"Poznacie prawdę i prawda was wyzwoli", to dictum Jezusa może być rozumiane na wielu poziomach. Często używa się go na witrynach politycznych, i w tym sensie jest przynajmniej na tyle prawdziwe, że system zniewolenia politycznego jaki się coraz wyraźniej wokół nas krystalizuje, jest możliwy wyłącznie z uwagi na to, że większość ludzi wydaje się nie dostrzegać, iż są zniewalani. Ale nawet na tym poziomie można postawić logiczne zastrzeżenie: kto na przykład poznał prawdę o tym, że tak zwana Druga Wojna Światowa miała miejsce tylko dlatego, że Hitler miał czelność psuć jakże dobrze rozwijająy się żydowski biznes produkowania pieniędzy z powietrza a następnie pożyczania ich na procent rządom państw, znany pod nazwą Banku Centralnego, albo o holokaustycznym łgarswie, jest jeszcze daleki od wyzwolenia. A jak będzie się upierał przy swoim, i używał mowy nienawiści - mówisz prawdę i cię za to nienawidzą - całkiem prawdopodobne jest to, że trafi do więzienia.
Na poziomie psychologicznym, dla większości ludzi to zdanie jest nieprawdziwe. By jako tako funkcjonować przeciętny człowiek potrzebuje złudzeń, które pozwalają mu żyć. Jeżeli zaczniemy mu je odbierać, bynajmniej go nie wyzwolimy, wprawadzimy w jego życie tylko chaos. Jak powiada Nicolas Gomez Davila, prawda nie budzi uśpionych umysłów, budzi w nich demony.
Zatem Jezus zwraca się do tych nielicznych, którzy są wystarczająco inteligentni, by dochodzić do prawdy przez porzucenie swoich złudzeń.
I jest pewna prawda, zaprzeczajac lub nie dostrzegając której, jest się skazanym na pozostanie w złudzeniach.
Brzmi ona dość prosto: "Cokolwiek jest podmiotem powstawania, jest podmiotem zaniku.". Jest to prawda stojąca najwyższej w hierarchii prawd, i ma ona zdolność wyzwalającą. Kto ją pozna i zrozumie, nie zazna śmierci na zawsze. Bo ta prawda mówi nam wiele o naturze nieśmiertelności. Cokolwiek stworzonego, cokolwiek ma początek, musi mieć koniec. Niemożliwość istnienia pewnych rzeczy jest strukturalna, możemy być jej pewni, nie ma czegoś takiego jak kwadratowe koło, ani niczego mającego początek, co trwałoby na zawsze.Co było stworzone, zniszczone być może, jak mawiał poeta.
Zdanie Spinozy użyte w tytule mówi nam wiele o naturze subiektywności. Jest coś w nas, tajemnicze poczucie trwałości i wieczności. Jest ono nam tak bliskie i własne, że większość ludzi wydaje się tego nie dostrzegać. A to dlatego, że jest ono obecne raczej na poziomie pre-logicznym. O ile na poziomie logicznym, ludzie mniej lub bardziej chętnie przyznają że są śmiertelni, śmierć bynajmniej nie jest dla nas czymś naturalnym, przeciwnie, jest czymś czego nie powinno być, jeżeli wolisz: jest skandalem metafizyczym.
Zatem chrześcijanin pragnący nie zaznać śmierci na zawsze, powinien oddać się poszukiwaniom swej nieśmiertelnej duszy. Albo jak kto woli, tego czegoś, ukrytego w jego sercu, co jest odwieczne, tego co jako nie powstałe, nie jest podmiotem zaniku.
W książczkach świadków Jehowy możemy dostrzec obrazki raju, gdzie na polance, pasą się sarenki, a nieopodal wylegują się leniwie lwy. Nie wchodząc w takie szczegóły jak to czym tam się żywią lwy, bynajmniej jestem daleki od tego by twierdzić, że taki raj jest niemożliwy. Przeciwnie, sam fakt, że można go sobie wyobrazić, wskazuje na możliwość zaistnienia takiego miejsca. To co niemożliwe to to by takie miejsce prędzej czy później nie uległo dezintegracji.
