poniedziałek, 4 marca 2024

Jean-Charles  Nault, Demon południa. Acedia - podstępna choroba duszy

 PRZEDMOWA

    Duchowość monastyczna bardzo wcześnie zainteresowa­ła się tym złożonym i wieloznacznym zjawiskiem, jakim jest acedia. Duchowe lenistwo, smutek, utrata poczucia sensu, brak nadziei na osiągnięcie zbawienia i ogólne zniechęcenie sprawami Bożymi - wszystkie wymienione symptomy można objąć tym jednym słowem: acedia. To właśnie ona nierzadko skłaniała mnicha do opuszczania klasztornej celi i uciekania przed bliskością Boga, aby w tym czy innym miejscu szukać jakiejś kompensacji su­rowego życia, do którego zakonnik niegdyś czuł się po­wołany przez Boga. Psychologiczna wnikliwość i duchowa subtelność tych, którzy jako pierwsi zgłębiali to zjawisko - a zwłaszcza Ojców Pustyni, ze szczególnym uwzględnie­niem Ewagriusza z Pontu - niechybnie musi zastanawiać nas współczesnych, którzy nawet jeśli nie znamy już sa­mego terminu „acedia", to z całą pewnością odczuwamy jej groźne symptomy. Owej tajemniczej choroby ducha, grzechu monastycznego par excellence, z pewnością nie należy bowiem uważać za zjawisko z innej epoki czy doty­czące wyłącznie zakonników. Przeciwnie, zasadne wydaje się postawienie pytania: czy nie jest to realne zło naszych czasów?

    Zobojętnienie, melancholia, przygnębienie, zniechęce­nie, znużenie, znudzenie, niestałość, nadaktywność... Już tych kilka manifestacji „demona południa" wystarczy, by przekonać nas o aktualności zła, które odbiera człowiekowi zamiłowanie do życia i osłabia jego wewnętrzny dyna­mizm. Człowiek zdany na własne siły w końcu traci na­dzieję, że zdoła odnaleźć sens życia i naraża się na po­padniecie w przeciętność, która jest jedynie symptomem odrzucenia jego własnej wielkości przybranego syna Boga.

   Książka benedyktyńskiego zakonnika, ojca Jean-Charlesa Naulta, do której z radością piszę przedmowę, udo­stępnia szerokiemu odbiorcy owoc wieloletnich badań nad acedia. Opracowanie to ogromnie mnie zainteresowa­ło i wiele mi wyjaśniło, gdy niegdyś towarzyszyłem jego powstawaniu. Autor miał doskonałą intuicję, że acedia, przed którą ostrzegała go formacja zakonna, dotyczy nie tylko mnichów, ale zagraża wszystkim stanom życia i do­tyka bezpośrednio relacji każdego człowieka z Bogiem. W miarę prowadzenia badań zobaczył w acedii bynajmniej nie jakieś zwykłe rozproszenie uwagi podczas modlitwy czy rozleniwienie lub nonszalancję podczas innych zajęć, lecz nader groźne zło, dotyczące bezpośrednio ostatecz­nego celu życia człowieka, czyli uczestniczenia w życiu samej Trójcy Świętej.

   Prosty i bezpośredni styl książki sprawia, że kwestia ta zaczyna nurtować czytelnika osobiście i czuje się on zo­bowiązany przemyśleć na nowo wiele aspektów tego, co stanowi istotę ludzkiego życia.

   W pierwszym rozdziale Autor prowadzi nas przez treś­ciwe teksty pierwszych Ojców Pustyni do odkrycia wie­lorakich aspektów mrocznej choroby ducha, którą trady­cja monastyczna słusznie uważała za jedno z najbardziej szkodliwych czy wręcz zabójczych wcieleń zła, jakie mogą nas dotknąć. Jednocześnie o ile rozmaite manifestacje acedii przyprawiają nas o drżenie z powodu swojej aktu­alności, to lekarstwa zaproponowane nam przez Ojców pustyni zdumiewają nawet dzisiaj swoją prostotą. Podczas tej lektury czujemy się wyjątkowo bliscy anachoretom ży­jącym przed wiekami na pustyni!

