczęścia w czasie i przestrzeni ...