To bardzo ważna książka dla
praktykujących Dhammę, dająca możliwość zapoznania się z tym jak
myśli i czuje człowiek mający wgląd w Cztery Szlachetne Prawdy.
Sekha, widzący cierpienie i jego wstrzymanie, nie ma jeszcze pełnej
realizacji, ale jego doświadczenie jest tego typu, że nie może już
zawrócić z drogi do pełnego przebudzenia, choć może się na niej
na jakiś czas zatrzymać, czy nawet popaść w pewien regres –
choć nigdy do punktu w którym traci się wiedzę o Czterech
Szlachetnych Prawdach.
Oczywiście, że Cioran był ariya to
jest moje zdanie. Każdy wybiera sobie nauczycieli i przyjaciół
stosownie do stanu swego zrozumienia i sam też doświadczy
rezultatów swych wyborów. I tak jedni widzą Ajahana Buddhadasę
jako nauczyciela dla zaawansowanych inni się z tym zgadzają, ale
dodają, że raczej chodzi o tych, cierpiących na zaawansowaną
demencję intelektualną. Cóż za piękny egzystencjalny dramat,
przypominający grę w pokera o najwyższe stawki, kto przegra straci
wszystko, zaczynając od ludzkiego statusu, gdyż jeżeli Ajahn
Buddhadasa jest rzeczywiście ariya, obrażanie go w ten sposób
będzie miało tragiczne skutki. No chyba, że ktoś rozumie
Cztery Szlachetne Prawdy i widzi on, że Ajahan Buddhadasa był
ariya, taki ktoś nie gra nawet w otwarte karty, a po prostu widzi oponenta jako już przegranego, a raczej stojącego na przegranej pozycji, bo w samsarze, często mamy czas na korektę naszych poglądów. Faktycznie na tym polega buddyjska praktyka, tj na stopniowym wycofywaniu się z błędnych pozycji, i eliminowaniu złudzeń z własnego doświadczenia.
Przypominam Sutty:
Przy pewnej okazji Zrealizowany
mieszkał w Natika w Ceglanym Holu. Tam Zrealizowany odezwał się do
mnichów tak: „Mnisi!” „Czcigodny panie!”, odpowiedzieli.
Zrealizowany rzekł to: „Mnisi, w zależności od elementu powstaje
percepcja, powstaje pogląd, powstaje myśl”.
Kiedy to zostało powiedziane,
czcigodny Saddha Kaccayana powiedział do Zrealizowanego: „Czcigodny
panie, kiedy, odnośnie do tych którzy nie są doskonale oświeceni,
powstaje pogląd: 'Ci są Doskonale Oświeconymi', w zależności od
czego pogląd ten się pojawia?”
„Potężny, Kaccayano, jest ten
element, element ignorancji. W zależności od podrzędnego elementu,
Kaccayano, powstaje podrzędna percepcja, podrzędny pogląd,
podrzędna myśl, podrzędna wola, podrzędne dążenie, podrzędna
chęć, podrzędna osoba, podrzędna mowa. Wyjaśnia on, naucza,
ustanawia, odsłania, analizuje, naświetla podrzędne. Jego
odrodziny, powiadam, są podrzędne.
W zależności od przeciętnego
elementu, Kaccayano, powstaje przeciętna percepcja, przeciętny
pogląd, przeciętna myśl, przeciętna wola, przeciętne dążenie,
przeciętna chęć, przeciętna osoba, przeciętna mowa. Wyjaśnia
on, naucza, ustanawia, odsłania, analizuje, naświetla przeciętne.
Jego odrodziny, powiadam, są przeciętne.
W zależności od nadrzędnego
elementu, Kaccayano, powstaje nadrzędna percepcja, nadrzędny
pogląd, nadrzędna myśl, nadrzędna wola, nadrzędne dążenie,
nadrzędna chęć, nadrzędna osoba, nadrzędna mowa. Wyjaśnia on,
naucza, ustanawia, odsłania, analizuje, naświetla nadrzędne. Jego
odrodziny, powiadam, są nadrzędne".
