wtorek, 26 września 2023

Sugestia

 

Skąd się biorą nasze przekonania i na czym się opierają? Mówiliśmy już, że w każdym spostrzeżeniu są zawarte sądy. Uważamy je za prawdziwe w chwili spostrzegania i uważamy je za prawdziwe później, pokąd nie zauważymy między nimi jakiejś sprzeczności. Wtedy poprawiamy sobie nieraz w myśli dawne spostrzeżenia i jeden z dwóch sądów sprzecznych uważamy za fałszywy, a przy drugim zostajemy. To wtedy, gdy uważamy, pamiętamy i myślimy przytomnie, co się nie zawsze zdarza i udaje. Tylko człowiek bardzo przytomny unika sądów sprzecznych i czuje, że któryś z nich musi być mylny, a drugi prawdziwy. To zdanie nazywa się psychologiczną zasadą sprzeczności. Ono tłumaczy to, że nie zawsze zostajemy przy jakimś spostrzeżeniu, które się nam kiedyś trafiło, tylko je kontrolujemy i nieraz poprawiamy przy pomocy spostrzeżeń dalszych. Spostrzeżenia własne kontrolujemy przy pomocy spostrzeżeń cudzych i na tych już zwykliśmy polegać, choć wiemy, że zdarzają się złudzenia, a nawet halucynacje11 zbiorowe. Sądy zawarte w spostrzeżeniach narzucają się nam jako prawdziwe i jeżeli są dostatecznie skontrolowane, nie budzą wątpliwości.

Narzucają się nam też jako niewątpliwe sądy bezpośrednio oczywiste, o których była już mowa niedawno. Inne sądy uważamy za prawdziwe dlatego, że wynikają jako następstwa logiczne z sądów, którym nie potrafimy zaprzeczać. Takie sądy nazywają się uzasadnione. Są oparte na swoich racjach. Inne dobieramy sobie jako prawdopodobne racje do spostrzeżeń.

Ale są jeszcze inne w naszym życiu intelektualnym, które nie są ani bezpośrednio oczywiste, ani uzasadnione, ani prawdopodobne, a jednak je niejeden uważa za prawdziwe i trzyma się ich tak, jakby były oczywiste. To są sądy oparte na pobudkach uczuciowych i na czyimś wpływie osobistym. Tak np. ktoś uważa pewnego człowieka za zdolnego do niegodziwości ostatniej, a nie potrafi tego poważnie uzasadnić i w rozmowie pokazuje się, że ten ujemny sąd nie opiera się u niego na przesłankach, tylko na nienawiści i pogardzie osobistej lub grupowej. Gdyby ten ktoś umiał siebie obserwować i chciał być szczery, powiedziałby: „Źle myślę o tym człowieku, bo go nie znoszę i gardzę nim. On jest zły, bo jest wstrętny”. To, oczywiście, nie jest racja wystarczająca do ujemnej oceny etycznej człowieka i ta ocena jest nierzeczowa, bo jest oparta na pobudkach, a nie na wystarczających argumentach. Podobnie bywa pod wpływem uczuć miłości i czci. „On jest znakomity i szlachetny, bo jest mój i najdroższy”, to by był szczery wyraz niejednej oceny dodatniej opartej na uczuciu, a nie uzasadnionej logicznie. Przez długie wieki beznożna i nieszkodliwa jaszczurka, zwana padalcem, uchodziła za niecierpliwe i groźne stworzenie dlatego tylko, że jest podobna do węża, więc się jej ludzie bali — niepotrzebnie. Przesąd o szkodliwości padalców był nieuzasadniony, a był oparty na uczuciu obawy.

Prostowanie ludzkich sądów opartych na uczuciach to sprawa trudna i delikatna. Ludzie łatwo zaczynają nienawidzić tego, który im próbuje wykazywać mylność lub bezpodstawność sądów opartych na uczuciach. Łatwiej ich sobie zrazić niż przekonać, jeżeli ich tendencje logiczne nie są dość żywe, a uczucia są gorące.

