piątek, 3 października 2025

Pasożytniczy rytuał voodoo

 Pasożyty mają obsesję na punkcie szukania kolejnych żywicieli, bo przecież to dla nich być albo nie być. Spektakularnej ilustracji dostarcza pewien grzyb bytujący w organizmach much domowych[84]. Wszystko zaczyna się od tego, że zarodniki grzyba przyczepiają się do muchy, a następnie zapuszczają wici w głąb jej ciała. Wkrótce pasożyt jest dobrze zakorzeniony i wysysa substancje odżywcze z krwi swojej żywicielki. Sprawia też, że brzuch muchy pęcznieje. Przez kilka dni mucha żyje zupełnie normalnie. Lata sobie tu i tam, szukając plamy rozlanego słodkiego napoju albo krowiego placka. Wkrótce jednak ogarnia ją nieprzeparte pragnienie, by przysiąść w jakimś wysoko położonym miejscu – czy to na źdźble trawy, czy na drzwiach balkonowych.Znalazłszy się tam, przykleja się do powierzchni za pomocą aparatu gębowego. Potem zgina przednie nogi i unosi brzuch. Przez kilka chwil macha skrzydłami, następnie zatrzymuje je w pionie. W tym czasie grzyb-pasożyt wypuszcza swoje kosmyki z jej nóg i brzucha. Na krańcach kosmyków znajdują się maleńkie paczuszki z zarodnikami. Mucha zastyga w dziwacznej pozycji i umiera, a grzyb ucieka z jej martwego ciała. Żaden szczegół – wysoko położone miejsce, kąt skrzydeł, uniesiony brzuch – nie jest przypadkowy. Dzięki temu grzyb będzie mógł skuteczniej rozrzucić zarodniki na wietrze, licząc na to, że część z nich przyklei się do much przelatujących gdzieś w dole.Jakby tego wszystkiego było mało, mucha żywicielka zawsze umiera tuż przed zachodem słońca. Jeśli grzyb osiągnie dojrzałość w nocy, powstrzyma się od rozrzucania zarodników. Będzie czekał przez cały dzień. To on decyduje, jak i kiedy umrze owad. Musi się to stać przed zachodem słońca, bo powietrze jest wówczas chłodne i wilgotne, toteż zarodniki mają większą szansę przyczepić się do much – zwłaszcza że te latają nisko, szykując się do nocy, a zatem stają się łatwiejszym celem.

Pasożyty w rodzaju opisywanego tutaj grzyba migrują między osobnikami tylko jednego gatunku. Inne prowadzą jednak o wiele bardziej skomplikowaną grę. Muszą „zaliczyć” wiele różnych zwierząt. Czasem więc zmuszają pierwszego żywiciela, by udał się w pobliże drugiego. W rzece Delaware występuje przywra, która pasożytuje na ślimakach i na krabach[85]. Problem w tym, że te pierwsze żyją w wodzie, a drugie na brzegu. Jednak na skutek zarażenia przywrą ślimak zmienia zachowanie. Staje się niecierpliwy i skłonny do ryzyka. Porzuca swoich zdrowych pobratymców i zapuszcza się na brzeg lub na mieliznę. Przywra wydostaje się w ten sposób na piasek. Może bez trudu znaleźć sobie jakiegoś pobliskiego kraba i spenetrować jego ciało. To jak podjechanie taksówką na dworzec autobusowy.Inny gatunek przywry żyje na łąkach w Europie i Azji. Występuje też w Ameryce Północnej i Australii. To Dicrocoelium dendriticum, znany też jako motyliczka[86]. Żywicielami ostatecznymi dorosłych osobników są krowy lub inne pasące się zwierzęta roślinożerne. Wydalają one jaja pasożyta razem ze swoimi odchodami. Głodne ślimaki połykają jaja, a z nich w jelitach rozwijają się larwy, które potem przebijają się przez błony śluzowe jelit i migrują do żołądka. Tam powstaje pokolenie cerkarii. Ślimak próbuje się przed nimi bronić. Wykorzystuje w tym celu śluz, ale w istocie pomaga pasożytowi. Cerkarie zanurzają się w śluzie, ślimak wykasłuje go i w ten sposób przywry wydostają się na zewnątrz.Teraz pora na mrówkę. Dla mrówki kulka ślimaczego śluzu to istny smakołyk. Przy okazji jednak owad połknie setki motyliczek. Pasożyty trafiają do jelita mrówki. Stamtąd ruszają na wędrówkę po jej ciele i wreszcie docierają do nerwów kontrolujących żuwaczki. Tu motyliczki postanawiają się rozdzielić. Większość wraca do jamy brzusznej, gdzie utworzy cysty. Jedna lub dwie pozostaną jednak w głowie.