SN 14: 13
Mnisi, był raz w Magadhan pasterz, z
natury nierozumny i w ostatnim miesiącu deszczowym, jesienią, bez
przeegzaminowania bliskiego brzegu rzeki Ganges ani jej drugiego
brzegu, poprowadził swe stado tam gdzie nie było brodu do przejścia
na drugi brzeg, tu w kraju Videhan. Wtedy stado zgromadzone razem po
środku rzeki Ganges spotkała klęska i nieszczęście. Dlaczego tak
się stało? Ponieważ pasterz Magadhan, z natury nierozumny w
ostatnim miesiącu deszczowym, jesienią, bez przeegzaminowania
bliskiego brzegu rzeki Ganges ani jego drugiego brzegu poprowadził
swe stado tam gdzie nie było brodu do przejścia na drugi brzeg, tu
w kraju Videhan.
Tak też pustelnicy i bramini nieobeznani z tym światem i innym światem, nieobeznani z tym co należy do Mary i z tym co do niego nie należy, nieobeznani z tym co należy do Śmierci i z tym co do niej nie należy - długo będzie na krzywdę i cierpienie tych co uznają ich za odpowiednich przewodników i odpowiednich do pokładania w nich wiary. M 34
Tak też pustelnicy i bramini nieobeznani z tym światem i innym światem, nieobeznani z tym co należy do Mary i z tym co do niego nie należy, nieobeznani z tym co należy do Śmierci i z tym co do niej nie należy - długo będzie na krzywdę i cierpienie tych co uznają ich za odpowiednich przewodników i odpowiednich do pokładania w nich wiary. M 34
Do jakiego elementu zatem należy
Cioran? Czy był ariya? A może był li tylko znerwicowanym,
wyalienowanym emigrantem z obsesją myśli samobójczych i awersją
do narodzin, zupełnie z resztą nie zrozumiałą, bo jak nas przekonują
współczesności buddyści, życie nie jest znowu takim cierpieniem
i można się w nim całkiem nieźle urządzić, na przykład
nauczając Dhammy?
Trochę cytatów:
Jeśli tyle czytam, to dlatego, że
liczę na spotkanie kiedyś samotności większej niż moja.
Obojętność świadoma, postawa
najwyższa jaką można przyjąć na tym padole.
Ćwiczenie się w niepozostawianiu
śladów to wojowanie ze sobą w każdej chwili – tylko po to, by
uświadomić sobie, że mogłoby się zostać mędrcem, ba, że już
się nim jest.
Wszelako już dawno nabyłam (zgubnego)
przekonania, że jestem jedynym, który zrozumiał wszystko, że
wszyscy inni skazani są na złudzenia. Oprócz Buddy i Pirrona
wszędzie widzę tylko naiwniaków, biednych, błyskotliwych
naiwniaków.
Czytam gdzieś: Neron był uosobieniem
okrucieństwa.
Błąd: Był uosobieniem strachu, a to
zupełnie co innego.
Gdyby można stać się
nieupokarzalnym, rozwiązany byłby główny problem – stalibyśmy
powyżej bogów.
Prawdziwe piekło? - Gdyby niczego nie
było można zapomnieć.
Główne moje doświadczenie na tym
świecie, to doświadczenie Pustki, pustki wszystkich dni, pustki
wieczności.
A jednak to w jego następstwie
zamajaczyły przede mną stany które o bladą zazdrość
przyprawiłyby najczystszego bądź najbardziej szalonego mistyka.
Normalny jest ten, kto przejrzał
tajemnicę swych awersji. Do takiego poznania, do takiej operacji
niewielu jest zdolnych.
Spotykam się z tym lub owym spośród
moich przyjaciół, zżeranym przez ambicję, trwoniącym życie,
zatruwającym sobie egzystencję, harującym ponad siły,
popełniającym wszelkie możliwe nikczemności – po co? Aby o nim
mówiono.