W końcu jeszcze jedno źródło ludzkich sądów nieoczywistych trzeba wymienić, a jest nim wpływ osobisty osób drugich, zwany sugestią albo wpływem sugestywnym. Najłatwiej go zauważyć u osób, które innym imponują, wydają się potężne, wpływowe, bogate, niezależne, piękne, cieszą się czcią i życzliwością ludzką. Wielu ludzi objawia gotowość do tego, żeby takich ludzi naśladować, spełniać ich życzenia i uznawać za prawdziwe te sądy, które tamci objawiają słowami lub zachowaniem się. Taki wpływ ma nieraz w szkole chłopak odznaczający się siłą fizyczną i odwagą, czasem nauczyciel, którego dzieci lubią, a boją się go równocześnie; taki wpływ na dorosłych mają popularni wodzowie, gazety, druki, afisze, sławni ludzie, piękne kobiety. Dlatego na afiszach i drukach reklamowych tak często piękna kobieta zachwala towar jakiś i własnym podpisem stwierdza, że go używa stale. Na flaszkach atramentu widnieje fotografia i podpis wielkiego poety, aby pobudzać do naśladowania go przez pisanie tym samym atramentem, co i on. Za czasów Franciszka Józefa i Wilhelma I woźni w urzędach nosili bokobrody po cesarsku, a eleganci całej Europy ubierali się tak jak książę Walii, późniejszy Edward VII. Nie dopinali nawet ostatniego guzika u kamizelki, ponieważ go raz odpiął książę Walii po jakimś obfitym obiedzie.

Po sklepach kazano podczas okupacji niemieckiej wywieszać hasła agitacyjne w pięknych ramkach, aby się wydawały prawdami i pobudzały do działania, chociaż żadne zdanie nie staje się prawdziwe ani uzasadnione przez to, że się je wydrukuje ozdobnie i wywiesi na ulicy lub w sklepie. A jednak może przez to działać sugestywnie i udzielać się tym, którzy je czytają. Taki wpływ wywiera często każde słowo drukowane. Stąd doniosłość gazet. Niebywałe niedorzeczności ludzie powtarzali i przed wojną, i podczas wojny, nie uzasadniając ich niczym więcej nad to, że tak mówią na mieście albo piszą w gazecie. Łatwo zauważyć osoby zakochane, które są żywym echem przedmiotów swojej miłości, i zagorzałych czcicieli, którzy powtarzają za przedmiotami swojej czci jak „za panią matką”. A na pytanie o argumenty odpowiadają: „On sam tak powiedział — więc już tak jest”. Na poparcie swego zdania przytacza niejeden liczne nazwiska autorów, których może i sam nie czytał, a na pewno nie czytali ich jego słuchacze i samo przytoczenie sławnych nazwisk zastępuje niejednemu argumenty rzeczowe.

Czemu tak jest? Czemu ludzie niektórzy tak łatwo ulegają sugestii i żywią przekonania, których nie umieją uzasadniać rzeczowo? Często pochodzi to stąd, że nie ufają własnemu zdaniu i czują, że nie stać ich na własny sąd, a wstydzą się do tego przyznać, więc przejmują się sądami drugich, które spotykają. Mówią wtedy: „Ja tam nie wiem, ale tak słyszałem”. Czasem chcą pokazać, że się znają na jakiejś dziedzinie, np. na obrazach, na literaturze, na medycynie, na prawie, na fizyce, na zwyczajach towarzyskich, więc naśladują zdania zasłyszane i wprawiają się w stan przekonania nieszczerego, bo to ich podnosi we własnych oczach albo w cudzych. Chwalą i ganią nieszczerze to, co chwali i gani ktoś, kto im imponuje. Takich nazywają ludzie snobami. Czasem pragną sobie pozyskać względy i zbliżyć się do kogoś przez upodobnienie się do niego, czasem nie chcą odbijać od otoczenia, czasem dla świętego spokoju żywią zrazu pewne supozycje, a później i przekonania przejęte od innych ludzi, bez dowodu. Byłyby to więc również sądy oparte na uczuciach, a nie na racjach.

Sugestia ma nad wyraz doniosłe znaczenie, gdy chodzi o powstawanie i szerzenie się mód, prądów i szkół artystycznych, literackich i politycznych. Sugestią posługują się często lekarze, kiedy z powodzeniem wmawiają w pacjenta poprawę stanu zdrowia, i wychowawcy, kiedy wpływem osobistym skłaniają dzieci do wierzenia im, do posłuszeństwa i naśladowania ich w postępowaniu.