    W drugim rozdziale zatrzymujemy się na dłużej przy doktrynie św. Tomasza z Akwinu, którego przenikliwość nie zawiodła także wówczas, gdy mówił o acedii. Wybit­ny trzynastowieczny teolog, spadkobierca długiej tradycji patrystycznej i monastycznej, okazał się prorokiem, przy­pisując tej chorobie ducha strategiczną rolę w rozumieniu postępowania chrześcijanina. Acedię, która jest grzechem przeciwko radości płynącej z miłości, która dotyka sfe­ry granicznej między ciałem a duchem, można bowiem uznać za główną przeszkodę w entuzjastycznym wyra­żaniu chrześcijańskiego świadectwa. Tymczasem św. To­masz potrafił z pełnym przekonaniem podsunąć zadziwia­jący sposób jej przezwyciężenia...

   W pozostałych dwóch rozdziałach Autor zajmuje się kwestią aktualności acedii, najpierw w życiu chrześcijań­skim w ogólnym ujęciu, a następnie w różnych stanach ży­cia. Ta oryginalna prezentacja jego badań prowadzi nas do sedna duchowych poszukiwań o kluczowym znaczeniu dla naszej epoki - poszukiwań przecież tak często bezład­nych, prowadzonych w sposób nazbyt chaotyczny. Cały ten tekst przypomina nam o znaczeniu walki duchowej w naszym życiu i pokazuje, że acedia może istotnie zagra­żać wzrastaniu i rozkwitowi osoby ludzkiej.

  Ostatnie słowo należy jednak do nadziei, jak bowiem w końcu IV wieku pisał Ewagriusz z Pontu, kiedy stawimy opór acedii, „po wygranej walce ogarnia duszę uspokoje­nie i niewysłowiona radość".

kardynał Marc Ouellet, Prefekt Kongregacji ds. Biskupów

WPROWADZENIE

    Choć temat ten początkowo był przedmiotem mojej roz­prawy doktorskiej, nie chciałbym, aby niniejsza książka była odbierana jako opracowanie naukowe sporządzone z perspektywy „specjalisty", lecz raczej jako dzieło mnicha, który tak jak czytelnik - lub raczej wraz z czytelnikiem - stara się nieustannie szukać Boga. Ponieważ docierały do mnie wielokrotnie ponawiane prośby, by refleksje nad acedia udostępnić szerszemu odbiorcy, zdecydowałem się przedstawić żywszą i zaktualizowaną wersję swojej pracy w formie niniejszej publikacji. Zachowałem wszakże ust­ny styl wypowiedzi, gdyż podstawą niniejszej książki były wygłoszone przeze mnie konferencje.

   W opactwie Saint-Wandrille [Opactwo św. Wandrille'a z Fontenelle, założone w 649 roku przez św. Wandrille'a (łac. Wandregisilius), wysokiego dostojnika na dworze merowińskiego króla Dagoberta I, leży nad Sekwaną, pomiędzy Rouen a Hawrem. Mieszka w nim wspólnota trzydziestu pięciu braci benedyk­tynów, którzy wiodą życie poświęcone modlitwie, milczeniu i pracy, ściśle według Reguły św. Benedykta (łac. Regula Benedicti) ułożonej przez św. Benedykta z Nursji (480-547).] mnisi przed podejmowa­niem studium - a zwłaszcza studium nad Pismem Świę­tym - zachowali zwyczaj odmawiania tradycyjnej inwoka­cji do Ducha Świętego, Veni Sancte Spiritus: „Boże, któryś pouczył serca wiernych światłem Ducha Świętego, daj nam w tymże Duchu poznać, co jest prawe, i Jego pocie­chą zawsze się radować".

   Modlitwa ta obejmuje dwie prośby do Ducha Święte­go: po pierwsze, by dał nam poznać (łac. sapere), co jest prawe, pozwolił nam zakosztować tego, co jest dobre, a po drugie, żeby nas rozradował (łac. gaudere) swoją Boską pociechą. Poznanie i radość: oto właśnie dwa zasadnicze bieguny, wokół których zamierzam poprowadzić refleksję w tej książce.

  Zacznijmy te rozważania od dwóch cytatów. Pierwszy zaczerpnąłem z książki zatytułowanej Le virtu e la fede (Cno­ty a wiara), napisanej w 1994 roku przez ojca Giuseppe Angeliniego, mediolańskiego moralistę: „Acedia, niezna­na kaznodziejom i katechetom, nieznana nawet mistrzom duchowym, jest całkowicie i bezwzględnie ignorowana we wszystkim, co dotyczy teologii moralnej".

