Wprawdzie nie ma to większego znaczenia dla losów Erika Jana Hanussena, a tym samym dla biegu tej opowieści, odnotujmy jednak z kronikarskiego obowiązku, że w tym samym czasie w znajdującej się zaledwie kilka metrów dalej loży swoją krecią robotę prowadził inny „oszust”, niejaki Georg von Nalecz-Sosnowski, używający także nazwiska Ritter von Nalecz. Wysoki brunet o ciemnych oczach i eleganckich manierach, który świetnie jeździł konno i dobrze znał języki, łatwo mógł udawać arystokratę. W Berlinie, gdzie brylował na salonach, nikt nie przeczuwał, że Georg von Nalecz-Sosnowski, playboy ze Wschodu, jest w rzeczywistości oficerem „Dwójki”, czyli Oddziału II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Rotmistrz Jerzy Sosnowski przez osiem lat wodził za nos niemiecki kontrwywiad i to dzięki niemu w latach 19261934 wygrywaliśmy wojnę szpiegowską z Niemcami. Żył w Berlinie jak dandys, a kolejne kochanki wynosiły dla niego tomy akt z najważniejszych urzędów w państwie.
Sosnowski pojawił się w stolicy Niemiec późną wiosną 1926 roku. Wynajął luksusowy apartament w reprezentacyjnej dzielnicy Berlina - Charlottenburg, a w stajni przy wyścigach umieścił sześć swoich koni. Polski arystokrata, doskonały gawędziarz opisujący barwnie walki z bolszewikami, natychmiast wzbudził zainteresowanie, szybko nawiązując wiele cennych kontaktów, także w środowiskach wojskowych. W swoim domu organizował wystawne przyjęcia, rozdawał przyjaciołom i przyjaciółkom kosztowne prezenty: od drogich perfum po luksusowe auta. Obracał setkami tysięcy marek i chętnie pożyczał pieniądze znajomym. Był to koniec lat dwudziestych zeszłego stulecia, a więc czasy kryzysu ekonomicznego, który mocno dał się we znaki przywykłej do życia na wysokim poziomie arystokracji niemieckiej. A z jej szeregów wywodziła się przecież większość kadry oficerskiej w Niemczech, stanowiącej bardzo zamkniętą kastę...
W rozmowach Sosnowski określał siebie jako przeciwnika sanacji i zapiekłego wroga bolszewików, wręcz za członka ponadnarodowej organizacji do walki z bolszewizmem i zwolennika porozumienia polsko-niemieckiego. Brylował na salonach i błyszczał na wyścigach konnych w Hoppegarten i Karlshorst jako wybitny znawca hippiki. Nic więc w tym dziwnego, że berlińska elita przyjęła go z otwartymi ramionami, zaś jak najbardziej dosłownie uczyniła to pewna krągła brunetka, którą poznał kilka lat wcześniej podczas wyścigów konnych w Sopocie. Nazywała się Benita von Falkenhayn i była powinowatą Ericha von Falkenhayna, w latach 1914-1916 szefa niemieckiego Sztabu Generalnego Reichswehry, poprzedniczki Wehrmachtu. Należała do niezwykle ustosunkowanej w Niemczech rodziny arystokratycznej. Ponadto miała ponadprzeciętny talent do odkrywania ludzkich słabości, a co najważniejsze, przyjaźniła się z wieloma sekretarkami w różnych ministerstwach, najczęściej panienkami z dobrych niemieckich domów. Sama zresztą pracowała w dowództwie Reichswehry. W jej domu często odbywały się przyjęcia, na których zdobywano cenne informacje oraz zawierano nie mniej cenne znajomości.
Wkrótce Jerzy i Benita stali się bardzo „modną” w berlińskim establishmencie parą. Z miłości do polskiego ułana dziewczyna dała się zwerbować, a potem już wspólnie namówili do współpracy oficera Abwehry, Gunthera Rudloffa, który z powodu skłonności do kart i alkoholu ciągle popadał w długi. Sosnowski otrzymał od niego nazwiska kilku agentów niemieckich pracujących w Polsce oraz tajne instrukcje Abwehry. Poza tym Rudloff udaremnił próbę rozpracowania przez niemiecki kontrwywiad rotmistrza, przeprowadzoną latem 1927 roku.
