Wszelkie filozofowanie powinniśmy zaczynać z miejsca gdzie jesteśmy, a w bardziej radykalnym podejściu od faktu, że jesteśmy. Nagi fakt istnienia, moja pewność tego, że jestem, ujęta przez formułę Kartezjusza cogito ergo sum, co Stanisław Lec przetłumaczył ironicznie: "myślę, że jestem", prowokuje mnie do szukania odpowiedzi na pytanie: "kim jestem?". Współczesna psychologia rozpoznaje kilka typów tożsamości, które są związane z tym, jak kto sobie odpowiada na to pytanie. W Nauce Buddy jednakże, wszelka samo-identyfikacja, wszelkie utożsamiane swego "ja" jest błędnym poglądem określanym fachowo jako sakkayadiithi. Sakkayadiithi to przekonanie, że jestem kimś, osobą. To, że praktycznie wszyscy popadają w ten błąd, wynika z bezkrytycznej akceptacji koncepcji "jestem". Jednak gdy przyjrzymy się formule "myślę zatem jestem" jest to tylko, słowami Sartre'a "apodyktyczny refleksyjny dowód myślącego na swe własne istnienie". Zgodnie z Nauką Buddy formuła ta jest prawdziwa tylko o tyle o ile opisuje fundamentalny błąd zwykłego człowieka.
Czy zatem delfickie zalecenie "poznaj samego siebie" nie powinno być rekomendowane? W Nauce Buddy pytania o swe własne istnienie (bhava) są określane jako błędne skierowanie uwagi. Jednakże nie stoi to w bezpośredniej sprzeczności z dlelfickim przykazaniem, gdyż w Dhammie także poznajemy siebie, mianowicie poznajemy czym nie jesteśmy.
Powiedzmy sobie teraz coś o języku i egzystencji. Otóż egzystencja wychodzi poza logikę, co jest domeną języka. Na poziomie werbalnym pewne zdanie jest albo prawdziwe albo fałszywe, natomiast na poziomie egzystencji wiele zależy od tego, kto mówi. I tak Budda informuje nas iż koncepcja "jestem" jest złudzeniem. To może i prawda ... dla Buddy i tych którzy postrzegają Cztery Szlachetne Prawdy. Natomiast czytelnik tego artykułu najprawdopodobniej jest zwykłym człowiekiem, i czego jak czego, ale tego że jest, jest pewien. Co najwyżej może mieć wątpliwości co do tego, czym jest. Nawet wyrafinowany filozof, który podejmie próbę zakwestionowania swej egzystencji, będzie ją afirmował: w końcu to ja jestem tym, kto watpi, że jest. I tu sporym błędem większości buddystów jest lekceważenie koncepcji "jestem", i określanie jej jako "tylko złudzenie". Tym samym popadają oni w podwójne złudzenie, raz, że nie są wolni od postawy "jestem", dwa, że ulegają złudzeniu że postrzegają złudzenie jako złudzenie. Tym samym całkowicie blokują u siebie możliwość wszelkiego postępu w zrozumieniu Nauki Buddy.
Właściwa metoda polega na tymczasowej akceptacji tego, że jesteśmy i poznaniu siebie poprzez poznanie tego, czym nie jesteśmy. Innymi słowy oczyszczaniu "jestem" z naleciałości "jestem tym", "jestem tamtym", "to moje ja". Słowo "moje" nie jest niewinne, domniemane posiadanie wspiera strukturę ignorancji, gdyż sugeruje istnienie podmiotu, osoby, właściciela. Jeżeli akceptuję, że coś jest "moje", afirmuję swe istnienie jako posiadacza, niezależnie od tego kim ten posiadacz według mnie jest.
