czwartek, 19 grudnia 2024

Aureola nadchodzącej śmierci

 

Wśród przejawów paranormalnych właściwości psychicznych Ossowieckiego, budzących najwięcej emocji, szczególne miejsce należy się widzeniu „aury”. Owa dziwna zdolność niezawodnego - jak głosiła fama - przewidywania rychłej śmierci człowieka, nad którym jasnowidz dostrzegał białą świetlistą aureolę - stanowi i dziś nieodłączny składnik legendy Ossowieckiego.

Niestety, chociaż wzmianki o „aurze” zwiastującej nadchodzącą śmierć przewijają się w wielu wspomnieniach przyjaciół i znajomych jasnowidza, ta dziedzina jego działalności me-tapsychicznej pozbawiona jest niemal całkowicie jakiejś rzetelniejszej, metodycznej dokumentacji. Również sam Ossowiecki daje w swej książce dość skąpe informacje na ten temat, ograniczając się do bardzo skrótowego opisu zjawiska i próby fizykalnego, psychofizjologicznego i metafizycznego, niezbyt przekonywającego wyjaśnienia. I nam więc pozostaje ograniczyć się do tych materiałów.

Ossowiecki twierdzi, że „aurę” tworzą fotony emitowane przez atomy ciała ludzkiego, a zwłaszcza systemu nerwowego.,,Powstaje ona przy każdym zaburzeniu w ruchu elektronów, a zaburzenia te są wywoływane przez najróżniejsze nastroje psychiki ludzkiej, zwłaszcza przy największym i najsilniejszym duchowym napięciu, w chwili przekroczenia granicy świadomości i wkraczania do nadświadomości, czyli świadomości Ducha Jedynego. Każde usposobienie ma swój kolor aury i jawi się, jako zaburzenie elektronów, z których wydzielają się fotony w kolorach, jakie są uzależnione od danego usposobienia.

Przy koncentracjach myśli - aura zielona. I rzeczywiście spostrzegamy w życiu codziennym, że najbardziej uspokajająco na system nerwowy, czyli na psychikę człowieka, działa kolor zielony, a mianowicie łąki, pola, ogrody w zieleni. Do gry, wymagającej skupienia lub koncentracji myśli - sukna zielone na stołach, bilardach itp. W chwilach zmęczenia człowiek intuicyjnie pragnie przebywać wśród zieleni.

Przy usposobieniu twórczym - aura błękitna (np. niebo błękitne), gdyż błękit usposabia człowieka do twórczych nastrojów, do poezji, sztuki itp.

Przy usposobieniu mistycznym, okultystycznym - aura fioletowa; fiolety nosi kler i wszystko co wiąże się z mistyką, dziwnie harmonizuje z kolorem fioletowym.

Przy usposobieniu erotycznym, miłości gorącej, namiętnej - aura czerwona: malowanie ust kobiecych ołówkiem czerwonym dla budzenia nieświadomie żądz w mężczyźnie, latarnie czerwone w portowych miastach itp. Tam gdzie budzą się zmysły żywiołowe: czerwone sztandary socjalistyczne i komunistyczne, czerwone płachty w rękach matadorów podczas walk byków w Hiszpanii.

Aura żółta - choroby i wreszcie biała - śmierć. (...) Nie bez przyczyny widzimy na obrazach i malowidłach z życia Chrystusa, Mojżesza i wielu świętych promienie w kształcie otoczki. Ta forma okrągła jest projekcją promieniowania aury, idącej od pleców ku głowie. Jest ona biała, gdyż Chrystus, Mojżesz i Apostołowie Ducha Jedynego znajdowali się często w psychice nadświadomości boskiej. Byli oni już za życia nieśmiertelni, tak jak ludzie, którzy odchodzą z tego świata i którzy też mają aurę białą, ponieważ nieśmiertelność ich okazuje się w chwili odejścia, w momencie wyzwalania się duszy. (...)

Jestem głęboko przekonany, że ludzie współcześni widywali aurę nad głowami Apostołów Ducha Jedynego. Ja widuję ją, więc wierzę, że i oni mogli też ją oglądać. Aura ta idzie jak gdyby z pleców do góry; kolor jej jest mieniący.

