Puthujjana może zaadoptować moralne wartości z jakichkolwiek licznych powodów – wiary w nauczyciela, przez akceptację tradycji czy ustalonych wartości, osobistych filozoficznych poglądów itd, ale w ostatecznej analizie konieczność moralnych wartości, jakkolwiek mocno może odczuwać ich potrzebę, nie jest dla niego sprawą samo-oczywistą. Pod koniec swej książki Jean Grenier pisze:
Faktycznie wszelkie postawy jakie możemy przyjąć rozpatrując sprawę wyboru, załamują się wobec nieobecności prawdy i są tylko desperackimi próbami jej osiągnięcia i w konsekwencji wymuszają działanie. Wszystkie one kończą się tylko na prowizorycznych moralnościach. Wybór, w pełnym sensie tego słowa, „rzeczywisty” wybór jest możliwy tylko jeżeli człowiek ma dostęp do prawdy, jeżeli nie, to są to tylko kompromisy wszelkiego rodzaju.
I Sartre mniej obrazowo konkluduje, że człowiek jest zmuszony z samej swej natury, by zaadoptować wartości tego czy innego rodzaju, i że choć nie może uciec od zadania wybierania, jest on całkowicie odpowiedzialny za swoje wybory (gdyż nie ma Boskiego Dyktatora Wartości) i że nie ma absolutnie nic w jego naturze co mogłoby usprawiedliwić zaadoptowanie raczej tej szczególnej wartości czy zestawu wartości niż tamtego. Puthujjana nie widzi ani zadania do wykonania, które mogłoby usprawiedliwić jego egzystencję ani nawet w ostatecznej analizie tego o stałej refleksji (Heideggera Entschlossenheit – rezolutność akceptacji winy istnienia – robiącą nie więcej niż najlepszą ze złych prac) ani też nie widzi sposobu by doprowadzić swą nieusprawiedliwioną egzystencję do końca. Ariyasavaka przeciwnie, widzi drogę doprowadzającą jego istnienie do końca i widzi on, że właśnie to zadanie usprawiedliwia jego egzystencję.
Nanavira Thera
Zdumiewający warunek ludzkiego żywota! Żyć to znaczy czuć się zmuszonym przez przeznaczenie do wolności, do rozstrzygania o tym, kim w tym świecie będziemy. Nie dana nam jest ani chwila wytchnienia od podejmowania decyzji. Nawet kiedy zrozpaczeni poddamy się losowi, wtedy także postanawiamy niczego więcej nie postanawiać.
A zatem fałszywe jest stwierdzenie, że w życiu „rozstrzygają okoliczności”. Wręcz przeciwnie: okoliczności stawiają nas przed wiecznie nowymi dylematami i zmuszają do ich rozstrzygania. Ale to my rozstrzygamy, rozstrzyga o tym nasz charakter.
Ortega y Gasset
Pierwsze co musimy zrozumieć, to natura doświadczenia. Świadomość jest nierozerwalnie związana z uczuciem i percepcją. To co jest doświadczanie jest odbierane albo jako przyjemne, albo bolesne, albo neutralne. Poprzez działanie świadomość szuka doświadczeń związanych z przyjemnością i stara się unikać tych związanych z bólem. W tym głupiec jak i mądry człowiek są jednakowi. Różnica w inteligencji polega na jakości definicji tego co jest przyjemnością a co jest bólem. Co jest szczęściem a co cierpieniem. I co oczywiste, inteligentny człowiek wybierze trwałe szczęście, i nie zadowoli się - odmiennie niż głupiec - nietrwałym.
I teraz, jeżeli zaczniemy się uważnie przyglądać naszemu doświadczeniu, możemy dostrzec że poruszamy się w zaklętym kręgu, szamocząc się między przyjemnością i bólem. Uciekamy przed tym co nieprzyjemne w doświadczenia odbierane jako przyjemne, ale jako że wszelkie doświadczenie jest temporalne, ma swój początek, trwa przez jakiś czas (w przypadku bogów mogą to być setki tysięcy lat) i koniec. A koniec doświadczenia przyjemnego, jest bolesny, zatem znowu ruszamy na poszukiwanie doświadczeń przyjemnych...
Jednak na drodze wglądu, możemy rozpoznać że o ile ból jest bolesny fizycznie a przyjemność przyjemna, relacja przyjemne/bolesne cielesne uczucie = przyjemne/bolesne mentalne uczucie nie jest nierozerwalną, i nasz wgląd oczywiście potwierdzają Sutty, arahat doświadcza bólu fizycznego ale nie powoduje on u niego mentalnego cierpienia.
Jedyne wyjście z zaklętego kręgu polega na jasnym rozpoznaniu naszej sytuacji, na zabaczeniu jej struktury. Problem cierpienia nie jest na pierwszym miejscu związany z jakimiś nieprzyjemnymi doświadczeniami, nie jest wielką sztuką uciec od danego konkretnego nieprzyjemnego doświadczenia (no chyba, że znaleźliśmy się w piekle, tu pozostaje nam tylko czekanie). Sztuką jest zobaczenie, że wszelkie doświadczenie zasadniczo trzeba uznać za cierpienie, a to z uwagi na jego temporalność. Zatem, patrząc na doświadczenie okiem Dhammy, nie tyle doświadczamy cierpienia, co cierpimy doświadczenie.
I tak, jeżeli zobaczymy, że poszukiwanie przyjemnych doświadczeń sprowadza na nas ból, i czym przyjemniejsze było doświadczenie, tym większy ból wynikający z jego zakończenia, możemy w znacznej mierze uspokoić świadomość stanem równowagi wynikającej z kultywowania uczucia neutralnego.
Niestety jest pewno doświadczenie, nierozerwalnie związane z bólem i jest nim doświadczanie naszego "ja", którego nie da się usunąć tylko przez kultywowanie stanu równowagi. I o ile zwykły człowiek myśli "ja cierpię" ariya widzi "ja jest cierpieniem".
Nie pora tutaj na omawianie praktyk, lini działania która może doprowadzić do śmierci ego, chrześcijański czytelnik może ponownie przestudiować Kazanie na Górze, i z pewnością znacznie łatwiej pisać o śmierci ego niż odprowadzić do niej we własnym doświadczeniu. Ale przynajmniej trzeba mieć tego jasną wizję, i nie mieć tu żadnych złudzeń. To oczywiście jest zwiaząne ze zrozumieniem doktryny anatta, są buddyści twierdzący, że "nie ma ja", podczas gdy ich ego osiąga kosmiczne rozmiary i co ciekawe wraz z praktyką wydaje się rosnąć ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.