Jeśli słowo
szlachetność coś jeszcze znaczy, to chyba tylko zgodę na śmierć
za przegraną sprawę.
Piekło to być
może tylko świadomość czasu.
„Bóg nie jest
bez winy, skoro stworzył świat” (przysłowie bułgarskie).
Z pewnością
wymyślili je katarzy.
Widząc kto jest
znany, zdumiewam się, że kiedykolwiek sam mogłem mieć na to
nadzieję.
Szczytem życia
duchowego jest wyrzeczenie.
Posiadać dobra to
rzecz poważna; ale tysiąc razy gorsze jest przywiązanie do nich.
Przywiązanie jest bowiem źródłem wszelkiego zła, oderwanie zaś
– przyczyną wszelkich prawdziwych dóbr.
Wszystko co mnie
skłóca ze światem, jest ze mną konsubstancjalne, to mój bagaż
od narodzin, moje dziedzictwo. Bardzo niewiele nauczyłem się drogą
doświadczenia. Moje rozczarowania zawsze mnie poprzedzały.
Od dawna, od
wczesnej młodości wiem, że do niczego się na tym świecie nie
nadaję. Tylko dzięki temu, wyłącznie dzięki temu, uzyskałem
jakiś wymiar religijny. Tak, jestem kimś bez zajęcia „ziemskiego”,
na zewnątrz wszystkiego, co robią inni. Moim powołaniem jest
niespełnienie.
W miarę naszych
postępów „wewnętrznych” maleje liczba tych, z którymi
naprawdę możemy się porozumieć. W końcu tracimy ich
wszystkich i pozostaje nam już tylko całość.
Tym co pociąga
mnie u mistyków, nie jest ich miłość Boga, lecz wstręt do tego
świata; za jego to sprawą wybaczam im wszystkie te błogie
westchnienia, którymi tak szczodrze szafują.
Zachód pociąga
już tylko bluźnierstwo.
Tej nocy myślałem
o rumuńskim słowie „nimicnicie” pochodzącym od „nimic”,
„nic” i wyrażającym odczucie czczości, frustracji, daremności.
Uczucie znicestwienia.
Ludzie idą tylko
za tym, który nie szczędzi im złudzeń. Nigdy nie widziano tłumów
wokół kogoś wyzbytego iluzji.
Dramat ciekawości
(Adam), pożądania (Ewa), zawiści (Kain) – tak zaczęła się
historia, tak się toczy i tak się skończy.
… być na
płaszczyźnie duchowej, to być niczym na płaszczyźnie
świata.
Normalnie
powinienem przestać pisać i pokazywać się. Tak, gdybym żył w
innej epoce. W naszej trzeba zdobyć się na jakieś minimum działań,
żeby nie zdechnąć z głodu. Brak mi moralnej siły do bycia
kloszardem, toteż muszę produkować (albo się produkować) od
czasu do czasu.
To nie tęsknota
za innym światem, to tylko znużenie tym tutaj sprawia, że
interesują mnie religie.
Lepiej zerwać ze
wszystkimi niż łykać jedno upokorzenie za drugim.
Wszelka mądrość
polega na umiejętności przegrywania.
Bogactwo rodzi
zgniliznę.
Najgorsze: czas
wolny. Człowiek mu się nie oprze.
Należałoby się
oswoić z myślą, że nic nie mamy do zyskania żyjąc, ani zresztą
umierając. Wychodząc od tej pewności, można by odpowiednio
zorganizować sobie życie.
Oderwanie to
niestety triumf nad językiem. Tym co nas wiąże z żywymi, jest
umiłowanie słowa.
Przechodząc obok
cmentarza, mówię sobie: Oto miejsce w którym ambicja,
rozczarowanie, ściśnięcie serca, ani … zupełnie się nie liczą.