Ciało ludzkie nie składa się z pierwiastków promieniotwórczych; nie ma w nim radu ani polonu. Fotonowe promieniowanie ma charakter świetlny (...) każda długość fali odpowiada pewnej barwie: oko nasze reaguje normalnie na fale określonej długości. Moja możność reagowania na fale sięga poza granice normalnego widzenia, dlatego też widuję aurę. (...) Dodam jeszcze, że obecność aury to zjawisko bardzo rzadkie, gdyż bywa ona widziana tylko w zupełnie wyjątkowych warunkach, w chwilach największego psychicznego napięcia. Nigdy nie można jej widzieć przy świetle słońca lub elektryczności. (...)

Będąc studentem Instytutu Technologicznego już ją spostrzegałem i na razie nie mogłem zrozumieć istoty rzeczy, a nawet sądziłem, że to nic innego jak defekt wzroku. Zwracałem się nawet do kilku okulistów w Moskwie. Jeden z bardzo znanych lekarzy, prof. Gilius, orzekł, że mam chorobę Daltona. Zacząłem się nawet leczyć. Byłem przerażony; miałem jednak przeczucie, że oni wszyscy się mylą i zaniechałem kuracji. Zupełnie przypadkowo zauważyłem, że kiedy zobaczę wyłaniającą się z kogoś białą aurę, to w ten sam dzień, najpóźniej nazajutrz człowiek ów umiera; sprawdzałem to często i zawsze rezultat był taki sam. Zrozumiałem wtedy, że aura biała jest wyjściem ciała eterycznego, które przykrywa wyjście ciała astralnego”1.

Konkretnych opisów zdarzeń poprzedzonych widzeniem aury przez Ossowieckiego - zawierających choćby tylko podstawowe dane: kto, gdzie, kiedy - znaleźliśmy niewiele, a właściwie żadnego, który by spełniał wszystkie trzy wymagania. Choćby najbardziej wiarygodni świadkowie nie zwalniają przecież od weryfikacji faktów, która niestety w tych warunkach i to po latach staje się bardzo trudna.

Ossowiecki opisuje tylko jeden przypadek, i to bardzo krótko:

„Pewnego dnia jechałem windą w hotelu Bristol z hr. Zygmuntem Wielopolskim. Hrabia wita się ze mną i z radością oznajmia, że w tych dniach wyjeżdża do Londynu jako minister pełnomocny. Był on w pełnym rozkwicie lat i dobrym humorze. Ku wielkiemu memu przerażeniu zobaczyłem nad jego głową białą aurę. Rozstałem się z Wielopolskim, ale będąc pod wrażeniem widzianego zjawiska, przynajmniej dziesięciu osobom opowiedziałem o bliskim końcu życia tego człowieka. Rzeczywiście tego samego dnia, między godz. 9 a 10 hr. Wielopolski zmarł. To samo było z hr. A.Potulickim, z Wołowiczem, z mecenasem Ejsmondem i wielu, wielu innymi”2.

O przepowiedzeniu śmierci Wielopolskiego, jako szeroko komentowanym wydarzeniu wspomina też Grzymała-Siedlecki, przytaczając równie interesujące zdarzenie, którego świadkiem był Paderewski:

„Było to w pierwszych tygodniach jego premierostwa, w styczniu 1919 roku. Któregoś dnia na rozmowę z nim w pałacu Radziwiłłowskim zgłosił się Ossowiecki. Wyznaczono mu czas bezpośrednio następujący po konferencji z kimś, kto otrzymał nominację na jedną z placówek zagranicznych. Konferencja skończona, nominat wychodzi z gabinetu Paderewskiego i, witając się z Ossowieckim, który już czeka na swoją kolej, powiadamia go o swojej nowej godności. Żegnają się, sekretarz prezydialny wzywa Ossowieckiego: Pan prezydent (premiera tytułowano wówczas: prezydent ministrów - przyp. KB) prosi pana. - Wszedł do gabinetu -opowiada Paderewski - wszedł zmieszany tak, że aż go zapytałem:

-    Co się z panem dzieje?

-    Na miłosierdzie boskie, na co wy go wysyłacie za granicę na tę placówkę, przecież on tam nie zdoła dojechać.

-    Dlaczego?

-    Jego dni policzone.

Przejęło mnie to, ale szybko otrząsnąłem się z wrażenia: jakiś Ossowieckiego popis jasno-widzki, przecież tamten nie zdradza żadnej choroby, gdzie mu do śmierci? W dwa tygodnie później ten zdrowy człowiek umarł”3 4.

