wtorek, 23 grudnia 2025

Syjonizm, nazizm i Moloch


„Oczywiste jest, że Izrael nie reprezentuje ani nie przemawia w imieniu wszystkich Żydów na świecie, podobnie jak organizacje żydowskie spoza Izraela, które twierdzą, że reprezentują zjednoczony głos żydowski”. [1]

Wielkie kłamstwo, że antysyjonizm jest równoznaczny z antysemityzmem, jest powtarzane do znudzenia na całym świecie w ostatnich latach.

Dlatego bardzo przydatna jest nowa książka napisana przez żydowskiego naukowca, która całkowicie obala to nieszczere twierdzenie.

Niniejsza praca nosi tytuł ‘Izrael w Palestynie: żydowskie odrzucenie syjonizmu‘ i została napisana przez Jakowa Rabkina, profesora historii na Uniwersytecie w Montrealu.

Książka zaczyna się od mocnego wstępu napisanego przez ambasadora Chasa W. Freemana Jr., byłego zastępcę sekretarza obrony USA.

Potępia on amoralność „izraelskiego militaryzmu, który zbałkanizował Lewant, zrodził ideologię żydowskiej supremacji i doprowadził do bezwstydnego odrzucenia zarówno ducha, jak i praw judaizmu, a także norm i praw międzynarodowych” [2].

Sam Rabkin twierdzi, że syjoniści „odrzucili tradycyjne żydowskie wartości pokoju, sprawiedliwości i współczucia, które przez tysiąclecia kierowały myślą żydowską” [3].

„Roszczenia syjonistyczne dotyczące Palestyny ​​opierają się na dosłownej interpretacji Biblii, która drastycznie odbiega od nauk judaizmu rabinicznego”. [4]

„Ten «izraelizm» – pośrednia identyfikacja z państwem syjonistycznym, kultywowana w wielu szkołach żydowskich, obozach letnich i ruchach młodzieżowych – w wielu przypadkach wyparł tradycyjną tożsamość żydowską, częściowo dlatego, że ta nowa tożsamość jest mniej wymagająca.”

„Tradycyjna tożsamość żydowska opiera się na przestrzeganiu przykazań Tory i obejmuje zarówno zachowania i działania prywatne, jak i publiczne.”

„Izraelizm natomiast nie nakłada żadnych zobowiązań moralnych ani rytualnych, a jednocześnie przekazuje silne poczucie przynależności i zbiorowej dumy”. [5]

Izraelski intelektualista Boaz Evron (1927-2018) uznał, że „ta identyfikacja moralna jest równoznaczna z bałwochwalstwem”, zwłaszcza że według niego „syjonizm jest w istocie zaprzeczeniem judaizmu”[6].

Rabkin twierdzi, że z tradycyjnej perspektywy żydowskiej „fizyczna odbudowa Ziemi Świętej przez bezbożnych może prowadzić jedynie do duchowego i materialnego zniszczenia”. [7]

I cytuje podsumowanie tego poglądu autorstwa Jaakowa Zura: „Syjonizm jest najstraszniejszym wrogiem, jaki kiedykolwiek powstał dla narodu żydowskiego… Syjonizm zabija naród, a następnie wynosi trupa na tron”. [8]

Rabkin uważa zatem syjonizm za „pęknięcie w historii żydowskiej” [9], które zawdzięcza swoją gwałtowną naturę nihilizmowi syjonistów z Imperium Rosyjskiego, którzy „mieli doświadczenia z terrorem politycznym” [10].

Fałszywe utożsamianie Żydów z bytem syjonistycznym „służy głównie celom strategicznym” – twierdzi. [11]

„Wzmacnia ideologię syjonistyczną, podsyca antysemityzm, przedstawiając Żydów za granicą jako współwinnych polityce Izraela i może ostatecznie skłonić Żydów do emigracji do Izraela”. [12]

Przygląda się zupełnie innemu rodzajowi społeczeństwa na terenie dzisiejszego „Izraela”, zanim przybyli pierwsi osadnicy syjonistyczni.

„Palestyna osmańska w połowie XIX wieku była w dużej mierze pokojową prowincją, mozaiką zróżnicowanych grup religijnych, etnicznych i językowych”. [13]

Kwestionuje także samo pojęcie, jakoby kolonizacja syjonistyczna była równoznaczna z „powrotem” wygnanego ludu do ojczyzny.

W rzeczywistości – jak twierdzi – do masowych wysiedleń Żydów w historii prawdopodobnie nigdy nie doszło – „wygnano głównie żydowską elitę polityczną”[14].

Większość chłopów pozostała na miejscu, wytwarzając bogactwo dla imperiów rzymskiego i osmańskiego, podobnie jak miało to miejsce w przypadku imperium babilońskiego.
Rabkin dodaje: „W 1922 roku nikt inny jak sam Dawid Ben-Gurion (1886-1973), przyszły założyciel państwa Izrael, stwierdził, że palestyńscy fellahowie (rolnicy, chłopi) byli najprawdopodobniej najbliższymi biologicznymi potomkami Żydów z I wieku”. [15]

Jak wyjaśnia, na początku żydowskiego „powrotu” do Ziemi Świętej syjoniści nie dominowali w taki sposób, jak dzieje się to dzisiaj.

„Wielu niemieckich imigrantów żydowskich w Palestynie brzydziło się nacjonalizmem etnicznym i militaryzmem, a także wyznawało liberalne, uniwersalistyczne wartości. Byli oburzeni nacjonalistyczną arogancją syjonistów i wynikającą z niej dehumanizacją Arabów”. [16]

„Jednostronne proklamowanie państwa Izrael w 1948 roku przez mniejszość syjonistyczną wbrew woli miejscowej ludności, w tym muzułmanów, chrześcijan i wielu Żydów, nasiliło dyskryminację, wywłaszczenie i deportację setek tysięcy Palestyńczyków, co doprowadziło do niekończących się cykli przemocy”. [17]

Wykładowca akademicki Judah Magnes (na zdjęciu) był zastraszany przez syjonistów za swój sprzeciw wobec nowego, oddzielnego państwa dla Żydów, a po rezygnacji z pracy na Uniwersytecie Hebrajskim i powrocie do USA, ubolewał, że Żydzi na całym świecie „są poddani syjonistycznemu totalitaryzmowi, który dąży do podporządkowania wszystkich swojej dyscyplinie, a jeśli to konieczne – nawet siłą i przemocą”. [18]

Rabkin twierdzi, że przemoc ta była widoczna już przed powstaniem państwa Izrael.

„W latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku władze rabiniczne w Palestynie starały się ominąć rosnący establishment syjonistyczny, dążąc do niezależnego dialogu i odrębnych porozumień z przywódcami arabskimi, co odzwierciedlało wyraźnie odmienne podejście do życia w Palestynie.”

„Mimo to syjoniści napiętnowali tych Żydów jako zdrajców. W 1924 roku członkowie milicji syjonistycznej zamordowali Jacoba de Haana (1881–1924), żydowskiego prawnika, który promował współpracę między ultraortodoksyjnymi Żydami, głównie antysyjonistycznymi w tamtym czasie, a arabskimi notablami.”

„Jego celem było przekonanie władz brytyjskich, że syjoniści są niczym więcej niż bojową mniejszością, która reprezentuje wyłącznie siebie, a także nakłonienie Londynu do uchylenia Deklaracji Balfoura, która popierała utworzenie «żydowskiej siedziby narodowej» w Palestynie.”

„De Haan został zastrzelony, gdy wychodził z synagogi po wieczornych modlitwach.” [19]

W ciągu ostatnich kilku lat świat obudził się i zrozumiał psychopatyczną naturę syjonizmu, lecz prawdę mówiąc, nie jest to nic nowego.

Władimir Żabotyński (na zdjęciu), „rosyjski pisarz, wielbiciel Mussoliniego i założyciel ruchu politycznego, który wydał Benjamina Netanjahu”, odrzucił moralne postępowanie wobec obcokrajowców zalecane w Biblii żydowskiej jako „dziecinny humanizm”[20].

A mściwą i brutalną postawę syjonistów podsumowują słowa poety Josefa Haima Brennera (1881–1921): „Słuchaj, Izraelu! Nie oko za oko. Dwoje oczu za oko, wszystkie ich zęby za każde upokorzenie”. [21]

Komentarz Rabkina: „Duch nieproporcjonalnej zemsty, którego był orędownikiem, żyje nadal w postępowaniu izraelskich żołnierzy, ostatnio w Strefie Gazy”. [22]

Opisując przemoc użytą w celu utworzenia państwa Izrael w 1948 roku, dodaje: „Niektórzy, jak izraelski historyk Benny Morris, który obszernie udokumentował ten okres, żałują, że syjoniści nie „dokończyli dzieła” jak biali osadnicy w Stanach Zjednoczonych, Argentynie czy Australii, którzy albo wymordowali, albo zamknęli większość rdzennej ludności w rezerwatach”. [23]

„W 2014 roku, tuż przed objęciem stanowiska ministra sprawiedliwości, izraelska parlamentarzystka Ayelet Shaked powiedziała o Palestyńczykach w Strefie Gazy: »Muszą umrzeć, a ich domy powinny zostać zburzone, aby nie mogły już mieścić terrorystów. Wszyscy oni są naszymi wrogami, a ich krew powinna być na naszych rękach. Dotyczy to również matek poległych terrorystów«”. [24]

Język i działania państwa syjonistycznego były odrażające w swojej nieludzkiej naturze na długo przed przyspieszeniem, które nastąpiło w październiku 2023r.

Rabkin pisze: „Pokojowe demonstracje mieszkańców Gazy spotkały się ze śmiertelnym ostrzałem ze strony izraelskich żołnierzy stacjonujących po drugiej stronie ogrodzenia granicznego.”

„Gaza była również poddawana regularnym najazdom wojskowym, które Izraelczycy określali mianem „koszenia trawy”. Operacje, które rutynowo pozostawiały setki zabitych i rannych. Ta metafora uosabia dehumanizację Palestyńczyków i lekceważenie ich życia”. [25]

Jak wyjaśnia, rażąca hipokryzja polegająca na rozpętywaniu takiego terroru przy jednoczesnym nazywaniu przeciwników „terrorystami” pogarsza się wskutek innych elementów oszustwa.

Zauważa, że ​​Hamas „zorganizowano pierwotnie przy pomocy izraelskich służb bezpieczeństwa pod koniec lat 80. jako przeciwwagę dla Organizacji Wyzwolenia Palestyny ​​(OWP)”. [26]

Bada również wpływ tzw. Dyrektywy Hannibala na liczbę ofiar śmiertelnych w Izraelu 7 października 2023r.