   Drugi cytat pochodzi z rekolekcji wygłoszonych w 1996 roku w Watykanie przez kardynała Christopha Schónborna: „Najgłębszym kryzysem Kościoła wydaje mi się dzi­siaj brak odwagi, by wierzyć, że z tymi, którzy Go miłują, Bóg współdziała we wszystkim dla ich dobra (zob. Rz 8,28). Taka mało wierność ducha i umysłu nazywana jest w tra­dycji Ojców Pustyni akedia, lenistwem duchowym, owym «obrzękiem duszy»".

   Oto dwa pozornie paradoksalne stwierdzenia: z jednej strony bowiem acedia jawi się jako „wielka zapomniana" kwestia współczesnej teologii moralnej; z drugiej strony natomiast być może to właśnie ona jest najważniejszą przyczyną kryzysu dzisiejszego Kościoła...

"Impulsem do zgłębiania tematu acedii była dla mnie właśnie lektura książki Giuseppe Angeliniego Le virtu e la fede. Otwierając ją, ujrzałem tytuł pierwszego roz­działu: „Acedia". Tytuł ten nie mógł pozostawić mnie obojętnym. Trzeba bowiem wiedzieć, że po wstąpie­niu do nowicjatu mistrz nowicjuszy daje do przeczyta­nia przybyszowi kilka tekstów opisujących tę duchową dolegliwość: w tym między innymi rozdział dziesiąty Reguł życia zakonnego św. Jana Kasjana, rozdział dwuna­sty traktatu O praktyce [ascetycznej] Ewagriusza z Pontu czy też Drabinę raju św. Jana Klimaka. Samo pojęcie acedii było mi więc całkiem dobrze znane, jednakże z trudnością pojmowałem, że może istnieć jakiś związek między cnota­mi a acedia: dlaczego książka poświęcona cnotom zaczy­nała się od rozdziału o acedii? W rozdziale tym znajdował się cytat ze sławnego tekstu Ewagriusza z Pontu, do które­go jeszcze wrócimy. Przede wszystkim jednak, kilka stron dalej, z zaskoczeniem natrafiłem w książce na odniesienie do św. Tomasza z Akwinu. Podczas studium w klasztorze Saint-Wandrille trochę czytywałem Akwinatę, ale zupełnie nie zdawałem sobie sprawy, że poświęcił on zagadnieniu acedii całą kwestię w swojej Sumie teologicznej. Nie było to jego zdaniem zagadnienie bez znaczenia, skoro ujął acedię jako grzech przeciwko miłości, a dokładniej - przeciw­ko radości, jaka płynie z miłości.

   Zauważyłem wtedy, że św. Tomasz cytował przy tym czterech autorów: św. Jana Damasceńskiego, św. Jana Ka­sjana, św. Grzegorza Wielkiego i św. Izydora z Sewilli. Pod­sunęło mi to myśl, aby przeprowadzić analizę monastycz­nych i patrystycznych źródeł doktryny św. Tomasza o ace­dii. Bynajmniej nie wyobrażałem sobie wtedy, na jakie głębiny zaprowadzi mnie to przedsięwzięcie! Dziś jednak dziękuję Bogu za to, że szczęśliwie doprowadził do końca tę pracę, która w większym stopniu była otrzymanym darem niż osobistym wyborem. Dodam, że obcowanie z Ojcami Kościoła oraz ze św. Tomaszem także było szcze­gólną łaską, za której sprawą to studium stało się okazją do kontemplacji i modlitwy. Za to również dziękuję Bogu. Większość współczesnych nie zna pojęcia acedii. Nie­wielu wie, że tradycja właśnie acedię utożsamiała ze słyn­nym „demonem południa", którego obawiają się ludzie przekraczający sławetny „kryzys czterdziestki". O ile jed­nak słowo „acedia" popadło w zapomnienie, to zjawisko, do którego się ono odnosi, bynajmniej nie zanikło. Aby się o tym przekonać, wystarczy zagłębić się w smakowitych tekstach pierwszych mnichów pustyni. Samo określenie „demon południa" powinno obudzić w nas czujność, za­zwyczaj bowiem za porę działania demonów uważa się noc, a nie środek dnia! Czyż to nie właśnie to nieocze­kiwane działanie demona, który atakuje w samym środ­ku dnia, czyni z acedii wyjątkowo groźne zło? Jeśli słońce południa kąpie wszystko w swoim jaskrawym świetle, to acedia, jako mroczna choroba ducha, zanurza serce ata­kowanego przez siebie człowieka w szarzyźnie znużenia i nocy rozpaczy.