Co do wieczności piekła, tak jak przysłowiowy wielbłąd, przeciekający się przez ucho igielne, jest w oryginalne sznurem splecionym z sierści wielbłąda, tak też słowo używane na oddanie bardzo długiego czasu zostało przetłumaczone jako "wieczne". To co wieczne nie może być miejscem, lokalizacją w czasie i przestrzeni. Przemija postać świata tego, i nie tylko tego, wszystkiego co jest podmiotem powstawania.
Tragizm ludzkiej egzystencji polega przede wszystkim na sprzeczności. W przeciwieństwie do Jezusa, którego królestwo jest nie z tego świata, ludzie zadomawiają się na tym świecie, pragnąc trwałego szczęścia. Ale to co nietrwałe, nie może być posiadane na wieczność, co jest raczej oczywistą sprzecznoścą. Tragiczna strona ludzkiej egzystencji manifestuje się tym, że to co wieczne, nie widzi alternatywy dla poszukiwania trwałego szczęścia w czasie i przestrzeni.
Wieczność o której mówi Spinoza, najłatwiej postrzec, poprzez zaobserwowanie tego, że doświadczenie zawsze ma miejsce tu i teraz. Porzucając troskę o jutro, jeżeli będziemy w tym wytrwali, dostrzeżemy, że byliśmy w błędzie, projektując swą subiektywność na ciało, które oczywiście ma przeszłość i przyszłość. Tyle że przyszłość ciała to śmierć.
Zatem zaparcie się siebie, jest najlepszą rzeczą jaką można zrobić. Osobowość, to za co człowiek się uważa, jest sprzecznym połączeniem poczucia trwałości, obecnego u każdego człowieka, z ciałem i jego historycznym ruchem, przemieszczaniem się od narodzin do śmierci. Za kogokolwiek się uważam, wszelka taka samo-identyfikacja, nie jest bardziej prawdziwa niż senna rzeczywistość, i nieuchronna śmierć ciała zakończy ten fenomenologiczny sen.
Jednakże tak jak senny świat jest przejawem w świadomości, z chwilą gdy zaczynamy obserwować ciało jako coś obcego, nie swojego, czas i przestrzeń są bardziej w nas, niż my w czasie i przestrzeni.
Tak jak nie ma kwadratowego koła, tak też niemożliwe jest, by osoba żyjąca w czasie i przestrzeni stała się nieśmiertelna. Jest to dobrze rozumiane przez Jezusa, który mówi, gdziekolwiek się znajdziesz, zaprzyj się siebie. Inaczej mówiąc, cokolwiek uważasz za swoją własność, albo swoje "ja" to musisz porzucić.
Nie jest to jakieś specjalne radykalne nauczanie. Choć może się takim jawić tym, którzy w swoim poszukiwaniu trwałego szczęścia w nietrwałych rzeczach czasu i przestrzeni, tak się uzależnili od nietrwałych przyjemności w świecie, że nie widzą alternatywy, jak tylko kontynuować to uzależnienie.
Kiedy Jezus mówi o całkowitej nieobecności pożądania seksualnego, nie jest to bynajmniej jakaś metafora, sama płciowość ostatecznie dotyczy ciała, i umysłu błędnie identyfikujacego się z ciałem. Co więcej samo rozróżnienie "ja" i "ty" opierające się na istnieniu różnych ciał może być wynikiem ignorancji lub jak wolisz, grzechu pierworodnego.
Możemy mówić o dwóch elementach, to co nie ma początku, końca, ani nie podlega zmianie, nazwijmy elementem nie-determinowanym. Wszystko co ma początek i koniec należy do elementu determinowanego.