„Wielu śledczych i zeznania ocalałych sugerują, że w dniu ataku Hamasu izraelskie wojsko otworzyło ogień do Izraelczyków, aby zapobiec ich dostaniu się w ręce Hamasu.” [27]

„Według doniesień izraelscy dowódcy wydali rozkazy, aby wszelkimi możliwymi sposobami zapobiegać porwaniom.” [28]

„Były minister obrony Yoav Gallant przyznał później, że zezwolił na wykonanie na niektórych obszarach Dyrektywy Hannibala podczas ataku.” [29]

Umieszcza to wszystko w kontekście nihilistycznej postawy typowej dla syjonistów z Europy Wschodniej, według których nawet ich własnym ludziom można pozwolić zginąć w imię wyższej Sprawy.

Ben-Gurion miał rzekomo w 1938 roku powiedzieć: „Gdybym wiedział, że wszystkie żydowskie dzieci można uratować, przenosząc je do Anglii, ale tylko połowę, przenosząc je do Palestyny, wybrałbym drugą opcję, ponieważ stawką byłby nie tylko los tych dzieci, ale także historyczne przeznaczenie narodu żydowskiego”. [30]

Rabkin zauważa: „To priorytetowe traktowanie sprawy zbiorowej w zestawieniu z życiem jednostek upodabnia syjonizm do współczesnego Molocha, pozornie nienasyconego i domagającego się coraz większej liczby ludzkich ofiar aż do dziś”. [31]

Chociaż książka jest pełna bardzo przydatnych informacji i analiz, nie zgadzam się ze wszystkimi tezami Rabkina.

Na przykład pisze, że „atak Hamasu w 2023r. dostarczył pretekstu do wdrożenia Planu Decydującego”, podczas gdy ja uważam 7 października mniej za pretekst, a bardziej za zaplanowaną wcześniej fałszywą flagę. [32]

Mówiąc o następstwach, stwierdza: „Masowe, bezładne bombardowania i celowe głodzenie to nie tylko akty zemsty, ale także przemyślane działanie strategiczne mające na celu oczyszczenie Strefy Gazy z jej mieszkańców”. [33]

Ja raczej twierdzę, że w rzeczywistości mamy do czynienia z przemyślanym działaniem strategicznym mającym na celu oczyszczenie Strefy Gazy z jej mieszkańców. Ukrytym, więc rzekomo usprawiedliwionym, aktem zemsty.

Rabkin pisze o roli Żydów jako „narodu wybranego” i o tym, jak „jest ona łatwo wykorzystywana do usprawiedliwiania etnocentryzmu, poczucia wyższości, dumy i rasizmu”[34].

Podkreśla, że ​​w rzeczywistości „pojęcie to nie implikuje żadnej wewnętrznej wyższości, lecz wskazuje raczej na określone obowiązki moralne i rytualne”. [35]

Na poparcie tego stwierdzenia cytuje (nienazwanego) byłego naczelnego rabina Wielkiej Brytanii, który powiedział: „Żydzi zostali wybrani przez Boga, aby być „wyjątkowymi dla Mnie” jako pionierzy religii i moralności; to było i jest ich narodowym celem”. [36]

Dla mnie to nadal jest „etnocentryzm, poczucie wyższości” – dlaczego Żydzi mają uważać, że mają prawo narzucać reszcie ludzkości swój szczególny sposób postrzegania rzeczy?

Jak już wcześniej omawiałem, judaistyczny pogląd religijny jest wprost przeciwny wszelkiej duchowości opartej na naturze i bardzo ściśle powiązany ze światopoglądem „naukowym” i „racjonalnym”, który towarzyszył rozwojowi imperializmu przemysłowego. [37]

Rabkin stara się także oddzielić syjonizm od żydowskości, twierdząc, że jest on częścią całości „zachodniego” imperializmu. [38]

Podkreśla wręcz: „Obywatele krajów zachodnich, którzy szczycą się swoją wyższością moralną i wartościami cywilizacyjnymi, muszą wziąć pod uwagę swoją własną odpowiedzialność za to, czym Izrael jest i co robi.”

„Praktykując apartheid i dopuszczając się zbrodni wojennych przeciwko ludności cywilnej przez długi czas, Izrael stał się najnowszym wyrazem tego, co Europejczycy i ich potomkowie robili rdzennej ludności na całym świecie przez stulecia.” [39]

Oczywiście całkowicie zgadzam się z bliskimi związkami syjonizmu i imperializmu, o czym świadczy użycie przeze mnie terminu „ZIMperializm” [40], ale ostateczna odpowiedzialność, jaką sugeruje Rabkin, wydaje mi się nie na miejscu, gdy spojrzymy na siły finansowe i handlowe stojące za „zachodnim” imperializmem i ich szczególnym interesem w Izraelu.

Nazwisko Rothschild wymienione jest w książce tylko raz, w cytacie innego autora.

Rabkin próbuje nawet zrzucić winę za powstanie syjonizmu na chrześcijan, argumentując: „Chociaż Ziemia Izraela z pewnością zajmuje centralne miejsce w tradycji żydowskiej, to przede wszystkim chrześcijanie, począwszy od XVII wieku, starali się „zgromadzić Hebrajczyków w Ziemi Świętej”.

„Tak więc wczesna forma syjonizmu, «syjonizm avant la lettre», nie została wymyślona przez Żydów, lecz przez ewangelików. Ich celem było przyspieszenie drugiego przyjścia Chrystusa i nawrócenie Żydów na chrześcijaństwo”. [41]

Tak, ale kto stał za tym dziwnym odchyleniem w teologii chrześcijańskiej?

Chciałbym polecić profesorowi Rabkinowi esej „Żydzi i judaizm w Hartlib Circle” autorstwa profesora Josefa Kaplana z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie, który streściłem w moim eseju o niewidzialnym kolegium w XVII-wiecznej Anglii. [42]

Podobne pytania z pewnością należy zadać w odniesieniu do „ogromnego poparcia, jakim cieszy się obecnie państwo Izrael w Stanach Zjednoczonych i innych krajach, gdzie protestanci ewangeliczni liczą setki milionów i stanowią potężną siłę pro-izraelską”. [43]

Uważam, że Rabkin nigdy nie opisuje wszystkiego do końca. Cegiełki dowodów nie są spojone zaprawą ogólnego zarysu, który nadałby sens całej sprawie.

Kieruje nas ku ważnym pytaniom, a potem pozostawia samym sobie, byśmy sami znaleźli odpowiedzi – choć być może jest to celowa technika dydaktyczna!

Mam ochotę go zapytać:

- Jak to możliwe, że podczas gdy żydowscy krytycy Izraela mogą być „wykluczeni z głównego nurtu społeczności żydowskich”, w krajach, nad którymi syjonizm oficjalnie nie sprawuje kontroli, ludzie mogą być „zwalniani z uniwersytetów i usuwani z mediów i agencji rządowych”? [44]

- Jak to możliwe, że Izrael „czuje się uprawniony do ingerencji w sprawy wewnętrzne innych krajów, żądając tłumienia aktywizmu propalestyńskiego” i może stosować „wyrafinowane metody monitorowania i atakowania studentów propalestyńskich, pracowników naukowych i programów nauczania na uniwersytetach”? [45]

- Dlaczego „wiele zachodnich rządów podjęło działania mające na celu ograniczenie wolności słowa, likwidację obozowisk i tłumienie innych form protestu”? [46]

- Kiedy pisze, że „za wszelką cenę zapewniona jest supremacja syjonistyczna, w tym tłumienie swobód demokratycznych pod pretekstem walki z antysemityzmem, zarówno w Izraelu, jak i w państwach sprzymierzonych z Izraelem”[47], co tak naprawdę oznacza termin „sprzymierzony z Izraelem”?

- Dlaczego właściwie Izrael cieszy się „poczuciem bezkarności, wytworzonym i wzmocnionym przez niezachwiane wsparcie i współudział Zachodu”? [48]

- Jak to możliwe, że nawet w przypadku mediów nieizraelskich „relacja prasowa na temat Palestyńczyków jest ściśle kontrolowana za pomocą różnych mechanizmów i pozostaje niezwykle skuteczna” i że „widmo oskarżeń o antysemityzm wisi nad dziennikarzami, których kariery cierpią, jeśli ich narracje, a nawet dobór terminologii, odbiegają od oficjalnej linii Izraela”? [49]

- Lobbing syjonistyczny z pewnością „zabezpiecza interesy Izraela w amerykańskich wyborach na każdym szczeblu” i stanowi „zagraniczną ingerencję polityczną” [50], ale czy ta ogromna siła naprawdę pochodzi z małego państwa Bliskiego Wschodu?


- Dlaczego Izrael i USA są „złączone biodrami”, a „w Niemczech poparcie dla Izraela zostało podniesione do rangi racji stanu [Raison d’Etat], która góruje nad wszystkimi innymi względami prawnymi i moralnymi”? [51]

- Jakiego rodzaju wpływy mogą zapewniać to, że „tylko garstka krajów ostatecznie zerwała stosunki dyplomatyczne z Izraelem w związku z wojną w Strefie Gazy”? [52]

- Jakie wnioski możemy wyciągnąć z faktu, że dwa lata później „Rosja, Chiny i znaczna część Globalnego Południa wyraziły zdecydowaną dezaprobatę wobec skali zniszczeń i cierpień ludności cywilnej w Strefie Gazy, ale w chwili pisania tego tekstu rządy te nie podjęły żadnych konkretnych kroków w celu powstrzymania przemocy”? [53]

- Czy Rabkin naprawdę uważa, że ​​bezkarność Izraela wynika z jego nihilistycznej „opcji Samsona” – ponieważ „żaden kraj na świecie nie jest gotowy zaryzykować ataku nuklearnego, aby wyzwolić Palestyńczyków”? [54]

- Jaka globalna projekcja może stać za „roszczeniem Izraela, by być nie tylko państwem swoich obywateli, ale państwem narodu żydowskiego na całym świecie”? [55]

Rabkin wyraźnie zauważa, że ​​powody tak powszechnego „współudziału i, szerzej rzecz biorąc, poparcia dla Izraela ze strony klas rządzących w wielu krajach świata z pewnością zasługują na głębsze zbadanie”. [56]

Właściwie, to nad tym pracowałem już od kilku lat!

Zauważa, że ​​„Izrael nadal cieszy się wsparciem wielu niezwykle bogatych i, co za tym idzie, wpływowych ludzi”. [57]

I odnosi się do „miliarderów syjonistycznych” [58], którzy „mobilizują imponujące fundusze, aby stłumić krytykę Izraela” [59].

