„Wszelka miłość jest przejawem słabości”: nie ma w tym pomyśleniu goryczy. Człowiek jest istotą słabą, więc kocha; ale czasem tej słabości zdoła się wyzbyć i kochać już nie potrzebuje; a to, co na miejsce miłości wtedy przychodzi, większe jest od niej.
*
Cnota wstrzemięźliwości płciowej. Pewne wyższe formy życia ludzkiego, pewne najpiękniejsze, najbardziej upajające odmiany szczęścia zdają się być dostępne o tyle tylko, o ile popęd płciowy nie jest zaspokojony. Nie każdy, kto się zaspokojenia wyrzeka, osiąga te szczyty; stąd tylu ascetów zmarniałych, po prawdzie: wprost na psy zeszłych. Ale bez tego wyrzeczenia osiągnąć ich nie można: i coraz to nowe rzesze tych, którzy mają niejasne przeczucie owych form wyższych, próbują ciężkiej tej drogi. Wielu odpada, wielu też na niej — przez nią! — ginie, ale kilku dochodzi.
*
Ambicja, żądza zmysłowa i inne dążenia podobne pchają nas poza chwilę obecną ku jakiemuś rzekomemu dobru przyszłemu, zabijają zdolność czerpania z chwili, która jest, tej obecnej. Kładąc przy tym nacisk na nasze ego jako na centrum zainteresowań, świat zaś traktując jako dostarczony nam przez usłużne bóstwa skład środków spożywczych, uniemożliwiają właściwe ustosunkowanie się do świata, nie pozwalają widzieć w nim jego samego, spoczywającego w sobie i gotowego wejść z nami w inny stosunek niż ten smutny stosunek wyzysku.
*
„Wyprzeć się tego, co ma się w sobie najlepszego, to podłość” (Amiel). — A jednak tego świat od nas żąda za cenę swego uznania.
*
Z okazji Shawa i innych, a także o całej epoce. Zwalczało się rzekomo sentymentalizm, a w gruncie rzeczy uczude. Zwalczało się rzekomo obłudę i zakłamanie moralne, a w gruncie rzeczy moralność. I dziś ma się z tego wyniki.
*
Wczoraj w Bibliothèque Nationale przeczytałem książeczkę Eugeniusza Caro: Le pessimisme au XIX-e siècle', mowa tam o Leopardim, Schopenhauerze i Hartmannie. Pesymizm Schopenhauera wydaje mi się bardzo słabo uzasadniony, przynajmniej tak jak się u E. Caro przedstawia. On utrzymuje, że metafizyka Schopenhauera nie jest podstawą jego pesymizmu; ale może źle widział? Zaś argument z tożsamości woli i bólu, albo, u Hartmanna, bilans dobrego i złego, żadnego na mnie nie sprawiły wrażenia. Bo jeżeli życie nasze ma sens transcendentny, to cóż stąd, że w nim będzie więcej cierpienia niż dobrobytu? a jeżeli takiego sensu nie ma, to jest ono złe od korzenia. Wniosek: metafizyka jest jedyną rzeczą, którą się warto zajmować. 12
Henryk Elzenberg
Kłopot z istnieniem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.