"Ja" samo w sobie jest puste, innymi słowy, kiedy słyszymy to słowo, nic sobie nie wyobrażamy. To prowokuje nas do determinowania tego czym nasze "ja" jest. I tak tworzymy swój własny wizerunek, tego kim lub czym jesteśmy. Jednakże jakikolwiek byłby nasz wizerunek, jest on stworzony w oparciu o element determinowany. A zatem tak naprawdę jest tylko temporalym snem, o tym kim jesteśmy. Samopoznanie zgodne z widzeniem rzeczy takimi jakimi są, poznanie prawdy o sobie, które jest wyzwalające, musi więc być raczej poznaniem tego czym nie jestem. I nie ma rzeczy w przestrzeni i czasie, samo-identyfikacja z którą nie byłaby związana ze wspieraniem złudzenia, z kontynuacją snu.
***
SN 22: 43
W Savatthi. Mnisi, trwajcie z samymi sobą jako wyspą, z samymi sobą jako schronieniem, bez innego schronienia; z Dhammą jako wyspą, z Dhammą jako schronieniem, bez innego schronienia. Kiedy trwacie z samymi sobą jako wyspą, z samymi sobą jako schronieniem, bez innego schronienia; z Dhammą jako wyspą, z Dhammą jako schronieniem, bez innego schronienia, ta podstawa powinna być przebadana w taki sposób: 'Z czego rodzą się żal, płacz, ból, smutek i rozpacz? Jak się generują?'
A z czego, mnisi rodzą się żal, płacz, ból, smutek i rozpacz? Jak się generują?' Tu, mnisi, niepouczony przeciętniak, nie szanujący szlachetnych i nieobeznany z ich Dhammą, nie szanujący prawdziwych ludzi i nieobeznany z ich Dhammą, uważa materię za ja, czy ja jako posiadające materię, czy materię jako w ja, czy ja w materii. Ta jego materia zmienia się i staje odmienna. Ze zmianą i odmianą tej materii, powstaje u niego żal, płacz, ból, smutek i rozpacz. Uważa uczucie za ja ... percepcję za ja ... determinacje za ja ... świadomość za ja, czy ja jako posiadające świadomość, czy świadomość jako w ja, czy ja w świadomości. Ta jego świadomość zmienia się i staje odmienna. Ze zmianą i odmianą tej świadomości, powstaje u niego żal, płacz, ból, smutek i rozpacz.
Ale, mnisi, gdy zrozumiał nietrwałość materii, jej zmianę, zanik i wstrzymanie i kiedy widzi takim jakim rzeczywiście to jest w ten sposób: 'W przeszłości jak i teraz wszelka materia jest nietrwała, cierpieniem i podmiotem zmiany', wtedy żal, płacz, ból, smutek i rozpacz są porzucone. Z ich porzuceniem, nie staje się poruszony. Będąc nieporuszonym trwa szczęśliwy. O mnichu który trwa szczęśliwy mówi się, że pod tym względem jest wychłodzony. Gdy zrozumiał nietrwałość uczucia ... percepcji ... determinacji ... świadomości, jej zmianę, zanik i wstrzymanie i kiedy widzi takim jakim rzeczywiście to jest w ten sposób:
'W przeszłości jak i teraz wszelka świadomość jest nietrwała, cierpieniem i podmiotem zmiany', wtedy żal, płacz, ból, smutek i rozpacz są porzucone. Z ich porzuceniem, nie staje się poruszony. Będąc nieporuszonym trwa szczęśliwy. O mnichu który trwa szczęśliwy mówi się, że pod tym względem jest wychłodzony.
SN 22: 78
W Savatthi. “Mnisi, wieczorem lew, król zwierząt, wychodzi ze swego legowiska. Po wyjściu, przeciąga się, przemierza wzrokiem wszystkie cztery strony świata i ryczy swoim lwim rykiem trzy razy. Wtedy rusza na łowy.
Kiedy lew, król zwierząt, ryczy, jakiekolwiek zwierzęta słyszą ten dźwięk, to w większości są przepełnione strachem, potrzebą pilności, trwogą. Te które żyją w norach wchodzą do nor; te które żyją w wodzie wchodzą do wody; te które żyją w lesie wchodzą do lasu; i ptaki fruną w górę. Nawet te królewskie słonie, przywiązane mocnymi rzemieniami w wioskach, miasteczkach i stolicach, zrywają i przerywają swe więzy; przestraszone, oddają mocz i kał i uciekają to tu to tam.
