W Chinach – mniej więcej w tym samym czasie, kiedy na Zachodzie działał Platon — dawni myśliciele taoistyczni również wyrażali swoje koncepcje w sposób przemawiający do wyobraźni. Na temat, którym się tu zajmujemy – jakimi drogami nasz umysł dociera do prawdy? – znajdujemy u Liezi małą przypowieść, która zdaje się szczególnie instruktywna.
W epoce Walczących Królestw kawaleria miała wielkie znaczenie wojskowe, toteż różni władcy zatrudniali ekspertów do zakupu dobrych koni. Najbardziej ceniony był „koń nad konie” (qianli ma), wierzchowiec zdolny przegalopować tysiąc mil w jeden dzień tak, że jego kopyta nie pozostawiały śladu, ani nie wzbijały pyłu. Takie konie były bardzo poszukiwane, ale też nadzwyczaj rzadkie i trudne do rozpoznania – dlatego trzeba było korzystać z usług specjalizujących się w tym znawców. Najsłynniejszym z tych specjalistów był człowiek zwany Bo Le, pracujący dla księcia Qin. Kiedy Bo Le z czasem stał się zbyt wiekowy, by kontynuować swe poszukiwania po wszystkich zakątkach kraju, książę spytał go, czy mógłby mu polecić eksperta na swoje miejsce. „Tak – powiedział Bo Le – mam przyjaciela, wędrownego handlarza, który sprzedaje chrust na targu. On dobrze zna się na koniach”. Za radą Bo Lego książę nakazał więc temu człowiekowi wziąć się do szukania konia nad konie. Trzy miesiące później nowy specjalista wrócił i powiedział księciu: „Znalazłem takie zwierzę w tej i tej wsi, jest to gniada klacz”. Książę natychmiast wysłał do tej wsi swoich ludzi, ale oni znaleźli tam tylko karego ogiera. Książę, bardzo niezadowolony, wezwał Bo Lego: „Twój przyjaciel nie jest zbyt kompetentny! Nie potrafi nawet rozpoznać maści i płci konia!”. Słysząc te słowa Bo Le zawołał zdumiony: „Niesamowite! On jest jeszcze lepszy niż się spodziewałem, przewyższa mnie sto albo i tysiąc razy! Wykrywa wewnętrzną naturę zwierzęcia. Szuka i widzi tylko to, co musi zobaczyć, nie zwraca uwagi na nic innego. Nie daje się zbić z tropu przez zewnętrzne pozory, lecz zmierza wprost do wewnętrznej istoty. Sposób, w jaki ocenia tego konia, dowodzi, że umiałby oceniać rzeczy ważniejsze od koni!”. I nie trzeba dodawać, że ten wierzchowiec okazał się koniem nad konie, zdolnym przegalopować tysiąc mil w jeden dzień tak, by jego kopyta nie pozostawiały śladu, ani nie wzbijały pyłu.
Słynna przypowieść Zhuangzi:
Zhuangzi i logik Huizi przechadzali się po moście nad rzeką Hao. Zhuangzi zauważył: „Niech pan spojrzy na te małe rybki, które igrają sobie, zwinne i wolne. Jakież są szczęśliwe!”. „Nie jest pan rybką – zaoponował Huizi. — Skąd pan wie, że rybki są szczęśliwe?”. „Pan nie jest mną, skąd pan może wiedzieć, co ja wiem o szczęściu rybek?”. „Przyznaję, że nie jestem panem i w takim razie nie mogę wiedzieć, co pan wie. Ale ponieważ pan nie jest rybą, nie może pan wiedzieć, czy ryby są szczęśliwe”. „Zacznijmy od samego początku – odpowiedział Zhuangzi. — Kiedy spytał mnie pan «Skąd pan wie, że rybki są szczęśliwe?», sama forma pańskiego pytania sugerowała, że pan wie, że ja to wiem. A teraz, skoro chce pan wiedzieć skąd ja to wiem, no to cóż, dowiedziałem się tego spacerując nad rzeką Hao”.
Simon Leys z książki Szczęście małych rybek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.