W ostatnich latach życia Nicola Chiaromonte prowadził niezwykle intensywną korespondencję z mniszką zakonu benedyktynek w Stanach Zjednoczonych Melanie von Nagel Mussayassul (1908-2006), która uzyskała w tym celu specjalne zezwolenie przełożonych. Wymieniali między sobą przeciętnie trzy listy w tygodniu. Jest to korespondencja fascynująca: agnostyk, krytycznie nastawiony do Kościoła jako instytucji, rozmawia z zakonnicą na tematy dla nich obojga najważniejsze, zarazem najzwyklejsze i najbardziej intymne – obydwoje poszukują sensu i prawdy.
Korespondencja, trwająca intensywnie od stycznia 1967 do śmierci Chiaromontego w styczniu 1972 jest olbrzymia. Według wyliczeń mother Jerome (zakonne imię Melanie von Nagel) obejmuje w sumie ponad 1200 listów obu adresatów – gdyby je opublikować w całości, byłoby to ponad dwanaście tomów.
Melanie von Nagel w listach do Miriam Chiaromonte, wdowy po Nicoli, z którą do śmierci pozostawała w serdecznym kontakcie, zastanawiała się, jak najlepiej zaprezentować znaczenie tej „duchowej rozmowy”. Najpierw próbowała zrobić wypisy według najważniejszych tematów. W latach osiemdziesiątych doszła do przekonania, że najlepiej będzie przedstawić wybór listów. Dokonała tej pracy.
Przesłała Miriam wybrane przez siebie listy (ich oryginały znajdują się obecnie w Beinecke Library, Yale University). Miriam przepisała je na maszynie. Pomagałem jej w pracy nad spuścizną po Nicoli Chiaromontem, zachęcałem do upublicznienia korespondencji z zakonnicą. Miriam podjęła tę decyzję, zawiadomiła o niej mother Jerome, która przyjęła ją z radością.
Pozostałe listy obydwojga znajdują się w Abbey of Regina Laudis, Bethlehem, Connecticut, USA, jest to olbrzymi zespół, nieuporządkowany. To, co przedstawiamy, jest więc wyborem dokonanym przez jedyną osobę w pełni do tego uprawnioną, przez Melanie von Nagel. O wydaniu tego wyboru zadecydowała Miriam Chiaromonte, która powierzyła mi pieczę nad publikacją spuścizny po mężu, ze szczególnym uwzględnieniem korespondencji.
Niełatwo było zainteresować włoskich wydawców tym niezwykłym dokumentem. To entuzjastycznej reakcji Gianniego Saporettiego i grupy wokół Una città zawdzięczamy, że książka wreszcie trafia do włoskiego czytelnika. Tekst opracował, opatrzył przypisami i przedmową Cesare Panizza. Jestem im za to głęboko wdzięczny.
WOJCIECH KARPIŃSKI
Paryż, sierpień 2013
https://zeszytyliterackie.pl/wojciech-karpinski-chiaromonte-i-jego-listy-do-muszki-nota/
To z mojej listy przyszłych lektur, Nicola Chiaromonte jest rekomendowany przez Herlinga -Grudzinskiego, i wygląda że był interesującym człowiekiem. W projekcie samo-edukacji dobrze jest spotykać jak najwięcej inteligentnych ludzi o ciekawym i indywidualnym spojrzeniu na rzeczywistość, to jest przyjemne samo w sobie, jak i może być uznane za inwestycję w przyszłość, na wszelki wypadek gdyby nieszczęściu ponownych narodzin nie dało się zapobiec; zgodnie z Nauką Buddy, zadawanie istotnych pytań, chęć kształcenia się wpływa pozytywnie na inteligencję w przyszłym życiu. Nauka Buddy jest dla mądrego, nie dla niemądrego, co radykalnie zawęża krąg istot ludzkich, które mogą w zasadniczy sposób z niej skorzystać. Oczywiście można argumentować że przestrzeganie moralnych wskazań nie jest aż tak bardzo zależne od inteligencji, a przstrzeganie podstawowych pięciu wskazań powinno bardzo pozytywnie wpłynąć na przyszłe życie. Zgoda, ale sama wiara w to już wymaga pewnej inteligencji, poza tym jak ktoś jest niemądry to zawsze znajdzie sposób żeby sobie zaszkodzić: ze strony sasana dowiadujemy się że buddyści powinni wspierać małżeństwa homoseksualistów. Głównym argumentem autora jest to że Budda nigdzie nie określił homoseksualizmu jako niewłaściwej formy zachowania seksualnego. Być może, ale Budda również nie potępił zoofilii... Zatem nawet dla najbardziej liberalnego buddysty artykuł pownien być widziany jako zaproszenie do gry w samsaryczną rosyjską ruletkę, gdyż jeszcze sto lat temu większość normalnych ludzi uważała zachowania homoseksualne za nieodpowiednią formę seksualności, a Budda w większości maił bardzo tradycyjną wizję społeczeństwa. Oczywiście mówię tu do najbardziej liberalnego buddysty. Normalny człowiek, jeżeli za normę wziąść nie większość ale pewną jakość znaną jako zdrowy rozsądek nie ma najmniejszych wachań by określić homoseksualizm jako zboczenie, a małżeństwo homoseksualne, gdy jest mniej przenikliwy za parodię, gdy bardziej: za próbę podważenia fundamentów na których bazuje społeczeństwo.
Jak mawiał Joubert, dokonujesz osądu na podstawie znanych ci faktów. Ale fakty które są ci nieznane, co mówią? Chodzi mi tu o to, że na poziomie społecznym małżeństowo ma bardzo ważną funkcję, przede wszystkim daje autorytet ojcu i zapewnia odpowiednie wychowanie nowego pokolenia. Homoseksualizm z natury jest bezpłodny, i małżeństwa homoseksualistów tylko podważają autorytet rodziny. Patrz prace Stephena Baskerville.
I takich spraw których popieranie może przynieść głupcom tylko cierpienie, współczesny świat oferuje bez liku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.