Tak potężny, mnisi, jest lew król zwierząt, tak mocarny i władczy.
Tak też, mnisi, kiedy Tathagata pojawia się w świecie, arahat, całkowicie przebudzony, spełniony w prawdziwej wiedzy i prowadzeniu się, pomyślny, znawca światów, niezrównany przywódca ludzi do opanowania, nauczyciel bogów i ludzi, przebudzony, zrealizowany, naucza Dhammy tak: 'Taka jest materia, takie jej powstanie, taki zanik; takie jest uczucie, takie jego powstanie, taki zanik; taka jest percepcja, takie jej powstanie, taki zanik, takie są determinacje, takie ich powstanie, taki zanik; taka jest świadomość, takie jej powstanie, taki zanik'.
Wtedy, mnisi, kiedy ci bogowie którzy są długowieczni, piękni, przepełnieni szczęściem, przez długi czas mieszkający w wspaniałych pałacach, słysząc nauczanie Dhammy Tathagaty w większości są przepełnieni strachem, potrzebą pilności, trwogą: 'Wydaje się, panowie, że jesteśmy nietrwali, choć myśleliśmy o sobie jako o trwałych; wydaje się, że jesteśmy niestali, choć myśleliśmy o sobie jako o stałych, wydaje się, że nie jesteśmy wieczni, choć myśleliśmy o sobie jako o wiecznych. Wydaje się, że jesteśmy nietrwali, niestali, nie-wieczni, w obrębie osobowości'. Tak potężny, mnisi, jest Tathagata, nad tym światem z jego bogami, tak mocarny i władczy”. To zostało powiedziane przez Zrealizowanego. Po powiedzeniu tego, Pomyślny, Nauczyciel, powiedział dalej to:
Kiedy Budda, poprzez bezpośrednią wiedzę
Wprawia w ruch Koło Dhammy,
Niezrównany Nauczyciel w tym świecie
Z jego bogami (ogłaszając):
Wstrzymanie osobowości
I powstanie osobowości,
Jak również Ośmioraką Szlachetną Ścieżkę
Która prowadzi do uśmierzenia cierpienia.
Wtedy ci bogowie o długim okresie życia,
Piękni, przebywający w chwale,
Są dotknięci lękiem, przepełnieni trwogą,
Jak zwierzęta słyszące ryk lwa.
'Nie przekroczyliśmy osobowości;
Wydaje się, że jesteśmy nietrwali'.
(Tak mówią) po usłyszeniu wypowiedzi
Arahata, wyzwolonego, stabilnego.
SN 22: 94
Mnisi, ja nie spieram się ze światem, raczej to świat spiera się ze mną. Ogłaszający Dhammę nie spiera się z nikim w świecie. O tym, na co mądrzy ludzie w świecie zgadzają się, że jest nieistniejące, ja również mówię, że jest nieistniejące. A o tym, na co mądrzy ludzie w świecie zgadzają się, że jest istniejące, o tym ja również mówię, że jest istniejące. A co to jest, mnisi, na co mądrzy ludzie w świecie zgadzają się, że jest nieistniejące, i ja również mówię, że jest nieistniejące? Materia, uczucie, percepcja, determinacje, świadomość co byłyby trwałe, stabilne, wieczne, nie będące podmiotem zmiany; o tym mądrzy ludzie w świecie zgadzają się, że jest nieistniejące, i ja również mówię, że jest nieistniejące. A co to jest, mnisi, na co mądrzy ludzie w świecie zgadzają się, że jest istniejące, i ja również mówię, że jest istniejące? Materia, uczucie, percepcja, determinacje, świadomość co nietrwałe, cierpieniem i podmiotem zmiany; na to mądrzy ludzie w świecie zgadzają się, że jest istniejące, ja również mówię, że jest istniejące.