Trzeci przykład, zawarty we wspomnieniach Antoniego Plater-Zyberka,

będący przekazem relacji ciotecznego brata autora - Remigiusza Grocholskiego (18881965), rotmistrza 12 Pułku Ułanów, skłonny jestem raczej zaliczyć do „legendy” opartej co prawda na jakichś rzeczywistych zdarzeniach lecz ubarwionych literacko.

Pewnego dnia hr. Grocholski, odnoszący się sceptycznie do opowieści na temat „aury”, zaproszony został przez inżyniera-jasnowidza do jego mieszkania.

„Ossowiecki przyjął go w swoim gabinecie.

-    Panie rotmistrzu, nadszedł czas, w którym mogę pana przekonać, że moje widzenie owych świateł nie jest żadnym czczym wymysłem, ale prawdą. Wczoraj, po pracy w biurze, wyszedłem się przejść po Alejach Ujazdowskich i w ciągu godzinnego spaceru alejami i przez Łazienki spotkałem kolejno trzech znanych mi panów, u których spostrzegłem takie światła - aureole nad głową. O, widzi pan, tam na moim biurku leżą trzy zaklejone koperty oznaczone z wierzchu literami: A, B i C. W kopertach są imiona i nazwiska tych trzech panów, których spotkałem z aureolą nad głową - oni trzej umrą w ciągu najbliższych 2-3 dni. Pana, oznaczonego literą „A” - ciągnął dalej Ossowiecki - znam bardzo dobrze i przyjaźnię się z nim. Jest to człowiek głęboko religijny i mający silny, męski charakter. Poszedłem do niego zaraz wczoraj po spacerze i powiedziałem mu wręcz, że może umrzeć w tych dniach. Podziękował mi bardzo i przygotował się na śmierć. Pana oznaczonego literą „B” znam mniej blisko, ale znam za to od dawna jego żonę i wiem, że ma silny charakter. Spotkałem się więc z nią zaraz wczoraj i ostrzegłem ją o moim przeczuciu co do rychłej śmierci jej męża. On też już dzisiaj rano, ostrzeżony przez żonę, przygotowywał się na śmierć. Pana oznaczonego literą „C” znam tylko ze spotkań towarzyskich. Odszukałem jego adres w książce telefonicznej i umówiwszy się z nim, poszedłem do jego mieszkania. Gdy mu powiedziałem, jaki jest powód mojej wizyty, wyśmiał mnie i niezbyt grzecznie wyprosił, mówiąc: Ja takich bzdur nie mam zamiaru słuchać.A teraz, panie rotmistrzu, proszę o zabranie ze sobą tych trzech zaklejonych kopert i danie mi słowa honoru, że pan je otworzy dopiero wtedy, gdy do pana zatelefonuję i powiem którą kopertę może pan otworzyć (...).

Grocholski, po powrocie do swego mieszkania, zamknął koperty w swoim biurku na klucz.

Minęła doba. Dzwoni telefon.

-    Tu inżynier Ossowiecki. Panie rotmistrzu, czy słyszał pan już o wypadku śmiertelnym, który zdarzył się dziś rano w Alejach Jerozolimskich? Tramwaj całym rozpędem wpadł na skręcający nieprawidłowo samochód osobowy, z którego z taką siłą wyrzuciło pasażera, że ten, uderzywszy głową o krawężnik chodnika zabił się na miejscu. (...) Panie rotmistrzu, proszę otworzyć kopertę z literą „A”.

W kopercie „A”, na kartce papieru było napisane imię i nazwisko pana zabitego w tym dniu w wypadku samochodowym. (...) Minęła druga doba. Koło godziny 18 dzwoni telefon.

-    Tu Ossowiecki. Panie rotmistrzu, czy ma pan już wieczorną gazetę dzisiejszą?

-    Mam (...).

-    To niech pan przeczyta dwa pierwsze nekrologi: dziś w nocy zmarli pan z koperty „B” na atak serca, a pan z koperty ,,C” na apopleksję” .