Uważam jednak, że omija on sedno problemu, gdy mówi, że poparcie dla Izraela „ma tendencję do wzrostu wraz z dochodami i koreluje z klasą społeczno-ekonomiczną”. [60]

„Odzwierciedla to rosnący podział między najbogatszym jednym procentem a resztą społeczeństwa, gdzie wpływ elit, często wywierany bezpośrednio lub pośrednio na decyzje rządowe, często nie jest zgodny z poglądami lub interesami większości”. [61]

Rabkin twierdzi, że jest to „deficyt demokratyczny” – „rosnąca przepaść między wolą społeczeństwa a interesami klasy rządzącej”[62].

Powiedziałbym, że tak naprawdę opisuje on narastającą świadomość, że wszyscy jesteśmy okupowani przez ZIM, syjonistyczno-satanistyczną mafię imperialistyczną.

To właśnie czysta groza psychopatii syjonistycznej otworzyła oczy tak wielu osobom na prawdę, która przez tak długi czas była ukrywana.

Jak mówi Rabkin: „Wyzywająca postawa Izraela na arenie międzynarodowej jest teraz w pełni widoczna dla całego świata. Nic nie wydaje się święte ani niedostępne”. [63]

Syjoniści są ewidentnie winni popełnienia tego, co profesor John Mearsheimer w lipcu 2025r. określił jako „jedną z największych zbrodni w historii nowożytnej”. [64]

I oczywiście jej główną „bronią masowej dywersji, narzędziem utrudniania wysiłków mających na celu powstrzymanie ludobójstwa” [65] jest zawsze wrzask o antysemityzmie, nazizmie i Holokauście.

Rabkin mówi: „Kiedy Izraelczycy wskazują, że liczba Żydów zabitych przez Hamas 7 października była najwyższą w ciągu jednego dnia od czasów Holokaustu, to makabryczne porównanie wzmacnia ideę, że antysemityzm jest jedyną siłą napędową palestyńskiego oporu”. [66]

„Militaryzacja zbiorowej traumy trwa nieprzerwanie, dając Izraelowi „nieskończoną licencję”. Można zatem przewidzieć, że większość Izraelczyków przedstawia Hamas, a co za tym idzie, wszystkich Palestyńczyków, jako nazistów”. [67]

Jednak prawda o rzeczywistym związku syjonizmu z nazizmem staje się dziś oczywista.

Rabkin pisze, że „coraz większa liczba Żydów przyjmuje judaizm narodowy, czyli dati-leumi w języku hebrajskim, stosunkowo nową formę judaizmu zakorzenioną w Izraelu”. [68]

Twierdzi, że ma to niewiele wspólnego z judaizmem tradycyjnym i zauważa: „Wyznawcy judaizmu narodowego mogą mieć więcej wspólnego z tymi, którzy idealistycznie przyjęli narodowy socjalizm w Niemczech i skończyli na dopuszczeniu się ludobójstwa”. [69]

Przedstawiając pewien kontekst historyczny, opisuje „militarystyczną” kulturę syjonistyczną w Palestynie w latach 30. XX wieku, która szokowała niemieckich Żydów uciekających przed reżimem nazistowskim, którzy „wiedzieli, jak rozpoznać faszyzm”. [70]

Opowiada także o wizycie czołowego urzędnika SS w koloniach syjonistycznych w Palestynie wkrótce po dojściu Adolfa Hitlera do władzy – podróż tę uczciła gazeta Josepha Goebbelsa „Angriff”, a nawet wydano pamiątkowy medal z Gwiazdą Dawida po jednej stronie i swastyką po drugiej. [71]

Jak wyjaśnia Rabkin, stało się tak z powodu ścisłej współpracy nazistów i syjonistów w Niemczech.

„Kurt Tuchler, przywódca Niemieckiej Federacji Syjonistycznej, zaprosił barona Leopolda Eldera von Mildensteina, wysoko postawionego oficera SS, do pisania pro-syjonistycznych artykułów dla prasy nazistowskiej.”

„Baron, «żarliwy syjonista», który uczestniczył w kongresach syjonistycznych i później zwerbował Adolfa Eichmanna do Biura Żydowskiego Sicherheitsdienst (SD, nazistowskiej służby bezpieczeństwa), zgodził się pod warunkiem, że najpierw odwiedzi on kolonie syjonistyczne w Palestynie”. [72]

„Jacob Boas pisze, że von Mildenstein „wspierał ekspansję wpływów syjonistycznych wśród Żydów niemieckich, którzy pomimo opresyjnych warunków, w jakich żyli, nadal nie wykazywali wielkiej chęci emigracji do Palestyny”. [73]

„Tym, co ich połączyło w tej podróży do Palestyny, było wspólne pragnienie, motywowane radykalnie różnymi celami, aby uczynić Niemcy „wolnymi od Żydów”, lub jak mówili naziści, Judenrein.”

„Tam, gdzie narodowi socjaliści nie wypracowali jeszcze rozwiązania «kwestii żydowskiej», syjoniści, ze swoją ambicją utworzenia żydowskiej ojczyzny i sponsorowaniem żydowskiej emigracji do Palestyny, mieli odpowiedź”. [74]

To nie jest prawdą. Naziści i syjoniści nie mieli „radykalnie różnych celów”, lecz dokładnie te same, ponieważ reżim nazistowski był potworem stworzonym przez sam ZIM, co Jim Macgregor i John O’Dowd ostatecznie wykazali w 2025 roku. [75]★

Cele Projektu Hitler były różnorodne, ale jednym z najważniejszych było umożliwienie utworzenia – i sfinansowania przez Niemcy – państwa Izrael.

Wszystko to było zaplanowane z wyprzedzeniem, co przerażająco potwierdzają słowa Williama Hechlera, anglikańskiego kapelana w brytyjskiej ambasadzie w Wiedniu, cytowane przez Rabkina, który zainspirował Theodora Herzla do zapoczątkowania ruchu syjonistycznego i przedstawił go kilku europejskim władcom na przełomie XX wieku.

Pod koniec życia, w 1931 roku, zwierzył się swemu żydowskiemu przyjacielowi: „Część europejskiego żydostwa ma zostać spalona w intencji zmartwychwstania waszej biblijnej ojczyzny”. [76]

________________

Zionism, Nazism and Moloch, Paul Cudenec, December 16, 2025

[1] Yakov Rabkin, Israel in Palestine: Jewish Rejection of Zionism (Atlanta: Aspect Editions, 2025), pp. 73. All subsequent page references are to this work, unless otherwise stated.
[2] Chas. W. Freeman, Jr, Preface, p. iii.
[3] p. 97.
[4] p. 6.
[5] p. 60.
[6] Boaz Evron, quoted in Yeshayahu Leibowitz, Peuple. Terre. Etat. (Paris: Plon, 1995), p. 133, cit. p. 60.
[7] p. 7.
[8] Yaakov Zur, ‘German Jewish Orthodoxy’s Attitude toward Zionism’ in Shmuel Almog, Jehuda Reinharz and Anita Shapira, eds, Zionism and Religion (Hanover: Brandeis University Press and University Press of New England, 1998), p. 111, cit. p. 7.
[9] p. 11.
[10] p. 34.
[11] p. 85.
[12] pp. 85-86.
[13] p. 1.
[14] p. 2.
[15] Shlomo Sand, Comment le peuple juif fut inventé (Paris: Fayard, 2008), pp. 260-62, cit. p. 2.
[16] p. 17.
[17] p. 19.
[18] Judah Leon Magnes quoted in Jack Ross, Rabbi Outcast: Elmer Berger and American Jewish Anti-Zionism (Washington: Potomac Books, 2011), p. 81, cit. p. 19.
[19] pp. 33-34.
[20] Shlomo Avineri, The Making of Modern Zionism: The Intellectual Origins of the Jewish State (New York: Basic Books, 1981), p. 164, cit. pp. 20-21.
[21] Yosef Hayim Brenner, Hu Amar La (London: J. Narditsky, 1919), p. 7, cit. p. 42.
[22] p. 42.

23] p. 45. See Benny Morris, ‘On Ethnic Cleansing’, New Left Review, March/April 2024.
[24] ‘Mothers of all Palestinians should also be killed,’ says Israeli politician’, Daily Sabah, July 14 2014, cit. p. 48.
[25] p. 52.
[26] p. 58.
[27] Yaniv Kubovich, ‘IDF Ordered Hannibal Directive on October 7 to Prevent Hamas Taking Soldiers Captive’, Haaretz, July 7 2024, cit. p. 87.
[28] ‘IDF officers invoked defunct ‘Hannibal Protocol’ during Oct. 7 fighting – report’, The Times of Israel, July 7 2024, cit. pp. 87-88
[29] ‘Ex-Israel Army Chief Admits Using Hannibal Directive Against Own Soldiers’, NDTV World, February 9 2025, cit. p. 88.
[30] Dina Porat, ‘Une question d’historiographie: L’attitude de Ben-Gurion à l’égard des juifs d’Europe à l’époque du génocide’ in Florence Heymann and Michel Abitbol, eds, L’historiographie israélienne aujourd’hui (Paris: CNRS éditions, 1998), p. 120, cit. p. 89.
[31] p. 91.
[32] pp. 55-56.
[33] p. 59.
[34] p. 4.
[35] Ibid.
[36] ‘Jews as the Chosen People’. The Spiritual Life, cit. p. 4.
[37] Paul Cudenec, Our Sacred World (2025), https://winteroak.org.uk/wp-content/uploads/2025/09/our-sacred-worldonline.pdf
[38] p. 82.
[39] p. 97.
[40] Paul Cudenec, ‘The military mechanism of zimperial occupation’, https://winteroak.org.uk/2025/12/01/the-military-mechanism-of-zimperial-occupation/
[41] p. 11.
[42] Yosef Kaplan, ‘Jews and Judaism in the Hartlib Circle’, Studia Rosenthaliana, 2006, pp. 186-215. https://pluto.huji.ac.il/~kaplany/hartlib.pdf
Paul Cudenec, ‘The Invisible College and the plan for our enslavement’, https://winteroak.org.uk/2025/08/11/the-invisible-college-and-the-plan-for-our-enslavement/
[43] pp. 11-12.
[44] p. 19.
[45] p. 50. See Anna Betts, ‘Pro-Israel group says it has “deportation list” and has sent “thousands of names to Trump officials”‘, The Guardian, March 14 2025.
[46] p. 70.
[47] p. 20.
[48] p. 49.
[49] p. 58. See Daniel Boguslaw, ‘CNN Runs Gaza Coverage Past Jerusalem Team Operating Under Shadow of IDF Censor’, The Intercept, January 4 2024.
[50] p. 50.
[51] p. 66. See John Mearsheimer, ‘The Israel lobby is as powerful as ever’, The New Statesman, February 10 2024, archive.is/2iYMg and William Noah Glucroft, ‘Germany’s unique relationship with Israel’, Deutsche Welle, October 15 2024.
[52] p. 66.
[53] pp. 66-67.
[54] p. 83.
[55] p. 50. See ‘Basic-Law: Israel – the Nation State of the Jewish People’. Knesset website.
[56] p. 66.
[57] p. 87.
[58] p. 81.
[59] pp. 70-71. See ‘Billionaires are teaming up for pro-Israel, anti-Hamas media drive: Report, Al Jazeera, November 12 2023.
[60] p. 71.
[61] Ibid.
[62] Ibid.
[63] p. 92.
[64] ‘Prof John Mearsheimer: Can Israel Save Itself?’, Judge Napolitano – Judging Freedom, July 31 2025, cit. p. 93.
[65] p. 70.
[66] p. 57.
[67] p. 36. See Omer Barrow, ‘Infinite License’, The New York Review of Books, April 24, 2025.
[68] p. 22.
[69] pp. 22-23.
[70] p. 15.
[71] p. 16. See Jacob Boas, ‘A Nazi travels to Palestine’, History Today, vol 30, no 1, 1980, pp. 33-39.
[72] p. 16.
[73] Boas, cit. p. 17.
[74] Boas, cit. p. 16.
[75] Dr Jim Macgregor & Dr John O’Dowd, Two World Wars and Hitler: Who Was Responsible? Anglo-American Money, Foreign Agents and Geopolitics (Walterville, Oregon: Tine Day, 2025). See Paul Cudenec, ‘Adolf Hitler and the zio-imperialist mafia’, https://winteroak.org.uk/2025/05/08/adolf-hitler-and-the-zio-imperialist-mafia/
[76] Claude Duvernoy, Le prince et le prophète (Vannes: Keren Israël, 1996), p. 193, cit. p. 89.

