„Naczytałem się już wielu rozmaitych pamiętników, dzienników, memuarów. Można je oczywi ście poukładać w rozmaitych przemądrzałych szuflad kach, w zasadzie jednak robią się dwie kupy z nich. Jedna potężna jest po prostu kopalnią realiów dla wszelkich miłośników staroci, dla starych panien zerżniętych i rzuconych przez historię, dla ludzi nobilitujących swe utyskiwania nad własną nieporadnością; druga, znacznie mniejsza, składa się z takich papierzysk, z których uczy my się żyć. Myśli splatające się w jedno z naukami otrzymanymi w domu, z własnymi przemyśleniami. Refleksje, a więc i morały, z którymi zgadzamy się lub kłócimy, ale które w końcu warunkują nasze widzenie i ro zumienie świata, a co ważniejsze — nasze zachowanie. Życie przecież do końca jest nieustanną kindersztubą”.
Z listu do Zygmunta Mycielskiego po lekturze jego dziennika.
*
„Codziennie kogoś widuję, z kimś rozma wiam, ale to jałowe i tylko podczas rozmowy daje poczucie formułowania zdań, wypowiadania myśli — właściwie wyłącznie gra towarzyska, o niebo lepsza od kart czy dancingu, trochę gorsza od tenisa. Rozmowa tylko wtedy staje się sensowna, spełnia jakąś funkcję, gdy jest prowadzona nieustannie przez długi czas, obsesyjnie obraca się wokół jednej sprawy — nawet jeśli to cały zespół spraw, w istocie łączących się w jedną, jak rozma wialiśmy z Pawłem. Zastępuje wtedy normalne działanie i ewentualnie pozwala coś robić”.
*
„W najgłupszej powieści znajdzie się jedno przynajmniej spostrzeżenie, jakaś refleksja, jeśli nawet banalna, to zaskakująca, bo dla mnie sformułowana wyraźnie po raz pierwszy. Onegdaj w jakimś amerykańskim czytadle: nie wpatruj się zbyt długo w lustro, bo zobaczysz w swojej twarzy coś, czego nikt inny tam poza tobą nie widzi. Ba, żeby mieć lustro, w którym człowiek siebie zobaczy tak, jak go widzą inni!
Ale po namyśle nie jestem pewny, czy to komu do czego potrzebne. To zależy od tego, jak się siebie wymyśla. Ale zawsze wymyśla się w relacji do innych ludzi. Każdy w jakimś zakresie swoich możliwości stara się drugich zmusić do przyjęcia własnej wizji swej osoby. To się nigdy nie udaje do końca, ale zdumiewające, do jakiego stopnia się udaje!”.
*
„Za każdym razem, kiedy wracam do dziennika, głupio mi, że nie piszę systematycznie.
Ale to przecież nie tylko kwestia braku systematyczno ści, ale chyba przede wszystkim głębokiego obrzydze nia na myśl, że te notatki mogłyby się znaleźć w śliskich łapach chociażby tej pary w MSW, z którą musiałem rozmawiać.
Myśląc o tych dwóch funkcjonariuszach (kiedy to było? chyba już ze dwa miesiące temu), widzę moją wyższość i niższość w porównaniu z ich «normalną» klientelą. Przeciętny przesłuchiwany widzi w nich de monów, z tym że jedni uważają ich za tępych opraw ców, drudzy za supermózgi. A ja widzę tylko dalsze po kolenie dobrze mi znanych małych ludzi, którzy w domu czy w knajpie na wódce odprawiają swoje pry watne egzorcyzmy, spowiedzi i zakłamania, bo tylko w biurze czują się autentyczni. I o ile mogę uważać za «wyższość» to, że widzę ich prymitywną złożoność, o tyle «niższością» moją jest to, że ich liche człowieczeń stwo nie pozwala mi żywić do nich nienawiści; nawet nie pogardę. Muszę się tylko litować”.
*
„W kwietniu 1974 pisałem do Marcina [Króla]: «Z historii wcale nie wynika, że wszyscy mają rację, byleby chcieli dobrze. I nie wynika ’co byłoby, gdyby , i nawet nie wynika, jak było naprawdę. Z historii może jedynie wynikać, jakie moralne skutki pociąga za sobą takie lub inne ustawienie się wobec rzeczy wistości»”.
*
„Więcej za wdzięczam tym, od których uczyłem się dobrych manier, niż tym, którzy chcieli mi przekazać swą mądrość.
Do rozmaitych «mądrości» dochodziłem stosunkowo łatwo, czytając nałogowo wszystko, co mi wpadało w ręce. Dobre maniery były najważniejsze jako szkoła dyscypliny psychicznej.
Karpiński W. Henryk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.