PRZEDMOWA
Duchowość monastyczna bardzo wcześnie zainteresowała się tym złożonym i wieloznacznym zjawiskiem, jakim jest acedia. Duchowe lenistwo, smutek, utrata poczucia sensu, brak nadziei na osiągnięcie zbawienia i ogólne zniechęcenie sprawami Bożymi - wszystkie wymienione symptomy można objąć tym jednym słowem: acedia. To właśnie ona nierzadko skłaniała mnicha do opuszczania klasztornej celi i uciekania przed bliskością Boga, aby w tym czy innym miejscu szukać jakiejś kompensacji surowego życia, do którego zakonnik niegdyś czuł się powołany przez Boga. Psychologiczna wnikliwość i duchowa subtelność tych, którzy jako pierwsi zgłębiali to zjawisko - a zwłaszcza Ojców Pustyni, ze szczególnym uwzględnieniem Ewagriusza z Pontu - niechybnie musi zastanawiać nas współczesnych, którzy nawet jeśli nie znamy już samego terminu „acedia", to z całą pewnością odczuwamy jej groźne symptomy. Owej tajemniczej choroby ducha, grzechu monastycznego par excellence, z pewnością nie należy bowiem uważać za zjawisko z innej epoki czy dotyczące wyłącznie zakonników. Przeciwnie, zasadne wydaje się postawienie pytania: czy nie jest to realne zło naszych czasów?
Zobojętnienie, melancholia, przygnębienie, zniechęcenie, znużenie, znudzenie, niestałość, nadaktywność... Już tych kilka manifestacji „demona południa" wystarczy, by przekonać nas o aktualności zła, które odbiera człowiekowi zamiłowanie do życia i osłabia jego wewnętrzny dynamizm. Człowiek zdany na własne siły w końcu traci nadzieję, że zdoła odnaleźć sens życia i naraża się na popadniecie w przeciętność, która jest jedynie symptomem odrzucenia jego własnej wielkości przybranego syna Boga.
Książka benedyktyńskiego zakonnika, ojca Jean-Charlesa Naulta, do której z radością piszę przedmowę, udostępnia szerokiemu odbiorcy owoc wieloletnich badań nad acedia. Opracowanie to ogromnie mnie zainteresowało i wiele mi wyjaśniło, gdy niegdyś towarzyszyłem jego powstawaniu. Autor miał doskonałą intuicję, że acedia, przed którą ostrzegała go formacja zakonna, dotyczy nie tylko mnichów, ale zagraża wszystkim stanom życia i dotyka bezpośrednio relacji każdego człowieka z Bogiem. W miarę prowadzenia badań zobaczył w acedii bynajmniej nie jakieś zwykłe rozproszenie uwagi podczas modlitwy czy rozleniwienie lub nonszalancję podczas innych zajęć, lecz nader groźne zło, dotyczące bezpośrednio ostatecznego celu życia człowieka, czyli uczestniczenia w życiu samej Trójcy Świętej.
Prosty i bezpośredni styl książki sprawia, że kwestia ta zaczyna nurtować czytelnika osobiście i czuje się on zobowiązany przemyśleć na nowo wiele aspektów tego, co stanowi istotę ludzkiego życia.
W pierwszym rozdziale Autor prowadzi nas przez treściwe teksty pierwszych Ojców Pustyni do odkrycia wielorakich aspektów mrocznej choroby ducha, którą tradycja monastyczna słusznie uważała za jedno z najbardziej szkodliwych czy wręcz zabójczych wcieleń zła, jakie mogą nas dotknąć. Jednocześnie o ile rozmaite manifestacje acedii przyprawiają nas o drżenie z powodu swojej aktualności, to lekarstwa zaproponowane nam przez Ojców pustyni zdumiewają nawet dzisiaj swoją prostotą. Podczas tej lektury czujemy się wyjątkowo bliscy anachoretom żyjącym przed wiekami na pustyni!