Wątpliwości, jakie budzi w nas powyższa relacja, wynikają nie tylko z „teatralności” wydarzeń, ale przede wszystkim stąd, że niektóre istotne ich elementy nie odpowiadają temu, co wiemy o Ossowieckim. Nie wydaje się, aby jasnowidz skłonny był zawiadamiać kogoś o czekającej go wkrótce śmierci. Był człowiekiem o wysokim poczuciu odpowiedzialności i chyba zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa sugestii. Nie jesteśmy też pewni, czy rzeczywiście zapowiedzi śmierci dotyczyły czysto losowych wypadków (jak w przypadku pana „A”). Nie tylko kłóci się to ze współczesnymi hipotezami na temat „aury” (patrz rozdz. 7 cz. IV), ale zdaje się sugerować istnienie fatum.

Tymczasem już w czasie pisania tej książki otrzymaliśmy jeszcze jedną podobną relację, stanowiącą być może inną wersję wydarzenia opisanego przez Platera. Wspomina dr Tadeusz Gliwic:

„Ojciec mój, Hipolit Gliwic, był pod wielkim wrażeniem sprawdzenia się zapowiedzi Ossowieckiego dotyczącej śmierci jednego z jego znajomych. Pana tego (nazwiska nie pamiętam) spotkał Ossowiecki w budynku Prudentialu (mieściło się tam biuro Ojca) i zauważył nad nim aureolę oznaczającą - jak tłumaczył memu Ojcu - bliską śmierć tego człowieka. Ten pan umrze w ciągu najdalej trzech dni - stwierdził bardzo przejęty swą wizją.

Tymczasem Ojciec mój umówił się z tym znajomym na obiad w Hotelu Europejskim właśnie za trzy dni i, nie bardzo wierząc przepowiedni, powiedział o tym Ossowieckiemu.

Zapowiedziany obiad odbył się bez przeszkód, w pogodnej atmosferze. Gość ojca wyszedł z restauracji, wsiadł do taksówki i pojechał w kierunku placu Zamkowego. Na rogu Krakowskiego Przedmieścia i Trębackiej taksówka wpadła między dwa tramwaje i została zgnieciona. Szyba boczna przecięła szyjną aortę pasażera, który zmarł z upływu krwi przed przybyciem pogotowia.

Ojciec rozmawiał później na ten temat z Ossowieckim, który twierdził, że jeśli aureola denata byłaby bardziej zwarta i nie taka biała, to wypadek zakończyłby się jedynie poranieniem, a nie śmiercią. Na kontrargument, że kolor i kształt aureoli nie mógł mieć wpływu na przebieg wypadku, odpowiedział: Gdyby aureola nie zapowiadała śmierci, szyba spadłaby pod innym kątem, kalecząc tylko ofiarę wypadku.

Daty tego wydarzenia nie pamiętam, miało ono miejsce w drugiej połowie lat trzydziestych”.

A więc mamy jak gdyby potwierdzenie przepowiedni wydarzenia losowego, i to ze źródła, które można uznać za wiarygodne. Czy jednak rzeczywiście jeśliby udało się znaleźć pełną dokumentację tego rodzaju przypadków, skazani jesteśmy na wniosek, że o losach ludzkich decyduje przeznaczenie? Bo jeśli Ossowiecki przeczuł bliską śmierć, to „gdzieś musiało być ustalone”, kiedy i w jaki sposób ona nastąpi... Istnieją jednak co najmniej trzy możliwości parapsychologicznego wyjaśnienia zagadki bez uciekania się do hipotezy, że istnieje fatum. Pierwsza - najmniej prawdopodobna - zakłada, że Ossowiecki miał taką zdolność telepatycznego, choć może bezwiednego przekazywania ludziom sugestii, że przyczynił się sam do spowodowania wypadku i takiego zachowania się ofiary, które doprowadziło do jej śmierci. Druga możliwość - zupełnie nieprawdopodobna w opisanym przypadku, choć w pewnych szczególnych okolicznościach godna uwagi - to zdolność podświadomego poddania analizie informacji o faktach warunkujących taki, a nie inny przebieg zdarzeń prowadzących do śmiertelnego zagrożenia. Wreszcie trzecia - jak się wydaje najprawdopodobniejsza - opiera się na hipotezie, że ofiara wypadku znajdowała się w stanie sprzyjającym śmiertelnemu zagrożeniu. Swym nieświadomym oddziaływaniem telepatycznym mogła w momencie krytycznym osłabić u kierowcy zdolność panowania nad pojazdem. Ten stan przyszłego pasażera -samobójcy ujawnił się Ossowieckiemu w postaci wizji białej aury. Inaczej mówiąc: denat „wykorzystał” okoliczności. Czy tak było rzeczywiście? - trudno orzec.