Ktoś zreplikuje:
ani szczęście, ani radość itd. Dobrze, ale czymże w końcu są
te ślady raju obok tak wyraźnego, tak widomego, a też palącego
pytania, jakie pozostawia wszelka forma nieszczęścia?
...w klęsce
objawia się człowieka. Właśnie tu jest on naprawdę sobą, a nie
w iluzji i arogancji powodzenia. Dlatego bohater jest prawdziwie
bohaterem tylko w swym załamaniu, będącym jego pełnym chwały
pokaraniem.
Oznacza to, że
prawda jest w cierpieniu, albo raczej, że cierpienie jest
prawdą.
Szczęście
umierania bez potomności.
Pustka jest
metafizycznym wymiarem milczenia.
(lub: pustka to
skrajny odcień milczenia)
W recenzji Pokusy
istnienia, amerykański krytyk nazywa mnie „beduinem myśli”.
Mam coś znacznie
więcej niż zmysł metafizyczny, mam chorobliwe poczucie
Verganglichkeit [przemijalności]. Literalnie jestem chory na
powszechną znikomość, nie potrafię się bez niej obyć, jestem
nią intoksykowany. Wszystko jest -zniszczone – do cna, absolutnie.
Tak dogłębnie jestem o tym przeświadczony, że wyciągam stąd
konkluzje sprzeczne: bezmierną pociechę i bezgraniczne
przygnębienie.
Nie tylko wolę
egzystencję marginalną; sam jestem marginalny jako istota. Żyję
na peryferiach gatunku i nie wiem, z kim bądź czym miałbym się
stowarzyszyć.
Nie można by żyć,
gdyby nie przywiązywało się wagi do tego co jej nie ma.
Największy
stopień wolności osiągamy w ekstazie pustki. Przy niej wszystko
jest kajdanem, zniewoleniem, zaprzedaniem się.
Czegoś dobrego
można dokonać tylko będąc nieznanym. Czuję się sobą tylko
wówczas, gdy nie istnieję dla nikogo.
To samo mogę
powiedzieć: myślę o Bogu jedynie wówczas, gdy zrobiłem wokół
siebie próżnię, tak, że nie istnieje już nic oprócz Niego.
Teolog Guardini
stwierdził bardzo trafnie, że „melancholia to coś zbyt
bolesnego, zbyt głębokiego, aż do korzeni wciskającego się w
ludzkie życie, abyśmy mogli pozostawić ją psychiatrom.
Moją misją jest
wytrącenie ludzi z odwiecznego snu, choć wiem, że dopuszczam się
w ten sposób zbrodni i że byłoby tysiąc razy lepiej, gdyby w nim
sobie dalej trwali, skoro po przebudzeniu i tak nie mam im nic do
zaproponowania.
W pewnych krajach
Ameryki Łacińskiej powiada się o człowieku, który właśnie
umarł: „Stał się obojętny”.
Nie robię nic, to
oczywiste. Za to widzę, jak mijają godziny – co może jest lepsze
od ich zapełniania.
„Gdyż dążę
do poznania własnej nicości”. (Pascal)
Zawsze płaciłem
za wszystkie moje błędy – a już z pewnością za ten, że żyję.
Już od dwudziestu
– co ja mówię? - od trzydziestu lat oczerniają mnie, uchodzę za
wyrzutka. Mocny smak niesprawiedliwości. W pewnym sensie wolałbym
nawet, by nie traktowano mnie sprawiedliwie. Sytuacja odrzuconego,
nawet zapomnianego, jest o wiele płodniejsza, niż sytuacja
akceptowanego. Nie zależy mi na życzliwym spojrzeniu bliźnich.
Pod koniec życia
Wolter, zastanawiając się, na czym polega szczęście, odpowiada:
Żyć i umrzeć nieznanym. Ze swej strony widzę, że odkąd mniej
cierpię z powodu tego, że jestem lekceważony, zapomniany,
„nieznany”, czuję się o wiele szczęśliwszy niż przedtem.
tłumaczenie:
Ireneusz Kania