W drugim rozdziale zatrzymujemy się na dłużej przy doktrynie św. Tomasza z Akwinu, którego przenikliwość nie zawiodła także wówczas, gdy mówił o acedii. Wybitny trzynastowieczny teolog, spadkobierca długiej tradycji patrystycznej i monastycznej, okazał się prorokiem, przypisując tej chorobie ducha strategiczną rolę w rozumieniu postępowania chrześcijanina. Acedię, która jest grzechem przeciwko radości płynącej z miłości, która dotyka sfery granicznej między ciałem a duchem, można bowiem uznać za główną przeszkodę w entuzjastycznym wyrażaniu chrześcijańskiego świadectwa. Tymczasem św. Tomasz potrafił z pełnym przekonaniem podsunąć zadziwiający sposób jej przezwyciężenia...
W pozostałych dwóch rozdziałach Autor zajmuje się kwestią aktualności acedii, najpierw w życiu chrześcijańskim w ogólnym ujęciu, a następnie w różnych stanach życia. Ta oryginalna prezentacja jego badań prowadzi nas do sedna duchowych poszukiwań o kluczowym znaczeniu dla naszej epoki - poszukiwań przecież tak często bezładnych, prowadzonych w sposób nazbyt chaotyczny. Cały ten tekst przypomina nam o znaczeniu walki duchowej w naszym życiu i pokazuje, że acedia może istotnie zagrażać wzrastaniu i rozkwitowi osoby ludzkiej.
Ostatnie słowo należy jednak do nadziei, jak bowiem w końcu IV wieku pisał Ewagriusz z Pontu, kiedy stawimy opór acedii, „po wygranej walce ogarnia duszę uspokojenie i niewysłowiona radość".
kardynał Marc Ouellet, Prefekt Kongregacji ds. Biskupów
WPROWADZENIE
Choć temat ten początkowo był przedmiotem mojej rozprawy doktorskiej, nie chciałbym, aby niniejsza książka była odbierana jako opracowanie naukowe sporządzone z perspektywy „specjalisty", lecz raczej jako dzieło mnicha, który tak jak czytelnik - lub raczej wraz z czytelnikiem - stara się nieustannie szukać Boga. Ponieważ docierały do mnie wielokrotnie ponawiane prośby, by refleksje nad acedia udostępnić szerszemu odbiorcy, zdecydowałem się przedstawić żywszą i zaktualizowaną wersję swojej pracy w formie niniejszej publikacji. Zachowałem wszakże ustny styl wypowiedzi, gdyż podstawą niniejszej książki były wygłoszone przeze mnie konferencje.
W opactwie Saint-Wandrille [Opactwo św. Wandrille'a z Fontenelle, założone w 649 roku przez św. Wandrille'a (łac. Wandregisilius), wysokiego dostojnika na dworze merowińskiego króla Dagoberta I, leży nad Sekwaną, pomiędzy Rouen a Hawrem. Mieszka w nim wspólnota trzydziestu pięciu braci benedyktynów, którzy wiodą życie poświęcone modlitwie, milczeniu i pracy, ściśle według Reguły św. Benedykta (łac. Regula Benedicti) ułożonej przez św. Benedykta z Nursji (480-547).] mnisi przed podejmowaniem studium - a zwłaszcza studium nad Pismem Świętym - zachowali zwyczaj odmawiania tradycyjnej inwokacji do Ducha Świętego, Veni Sancte Spiritus: „Boże, któryś pouczył serca wiernych światłem Ducha Świętego, daj nam w tymże Duchu poznać, co jest prawe, i Jego pociechą zawsze się radować".
Modlitwa ta obejmuje dwie prośby do Ducha Świętego: po pierwsze, by dał nam poznać (łac. sapere), co jest prawe, pozwolił nam zakosztować tego, co jest dobre, a po drugie, żeby nas rozradował (łac. gaudere) swoją Boską pociechą. Poznanie i radość: oto właśnie dwa zasadnicze bieguny, wokół których zamierzam poprowadzić refleksję w tej książce.
Zacznijmy te rozważania od dwóch cytatów. Pierwszy zaczerpnąłem z książki zatytułowanej Le virtu e la fede (Cnoty a wiara), napisanej w 1994 roku przez ojca Giuseppe Angeliniego, mediolańskiego moralistę: „Acedia, nieznana kaznodziejom i katechetom, nieznana nawet mistrzom duchowym, jest całkowicie i bezwzględnie ignorowana we wszystkim, co dotyczy teologii moralnej".