Sosnowski tymczasem z impetem szarżującego szwadronu i ze sprytem przebiegłego zwiadowcy brnął dalej w berlińskie koła wyższych sfer. Wkrótce poznał Irene von Jenę, córkę pruskiego generała i sekretarkę jednego z departamentów Reichswehrmi-nisterium - osobę mającą niemal bezpośredni dostęp do militarnych tajemnic Niemiec. Irene pracowała w wydziale budżetowym i to dzięki niej polski wywiad zaczął uzyskiwać tajne informacje o wydatkach na rozwój niemieckiej machiny wojennej. Polacy jako pierwsi zdobyli namacalne dowody na to, że Niemcy, łamiąc postanowienia traktatu wersalskiego, rozwijają marynarkę wojenną, broń pancerną i przystosowują lotnictwo cywilne do celów wojskowych. W rzeczywistości większość projektowanych tam samolotów pasażerskich i dyspozycyjnych była pełnowartościowymi bombowcami i myśliwcami. Wystarczyło zamienić kabiny pasażerskie na luki bombowe, a w kadłubach i skrzydłach awionetek zamontować karabiny maszynowe, by stały się śmiercionośną bronią.
Aby pozyskać Irene von Jenę do współpracy, przebiegły Sosnowski posłużył się fortelem. Wiedząc, że piękna arystokratka ma słabość do drogich toalet i życia ponad stan, a także nienawidzi Polaków, przedstawił się jej jako brytyjski dziennikarz Mr Graves, poszukujący informacji do artykułów i opracowań. Manifestował przy tym gorliwie swoją sympatię dla „skrzywdzonych przez traktat wersalski” Niemiec. Ofiara połknęła haczyk i już wkrótce za niewielką sumę kilkuset marek dostarczyła mu mało ważne z pozoru informacje. Z czasem Niemka stała się tak sumiennym informatorem, że Sosnowski zdecydował się na ujawnienie swojej prawdziwej tożsamości i zwerbowanie jej do współpracy z polskim wywiadem.
Następnie obie swoje przyjaciółki-agentki wykorzystał do zwerbowania trzeciej. Była nią Renate von Natzmer z departamentu inspekcji niemieckiego naczelnego dowództwa. Kilka miesięcy podchodów i gry wywiadowczej przyniosło odpowiedni rezultat. Dama zgodziła się współpracować za miesięczną pensję ośmiuset marek. Do Warszawy popłynął kolejny strumień tajnych informacji. Na podstawie fotokopii dokumentów oraz uzyskanych od Sosnowskiego informacji dowództwo Wojska Polskiego miało wgląd w sytuację polityczną w Niemczech i plany rozbudowy armii niemieckiej. Za zdobycie niezwykle cennych dla Polski materiałów szefowi placówki „IN-3” nadano w 1929 roku Złoty Krzyż Zasługi,
a dwa lata później awansowano go do stopnia majora.
Informacje dostarczane przez Sosnowskiego były tak dobre, że... aż za dobre. W głowach oficerów II Oddziału zrodziła się myśl, że być może polski wywiad pada ofiarą powszechnie stosowanej w owych czasach „inspiracji’”, czyli podsuwania przez przeciwnika fałszywych lub zdezaktualizowanych materiałów. W największej tajemnicy do Berlina przyjechał szef wywiadu wojskowego, ppłk Adam Studencki. Wyprawa była niezwykle ryzykowna, ale ostatecznie Studencki spotkał się z Sosnowskim, a nawet z Rudloffem. Po przeprowadzeniu z nimi kilku rozmów i „poniuchaniu” trochę na miejscu nabrał jednak przekonania o autentyczności dostarczanych przez majora dokumentów. Na jego wniosek sztab zdecydował się zwiększyć środki finansowe desygnowane na działalność placówki „IN-3”. Z czasem doszło nawet do tego, że pieniądze dla Sosnowskiego stanowiły połowę wszystkich środków przeznaczanych na całą działalność wywiadowczą w Niemczech. Ogółem w trakcie ośmiu lat działania majora w Niemczech wydano na niego ponad dwa miliony złotych. Nowoczesny polski bombowiec PZL 37 Łoś kosztował wówczas około pięćset tysięcy złotych!