„Aura” jako zwiastun zbliżającej się śmierci występuje bardzo często w opowieściach o Ossowieckim. Wynika to chyba z typowego dla tworzenia się legendy zapotrzebowania na elementy dramatyzmu. Niemal klasyczny przykład takiej opowieści przytacza w swych wspomnieniach J.Jacyna. Historię tę usłyszał od swego kolegi, któremu z kolei opowiadał jego ojciec przed wojną, pochodzi więc - można rzec - z trzeciej lub czwartej ręki:

„Działo się to przed I wojną światową w Petersburgu w okresie karnawału. Ossowiecki miał wówczas trzydzieści parę lat, a ze względu na swoje zdolności parapsychiczne był rozchwytywany towarzysko. Salony hrabiny S. rozbrzmiewały tej nocy muzyką, brzękiem kryształów, wesołym gwarem. Pani domu przedstawiła młodego inżyniera wielu swoim znajomym, którzy dotychczas nie znali go jeszcze. Do takich należeli m.in. państwo N. prześliczna pani Anna, kobieta dwudziestokilkuletnia i jej mąż - przystojny rotmistrz gwardii. Z twarzy młodych małżonków biło tyle radości życia, że hrabina S. była wstrząśnięta, kiedy po odejściu młodej pary, Ossowiecki nagle spoważniał i powiedział:

- To straszne, co ja widział. Jeszcze tej nocy oni życie swoje zakończą i osierocą dziecko.

Według relacji mego kolegi - dalsze wypadki potoczyły się szybko. Koło północy przystojny rotmistrz zasiadł w gronie wesołych kompanów do kart. W godzinę potem był zupełnie zgrany. Przegrał trzy swoje majątki w kurskiej gubernii, pałacyk w Petersburgu i stadninę końską pod miastem. Jako ostatnią stawkę zaproponował sanie, stangreta i parę koni, czekających na niego w wozowni. Stawki tej nie przyjęto. Młody człowiek poczuł się dotknięty, zerwał się z miejsca, krzyknął coś o sekundantach, zlekceważył z sarkastycznym uśmiechem ostrzeżenie Ossowieckiego, zabrał żonę i dziecko, zbudził stangreta i ruszył w drogę. Nim zdumieni przyjaciele zdołali go powstrzymać - sanie zniknęły w śnieżnej zamieci. Goście wrócili do salonów, komentując dziwne zachowanie się rotmistrza. Hrabina S. była ciągle pod wrażeniem słów Ossowieckiego. Podzieliła się swą troską z kilkoma osobami. Postanowiono z samego rana posłać kogoś do pałacyku rotmistrza w Petersburgu, a gdyby go tam nie zastano - do jego stadniny pod miastem. Do godziny 12 następnego dnia nie natrafiono nigdzie na zaginionych. Okazało się tylko, że rotmistrz tej nocy kazał stangretowi zostać w mieście, a sam silnie zdenerwowany - wraz ze śpiącymi żoną i synem - pomknął gdzieś cwałem w kierunku północnym, w stronę wielkich jezior. Ze względu na wciąż wzmagającą się zamieć i trzaskający mróz, mógł oczywiście zabłądzić.

Epilog tej smutnej sprawy był taki: Pod wieczór następnego dnia konni wyznaczeni do poszukiwań natrafili w odległości 30 km na północ od miasta na wystający ze śniegu koński łeb. Po rozkopaniu śniegu znaleziono zasypane sanie, a w nich dwa trupy: rotmistrza i jego pięknej żony. Ich 6-letni syn, opatulony kożuchami i rozgrzany ciałami rodziców - nie zamarzł. Nad jego płową główką Ossowiecki nie widział aureoli śmierci...”51 

Op. cit., s. 58-62.

Op. cit., s. 62-63.

    A. Grzymała-Siedlecki, op. cit., s. 291.

    A. Plater-Zyberk, op. cit., „Tygodnik Demokratyczny” nr 7-8/1972, odc.1-2.

    J. Jacyna, op. cit., „Tygodnik Demokratyczny” nr 16/1971, odc. 41.

6.

Ossowiecki - zagadki jasnowidzenia

Krzysztof Boruń & Katarzyna Boruń-Jagodzińska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.