Drugi cytat pochodzi z rekolekcji wygłoszonych w 1996 roku w Watykanie przez kardynała Christopha Schónborna: „Najgłębszym kryzysem Kościoła wydaje mi się dzisiaj brak odwagi, by wierzyć, że z tymi, którzy Go miłują, Bóg współdziała we wszystkim dla ich dobra (zob. Rz 8,28). Taka mało wierność ducha i umysłu nazywana jest w tradycji Ojców Pustyni akedia, lenistwem duchowym, owym «obrzękiem duszy»".
Oto dwa pozornie paradoksalne stwierdzenia: z jednej strony bowiem acedia jawi się jako „wielka zapomniana" kwestia współczesnej teologii moralnej; z drugiej strony natomiast być może to właśnie ona jest najważniejszą przyczyną kryzysu dzisiejszego Kościoła...
"Impulsem do zgłębiania tematu acedii była dla mnie właśnie lektura książki Giuseppe Angeliniego Le virtu e la fede. Otwierając ją, ujrzałem tytuł pierwszego rozdziału: „Acedia". Tytuł ten nie mógł pozostawić mnie obojętnym. Trzeba bowiem wiedzieć, że po wstąpieniu do nowicjatu mistrz nowicjuszy daje do przeczytania przybyszowi kilka tekstów opisujących tę duchową dolegliwość: w tym między innymi rozdział dziesiąty Reguł życia zakonnego św. Jana Kasjana, rozdział dwunasty traktatu O praktyce [ascetycznej] Ewagriusza z Pontu czy też Drabinę raju św. Jana Klimaka. Samo pojęcie acedii było mi więc całkiem dobrze znane, jednakże z trudnością pojmowałem, że może istnieć jakiś związek między cnotami a acedia: dlaczego książka poświęcona cnotom zaczynała się od rozdziału o acedii? W rozdziale tym znajdował się cytat ze sławnego tekstu Ewagriusza z Pontu, do którego jeszcze wrócimy. Przede wszystkim jednak, kilka stron dalej, z zaskoczeniem natrafiłem w książce na odniesienie do św. Tomasza z Akwinu. Podczas studium w klasztorze Saint-Wandrille trochę czytywałem Akwinatę, ale zupełnie nie zdawałem sobie sprawy, że poświęcił on zagadnieniu acedii całą kwestię w swojej Sumie teologicznej. Nie było to jego zdaniem zagadnienie bez znaczenia, skoro ujął acedię jako grzech przeciwko miłości, a dokładniej - przeciwko radości, jaka płynie z miłości.
Zauważyłem wtedy, że św. Tomasz cytował przy tym czterech autorów: św. Jana Damasceńskiego, św. Jana Kasjana, św. Grzegorza Wielkiego i św. Izydora z Sewilli. Podsunęło mi to myśl, aby przeprowadzić analizę monastycznych i patrystycznych źródeł doktryny św. Tomasza o acedii. Bynajmniej nie wyobrażałem sobie wtedy, na jakie głębiny zaprowadzi mnie to przedsięwzięcie! Dziś jednak dziękuję Bogu za to, że szczęśliwie doprowadził do końca tę pracę, która w większym stopniu była otrzymanym darem niż osobistym wyborem. Dodam, że obcowanie z Ojcami Kościoła oraz ze św. Tomaszem także było szczególną łaską, za której sprawą to studium stało się okazją do kontemplacji i modlitwy. Za to również dziękuję Bogu. Większość współczesnych nie zna pojęcia acedii. Niewielu wie, że tradycja właśnie acedię utożsamiała ze słynnym „demonem południa", którego obawiają się ludzie przekraczający sławetny „kryzys czterdziestki". O ile jednak słowo „acedia" popadło w zapomnienie, to zjawisko, do którego się ono odnosi, bynajmniej nie zanikło. Aby się o tym przekonać, wystarczy zagłębić się w smakowitych tekstach pierwszych mnichów pustyni. Samo określenie „demon południa" powinno obudzić w nas czujność, zazwyczaj bowiem za porę działania demonów uważa się noc, a nie środek dnia! Czyż to nie właśnie to nieoczekiwane działanie demona, który atakuje w samym środku dnia, czyni z acedii wyjątkowo groźne zło? Jeśli słońce południa kąpie wszystko w swoim jaskrawym świetle, to acedia, jako mroczna choroba ducha, zanurza serce atakowanego przez siebie człowieka w szarzyźnie znużenia i nocy rozpaczy.