Rotmistrz arystokrata robił tymczasem wszystko, by pokazać, że nakłady nie idą na marne. Już wkrótce zameldował do centrali, że udało mu się zwerbować kolejne dwie agentki z dowództwa Reichswehry: Lottę von Lemmel oraz Izabelę von Tauscher. Na początku 1930 roku Sosnowski zawiadomił przełożonych w Warszawie o możliwości zakupienia za pośrednictwem Renate von Natzmer kopii planu niemieckiej agresji na Polskę - „Organisation Kriegsspiel”. Cena była niebagatelna, bo czterdzieści tysięcy marek. Zachowanie agenta, który bardzo nalegał, aby dokumenty zakupić, wzbudziło podejrzenia podpułkownika Rosnera (kierownika Referatu „N”)1. Sądził on, że Sosnowski wszedł w zmowę z kobietami i dlatego cena jest tak wygórowana. Zwierzchnicy nie zgodzili się na tak wysoką zapłatę. Ponadto uważali, że dokument nie jest autentyczny, a cała sprawa została zainspirowana przez Abwehrę. Ritter von Nalecz obniżył cenę do dziesięciu tysięcy, a gdy i to nie dało efektu, zgodził się wysłać dokumenty do Warszawy za darmo. Aż do wybuchu wojny sztabowcy traktowali je jako bezużyteczną stertę papieru. Szpieg tymczasem dogadał się z wywiadem francuskim i angielskim. Przyszli sojusznicy skwapliwie przyjęli jego propozycję i dokonali zakupu. Później okaże się, że mieli lepszego nosa niż Polacy, bo materiał był jak najbardziej autentyczny.
W latach 1928-1933 Sosnowskiemu udało się zdobyć dokumenty najwyższej wagi wojskowej i politycznej, między innymi kopię tak zwanego „A-Planu” niemieckiego Sztabu Generalnego, zawierającego szczegółowe opracowanie danych i charakterystyk personalnych ówczesnej Reichswehry. Kadra tej armii miała stanowić wkrótce kręgosłup Wehrmachtu. Kierownictwo Oddziału II SG posiadało dzięki niemu wiele wartościowych informacji dotyczących tajnej rozbudowy niemieckich sił zbrojnych, prowadzonych wbrew postanowieniom traktatu wersalskiego. Kolejne pozyskane dokumenty dotyczyły doświadczeń zdobywanych na sowieckich poligonach przez Reichswehrę podczas wspólnych ćwiczeń z Armią Czerwoną. Zawierały one także dane personalne dowódców Armii Czerwonej. W tym czasie wyjątkowo niebezpiecznym dla Polski zjawiskiem była współpraca Niemiec z Rosją bolszewicką, a następnie ze Związkiem Sowieckim, w zasadzie rozpoczęta już w 1919 roku. I to właśnie w Związku Sowieckim tworzono podstawy późniejszej niemieckiej potęgi pancernej i lotniczej. A rotmistrz Sosnowski był tym, który przekazywał do centrali Oddziału II SG cenne informacje dotyczące współdziałania Reichswehry z Armią Czerwoną.
Raporty berlińskiego agenta były dla międzywojennej Polski na wagę złota. To on jako pierwszy donosił do Warszawy o zacieśnieniu współpracy niemiecko-sowieckiej, które w 1939 roku doprowadziło do podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow. Przełożeni jednak nie zawsze wierzyli w autentyczność otrzymywanych dokumentów. Podejrzewano go, że stał się sługą dwóch panów. W końcu doszło do tego, do czego dojść musiało. Do wsypy. Na początku 1932 roku rodzice Sosnowskiego złożyli mu wizytę w Berlinie. Mama rotmistrza przypadkiem zwierzyła się hrabinie von Bucholtz, że wraz z mężem żyją skromnie w Milanówku, więc nie są w stanie udzielić synowi żadnej pomocy. A przecież Sosnowski otwierał przy niemieckich znajomych koperty z pieniędzmi, które rzekomo miał mu wysłać ojciec! Hrabina już wcześniej próbowała bezskutecznie zdobyć względy Sosnowskiego, który wyraźnie ją ignorował. Teraz nadarzyła się okazja do zemsty. Zainspirowała pojawienie się w „Berliner Tribune” artykułu, który niemalże wprost nazwał go szpiegiem. Tekst wydawał się prawdziwą bombą, lecz okazał się w końcu niewypałem. Kiedy w wyniku podjętych przez Sosnowskiego działań wyszło na jaw, że to intryga zazdrosnej kobiety, berlińska śmietanka towarzyska wykluczyła hrabinę ze swego grona. Sosnowskiego zaś witano na przyjęciach żartobliwym: „Dzień dobry, panie szpiegu!”.