★ Z pewnością porządek ustanowiony po I Wojnie Światowej był ustanowiony z myślą o rozpoczęciu drugiej, w tym sensie Hitler był kimś porządnym. Ale chyba nie do końca wszystko szło zgodnie z planem. Np uniezależnienie gospodarki państwa od żydowskiego Banku Centralnego raczej dawało bardzo zły przykład innym głupim gojom. O ile Rewolucja Październikowa faktycznie była finansowana przez żydów z Ameryki, teza o finansowaniu Hitlera z tego samego źródła została całkowicie dobrze obalona. 

https://ekspedyt.org/author/alter-cabrio/


sobota, 20 grudnia 2025

Franciszek Liszt o żydach i inne obrazki
















 

Chemik rzuca wyzwanie „teorii” ewolucji: Życie działa tylko jako w pełni zintegrowany system


James Tour, profesor chemii na Uniwersytecie Rice w Houston w Teksasie, 15 grudnia powiedział Tuckerowi Carlsonowi, dlaczego teoria ewolucji jest „mitem”. Wskazuje zwłaszcza na pochodzenie życia i mechanizmy ewolucyjne na poziomie molekularnym. Główne argumenty.

Brak chemicznego mechanizmu ewolucji

„Nie rozumiem chemii stojącej za procesem ewolucji. […] Proszę mi powiedzieć o interakcjach molekularnych, które będą musiały wystąpić, o zmianach na poziomie molekularnym i o tym , jak to się dzieje”.

Pochodzenie życia jest całkowicie nieznane

„Nie mamy pojęcia, jak powstało życie. Nie mamy pojęcia”.

Całe życie wymaga czterech systemów molekularnych – i żaden z nich nie powstał prebiotycznie.

„Musi pan mieć cztery klasy związków. Ma pan lipidy, które otaczają każdą z naszych struktur komórkowych. Ma pan polisacharydy. Nukleotydy, czyli RNA i DNA. Następnie mamy polipeptydy, które są białkami. Nikt nigdy nie stworzył tych polimerów, żadnej klasy, żadnej z nich, drogą prebiotyczną”.

Chiralność sprawia, że chemia prebiotyczna jest biologicznie bezużyteczna

„Kiedy używają metody prebiotycznej do tworzenia tych cząsteczek, otrzymują tylko mieszaninę. Biologia może działać tylko na jednej z nich. Nie może działać na ich mieszaninie”.

Nawet ze wszystkimi częściami i DNA, komórka nie może się złożyć

„Dam panu wszystko. Dam panu wszystkie składniki komórki, wszystkie jony i strukturę DNA. Proszę złożyć komórkę. Czy ktokolwiek z państwa potrafi to zrobić? Nikt nie potrafi”.

Najprostsza możliwa komórka jest wciąż daleko poza zasięgiem

„Biofizycy powiedzieli nam już, że można obliczyć, jaka jest najprostsza komórka, którą można mieć i która nadal może działać. Ma ona około piętnastu podstawowych składników. Ile z tych piętnastu zostało kiedykolwiek stworzonych w sensie prebiotycznym? Zero. Zero.”

Nigdy nie zaobserwowano zmiany planu ciała

„Można zaobserwować małe permutacje, ale nigdy nie zaobserwowano tego, co nazywa się zmianami planu ciała. Obejmuje to wiele rzeczy, ale widzi pan, że te sieci genetyczne musiałyby się zmienić. Tak więc zmianą planu ciała byłby bezkręgowiec, coś, co nie ma kręgosłupa, przechodzący w kręgowiec, coś, co ma kręgosłup. coś jak robak przechodzący w coś, co ma kręgosłup. Nigdy tego pan nie widział”.

Eksplozja kambryjska zaprzecza stopniowej ewolucji

„To, co widzimy, to eksplozja kambryjska. Nagle, bum, stało się [większość głównych grup zwierząt pojawia się nagle]. A potem to zostaje. Nie ma na to żadnego wytłumaczenia. […] Ponieważ jeśli ewolucja jest prawdziwa, to oczywiście następowałaby stopniowa ewolucja od pojedynczej komórki. A tak nie jest”.

Bóg jako wyjaśnienie złożoności życia*

„Patrzę na życie, żywe istoty. Jak Pan to zrobił? Nie wiemy, jak budować w ten sposób. Jest powód, dla którego budujemy roboty z plastiku, drutów i krzemu, a nie z cząsteczek. Nie mamy o tym zielonego pojęcia. Tak trudno jest myśleć o tym, jak zbudować coś z cząsteczek. A ja na to: „Boże, jak Pan to robi?”. To jest niesamowite. I daje mi to o wiele większe uznanie dla Boga, kiedy widzę to jako naukowiec”.

https://gloria.tv/post/jyeyJAYUywtd496C8CoXdPxyY

* Nie koniecznie trzeba w to mieszać tak zwanego Boga, zwłaszcza że akurat życie w przestrzeni i czasie nie jest aż taką przyjemnością - mówiąc najłagodniej. Po prostu Życie jest inteligentne, być może można mówić o Żywym Organizmie, czy Świadomym Bycie. My w przestrzeni i czasie, jesteśmy tylko organami percepcyjnymi tegoż Bytu, który odwiecznie poznaje siebie. W większości przypadków bez powodzenia. Od czasu do czasu pojawia się ktoś, kto oferuje nam zbawienie, ucieczkę z bycia zrodzonym w przestrzeni i czasie. Co poniektórzy potrafią Go zrozumieć i korzystają. Inni będą kontynuować poszukiwanie trwałego szczęścia w nietrwałych rzeczach przestrzeni i czasu. Może kiedyś...

Ktoś nie zdający sobie sprawy ze swej boskości, zaiste ma pewien problem do rozwiązania. Jego boski umysł kreuje jego byt jako istoty, oczywiście z uwzględnieniem tego, że nikt normalny nie zadaje sobie bólu, a odseparowany osobisty byt jednak często pozwala sobie na zadawanie bólu innym odseparowanym bytom. W sumie zadaje go sobie, tyle że odczuje to nieco później. Jak powiada Porchia: "Myślisz, że mnie zabijesz, ja myślę, że popełniasz samobójstwo".

Człowiek jest tym co sam z siebie zrobi. To istotna zasada. Po co zaraz oskarżać Boga o niedoskonałość istot? Bóg jako Niezmienne Źródło Życia powinien być raczej postrzegany jako cel praktyki duchowej, za tworzenie istot jest odpowiedzialny umysł skażony chciwością, nienawiścią i złudzeniem. Stworzenie świata to jego robota. Przynajmniej w tym sensie, że jak tylko ciało staje się obserwowaną rzeczą w przestrzeni i czasie, a nie widziane jako "moje" i to czym jestem, idea zewnętrznego świata w którym ja żyję upada. Taka praktyka powinna uśmierzyć niepokój Pascala*. No ale jak ktoś się upiera przy determinowaniu swego bytu jako pewnego ciała istniejącego w przestrzeni i czasie, no to oczywiście ma całkiem uzasadnione powody do niepokoju.

* „Nie wiem, kto mnie wydał na świat, ani co jest świat, ani co ja sam. Żyję w straszliwej nieświadomości wszystkich rzeczy. Nie wiem, co jest moje ciało, co zmysły, co dusza, i ta część mnie, która myśli to, co ja mówię, która zastanawia się nad wszystkim i nad samą sobą i która nie zna siebie, tak samo jak reszty. Widzę te przerażające przestrzenie wszechświata, które mnie otaczają, czuję się przywiązany do kącika tej rozległej przestrzeni, nie wiedząc, czemu mnie pomieszczono raczej w tym miejscu niż w innym, ani czemu tę odrobinę czasu, jaką mi dano do życia, wyznaczono w tym, a nie w jakimkolwiek innym punkcie całej wieczności, która mnie poprzedziła, i tej która ma po mnie nastąpić. Widzę ze wszystkich stron jedynie nieskończoności, które zamykają mnie niby atom i niby cień trwający jeno niepowrotną chwilę. Wszystko co wiem, to jeno to, iż mam niebawem umrzeć; ale co mi najbardziej jest nieznane, to sama ta śmierć, której niepodobna mi uniknąć.

Jak nie wiem skąd przychodzę, tak i nie wiem, dokąd idę; wiem tylko, iż opuszczając ten świat, wpadam na zawsze albo w nicość, albo w ręce rozgniewanego Boga, nie wiedząc, która z tych dwóch możliwości może być moim wiekuistym udziałem. Oto mój stan, pełen słabości i niepewności: i z tego wszystkiego wyciągam wniosek, że mam spędzić wszystkie dni swego życia, nie myśląc o dociekaniu tego, co mnie czeka! Kto wie, może znalazłbym jakie światło w moich wątpliwościach; ale nie chcę sobie zadać trudu, ani uczynić kroku dla szukania go; po czym, patrząc ze wzgardą na tych, którzy będą się parali tym staraniem, pospieszę bez przewidywania i obawy doświadczyć tak wielkiego zdarzenia i pozwolę się miękko nieść ku śmierci, niepewny mego przyszłego wiekuistego losu”. (Jaką bądź mieliby pewność, jest to raczej powód do rozpaczy, niż do próżności.)