***
PIĘĆ NAJWAŻNIEJSZYCH PRZEJAWÓW ACEDII
Najważniejsze przejawy acedii przedstawimy w rosnącym porządku intensywności i powagi, ilustrując je odpowiednio paroma krótkimi tekstami Ewagriusza.
Niestałość wewnętrzna
Pierwszą i najbardziej oczywistą oznaką acedii jest pewna niestałość wewnętrzna. Przejawia się ona w potrzebie ruchu, pragnieniu zmiany. W tym miejscu od razu oddajmy głos Ewagriuszowi: „Przeciw myśli zniechęcenia pokazującej nam inne miejsca i doradzającej, abyśmy tam celę sobie zdobyli, gdyż tam jakoby bez większego trudu znajdziemy [zaspokojenie] naszych potrzeb i wypoczynek, i pocieszenie ze strony przybywających do nas braci".
W Ośmiu złych myślach z kolei Ewagriusz zapisał: „Demon acedii podsuwa ci myśli o odejściu, potrzebę zmiany miejsca i sposobu życia. Odmalowuje to inne życie jako twoje wybawienie i przekonuje cię, że jeśli nie odejdziesz, to będziesz zgubiony" [Niezbyt obszerne pismo często przypisywane Nilowi z Ancyry (zm. ok. 430), cyt. za: Maurice Geerard, Clavis Patrum Graecorum. Vol. Il AbAthanasio ad Chrysostomum, 2451, Brepols, Turnhout 1974]. Ponadto ten sam tekst poucza nas, że człowiek wynajduje wiele skądinąd znakomitych pretekstów do działania pod pozorem nadzwyczajnej miłości, na przykład nawiedzenia chorych: „Demon acedii podsuwa ci, że warto byłoby pójść do braci, by ich odwiedzić, wyświadczyć jakąś przysługę". Dodajmy w tym miejscu ustęp zaczerpnięty z jeszcze innego tekstu: „Opanowany przez acedię wymawia się odwiedzinami chorych, w istocie jednak uskutecznia własny cel. Mnich opanowany przez acedię jest skory do posługi, lecz korzyść własną uważa za przykazanie".
Pretekstem może być także spełnienie powinności rodzinnych. Dlatego Ewagriusz opowiada się: „Przeciw myślom zniechęcenia, które czynią chwiejną naszą wytrwałość, i nakłaniają nas, abyśmy nieco odpoczęli i przez dłuższy czas troszczyli się o nasz dom i rodzinę".
Albo służenie Bogu żywemu, bowiem demon „dodaje, że podobanie się Panu nie jest zależne od miejsca. Wszędzie bowiem - mówi - można wielbić Boga (zob. J 4, 21-24)". Innymi słowy, ważne jest „oddawanie czci w duchu i prawdzie".
Widzimy tutaj, że Ewagriusz przedstawia człowieka dotkniętego acedia jako „uciekiniera" - tego, który ucieka z miejsca walki duchowej. Lekarstwem, jakie na to zaleca, jest wytrwałość, która bardzo często polega na tym, żeby fizycznie trwać w swojej celi za wszelką cenę, gdyż stałość fizyczna ma na celu podtrzymywanie stałości serca. W istocie idzie przecież o to, by ugruntować swoje serce w Bogu. [Przypomina mi to pewną historyjkę. W Kolegium św. Anzelma w Rzymie był pewien mnich, który cały czas spędzał na zewnątrz. Pewnego razu natknąłem się na niego w autobusie. Tego samego dnia spotkałem go już trzy razy poza klasztorem. Mówię mu więc żartem: „A stałość?". On mi odpowiada: „Swoją stałość mam w Sercu Jezusa!"]
Wiadomo jednak, że Ojcowie Pustyni odwiedzali się nawzajem, szukając rady. Strzeżenie własnej celi nie było więc zaleceniem bezwzględnym.
Przesadna troska o swoje zdrowie
Acedia może się również przejawiać przesadną troskliwością o zdrowie ciała, którą potęguje niepewność typowa dla pustyni, budząca w mnichu obawę, że zabraknie mu nawet tego, co niezbędne. Dlatego Ewagriusz zaleca przeciwstawianie się „myśli zniechęcenia ukazującej nam długą starość i gorzką, nieutuloną biedę, oraz choroby, które mogą zabić ciało".