Ich zadaniem jest odprawienie pasożytniczego rytuału voodoo. Zbliża się wieczór. Temperatura powietrza spada. Mrówka zaatakowana przez pasożyty oddala się od swych sióstr. Zamiast spędzić razem z nimi noc na gołej ziemi, wspina się na źdźbło trawy. Podobnie jak opisane wcześniej muchy żywicielki grzyba, włazi na samą górę. Motyliczka stosuje jednak inną metodę niż grzyb. Tamten wykorzystywał muchę jako coś w rodzaju katapulty rozrzucającej zarodniki, z których część przyczepi się do innych przelatujących owadów. Natomiast motyliczka musi dostać się do organizmu żywiciela ostatecznego, czyli ssaka. I właśnie dlatego wysyła mrówkę na czubek źdźbła trawy. Zwiększa prawdopodobieństwo, że mrówka zostanie zjedzona przez krowę albo jakieś inne pasące się zwierzę. W krowim żołądku motyliczka wydostaje się z organizmu mrówki i udaje się do wątroby swojego ostatecznego żywiciela, gdzie spędzi całe dorosłe życie.Motyliczka, podobnie jak grzyb bytujący w organizmach much domowych, zdaje sobie sprawę z upływu czasu. Jeżeli mrówka spędzi całą noc na źdźble trawy i nie zostanie zjedzona przez krowę, pasożyt pozwala jej zejść na dół. Przez resztę dnia mrówka będzie się zachowywała zupełnie normalnie. Może się zdarzyć, że wystawiona na promienie słoneczne ugotuje się żywcem i pasożyt umrze razem z nią. A jeśli unikną tego losu, wieczorem motyliczka znów wyśle mrówkę na źdźbło trawy z nadzieją, że tym razem wszystko pójdzie lepiej.Większość pasożytów nie próbuje raczej podobnych sztuczek w przypadku ludzi, trafiają się jednak żyjątka, które umieją wpływać na nasze zachowania. Riszta (Dracunculus medinensis, zwana też robakiem medyńskim) spędza wczesny okres życia w organizmie widłonoga pływającego w wodzie[87]. Jeśli człowiek wypije wodę i połknie widłonoga, ten rozpuści się w kwasie żołądkowym. Wówczas larwa riszty ruszy w drogę. Przedrze się do jelit, a stamtąd do jamy brzusznej i zacznie wędrować przez tkanki łączne, póki nie znajdzie sobie partnera lub partnerki. Samiec osiąga długość pięciu centymetrów, co nie przeszkadza mu w kopulacji z półmetrową samicą. Po wszystkim poszuka sobie odpowiedniego miejsca, by umrzeć, samica natomiast migruje do tkanki podskórnej w nodze. Jej zapłodnione jaja zaczynają się rozwijać. Nim riszta dotrze do celu, z jaj w jej macicy wylęgną się młode nicienie.Do osiągnięcia dojrzałości potrzebny jest im widłonóg, toteż pasożyt zmusza żywiciela – człowieka – do pójścia nad wodę. Dzieci pasożyta napierają na macicę tak mocno, że ta częściowo wydostaje się na zewnątrz jej ciała. Wreszcie pęka i larwy zaczynają wyłazić. Dorosła riszta ma sposoby, by radzić sobie z ludzkim układem odpornościowym; właśnie dlatego może bezpiecznie podróżować po twoim organizmie. Tymczasem larwy postępują dokładnie na odwrót. Celowo wywołują gwałtowną reakcję immunologiczną. Ściągają komórki odpornościowe, sprawiają, że skóra w pobliżu puchnie i tworzy się bolesny wrzód. Jeśli zarażona osoba chce sobie ulżyć, najlepszą metodą jest ochlapanie wrzodu zimną wodą lub zanurzenie nogi w stawie. W ten sposób larwy, które wcześniej wylazły z macicy matki, zyskają szansę wyrwania się na zewnątrz. Matka, gdy tylko się zorientuje, że żywiciel zanurzył ciało w wodzie, pozbywa się reszty młodych – tym razem przez otwór gębowy. Z każdym chluśnięciem wody pół miliona larw wydostaje się przez przełyk riszty. Towarzyszą temu skurcze, dzięki którym matka też wyłazi na zewnątrz, ale nie po to, by popływać w stawie, lecz by umrzeć. Jej potomstwo poszuka sobie nowego widłonoga.Owa manipulacja dokonywana przez pasożyta sprawdza się najlepiej w środowiskach, w których dostęp do wody jest ograniczony. Jeżeli w okolicy znajduje się tylko jeden staw, istnieje większa szansa, że larwy, po wydostaniu się z ludzkiego ciała, znajdą jakiegoś widłonoga – i że następnie widłonóg ten trafi do ludzkiego żołądka wraz z wypitą wodą. Nie powinno nas zatem zaskakiwać, że drakunkuloza, choroba wywoływana przez risztę, szczególnie często dotyka mieszkańców pustyni, korzystających z nielicznych dostępnych oaz.Riszta potrafi cierpliwie czekać w organizmie widłonoga, dopóki przypadkiem nie połknie go żywiciel ostateczny. Wiele pasożytów nie pozostawia jednak takich spraw losowi. Ich żywiciele regularnie stykają się ze sobą – co zazwyczaj ma związek z jedzeniem lub byciem jedzonym. Owady tropią ludzi lub inne kręgowce, by pić ich krew. Nieprzypadkowo roznoszą przy tym pasożyty, pragnące dostać się do naszych organizmów. Wektorem malarii czy niektórych filarioz jest komar. W przypadku śpiączki afrykańskiej funkcję tę pełni mucha tse-tse. Pasożyta Leishmania donovani powodującego chorobę kala azar przenosi ćmianka, a pasożyta powodującego onchocerkozę – meszka. (Przy okazji na przejażdżkę często załapują się też bakterie i wirusy. Stąd biorą się dżuma, denga czy inne choroby). Wszystkie te pasożyty przedostają się do ranki zrobionej przez owada, a następnie rozwijają się w naszej skórze lub w krwiobiegu i czekają, aż kolejny owad wyssie je razem z krwią. Jednak bycie we właściwym miejscu nie wystarcza. Dlatego właśnie pasożyty zmieniają zachowania owadów, bo dzięki temu mogą się szybciej rozprzestrzeniać.

Carl Zimmer

Co cię gryzie? Fascynujący świat pasożytów 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.