Jednak Abwehra po cichu zaczęła prześwietlać gwiazdę berlińskich salonów. Nasłała na niego piękną i rozwiązłą Ksenię von Buckenheim, z zadaniem zdobycia serca rotmistrza, a przy okazji przeszukania jego kieszeni i szuflad. Ta jednak szaleńczo zakochała się w przystojnym obiekcie rozpracowania i wszystko mu wyśpiewała. Niemiecki kontrwywiad spróbował więc jeszcze raz tej samej metody. Tancerka Maria Krause wprawdzie również zadurzyła się w przystojnym szpiegu, ale gdy odnalazła w szafie listy, z których wynikało, że obiecał małżeństwo innej, poczuła się zdradzona i tym razem złożyła odpowiednie meldunki.
W styczniu major Sosnowski otrzymał rozkaz powrotu do kraju, ale zignorował go, bezgranicznie ufny w swoje niesamowite szczęście, które jak dotychczas nigdy go nie opuszczało. 27 lutego 1934 roku został aresztowany podczas libacji alkoholowej w berlińskim mieszkaniu przy Lutzowufer 36, w której uczestniczyli polscy dyplomaci. Po kilku dniach do aresztu trafiło osiemdziesiąt kolejnych osób, w tym Benita von Falkenhayn, Renate von Natzmer i Irene von Jena. Aresztowania uniknął tylko Gunther Rudloff, który twierdził, że znajomość z Sosnowskim służyła mu do uzyskiwania informacji wywiadowczych.
Proces Sosnowskiego i całego jego haremu rozpoczął się w lutym 1935 roku. Wyrok zapadł 16 lutego. Chociaż agent starał się wziąć całą winę na siebie, Benita von Falkenhayn i Renate von Natzmer zostały skazane na karę śmierci przez ścięcie toporem. Maria Krause, agentka gestapo, jedna z licznych kochanek polskiego oficera, dostała dziewięć lat więzienia. Jerzy Sosnowski i Irene von Jena otrzymali wyroki dożywotniego pozbawienia wolności. Sam major był zbyt cenną zdobyczą, by tak po prostu ściąć mu głowę - dwa lata później, w kwietniu 1936 roku wymieniono go na siedmiu niemieckich szpiegów złapanych przez polskie służby2.
1
Samodzielny Referat Sytuacyjny „N” (od „Niemcy”) - komórka organizacyjna Oddziału II Sztabu Generalnego utworzona jako ogniwo skupiające aktualne informacje o stanie niemieckich sił wojennych. SRS „N” opracowywał codzienne i tygodniowe komunikaty informacyjne dla
Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych, szefa Sztabu Głównego, Ministerstwa Spraw Wojskowych, Ministerstwa Spraw Zagranicznych, dowództwa Marynarki, dowództw utworzonych armii i grup operacyjnych oraz na użytek wewnętrzny Oddziału II.
2
przerzucono Sosnowskiego na terytorium Polski, by pomagał Armii Ludowej. We wrześniu 1944 roku miał przebić się do walczącej Warszawy i dopiero tam zginąć. Potwierdził to Iwan Sierow, późniejszy szef KGB i GRU, dodając, że rotmistrza zabito na rozkaz AK. Generał lejtnant NKWD Paweł Sudopłatow, wykonawca zamachu na Jewhena Konowalca -przywódcę Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów - podczas śledztwa w 1958 roku winą za śmierć Sosnowskiego obarczył Nikitę Chruszczowa i podał, że stało się to w 1945 roku. Oskarżenie to Sudopłatow powtórzył w swojej książce wydanej w 1996 roku.
Podobno widziano Sosnowskiego w więzieniu w Saratowie pod koniec 1941 roku. Tam w przerażających i potwornych warunkach, jakie mogą panować tylko w sowieckich tiurmach, odważył się dwukrotnie na protest -strajk głodowy. Przy kolejnej próbie strajku głodowego, w lutym 1942 roku podobno dostał ciężkiego krwotoku. Leżał przez cały dzień na kilkunastostopniowym mrozie. Nie udzielono mu żadnej pomocy. Zmarł podobno następnego dnia. Towarzysze niedoli rozdzieli między siebie jego cały majątek: kłębek szmat i kawałek spleśniałego chleba.
To, co brzmi niewiarygodnie, być może zdarzyło się naprawdę. Wielki patriota, as wywiadu został poświęcony w okrutny sposób na rzecz podtrzymania w opinii publicznej mitu sukcesu dyplomatycznego, którym miał być ówczesny układ o nieagresji z III Rzeszą.
Erik Jan Hanussen. Jasnowidz Hitlera
Przemysław Słowiński & Danuta Uhl-Herkoperec
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.