Oporność przeciw sugestii, a więc gotowość do uznawania tylko sądów uzasadnionych oraz oczywistych bezpośrednio, nazywa się krytycyzmem.

Przeciwstawieniem sugestywności jest tzw. negatywizm. Ten występuje najwyraźniej u pewnych chorych psychicznie. Taki pacjent nie wierzy w nic, co mu lekarz powie, i co tylko z jego ust usłyszy, to uważa za fałsz. Dlatego tylko, że to powiedział lekarz. Gdy go lekarz prosi, żeby przyszedł bliżej, on się oddala, gdy ma drzwi zamknąć, on je otwiera szeroko, gdy ma stać, siada i siedzi uparcie, gdy go zapytują, milczy, a gdy mu każą milczeć, mówi. Zachowuje się „jak na złość”. Widocznie broni się w ten sposób od wpływu lekarza albo go chce rozgniewać, zaatakować, poniżyć. Coś podobnego zauważyć można u osób obrażonych, złych, mściwych, gdy stosunki osobiste są popsute albo podminowane. Tak się niektórzy ludzie odnoszą do gazet przeciwnego obozu i do grup ludzkich, których nienawidzą. Krytycyzm chroni od sugestywności i od negatywizmu.

O autosugestii mówimy, gdy ktoś sam w siebie wmawia i podtrzymuje w sobie jakieś przekonanie nieoczywiste. Ono może dotyczyć czegoś poza człowiekiem, albo, co się najczęściej zdarza, dotyczy stanu własnego ciała. Tak np. bywa, że ktoś wmawia w siebie osłabienie ogólne, bezwład rąk, niemożność mówienia, brak apetytu, kiedy lekarze nie mogą stwierdzić żadnego powodu do tych objawów.

Z drugiej strony niektórzy zalecają skarżącym się na cierpienia pozbawione widocznego powodu leczenie się przy pomocy autosugestii. Tak np. znany aptekarz francuski, Coué, doradzał takim cierpiącym i ludziom przygnębionym powtarzać kilkadziesiąt razy z rzędu co dzień: „To mija, to przejdzie”. I to pomagało.

Sen hipnotyczny albo hipnoza jest też wytworem sugestii. Usypiacz wmawia w człowieka, który się chce temu poddać, a leży lub siedzi w wygodnym fotelu, że za chwilę uśnie. Każe mu tymczasem patrzeć w jakiś punkt świecący albo usypiaczowi między oczy i mówi mu z cicha a tonem przekonującym, że już mu się powieki zamykają, zaciskają, że mu głowa cięży, a senność rozchodzi się po ciele. Następnie, że oczu otworzyć nie potrafi, że mu ręce bezwładnie opadają i zwisają, a potem że się roztworzyć nie dają, tak się zacisnęły mocno. Wielu ludzi wtedy zapada istotnie w osobliwy sen, nie tracąc porozumienia z hipnotyzerem. Słuchają go wtedy ślepo i wierzą mu. Pozwalają w siebie wmówić, że kartofel to jabłko, że dotykający ich ołówek to zapalony papieros, że jadą pociągiem lub samolotem, że są małymi dziećmi, że ktoś obecny wyszedł z pokoju i wiele innych rzeczy. Jeszcze po zbudzeniu się wykonują rozkazy dane im podczas hipnozy, choćby były dziwaczne. Nie można jednak nikogo przez hipnozę zmusić do zbrodni, której by i sam, bez hipnozy, nie był wykonał. Dawniej stosowali hipnozę lekarze dla odzwyczajenia ludzi od nałogów, dla poprawy w cierpieniach psychicznych, ale dziś to wyszło z mody, bo więcej przynosiło szkody niż pożytku. Hipnoza łatwo wchodziła w nałóg, poddawała usypianego w niewolę usypiacza i osłabiała wolę nawykłych do hipnozy. Nie powinni się nią bawić ludzie, którzy nie są lekarzami. Łatwo przy niej o oszukiwanie drugich i siebie samego, a także o wybuchy płaczów i krzyków, przerywane śmiechem, z którymi nie wiadomo co począć, i łatwo o szantaże12 potem. Więc nigdy bez świadków i nigdy bez lekarza.

Władysław Witwicki Myślenie 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.