Rezygnacja z wszelkich posiadłości może wydać się trudna, jeżeli nie niemożliwa. Niestety wszystko ma swoją cenę, Budda określa usunięcie koncepcji "jestem" jako najwyższą przyjemność, i by ją zrealizować musimy zrezygnować z przyjemności posiadania. Jest to zresztą dość wątpliwa przyjemność, gdyż zawsze niesie ze sobą ból rozstania i separacji, tym większy im większe było nasze przywiązanie do nietrwałej rzeczy, a nie ma nic co można by posiadać na wieczność. Zatem "trudność" istnieje raczej w oku obserwatora, i jest ściśle związana z natężeniem ignorancji obecnej w jego doświadczeniu. Wszyscy jesteśmy zorientowani na poszukiwanie przyjemności i unikanie bólu. A jak powiada Nisargadatta Maharaj: "Być to cierpieć, im węższy krąg moich samo-identyfikacji, tym większe cierpienie powodowane przez pożądanie i lęk". Ta wyśmienita i zwięzła sentencja jest ekspresją inteligencji ariya, inteligencji nie posiadanej przez zwykłego człowieka. Człowiek bez wglądu w Cztery Szlachetne Prawdy, bierze swe istnienie - koncepcję "jestem" za fakt absolutny, i co najwyżej może stawiać sobie pytanie: "być albo nie być"?". Dopiero wraz wglądem we współzależne powstawanie i rozpoznaniem cogito ergo sum jako opisu fundamentalnego błędu czynionego przez zwykłego człowieka - puthujjanę - pojawia się u nas właściwa skala przyjemności i bólu.
Cóż zatem możemy zrobić zanim taki wygląd się u nas pojawi? Nic innego jak tylko zaakceptować to że "jesteśmy" i rozpoznać że wszelka samo-identyfikacja z wynikającą z niej tożsamością niesie z sobą sprzeczność, "absolutność" postawy "jestem" jest nie do pogodzenia z wszelką temporalną samo-identyfikacją. Innymi słowy należy zaadoptować postawę "to nie moje, tym nie jestem, to nie moje ja".
Jak zauważył czcigodny Nanavira Thera subiektywność jest formą pasożytniczą na doświadczeniu. Oznacza to że ciało, uczucie, percepcja, intencje, świadomość mogą funkcjonować automatycznie, bez jakiegokolwiek agenta. W terminach organów zmysłowych doswiadczenie może być opisane jako "widzenie", "słyszenie", interpretowanie go w terminach "ja widzę", "ja słyszę", jest samym sercem ignorancji.
Wspomnieliśmy już od różnicy pomiędzy poziomem werbalnym a samą sferą doświadczenia. O ile na poziomie logicznym zdanie może być prawdziwe, co automatycznie wyklucza jego fałszywość, to na poziomie doświadczenia dwa zdania wzajemnie logicznie się wykluczajace mogą być prawdziwe, o ile je uporzadkujemy hierarchiczne.
"Wraz ze wzrostem zrozumienia wzrasta nasza samotność".
"Wraz ze wzrostem zrozumienia zmniejsza się nasz samotność".
"Wraz ze wzrostem zrozumienia zmniejsza się nasz samotność".
Te dwa zdania pozornie się wykluczające, są oba prawdziwe, o ile zrozumiemy, że opisują one odmienne obszary doświadczenia. Pierwsze odnosi się do faktu, że zgodnie z Nauką Buddy większość ludzi nie jest inteligentna, czy też cytując Gomeza Davilę "Inteligencja jest pociągiem, z którego tylko nieliczni nie wysiadają -jeden po drugim- na kolejnych stacjach". Zatem czym bardziej wzrasta nasze zrozumienie, tym mniej jest ludzi "w pociągu" z którymi możemy się porozumieć.
Drugie zdanie odnosi się do poziomu inteligencji ariya, niedostępnej zwykłemu człowiekowi. Sotapanna jak najbardziej może odczuwać pewną samotność opisaną przez pierwsze zdanie, tyle że wraz ze wzrostem zrozumienia, ta samotność się zmniejsza z oczywistego powodu, że wraz z zakończeniem treningu i zrealizowaniem stanu arahata, "jestem" znika i nie ma już nikogo kto mógłby odczuwać samotność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.