Któż pragnąłby mieć za przyjaciela człowieka, który rozumuje w ten sposób?★ Kto by go wybrał wśród wielu, aby mu zwierzyć swoje sprawy? kto by się uciekł do niego w zgryzotach? I wreszcie do czego by go można w życiu użyć?

Pascal Myśli

★ Słusznie. Lepiej wybrać sobie za przyjaciela tego, kto sugeruje proste rozwiązanie problemu śmierci, poprzez zakwestionowanie błędnego założenia, że się urodziło. Że jest się człowiekiem. Co prawda rezygnacja z własnego człowieczeństwa jest dość popularna, ale raczej poprzez zezwierzęcenie, nie poprzez stanie się obserwatorem, który sam poza przestrzenią i czasem, obserwuje to co w przestrzeni i czasie.

środa, 17 grudnia 2025

Black Friday i inne obrazki















 

Podwyższenie lub ochrona poczucia własnej wartości


Teza głosząca, że zachowania autoprezentacyjne są motywowane dążeniem do podwyższenia lub ochrony poczucia własnej wartości ma w psychologii społecznej status nieomal aksjomatu (Adler, 1930; Rogers, 1959; cyt. za: Leary i Kowalski, 1990; Rosenberg, 1979). Regulowanie poczucia własnej wartości (samooceny); poprzez działania autoprezentacyjne może się odbywać na dwa sposoby:

1. Bezpośrednio; ujawniane podczas interakcji reakcje otoczenia społecznego mogą podwyższać (poprzez komplementy, werbalne i niewerbalne przejawy sympatii i uznania itp.) lub obniżać (krytyka osoby, przejawy braku sympatii i odrzucenia) samoocenę jednostki. Dlatego ludzie często próbują zaprezentować taki wizerunek własnej osoby, który zwiększa szanse otrzy-mania od audytorium zachowań sprzyjających podwyższeniu samooceny (np. częściej się uśmiechają,: utrzymują kontakt wzrokowy z rozmówcą, okazują mu szacunek, odświętnie się ubierają na spotkania z ważnymi osobami, prawią komplementy itp.; por. Schneider, 1969). Ogólnie: ponieważ zachowania innych mogą bezpośrednio wpłynąć na naszą samoocenę, autoprezentacja polega często na zasugerowaniu wizerunku własnej osoby skłaniającego innych do zachowań korzystnych i/lub blokującego zachowania niekorzystne dla samooceny.

2. Pośrednio; samoocena pozostaje pod wpływem dokonywanych przez jednostkę (samo)ocen własnych osiągnięć i rezultatów działań, a także wyobrażonych ocen, jakie za swoje osiągnięcia, rezultaty i zachowania otrzymałaby (lub spodziewa się otrzymać) od — realnie nieobecnych w sytuacji — innych („dobrze, że mama nie wie..."; „szkoda, że Jolka tego nie widzi...", „ojciec byłby ze mnie dumny..." itp.). Dlatego ludzie przeżywają subiektywne poczucie sprawienia dobrego lub złego wrażenia — i w konsekwencji doświadczają zmian w poczuciu własnej wartości — także wtedy, gdy nie otrzymują bezpośrednich informacji zwrotnych od otoczenia. Autoprezentacja może się odbywać przed audytorium obecnym tylko w umyśle auto-prezentera, ale wyobrażone reakcje takiego symbolicznego audytorium mają jednak rzeczywisty wpływ na poziom samooceny (por. Darley i Goethals, 1980; Filter i Gross, 1975).

Powodem podejmowania działań autoprezentacyjnych może być również dążenie jednostki do kształtowania i podtrzymywania pożądanej tożsamości (por. Baumeister, 1982; Gollwitzer, 1986; Wicklund i Gollwitzer, 1982; Schlenker, Britt i Pennington, 1996). Jak stwierdza Gollwitzer (1986) uzyskanie i utrzymywanie określonej tożsamości wymaga podejmowania działań dla niej charakterystycznych (s. 145), a ponieważ tożsamość ma genezę społeczną (Mead, 1934, wyd. pol., 1975), ludzie angażują się publicznie w zachowania, których sensem jest wykazanie cech charakterystycznych dla danej tożsamości (autosymbolizacja — sełf-symbolize). Przykładem mogą być adepci (np. świeżo upieczeni adwokaci, biznesmeni, parlamentarzyści itp.), starający się zachowywać tak, jak „powinien" to czynić doświadczony członek ich społeczności, co owocuje zazwyczaj przesadną teatralnością. Pomijając ewentualną teatralność, nie ma innego sposobu na osiągnięcie i podtrzymanie tożsamości „polityka" niż zajmowanie się polityką (kandydowanie w wyborach, pozyskiwanie zwolenników itp.), czyli podejmowanie zachowań charakterystycznych dla polityka. Dotyczy to każdej „tożsamości" („tenisisty", „nauczyciela", „seksbomby"). Wprawdzie zwolennicy teorii symbolicznego interakcjonizmu rozróżniają autosymblizację od autoprezentacji; np. Gollwitzer (1986) twierdzi, że autosymbolizacja jest niezależna od wielu czynników wpływających na autoprezentację (takich, jak właściwości celu) i dlatego sugeruje rozróżnianie, tych procesów. Leary i Kowalski (1990) twierdzą jednak, że autosymbolizacja mieści w sobie zachowania autoprezentacyjne. W pewnych warunkach, twierdzą Leary i Kowalski, reakcje audytorium na autosymbolizację mogą być relatywnie niematerialne, w innych jednakże — kształtowanie tożsamości dokonuje się poprzez zachowania służące stworzeniu określonego publicznego wizerunku („impresji"), które są zależne od czynników interpersonalnych, czyli są realizowane poprzez działania autoprezentacyjne.

Generalnie, społeczeństwa oferują jednostkom różnorodne tożsamości (jaźnie), z którymi wiążą się określone wymagania dotyczące zachowań oraz konsekwencje. Inaczej musi zachowywać się „mąż stanu", inaczej „playboy", a jeszcze inaczej „kontestujący intelektualista" czy „autorytet moralny". Inaczej też jest traktowany przez społeczeństwo „autorytet moralny", a inaczej „playboy". Osoby aspirujące do osiągnięcia i/lub utrzymania określonej tożsamości podejmują publicznie zachowania dla niej charakterystycz-ne po to, aby „udowodnić" sobie i innym, że są osobami o danej tożsamości i aby stać się — i być — takimi osobami, jako że określoną tożsamość definiuje charakterystyczny dla niej repertuar zachowań.

Przedstawione motywy działań autoprezentacyjnych można traktować jako odrębne siły sprawcze, ale konkretne zachowania mogą zaspokajać więcej niż jeden motyw. Zachowanie autoprezentacyjne, zmierzające do osiągnięcia (materialnych) nagród społecznych, może również sprzyjać podwyższeniu poczucia własnej wartości i utrzymaniu określonej tożsamości. Przykładowo: mężczyzna wciągający brzuch na widok atrakcyjnej dziewczyny liczy na to, że zwiększy to jej dostępność seksualną (nagroda), ale jednocześnie może oczekiwać z jej strony komunikatów podwyższających poczucie własnej wartości („trudno dziś spotkać mężczyzn o takiej sylwetce"), wreszcie zachowanie to może służyć utrzymaniu tożsamości aktywnego podrywacza („nie jest ze mną jeszcze tak źle: mimo pięćdziesiątki na karku na widok każdej ładnej kobiety reaguję jak ułan na trąbkę").

Poszczególne motywy zachowań autoprezentacyjnych pozostają niekiedy w konflikcie. Stworzenie wizerunku pozwalającego na uzyskanie pożądanych korzyści społecznych może prowadzić do zagrożenia poczucia własnej wartości czy tożsamości. Przykładem będzie kreowanie wizerunku „słodkiej idiotki" dla sprawienia przyjemności narzeczonemu, który ma wtedy większe szanse wykazania męskiej, intelektualnej dominacji, czy — przeżywane jako upokorzenie — „potakiwanie" szefowi, od którego decyzji zależy awans i podwyżka.

Siła motywacji do kontrolowania wrażenia sprawianego na innych ludziach zależy od wielu czynników sytuacyjnych i osobowościowych. Leary i Kowalski (1990) wyróżnili trzy podstawowe wyznaczniki siły motywacji do podejmowania autoprezentacji. Jej wielkość jest funkcją trzech czynników związanych ze spostrzeganiem szans na osiągnięcie nagród społecznych:

1) przydatności odpowiedniego wizerunku własnej osoby do osiągnięcia pożądanych celów społecznych (goal relevance of impression), 2) subiektywnej wartości tych celów (value of desired goals), 3) rozbieżności między aktualnie realizowaną „impresją" (wizerunkiem własnej osoby) a impresją pożądaną (discrepancy between desired and cur-rent image).

„AUTOPREZENTACJA, MASKI, POZY I MINY”
Szmajke

***
O autoprezentacji (po angielsku)

Mark Leary →
https://varapanno.blogspot.com/search/label/Leary%20Mark?m=0

Barry R. Schlenker
https://varapanno.blogspot.com/2025/12/impression-management-self-concept.html?m=0

sobota, 13 grudnia 2025

Wąsy Nietzschego

 Nietzsche łączył największą słabość, słabość ciała i chwiejność umysłowej równowagi, z największym napięciem duchowym i mocą intelektu, z potęgą przenikliwości, przemocą penetracji; czy było to czymś w rodzaju narcystycznego marzenia słabeusza i życiowego „losera”, jakim był wedle wszelkich pojęć nowoczesnej mieszczańskiej przyzwoitości, do tej pory inspirując zresztą podobnych sobie duchowych nieboraków i pożałowania godnych ultraambitnych intelektualnych nadwrażliwców, marzenia, a contrario, o okrucieństwie, bezwzględnej dominacji, przemożnym autorytecie, absolutnej intensywności bycia, radykalnej autoafirmacji? [Czy było to pierwszym krzykiem – w swym optymizmie zbyt patetycznym, by brać go tak po prostu za dobrą monetę – jednostki pogrążonej w nędzy i rozpaczy bytu jako walki nie na żarty, jako rzeczywistej gry woli mocy – a więc presji, ciągłego napięcia i nieustannej potrzeby wytężenia wszystkich sił?]

