Myślałem o tych lustrach melancholii, gdy przechadzałem się po dzielnicy handlowej naszego miasta. Witryny przyciągały wystudiowanym oświetleniem, a za wielkimi szybami nowych restauracji goście spożywali coś na ciepło, bo ziąb był od rana tęgi. Przypomniała mi się scena z balu u Flauberta: "Lampy bladły, goście zaczęli przechodzić do sali bilardowej. Lokaj wszedł na krzesło i wybił dwie szyby. Na dźwięk tłuczonego szkła pani Bovary odwróciła głowę i spostrzegła w ogrodzie przylepione twarze przypatrujacych się chłopów". Chłopów, którzy - jak możemy się domyślać - z ciekawością i zawiścią wpatrywali się w toalety tańczonych i w suto zastawione stoły. Znasz zapewne, przechodniu, to spojrzenie przez szybę, podekscytowane niedostępną, szczelnie zamkniętą przestrzenią, i zadziwione kontrastem między jej zachęcającą przejrzystością a niemożnością jej przekroczenia; spojrzenie zaintrygowane sakralizującym efektem szkła, które waloryzuje skrywaną przez siebie zawartość. Ale znasz też i ten spłaszczony przez szybę grymas przylegającej do niej twarzy: być może nie ma bardziej ekspresywnego i bardziej karykaturalnego spotkania ludzkiej anatomii z materią wytworzoną przez człowieka. Twarz powstrzymana przez szybę, na szybie wyhamowana, staje się widocznym - nieco żałosnym, bardziej śmiesznym, zawsze natychmiastowym - wyrazem pragnienia, pożądania, które zostało wzbudzone przez to, co jest po drugiej stronie; i zarazem staje się natychmiastowym wyrazem własnego rozczarowania, chwilowego nieszczęścia z powodu niemożności dostania się na tę drugą stronę.
Co najmniej od roku 1836 - kiedy we francuzszczyźnie pojawiło się słowo "witryna", a w Paryżu zaczęły się mnożyć sklepy caraz obficiej wystawiające swe towary na publiczny widok - datuje się najbardziej bodaj charakterystyczne dla tego spotkania twarzy z szybą zjawisko, które dzisiaj, wraz z dojrzałością społeczeństwa konsumpcyjnego, osiągnęło pełnię. Anglicy nazywają to zjawisko po prostu window shopping, bardziej zmysłowi Francuzi - lèche-vitrine: lizaniem (niczym cukierka przez papierek) towarów przez szkło. "Liżący witryny" czy też "kupujący przez szybę", pobudzony pragnieniem przejścia "tam" , dotknięcia i zawładnięcia tym, co po drugiej stronie, stronie, przeistacza się bezwiednie, siłą bezlitosnego prawa rynku, w melancholijnego Narcyza konsumpcji: patrzy tak, jakby chciał mieć, jakby chciał coś posiąść, lecz ostatecznie widzieć musi siebie w grymasie, widzieć odbicie siebie, jakim jest. Oto merkantylna wersja mitu Narcyza: twarz,
jeszcze zanim znajdzie w witrynie swe zmącone, zniekształcone odbicie, mówi zawczasu, od razu o klęsce pragnienia, gdyż wysyła przed siebie nie obraz piękna, które siebie poszukuje i chce potwierdzić, lecz rozczarowania, że nie można niczego mieć. Ten odbity wśród towarów w witrynowym oknie grymas jest dzisiaj jedną z najbardziej melancholijnych alegorii społeczeństwa konsumpcyjnego, która prawo istnienia w tym społeczeństwie określa mniej więcej tak: nie dość, że nie można mieć, to jeszcze trzeba być.
Marek Bieńczyk
Melancholia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.