Acedia przejawia się także w pokusach związanych z łakomstwem. Niewątpliwie demon południa znajdował łatwy łup w anachorecie, który pościł mniej więcej do godziny 15:00 i nie bez racji uważał swój pokarm za dość nędzny. Ewagriusz w przytaczanych już Ośmiu złych myślach wspominał wprost, że demon acedii roznieca niezwykły głód i pobudza apetyt.
Późniejsi autorzy dość często zresztą pokazywali związek między demonem łakomstwa a acedia. Zacytujmy na przykład pełen humoru tekst św. Jana Klimaka, syryjskiego mnicha działającego w VI lub VII wieku: „Najpierw, podczas trzech godzin, demon akedii powoduje dreszcze, ból głowy i skręcanie kiszek. O dziewiątej zdarza się, że trochę popuści - i potrawy na stół podane, i można rzucić się na łoże" [ Jan Klimak, Drabina raju, 13, 8, tłum. Waldemar Polanowski, Wydawnictwo Marek Derewiecki, Kęty 2011, s. 191].
Niechęć do pracy fizycznej
Trzecim przejawem acedii może być wyraźna niechęć do pracy fizycznej. Trzeba powiedzieć, że na pustyni taka praca nie była czymś, co przynosiło radość. Pleciono kosze i aby je sprzedać, udawano się do Aleksandrii. A jeśli nie trzeba było ich sprzedawać, mnisi postępowali jak Penelopa [Postać z Odysei Homera, żona Odyseusza, przez dwadzieścia lat zachowywała mu wierność, oczekując jego powrotu. Licznych zalotników zwodziła, przyrzekłszy wybrać jednego z nich na męża, gdy ukończy tkać szatę dla teścia - przeciągała tę pracę, nocą prując tkaninę, którą splotła w dzień, [przyp, red.]]: nocą rozplatali to, co zapletli za dnia! Można też zrozumieć, że prosta, polegająca na powtarzaniu wciąż tych samych gestów praca, wykonywana w tym celu, by umysł mógł swobodnie zajmować się Panem, mogła od czasu do czasu wydać się surowa czy monotonna. Przypomnijmy tu następujące słowa Ewagriusza: „Acedia [...] czyni chód chwiejnym; nienawidzi pracowitości" [Ewagriusz z Pontu, O wadach, które przeciwne są cnotom, tłum. Marek Grzelak, Wydawnictwo Benedyktynów Tyniec, Kraków 2015, s. 141].
Należący do następnego pokolenia Jan Kasjan rozwinął refleksję nad zagadnieniem pracy fizycznej. To właśnie jemu w dużej mierze należy przypisywać „przemianę" acedii w lenistwo. Święty Benedykt, nawet jeśli sytuował się w tym samym nurcie, genialnie przywrócił acedii należne jej miejsce.
Ewagriusz natomiast wykazywał się wielką subtelnością psychologiczną. Wiedział dobrze, że wobec lenistwa można również przejawiać postawę pewnej nadaktywno-ści, która staje się „ucieczką do przodu", ucieczką przed Bogiem i przed samym sobą. Prawdziwa miłość rodzi bowiem łagodność, nadaktywność zaś rozgoryczenie.
Zaniedbywanie obserwancji
Czwartym przejawem acedii jest niedbałość w wypełnianiu zakonnych obowiązków, a przede wszystkim zaniedbanie modlitwy. Nierzadko wkrada się w tym przypadku pokusa „minimalizmu", gdy wszystkiego wydaje się „za dużo": „Opanowany przez acedię mnich jest nieskory do modlitwy i nie wypowie nigdy jej słów. Jak bowiem chory nie dźwiga wielkich ciężarów, tak i uległy acedii nie będzie spełniał gorliwie Bożego dzieła" [Ewagriusz z Pontu, O ośmiu duchach zła, 14].
I przypomnijmy ustęp z rozprawy O sporze z myślami, w którym autor opowiada się: „Przeciw myśli zniechęcenia, odrywającej nas od czytania i od nauki słów natchnionych oraz mówiącej, że pewien święty starzec tylko dwanaście psalmów śpiewał i podobał się Bogu".