To oczywiste, trzeba zaznaczyć, że twórcy Zaratustry chodziło o to, ażeby ewolucjonistycznemu samopoznaniu człowieka jako dynamicznego i bezgranicznego potencjału rozwoju, które można przecież rozumieć i głębiej interpretować na wiele różnych sposobów, nadać funkcję i sens zarazem źródłowe, rewolucyjne, jak i absolutnie górnolotne i maksymalistyczne moralnie. Było to postromantyczne w swej duchowej proweniencji marzenie o najwyższym wzlocie ludzkiego geniuszu, wzlocie, który miałby sprowadzić całościową rewolucję antropologiczną, przemianę wszystkich wartości, koniec chrześcijaństwa i jutrzenkę nowej epoki prawdziwej, panującej woli mocy – a wszystko to w stylu secesyjno-wczesnomodernistycznym. [Trzeba też chyba złożyć to na „ducha epoki”, że w poszukiwaniu warunków możliwości i „najkorzystniejszego klimatu” dla takiego przedsięwzięcia Nietzsche, choć sam jako emerytowany profesor był jednym z ówczesnych i pierwszych w ogóle beneficjentów „opieki społecznej”, zawędrował na dzikie pola fantasmagorycznego arystokratyzmu brutalistycznego i filozoficznego fantasy, zaludnionego przez człekopodobne i człeko-parodystyczne stwory i bestie w stylu Conana-barbarzyńcy.] Chyba już w swoich czasach, u szczytu ery pary i żelaza, ale jeszcze na długo przed epoką atomu i procesora, wizja takiego wzlotu, projekt rewolucji w wartościach ludzkich, przemiany człowieka, dodatkowo uwarunkowanej zdaniem jej samozwańczego proroka „przewartościowaniem wszystkich wartości” i podanej w formie spiętrzonych metafor, chyba tak wówczas, jak kiedykolwiek, zbudowany był na świętej naiwności i grzeszył co najmniej lekką intelektualną aberracją, oraz, psychologicznie rzecz biorąc, maniami typowymi dla odosobnienia, pewną dziecinadą i nieskrywaną fascynacją okrucieństwem. W każdym razie, naiwne czy jakoś uzasadnione przez ducha epoki przemysłowej, krzykliwe fascynacje Nietzschego noszą przecież czasem cechy swoistego „samogwałtu” intelektualnego – z nadmiaru delikatności może nie należałoby zadawać pytania, co to znaczy, gdy nikczemnego wzrostu i niepotężnej postury emerytowany profesor filologii egzaltuje się wyobrażeniem „bezwzględnej blond-bestii”? Nietzsche wydaje się ofiarą ideału życia jako nieskończonej ekspansji, stanowiącego pewną interpretację ewolucjonizmu, a może po prostu kimś, kto duchową treść tego ideału chciał wynieść na najbardziej „lodowate” wyżyny, najbardziej zarazem „swoje” i idiosynkratycznie zdeterminowane przez obsesje samego Nietzschego, przez jego bezsilność, gorycz i depresję. Właśnie to czyni go zresztą tak niesamowicie interesującym.

[By sparafrazować braci Marx: ten człowiek może wygląda na szalonego, ale nie dajmy się zwieść pozorom – on jest szalony. Pytanie: skoro jestem tak mocny, to dlaczego jestem tak słaby i kim wobec tego ostatecznie jestem, lwem czy osłem, czy może czymś jeszcze gorszym, np. ostatnim człowiekiem, przedstawicielem „robactwa człowiek”[19] – coraz mniej zawoalowane i ukryte głęboko w zawiłościach narracji (która u Nietzschego zawsze też jest auto-narracją, filozof ten bowiem nigdy, jak sądzę, nie zajmował się niczym innym jak tylko poznawaniem samego siebie) wydobywa się z czeluści coraz bliższe powierzchni i doprowadza go do coraz bardziej eksplozywnych tematyzacji, aż po coś na kształt coming-outu w owym najbardziej chyba szalonym z filozoficznych projektów autonarracyjnych, jakim było Ecce homo. Oczywiście, już wcześniej rozważał to, jak powstaje podmiotowość ludzka, jaka jest jej moralna genealogia: „Sądzę, że nigdy nie było na Ziemi takiego poczucia nędzy, takiego dojmującego dyskomfortu” – podsumowuje Nietzsche wywód na temat tego, jak „człowiek ten nieszczęśnik” stał się „zwierzęciem zdolnym dawać obietnice”, a więc czegoś w rodzaju genealogii podmiotowości – „a przy tym owe dawne instynkty nie przestały od jednego razu stawiać swych żądań!” – kontynuuje w sposób, który czyni zeń w zasadzie już psychoanalityka, oczywiście, chodzi tu w istocie, powtórzmy, o autopsychoanalizę. „Lecz człowiek niełatwo i nieczęsto był w stanie dawać im wolę: musiały sobie znaleźć nowe, niejako podziemne zaspokojenie. Wszystkie instynkty, które nie wyładowują się na zewnątrz, zwracają się do wewnątrz – nazywam to uwewnętrznieniem człowieka: dopiero dzięki temu uwewnętrznieniu instynktów wzrosło w człowieku to, co później będzie nazywane jego «duszą». Cały świat wewnętrzny, początkowo cienki, jakby zatknięty za skórę, stopniowo rozrastał się i rozprężał, nabierał głębi, szerokości, wysokości, gdy możliwość wyładowywania się człowieka na zewnątrz uległa zahamowaniu (…) – wszystkie te instynkty dzikiego, wolnego, koczującego człowieka zmieniły swój kierunek i zwróciły się przeciwko samemu człowiekowi”[20].]

Oto bardziej freudowska niż sam Freud wizja antropogenezy jako okrutnej autoagresji człowieka, który wyrwany ze stanu natury musi powstrzymać swoje popędy i skierować ich moc przeciw własnej niewinności, wytwarzając tym samym samego siebie w głębszym sensie – czyli kultura jako źródło cierpień. [Ale można też, pomijając już łatwe skojarzenie z kliszą mieszczańskiego „powrotu do naturalności i krzepy”, którą podsuwa nam fantasmagoria „rasy zdobywców i panów”, odnaleźć w tym ukrytą odpowiedź na to najbardziej prywatne, wstydliwe pytanie (oczywiście właśnie od samego Nietzschego wiemy też doskonale, że filozofia składa się wyłącznie z prywatnych i zwykle wstydliwych pytań filozofów!) – moja neurasteniczna kruchość, chorowitość, moje bóle i niedomagania, moje niedostosowanie do świata, który mnie otacza, moja gorycz, moja wściekłość, mój patos i moja patologia, wszystko to bierze się może z nadmiaru świadomości, z hipertrofii kontemplacji, z nadmiaru wyrafinowania. Świadczy o tym i to, że następujący zaraz po tych słowach rozbudowany portret tego, kim jest człowiek, bez wątpienia jest również, a może jedynie, autoportretem: „ta wybrakowana i trawiona przez nostalgię za pustynią istota, która z siebie samej musiała uczynić przygodę, katownię, niepewną i niebezpieczną puszczę – ten głupiec, ten stęskniony i zrozpaczony więzień stał się wynalazcą «nieczystego sumienia». Ono zaś wprowadziło największe i najniesamowitsze schorzenie, z którego ludzkość po dziś dzień nie ozdrowiała, cierpienie człowieka z powodu człowieka, z powodu samego siebie”[21]. Jakkolwiek dziwnie brzmiałyby te enuncjacje, to przecież] już niedługo potem psychoanaliza oficjalnie i naukowo ogłosi człowieka istotą z natury chorą na samą siebie, oczywiście korzystając już z innego idiomu, z innego słownika – ten Nietzscheański był jednak zbyt egzaltowany i elitarystycznie antymodernistyczny. Tym lepiej widać stąd przecież ewidentnie autoterapeutyczny charakter prawd Nietzscheańskich, są one przede wszystkim prawdami służącymi samemu autorowi, jego lepszemu samopoczuciu w obliczu zgrozy i nędzy swego istnienia.

[To dlatego też właśnie tutaj docieramy do samego epicentrum Nietzscheańskiej ambiwalencji – czyli tej cechy zasadniczej jego całej filozofii, której nie da się chyba przecenić – nic bowiem nie dostarcza tak wielu ambiwalentnych uczuć jak ponawiane próby oszacowania samego siebie, zmierzenia własnej „mocy”, rozpoznania swego znaczenia dla ludzkości. Kończąc bowiem ten długi wywód, Nietzsche popada naraz, w sposób typowy dla dwubiegunowca, w nieoczekiwany zachwyt: „Odtąd człowiek współzalicza się do najbardziej nieoczekiwanych i najbardziej intrygujących rzutów szczęścia, którymi bawi się Heraklitowe «duże dziecko», niechby się zwało Zeusem czy przypadkiem – budzi sam w sobie zainteresowanie, napięcie, nadzieję, niemal pewność, tak jakby coś zwiastował, coś przygotowywał”. A więc to chore, cierpiące, udręczone zwierzę jednak jest wzniosłe i piękne – nie mimo, lecz właśnie dlatego, że chore. Nietzsche był chyba jednak zbyt ambitny i delikatny wobec samego siebie, by pozostawić jakikolwiek krypto-autoportret bez kilku cieplejszych słów zasłużonej miłości (własnej), a zarazem zbyt chimerycznie-dowcipny, by nie zaopatrzyć wszystkiego rozbrajającą przedmową – która zresztą nosi typowe znamiona przedmowy napisanej na samym końcu – głoszącą dobitnie, aby zawczasu zdystansować się wobec własnych zamaskowanych zwierzeń, że: „jesteśmy sobie nieznani, my poznający, my sobie samym: i nie bez powodu. Nigdy siebie nie szukaliśmy – jakże więc mielibyśmy siebie kiedyś znaleźć”[22].