Jest, mnisi, światowy fenomen w świecie na który Tathagata się przebudził i przez który się przebił. To uczyniwszy, wyjaśnia go, naucza go, proklamuje go, ustanawia go, ukazuje go, analizuje go, naświetla go. A co jest tym światowym fenomenem, na który Tathagata się przebudził i przez który się przebił? Materia, uczucie, percepcja, determinacje, świadomość; to jest światowy fenomen w świecie na który Tathagata się przebudził i przez który się przebił. To uczyniwszy, wyjaśnia go, naucza go, proklamuje go, ustanawia go, ukazuje go, analizuje go, naświetla go. Kiedy jest on tak wyjaśniany, nauczany, proklamowany, ustanawiany, ukazywany, analizowany, naświetlany przez Tathagatę, jeżeli ktoś nie wie i nie widzi, cóż mogę zrobić z tym głupim przeciętniakiem, ślepym i bez wglądu, który nie wie i nie widzi? Mnisi, tak jak niebieski, czerwony czy biały lotos jest zrodzony w wodzie i wzrasta w wodzie, ale wzniósł się ponad wodę, stojąc nie zmoczony przez wodę, tak też Tathagata jest zrodzony w świecie i wyrósł w świecie, ale pokonawszy świat, trwa niesplamiony światem.
***
Jeżeli zrozumiemy „wieczne” (którym dla Kierkegaarda jest zasadniczo Bóg – tj dusza będąca częścią Boga) jako „podmiot” czy „ja” i „to co powstałe” jako całkiem oczywiście nietrwałe „obiekty” w świecie (co jest również w znaczeniu K) sytuacja staje się jasna. To co nazywamy „ja” jest pewną charakterystyką wszelkiego doświadczenia, które wydaje się być wiecznym. Jest całkiem oczywiste, że dla wszystkich ludzi rzeczywistość i trwałość ich „ja” jest brana za absolutnie pewną i rozbieżność o której mówi K jest prosto tą pomiędzy moim „ja” (które automatycznie biorę za trwałe) i aż nadto jawnie nietrwałymi „rzeczami” w świecie, które „ja” usiłuje posiąść. Wieczny „podmiot” dąży do posiadania temporalnego „obiektu” i sytuacja jest od razu zarówno komiczna jak i tragiczna – komiczna, ponieważ coś temporalnego nie może być posiadane na wieczność, i tragiczna, ponieważ wieczne nie może się powstrzymać od czynienia daremnych prób by posiąść temporalne na wieczność. Ta tragi-komedia jest cierpieniem (dukkha) w jego najgłębszym sensie. I to uwolnienie się od tego jest tym czego naucza Budda. Jak? Przez wskazanie, że odwrotnie do naszych naturalnych założeń (które przyjmują, że podmiot „ja”, dalej by kontynuował istnienie nawet gdyby w ogóle nie było obiektów) egzystencja podmiotu zależy od egzystencji obiektu; a skoro obiekt jest jawnie nietrwały, podmiot musi być takiż sam. I od razu gdy domniemany podmiot jest widziany jako będący nie mniej temporalnym niż obiekt, rozbieżność pomiędzy wiecznym i temporalnym zanika (na czterech etapach – sotapatti, sakadagamita, anagamita i arahatta); i z zanikiem rozbieżności dwie kategorie „tragiczna” i „komiczna” również zanikają. Arahat ani się nie śmieje ani nie płacze, i to jest koniec cierpienia (z wyjątkiem oczywiście fizycznego bólu, który znika wraz z rozpadem ciała).
W ten sposób możesz dojrzeć progresywne przesuwanie się z bezmyślnej bezpośredniości (zarówno dziecięcego rozbawienia, które odmawia wzięcia tragicznego poważnie, czy pompatycznej powagi, która odmawia potraktowania humorystyczni komicznego) ku świadomej refleksji (która jest limitem filozofii puthujjana) do pełnej realizacji ariya dhammy (gdzie zarówno tragiczne jak i komiczne ostatecznie giną, by nigdy już nie powrócić).