Ewagriusz jednak, zawsze z niezmienną subtelnością [Ewagriusza cechuje wręcz nadzwyczajna subtelność psychologiczna. Zob. Anselm Grün, Jak sobie radzić ze złem?, tłum. Katarzyna Zimme-rer, Wydawnictwo Salwator, Kraków 1999. W książce tej autor proponuje porównanie Ewagriusza z Carlem Gustavem Jungiem. Wykazuje, że wszystkie intuicje psychoanalityków są już obecne u Ewagriusza], dobrze wie, iż ta pokusa może doprowadzić do innej pokusy - do „maksymalizmu", gdyż skrajności mają zwyczaj się łączyć w pary:
Tego demona naśladuje także przeciwnik prawdy, demon acedii, podpowiadając wytrzymałemu najsurowszą anachorezę, zachęcając do rywalizacji z Janem Chrzcicielem i nakłaniając pierwszego spośród anachoretów, Antoniego, aby nie wytrzymując stałej i nieludzkiej anachorezy uciekł ze wstydem opuściwszy miejsce, a ów potem chwaląc się, powiedziałby: «Okazałem się mocniejszy od niego» (Ps 12,5). [Ewagriusz z Pontu, O różnych rodzajach złych myśli, tłum. Leon Nieścior OMI, Wydawnictwo Benedyktynów Tyniec, Kraków 2015, s. 123]
"Inne, późniejsze teksty przypominają tę samą doktrynę: „Czynić więcej, niż jest się w stanie zrobić, niezależnie od tego, czy chodzi o dzieła dobroczynne, czy o inne, świadczy o braku rozeznania, a to z kolei prowadzi do niepokoju i szemrania" [Barsanufiusz i Jan z Gazy, List 621].
Natomiast w poniższym krótkim tekście św. Jana Klimaka przemawia do czytelnika sam demon acedii: „A zapraszających mnie jest wielu: niekiedy jest to niewrażliwość duszy, niekiedy zapomnienie o tym, co jest u góry; a bywa że i nadmiar upału" [Jan Klimak, Drabina raju, 13, 15].
Ogólne zniechęcenie
Jeśli mnich nie opuścił swojej celi, demon acedii usiłuje wówczas wywołać u niego stan ogólnego zniechęcenia, co w niektórych przypadkach może doprowadzić nawet do zakwestionowania powołania. I wreszcie, jeśli mnich widzi niemożność ucieczki od swojej uciążliwej sytuacji, bywa, że pogrąża się w psychicznej depresji, której objawy Ewagriusz opisuje z niepokojącą precyzją:
Do duszy zniewieściałej i osłabionej utrzymującymi się w niej myślami o trudzie i zniechęceniu, ginącej we własnej goryczy, której siłę zniszczyło wielkie udręczenie, a wytrwałość bliska jest wyczerpania się na skutek obcej przemocy demona. Dusza taka dziecinnie tonie w namiętnych łzach i lamentacjach, a nie znajduje dla siebie pocieszenia. [Ewagriusz z Pontu, O sporze z myślami, VI, 38]
Acedia często skłania wówczas do opuszczenia świętej drogi bohaterów, porzucenia miejsca, w którym mnich przebywa. Oto raz jeszcze króciutki tekst, który już wcześniej cytowałem, pochodzący z dwunastego rozdziału traktatu O praktyce [ascetycznej]: „aby mnich pozostawiwszy celę uciekł z placu [walki]", czyli opuścił miejsce walki duchowej. Ewagriusz wymienia w tym miejscu dwie możliwości: człowiek albo ucieka, albo stara się nie uciec, ale jest wtedy wydany na pastwę regresów w zachowaniu, nawrotów do zachowań infantylnych.
Nawet pobieżna prezentacja różnych przejawów acedii, w ujęciu występującym w tekstach Ewagriusza, pokazuje nam, że acedia jest zjawiskiem bardzo złożonym, które cechuje wiele sprzeczności. Ewagriusz zresztą precyzuje, że zagrożenie acedia polega właśnie na tym, że ukrywa się ona przed człowiekiem, którego wystawia na próbę.
Za: Jean-Charles Nault, Demon południa. Acedia - podstępna choroba duszy, tytuł oryginału: Le demon de midi. L'acedie, mai obscur de notre temps, przekład Agnieszka Kuryś, PROMIC - Wydawnictwo Księży Marianów, Warszawa 2017"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.