Wbrew temu przewrotnemu kamuflażowi, który będąc typową Nietzscheańską fałszoprawdą, nie powinien złapać nas w pułapkę myślenia konsekwencyjnego („ach, a więc wszystko to są tylko jakieś nieistotne wymysły, w końcu sam mówi, że nic o sobie nie wie”), Nietzsche nigdy nie robił niczego innego jak tylko „szukał samego siebie” – w mniej lub bardziej zawoalowany sposób, bo można „szukać siebie” pisząc od nowa historię i prehistorię człowieka (ba, tylko takie poszukiwanie samego siebie ma może sens). Otwarty wybuch manii „na własnym punkcie” następuje u Nietzschego właśnie wtedy, gdy – zapewne próbując obronić się tym zabiegiem psycho-immunizacyjnym przed nadchodzącym wielkimi krokami załamaniem nerwowym – zdecydował się na radykalną auto-deklarację i auto-konstytucję jako ostatecznego geniusza fitnessu. Realizacją tego zamysłu było właśnie wspomniane już Ecce homo, noszące podtytuł: „jak się staje, czym się jest”. Dzieło to składa się z odpowiedzi na słynne pytania, stanowiące najbardziej impertynencką, bezczelną i brawurową w dziejach filozofii wariację na temat starożytnego hasła „poznaj samego siebie” – pytania te, pozbawione skądinąd znaków zapytania, to, przypomnijmy: „Dlaczego jestem taki mądry”, „Dlaczego jestem tak roztropny”, „Dlaczego piszę tak dobre książki” oraz „Dlaczego jestem przeznaczeniem”[23]. Jak wiadomo, nie jest to lektura dla ludzi, którzy łatwo żenują się w obliczu bezwstydnego samoobnażenia czyjejś pychy, a jeszcze bardziej nie dla tych, którzy nie umieją w tym arcynarcyzmie dostrzec czegoś zarazem humorystycznego i „kruchego”, naprawdę delikatnego i budzącego czułość. Ale gdyby nawet ktoś chciał w tym widzieć po prostu napad psychotycznego samouwielbienia, musiałby zarazem zdać sprawę z tego, że niedługo po skreśleniu tych słów Nietzsche będzie na turyńskiej ulicy własnym ciałem zasłaniał konia przed razami brutalnego woźnicy – jego nerwy były w tym okresie u skraju napięcia i na wyżynach hiperuwrażliwienia. To samouwielbienie jest też zresztą samoośmieszeniem, wystawieniem się na kpiny, tym rodzajem cicho, w skrytości przeżywanego radosnego męczeństwa pod pręgierzem społecznej pogardy, jeśli nie gorszego od niej pełnego politowania lekceważenia, męczeństwa, którego dyskretną, absolutnie prywatną słodycz zna każdy, kto kiedykolwiek unosił się w chmurach radykalnego odosobnienia i pogardliwego odcięcia od chleba ludzkiego powszedniego. Wcześniej, w bardziej zalążkowej i dwuznacznej postaci były czymś takim, czymś na granicy pychy i autoparodii, jego monstrualne wąsy – zasłaniając całe usta, deformowały twarz, odbierały jej organ głosu, zamykały „okna i drzwi”, mówiły, że nie mają wam nic do powiedzenia. To zastanawiające, że, na ile mi wiadomo, wąsy Nietzschego nie stały się nigdy przedmiotem filozoficznej refleksji – tak jakbyśmy udawali, że ich nie było, a przecież to znana rzecz, że filozofowie zawsze przywiązywali uwagę do swego wyglądu – nic w tej dziedzinie nie jest dziełem przypadku, zgrzebna tunika Diogenesa, płaszcz Spinozy z dziurą po sztylecie, którym dokonano na niego zamachu itd.

Wąsy Nietzschego nie są zwykłymi, standardowymi wąsami, ich funkcja jest znacznie głębsza i w istocie wywrotowa wobec „normalnego” gestu noszenia podkręconych, sumiastych wąsów. To prawda, że w czasach Nietzschego obfity zarost był normą, dla kogoś nieuważnego mogłyby nawet i jego wąsy uchodzić za niewarte uwagi lub po prostu dawno niepodcinane. Typowo, wąsy raczej podkreślają, wyostrzają twarz, powiększają ją optycznie, nadają jej autorytetu i pewnej wojowniczości, są oznakami wojennymi, znakami wybujałej męskości – i na pierwszy rzut oka wydają się właśnie te funkcje sprawować i w tym przypadku, wystarczy wszak wyobrazić sobie Nietzschego bez nich. A jednak jest w tym jakaś przesada, jakiś „myk”, coś tu „nie gra”, albo raczej coś tu „gra w inną grę”. Wąsy te pokrywają, jak już zauważyliśmy, prawie całe usta, czyniąc twarz jakby bezustną maską, musiały też być bardzo niewygodne przy jedzeniu (może ma to związek z jego ascetyczną dietą wymuszoną przez problemy gastryczne). W takim zapuszczaniu wąsów jest też jakaś szczególna nonszalancja, beztroska, choć nie ma to nic wspólnego z abnegacją, w rzeczy samej, wąsy te są zadbane, w żadnym razie nie można tu mówić o zwykłym niechlujstwie. W szczególny sposób zdają się one „kwestionować” całą twarz, „odbierać” ją; zakrywać, rozbijać kontury, dezorientować przeciwnika – takich wąsów nigdy nie nosi się „przez nieuwagę”, chodzi o doprowadzenie twarzy do samego skraju panującego reżimu twarzowości, do ekstremum autodemaskacji, ale wciąż jakoś maskowanej. Być może były to najbardziej ryzykowne, karykaturalne, prowokacyjne i błazeńskie wąsy, na jakie mógł sobie pozwolić w swej życiowej wędrówce po marginesach mieszczańskiego świata, do którego w sensie społecznym przecież należał. To były wąsy-kpina z reżimu „męskości”, z „germańskości”, także ze starożytnej tradycji kalokagatii, z takimi wąsami twarz staje się całkiem świadomie prowokacją do policzkowania, do pomiatania, zwłaszcza przez „poważnych panów”, takich jak Wagner; staje się twarzą nieomal idioty, z jej niewidzącym spojrzeniem, dziwaczną, osobliwą, „straszną”. Nietzsche wiedział, czym jest sztuka tracenia twarzy, beztwarzowości, dzięki której z lustra patrzy na ciebie otchłań. Ecce homo jest powtórzeniem w sposób całkowity i radykalny tego gestu samozatraty we własnej autokarykaturalnej kreacji.]

Oczywiście, nie można tu nie wspomnieć i o tym, że Nietzsche-filozof był zdecydowanym przeciwnikiem nowoczesności, klasycznym „antymodernistą”, gardzącym fundamentalnymi wartościami oświecenia – rozumem, demokracją, egalitaryzmem, utylitaryzmem, cywilizacją; nieszczególnie interesującym się techniką, a naukę respektującym, ale na swój bardzo osobisty sposób i dla swoich bardzo przewrotnych i perwersyjnych celów. To, co nowoczesne, uważał raczej za przeszkodę dla samopoznania człowieka – które miało w jego projekcie łączyć szczytową intensywność autokontemplacji z maksimum autokreacji, zasadniczo w duchowym i indywidualnym wymiarze. Dlatego Nietzsche wydaje się doskonałym wręcz guru dla wszystkich wyalienowanych z aktualności, idio-utopistów, fanatyków niedzisiejszości – technika, służebnica komfortu, lenistwa i ergonomii, nie jest ich boginią, wręcz przeciwnie, w ramach różnorodnych teorii krytycznych okazuje się nierzadko jedną z głównych form i centralnym mechanizmem represji, barbarzyństwa lub zafałszowania świadomości. Choć inspiruje się ewolucją, Nietzsche musi też jako krytyk aktualności zdać sprawę z moralnej dewolucji, z dekadencji, nihilizmu, jakie mają ją cechować. Ostatecznie bowiem nie da się go chyba potraktować poważnie, jeśli nie dostrzeże się w nim po prostu kolejnego emblematycznego ucieleśnienia człowieka nowoczesnego – Nietzsche nie był tylko chory na samego siebie, był również symptomem, czy może bardzo specyficzną dramatyzacją ogólniejszego, ogólnoludzkiego kryzysu, bardziej powszechnego rozczarowania i mniej lub bardziej uświadomionego poczucia upadku, które konstytuują świadomość nowoczesności dojrzałej, nie tylko odczarowanej, ale i rozczarowanej już samą sobą. [To oczywiste przy tym, że jako myśliciel był Nietzsche filozofem ściśle nowoczesnym, nie ma tu znaczenia, że atakował zajadle „nowoczesne idee”; jako „superhumanista” ma przecież prekursora już w Pico Mirandoli i jego źródłowej nowożytnej deklaracji nieograniczoności natury ludzkiej, zdolnej stać się równą bogom, w Oratio de dignitatis humanae z 1486 roku. Superhumanizm zawsze mniej lub bardziej skrycie przyświecał humanizmowi. Nietzscheański projekt filozoficzny należy zatem koniec końców rozumieć pesymistycznie, jako najgłębszą, najpiękniejszą być może artykulację fazy euforyczno-agonalnej w dziejach człowieka nowoczesnego: „nadczłowiek” to łabędzi śpiew, zwiastuje kres, wyraża maksymalne wyczerpanie, konwulsyjną gorycz wielkiej porażki najwznioślejszych nowoczesnych nadziei; jest tylko dobrą miną do złej gry. Nietzsche to być może pierwszy człowiek XX wieku, czyli człowiek „totalnego stresu”; napięcia, jakie przeżywa i jakie wytwarza w swoich diagnozach, a jeszcze bardziej w receptach, wymogi, jakie stawia samemu sobie i całej ludzkości, hurra-ambitne projekty, jakie snuje – wszystko to można również ujmować jako grymasy przeciążenia ogromnym stresem.]

Postnietzscheański (choć nie tylko) wątek nowoczesnej cywilizacji naukowo-technicznej jako upadku człowieczeństwa i jego samowiedzy, a także jego najpierwotniejszej znajomości bycia, wyeksploatuje później aż po postegzystencjalne mdłości Heidegger, a podejmować go będą także inni krytycy przemysłu kulturowego i komunikacji masowej – szkoła frankfurcka, Debord, Baudrillard. Zasadniczym argumentem tej krytyki jest obnażenie świadomości masowej – w jej rozmaitych postaciach i wcieleniach, od mas totalnie uporządkowanych aż po masy amorficzne i zatomizowane – jako świadomości fałszywej, ogłupiałej, zderacjonalizowanej. Głupota jest w jednej z zasadniczych swych definicji niezdolnością do poznania siebie bądź zupełnie błędnym samopoznaniem, braniem swego dobra za zło i na odwrót – a programowaną i intensyfikowaną przez „środki masowego przekazu” dyfuzją tego właśnie deficytu poznawczego jest kultura masowa. Otóż właśnie za sprawą swego techniczno-naukowego fundamentu cywilizacja nowoczesna – poniekąd nieprzewidzianie i bez wcześniejszego planu, niejako mimochodem – implikuje powstanie społeczeństwa oraz człowieka masowego – radykalne przeciwieństwo oświeconego marzenia o racjonalnym podmiocie indywidualnym. Atomizująca i izolacyjna indywidualizacja w ramach umasowienia zamiast wszechstronnych i refleksyjnych formacji samowiedzy osobowej wytwarza raczej jej „wersję ekonomiczną” – podmiotowość śmieciową, fragmentaryczną, bezradną i zewnątrzsterowną, raczej automatyczną niż autonomiczną; impulsywno-kompulsywną.