***


PIĘĆ NAJWAŻNIEJSZYCH PRZEJAWÓW ACEDII

   Najważniejsze przejawy acedii przedstawimy w rosnącym porządku intensywności i powagi, ilustrując je odpowied­nio paroma krótkimi tekstami Ewagriusza.

Niestałość wewnętrzna

   Pierwszą i najbardziej oczywistą oznaką acedii jest pewna niestałość wewnętrzna. Przejawia się ona w potrzebie ru­chu, pragnieniu zmiany. W tym miejscu od razu oddajmy głos Ewagriuszowi: „Przeciw myśli zniechęcenia pokazu­jącej nam inne miejsca i doradzającej, abyśmy tam celę sobie zdobyli, gdyż tam jakoby bez większego trudu znaj­dziemy [zaspokojenie] naszych potrzeb i wypoczynek, i pocieszenie ze strony przybywających do nas braci".

   W Ośmiu złych myślach z kolei Ewagriusz zapisał: „De­mon acedii podsuwa ci myśli o odejściu, potrzebę zmiany miejsca i sposobu życia. Odmalowuje to inne życie jako twoje wybawienie i przekonuje cię, że jeśli nie odejdziesz, to będziesz zgubiony" [Niezbyt obszerne pismo często przypisywane Nilowi z Ancyry (zm. ok. 430), cyt. za: Maurice Geerard, Clavis Patrum Graecorum. Vol. Il AbAthanasio ad Chrysostomum, 2451, Brepols, Turnhout 1974]. Ponadto ten sam tekst poucza nas, że człowiek wynajduje wiele skądinąd znakomitych pretekstów do działania pod pozorem nadzwyczajnej mi­łości, na przykład nawiedzenia chorych: „Demon acedii podsuwa ci, że warto byłoby pójść do braci, by ich od­wiedzić, wyświadczyć jakąś przysługę". Dodajmy w tym miejscu ustęp zaczerpnięty z jeszcze innego tekstu: „Opa­nowany przez acedię wymawia się odwiedzinami cho­rych, w istocie jednak uskutecznia własny cel. Mnich opa­nowany przez acedię jest skory do posługi, lecz korzyść własną uważa za przykazanie".

   Pretekstem może być także spełnienie powinności rodzinnych. Dlatego Ewagriusz opowiada się: „Przeciw myślom zniechęcenia, które czynią chwiejną naszą wy­trwałość, i nakłaniają nas, abyśmy nieco odpoczęli i przez dłuższy czas troszczyli się o nasz dom i rodzinę".

   Albo służenie Bogu żywemu, bowiem demon „dodaje, że podobanie się Panu nie jest zależne od miejsca. Wszę­dzie bowiem - mówi - można wielbić Boga (zob. J 4, 21-24)". Innymi słowy, ważne jest „oddawanie czci w duchu i prawdzie".

   Widzimy tutaj, że Ewagriusz przedstawia człowieka dotkniętego acedia jako „uciekiniera" - tego, który ucieka z miejsca walki duchowej. Lekarstwem, jakie na to zaleca, jest wytrwałość, która bardzo często polega na tym, żeby fizycznie trwać w swojej celi za wszelką cenę, gdyż sta­łość fizyczna ma na celu podtrzymywanie stałości serca. W istocie idzie przecież o to, by ugruntować swoje serce w Bogu. [Przypomina mi to pewną historyjkę. W Kolegium św. Anzelma w Rzymie był pewien mnich, który cały czas spędzał na zewnątrz. Pew­nego razu natknąłem się na niego w autobusie. Tego samego dnia spot­kałem go już trzy razy poza klasztorem. Mówię mu więc żartem: „A sta­łość?". On mi odpowiada: „Swoją stałość mam w Sercu Jezusa!"]

   Wiadomo jednak, że Ojcowie Pustyni odwiedzali się nawzajem, szukając rady. Strzeżenie własnej celi nie było więc zaleceniem bezwzględnym.

Przesadna troska o swoje zdrowie

   Acedia może się również przejawiać przesadną troskli­wością o zdrowie ciała, którą potęguje niepewność typo­wa dla pustyni, budząca w mnichu obawę, że zabraknie mu nawet tego, co niezbędne. Dlatego Ewagriusz zaleca przeciwstawianie się „myśli zniechęcenia ukazującej nam długą starość i gorzką, nieutuloną biedę, oraz choroby, które mogą zabić ciało".