Jacek Dobrowolski 

Wzlot i upadek człowieka nowoczesnego 

piątek, 12 grudnia 2025

Chanuka to skrajnie nacjonalistyczne święto ...



Grzegorz Braun cytuje w Sądzie wykładnię żydowskiego rasizmu Schneersona
Wysoki Sądzie, to już zapowiedziałem i teraz chętnie odniosę się do wszystkich postawionych mi zarzutów, ale myślę, że ponieważ mój obrońca zwrócił na to uwagę, to będzie nie od rzeczy w tym momencie podyktować do protokołu kilka zdań z obfitego dorobku i twórczości Schneersona. Cytuję owego Schneersona, którego portret był wyeksponowany w Sejmie Rzeczpospolitej Polskiej 12 grudnia 2023 roku /podczas “palenia Chanuki”- przypis red./.

Oto co należy powiedzieć na temat ciała:

Ciało osoby żydowskiej jest całkowicie innej jakości niż ciało przedstawicieli wszystkich narodów świata. Ciało żydowskie wygląda tak, jak gdyby było z substancji podobne do ciał nieżydów, ale znaczenie jest takie, że ciała jedynie wydają się być podobne pod względem materialnej substancji, zewnętrznego wyglądu i powierzchownej jakości.

Różnica wewnętrznej jakości jest jednak tak wielka, że ciała te należy uważać za całkowicie odmienne gatunki.

Jeszcze większa różnica istnieje w odniesieniu do duszy

Istnieją dwa przeciwstawne rodzaje duszy. Dusza nieżydowska pochodzi z trzech sfer satanicznych, podczas gdy dusza żydowska wywodzi się ze świętości, ze sfery boskiej.

Ogólna różnica między Żydami a nieżydami

Żyd nie został stworzony jako środek do jakiegoś innego celu. On sam jest celem, ponieważ substancja wszystkich boskich emanacji została stworzona jedynie po to, aby służyć Żydom.

Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. To oczywiście cytat z Księgi Rodzaju. To oznacza, że niebo i ziemia zostały stworzone ze względu na Żydów, którzy nazywani są początkiem.

Oznacza to, że wszystko, cały postęp, wszystkie odkrycia, stworzenie, włącznie z niebem i ziemią są marnością w porównaniu z Żydami. Istotni są Żydzi, ponieważ oni nie istnieją dla żadnego innego celu. Oni sami są boskim celem.

Cała rzeczywistość nieżyda jest jedynie marnością

Rzeczywistość nieżyda, Szanowni Państwo, jest marnością. Jest napisane, obcy będą stać i paść wasze stado. To z Księgi Izajasza.

Całe stworzenie nieżyda zaistniało tylko ze względu na Żydów.

====================================

Wysoki sądzie, oto krótki w pigułce wykład rasizmu. Wykład rasizmu, którego niewątpliwie Konstytucja Rzeczpospolitej Polskiej nie tylko nie pochwala, nie propaguje, ale też i nie dozwala. (…)

Więc to była najpierw fałszywa teologia. A ponieważ fałszywa teologia rodzi fałszywą antropologię, zobaczmy jej przykład, przechodząc od abstrakcji do konkretu. Ten sam Schneerson, zwany rebe i ubóstwiony dosłownie przez swoich wyznawców, w roku 1994, mówi:

—————————

… główną broń walki skierujemy bezpośrednio na Słowian, poza renegatami ożenionymi z Żydami poprzez wspólne interesy:

Prawda, wszyscy ożenieni z nami zostaną w końcu usunięci z naszej wspólnoty, kiedy już wykorzystamy ich dla naszych celów.

Słowianie, wśród nich na przykład Rosjanie, są najbardziej nieugiętymi narodami na świecie. Słowianie są nieugięci w wyniku swoich zdolności psychologicznych i intelektualnych utworzonych przez wiele pokoleń przodków. Niemożliwe jest zmienić ich gen. Słowianina można zniszczyć, ale nigdy nie podbić. To dlatego ten lud podlega likwidacji, a najpierw ostrej redukcji liczebności.

————————————

Otóż tu mamy z teologii fałszywej fałszywą antropologię

A teraz jaką mamy praktykę?

Praktykę w Wysokim Sądzie oglądamy w szczególnie jaskrawych, tragicznych przejawach, w sprawozdaniach z Gazy, gdzie właśnie od 2023 roku trwa akcja żydowskiego ludobójstwa Palestyńczyków, których pobratymcy, współplemieńcy, naśladowcy rebe Schneersona publicznie definiują jako nieludzi, jako podludzi.

Rabini, ministrowie, generałowie państwa położonego w Palestynie mówią o Palestyńczykach, że to nieludzie. Zresztą ludobójstwo, którego eskalacja nastąpiła w Gazie w ostatnich latach, to jest tylko i aż szczególnie intensywne stosowanie w praktyce tej rasistowskiej ideologii, która wcześniej już szereg razy była nam prezentowana w publicznych wypowiedziach osób publicznych z państwa żydowskiego i z diaspory żydowskiej.

Przypominam sobie słowo innego rabina, które przebiło się do mediów w szerszym zakresie. „Goje są jak zwierzęta, aby służyć Żydom”. I otóż stwierdzam, że to zdanie, że goje są jak zwierzęta, aby służyć Żydom, nie jest ekscesem, nie jest żadną anomalią, nie jest jakimś wyjątkiem od reguły, jest właśnie normą w świecie, w którym czczeni są osobnicy tak potworni i wynaturzeni duchowo i intelektualnie jak Schneerson.

I dokładnie tak jak to powiedziałem, podnosząc się do tych spraw w prokuraturze, wyeksponowanie portretu Schneersona w Sejmie miało dla mnie dokładnie taki sam walor, jaki miałaby ekspozycja portretów Hitlera i Stalina.

Nie działałem na bazie jakiegokolwiek resentymentu, który usiłuje mi się tutaj eks post przypisać. (…) Żadnych słów do pani, do agresorki nie wypowiedziałem. Ale właśnie, żadnego resentymentu działanie polskiego państwowca, polskiego posła, które ma na celu przywrócenie powagi Sejmu i w ogóle polskiego życia publicznego, działanie wynikające ze sprzeciwu wobec propagandy rasizmu, rasizmu pojmowanego jako dzielenie ludzi na ludzi i podludzi.

To właśnie Schneerson jest jednym z wyrazicieli tej antyludzkiej, na pewno antypolskiej ideologii.

Sejm Rzeczpospolitej Polskiej jest to miejsce, w którym przynajmniej nominalnie stanowimy prawo i było dla mnie i pozostaje rzeczą szczególnie domagającą się potępienia i natychmiastowego przeciwdziałania propagowanie sprzecznych z Konstytucją, sprzecznych ze standardem naszej cywilizacji, rasistowskich zasad.

______________________________________________________

Cytowany fragment jest transkrypcją z filmu wRealu24
https://banbye.com/watch/v_v7b_68kQMlBS


Równo dwa lata temu Grzegorz Braun użył w Sejmie gaśnicy, by zgasić świecznik chanukowy, który ustawiono na sejmowym korytarzu. Po zdarzeniu polityk zabrał głos z mównicy sejmowej, by wyjaśnić swoje motywacje.

– Nie może być miejsca na akty rasistowskiego, plemiennego, dzikiego, talmudycznego kultu na terenie Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej. Jak rozumiem, przez zebranych przemawia ignorancja. Nie jesteście państwo świadomi przesłania treści tego aktu zwanego niewinnie świętami „Chanuka” – mówił z mównicy sejmowej Grzegorz Braun.

Marszałek Krzysztof Bosak upomniał swojego partyjnego kolegę, by odniósł się „do słów, które pana dotyczyły” – Braun wszedł bowiem na mównicę w trybie sprostowania.

https://nczas.info/2025/12/12/to-juz-dwa-lata-gdy-braun-zgasil-swiece-chanukowe-kkp-gasnica-byla-impulsem-teraz-czas-na-video/embed/#?secret=VxULYXrYjK#?secret=GeQcUGXKdH

– Panie marszałku, przypisano mi tutaj pobudki rasistowskie, gdy tymczasem ja właśnie przywracam stan normalności i równowagi, kładąc kres aktom satanistycznego, talmudycznego, rasistowskiego triumfalizmu, ponieważ takie jest przesłanie tych świąt – mówił dalej Braun, pomimo przerywania ze stron Krzysztofa Bosaka.

Szef Konfederacji Korony Polskiej zaprosił także posłów, którzy się z nim nie zgadzają, na „dysputę teologiczną”.

– Proszę zejść z mównicy – zwrócił się do Brauna Krzysztof Bosak.

Gdy wicemarszałka Bosaka zastąpił marszałek Szymon Hołownia, Grzegorz Braun dostał ostrzeżenie przed wykluczeniem z obrad Sejmu (co później i tak się stało, gdy polityk Konfederacji nie zastosował się, według interpretacji Hołowni, do poleceń marszałka). Po słowach Hołowni Braun ponownie wszedł na mównicę sejmową.

– Panie marszałku, wyzywam słuchaczy i widzów na dysputę historyczno-teologiczną. Chętnie wykażę panu, panie marszałku, ignorancję pańską i wszystkich zebranych w dziedzinie, w której tak śmiało się pan wypowiada – stwierdził polityk.

– Nie ma pan pojęcia o istotnym przesłaniu tego aktu religijnego – mówił Braun, podczas gdy Hołownia jednocześnie wymieniał artykuł, na podstawie którego wykluczył prawicowca z obrad.

Na temat całego zdarzenia wypowiedział się wtedy w swoich mediach społecznościowych także redaktor naczelny Najwyższego Czasu!, Tomasz Sommer.

„Warto przypomnieć, że chanuka to skrajnie nacjonalistyczne święto upamiętniające 'odzyskanie świątyni’ w Jerozolimie przez Żydów z rąk Greków. Takie odzyskanie w ówczesnych realiach wiązało się z rzezią, która miała miała miejsce w Jerozolimie w r. 166 przed Chrystusem. Nie do końca rozumiem, dlaczego niby mamy to świętować” – napisał na X (dawniej Twitter) dziennikarz."

https://nczas.info/2025/12/12/tak-braun-wyjasnial-swoj-slynny-czyn-slowa-niezmiennie-aktualne-przywracam-stan-normalnosci/