   Acedia przejawia się także w pokusach związanych z łakomstwem. Niewątpliwie demon południa znajdował łatwy łup w anachorecie, który pościł mniej więcej do go­dziny 15:00 i nie bez racji uważał swój pokarm za dość nędzny. Ewagriusz w przytaczanych już Ośmiu złych my­ślach wspominał wprost, że demon acedii roznieca nie­zwykły głód i pobudza apetyt.

   Późniejsi autorzy dość często zresztą pokazywali zwią­zek między demonem łakomstwa a acedia. Zacytujmy na przykład pełen humoru tekst św. Jana Klimaka, syryjskie­go mnicha działającego w VI lub VII wieku: „Najpierw, podczas trzech godzin, demon akedii powoduje dreszcze, ból głowy i skręcanie kiszek. O dziewiątej zdarza się, że trochę popuści - i potrawy na stół podane, i można rzucić się na łoże" [ Jan Klimak, Drabina raju, 13, 8, tłum. Waldemar Polanowski, Wy­dawnictwo Marek Derewiecki, Kęty 2011, s. 191].

Niechęć do pracy fizycznej

    Trzecim przejawem acedii może być wyraźna niechęć do pracy fizycznej. Trzeba powiedzieć, że na pustyni taka pra­ca nie była czymś, co przynosiło radość. Pleciono kosze i aby je sprzedać, udawano się do Aleksandrii. A jeśli nie trzeba było ich sprzedawać, mnisi postępowali jak Penelopa [Postać z Odysei Homera, żona Odyseusza, przez dwadzieścia lat zachowywała mu wierność, oczekując jego powrotu. Licznych zalotni­ków zwodziła, przyrzekłszy wybrać jednego z nich na męża, gdy ukoń­czy tkać szatę dla teścia - przeciągała tę pracę, nocą prując tkaninę, którą splotła w dzień, [przyp, red.]]: nocą rozplatali to, co zapletli za dnia! Można też zro­zumieć, że prosta, polegająca na powtarzaniu wciąż tych samych gestów praca, wykonywana w tym celu, by umysł mógł swobodnie zajmować się Panem, mogła od czasu do czasu wydać się surowa czy monotonna. Przypomnijmy tu następujące słowa Ewagriusza: „Acedia [...] czyni chód chwiejnym; nienawidzi pracowitości" [Ewagriusz z Pontu, O wadach, które przeciwne są cnotom, tłum. Ma­rek Grzelak, Wydawnictwo Benedyktynów Tyniec, Kraków 2015, s. 141].

   Należący do następnego pokolenia Jan Kasjan rozwi­nął refleksję nad zagadnieniem pracy fizycznej. To właś­nie jemu w dużej mierze należy przypisywać „przemianę" acedii w lenistwo. Święty Benedykt, nawet jeśli sytuował się w tym samym nurcie, genialnie przywrócił acedii na­leżne jej miejsce.

  Ewagriusz natomiast wykazywał się wielką subtelnoś­cią psychologiczną. Wiedział dobrze, że wobec lenistwa można również przejawiać postawę pewnej nadaktywno-ści, która staje się „ucieczką do przodu", ucieczką przed Bogiem i przed samym sobą. Prawdziwa miłość rodzi bo­wiem łagodność, nadaktywność zaś rozgoryczenie.

Zaniedbywanie obserwancji

   Czwartym przejawem acedii jest niedbałość w wypełnia­niu zakonnych obowiązków, a przede wszystkim zanie­dbanie modlitwy. Nierzadko wkrada się w tym przypadku pokusa „minimalizmu", gdy wszystkiego wydaje się „za dużo": „Opanowany przez acedię mnich jest nieskory do modlitwy i nie wypowie nigdy jej słów. Jak bowiem chory nie dźwiga wielkich ciężarów, tak i uległy acedii nie bę­dzie spełniał gorliwie Bożego dzieła" [Ewagriusz z Pontu, O ośmiu duchach zła, 14].

   I przypomnijmy ustęp z rozprawy O sporze z myślami, w którym autor opowiada się: „Przeciw myśli zniechęcenia, odrywającej nas od czytania i od nauki słów natchnionych oraz mówiącej, że pewien święty starzec tylko dwanaście psalmów śpiewał i podobał się Bogu".

    Ewagriusz jednak, zawsze z niezmienną subtelnością [Ewagriusza cechuje wręcz nadzwyczajna subtelność psychologicz­na. Zob. Anselm Grün, Jak sobie radzić ze złem?, tłum. Katarzyna Zimme-rer, Wydawnictwo Salwator, Kraków 1999. W książce tej autor proponu­je porównanie Ewagriusza z Carlem Gustavem Jungiem. Wykazuje, że wszystkie intuicje psychoanalityków są już obecne u Ewagriusza], dobrze wie, iż ta pokusa może doprowadzić do innej po­kusy - do „maksymalizmu", gdyż skrajności mają zwyczaj się łączyć w pary:

Tego demona naśladuje także przeciwnik prawdy, demon acedii, podpowiadając wytrzymałemu najsu­rowszą anachorezę, zachęcając do rywalizacji z Ja­nem Chrzcicielem i nakłaniając pierwszego spośród anachoretów, Antoniego, aby nie wytrzymując stałej i nieludzkiej anachorezy uciekł ze wstydem opuściw­szy miejsce, a ów potem chwaląc się, powiedziałby: «Okazałem się mocniejszy od niego» (Ps 12,5). [Ewagriusz z Pontu, O różnych rodzajach złych myśli, tłum. Leon Nieścior OMI, Wydawnictwo Benedyktynów Tyniec, Kraków 2015, s. 123]

"Inne, późniejsze teksty przypominają tę samą doktry­nę: „Czynić więcej, niż jest się w stanie zrobić, niezależ­nie od tego, czy chodzi o dzieła dobroczynne, czy o inne, świadczy o braku rozeznania, a to z kolei prowadzi do nie­pokoju i szemrania" [Barsanufiusz i Jan z Gazy, List 621].

   Natomiast w poniższym krótkim tekście św. Jana Klimaka przemawia do czytelnika sam demon acedii: „A zapra­szających mnie jest wielu: niekiedy jest to niewrażliwość duszy, niekiedy zapomnienie o tym, co jest u góry; a bywa że i nadmiar upału" [Jan Klimak, Drabina raju, 13, 15].

Ogólne zniechęcenie

   Jeśli mnich nie opuścił swojej celi, demon acedii usiłuje wówczas wywołać u niego stan ogólnego zniechęcenia, co w niektórych przypadkach może doprowadzić nawet do zakwestionowania powołania. I wreszcie, jeśli mnich widzi niemożność ucieczki od swojej uciążliwej sytuacji, bywa, że pogrąża się w psychicznej depresji, której objawy Ewagriusz opisuje z niepokojącą precyzją:

Do duszy zniewieściałej i osłabionej utrzymującymi się w niej myślami o trudzie i zniechęceniu, ginącej we własnej goryczy, której siłę zniszczyło wielkie udręczenie, a wytrwałość bliska jest wyczerpania się na skutek obcej przemocy demona. Dusza taka dzie­cinnie tonie w namiętnych łzach i lamentacjach, a nie znajduje dla siebie pocieszenia. [Ewagriusz z Pontu, O sporze z myślami, VI, 38]

   Acedia często skłania wówczas do opuszczenia świętej drogi bohaterów, porzucenia miejsca, w którym mnich przebywa. Oto raz jeszcze króciutki tekst, który już wcześ­niej cytowałem, pochodzący z dwunastego rozdziału trak­tatu O praktyce [ascetycznej]: „aby mnich pozostawiwszy celę uciekł z placu [walki]", czyli opuścił miejsce walki duchowej. Ewagriusz wymienia w tym miejscu dwie moż­liwości: człowiek albo ucieka, albo stara się nie uciec, ale jest wtedy wydany na pastwę regresów w zachowaniu, na­wrotów do zachowań infantylnych.

    Nawet pobieżna prezentacja różnych przejawów acedii, w ujęciu występującym w tekstach Ewagriusza, pokazuje nam, że acedia jest zjawiskiem bardzo złożonym, które ce­chuje wiele sprzeczności. Ewagriusz zresztą precyzuje, że zagrożenie acedia polega właśnie na tym, że ukrywa się ona przed człowiekiem, którego wystawia na próbę.

Za: Jean-Charles  Nault, Demon południa. Acedia - podstępna choroba duszy, tytuł oryginału: Le demon de midi. L'acedie, mai obscur de notre temps, przekład Agnieszka Kuryś, PROMIC - Wydawnictwo Księży Marianów, Warszawa 2017"

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.