sobota, 29 września 2012

Paticcasamuppada - wypisy i komentarze 13

 
Przyjacielu, choć jasno zobaczyłem jakim to rzeczywiście jest, z odpowiednią wiedzą: wygaszenie jest wstrzymaniem bhava, nie jestem arahatem, z wyczerpanymi skazami. SN 12:68

Wchodzący w strumień ma bezpośrednią wiedzę o wygaszeniu (nibbanie) ale oczywiście brak mu pełnej realizacji. Puthujjana nie widzi w/p i nie widzi nibbany. Jako, że w/p jest opisem doświadczenia puthujjany, możemy powiedzieć, że nie rozumie on sam siebie. Często można się spotkać z myśleniem: „Ach, jak trudno jest zrozumieć arahata”. To bez wątpienia trudne, ale skoro odstręcza nas trudność zrozumienia czegoś tak „tajemniczego” i „egzotycznego” jak nibbana, możemy podejść do Dhammy od strony puthujjany, gdyż jeżeli rzeczywiście zrozumiemy czym jest doświadczenie puthujjany, to automatycznie zobaczymy też nibbanę. Zacznijmy od ustalenia czy tłumaczenie słowa bhava jako istnienie jest poprawne. To może wydawać się trudnym, skoro nawet taki znawca Pali jak Bhikkhu Nanananda sam nie może się zdecydować i raz tłumaczy bhava jako egzystencja, a raz jako stawanie się*. Nie wspominając już o innych lingwistach, którzy choć bardziej spójni w swoich tłumaczeniach, ciągle różnią się między sobą w opinii, jak należy tłumaczyć to słowo. Gdyby problem był czysto lingwistyczny, człowiek nie znający zbyt dobrze Pali, byłby na straconej pozycji. Ale … No właśnie, Pali nie jest takim sobie zwykłym językiem, jest językiem opisującym Dhammę i praktycznie poprawne tłumaczenie z Pali nie jest możliwe bez zrozumienia Dhammy. By się przekonać, że tłumaczenie bhava jako „stawanie się” jest błędne (choć użycie takich słów jak egzystencja, byt, czy nawet jestestwo wydaje się dopuszczalne) proponuję następującą linię rozumowania. Co wiemy o nibbanie z Sutt?
1- Wiemy, że nibbana jest wstrzymaniem bhava.
2- Wiemy, że nibbana jest usunięciem wyobrażenia „jestem”.
To nas uprawnia do zrównania egzystencjalnego bhava = jestem. I teraz nie potrzebujemy już więcej znajomości Pali. To czego nam trzeba to odrobina inteligencji, by ustalić jakie słowo opisuje wyobrażenie „jestem”. Nawet, jeżeli jesteśmy puthujjaną i jesteśmy sceptyczni co do tego, że „jestem” jest li tylko wyobrażeniem, to bez wątpienia rozpoznamy u siebie postawę „jestem”. Otóż to, jestem i pytam się sam o siebie zdradzając pewien ontologiczny sceptycyzm: Jestem? Nie jestem? Czy też nie wątpiąc w siebie ale będąc sobą zainteresowany: Czym jestem? Jak jestem? Kiedy w liście zasugerowałem tą linię rozumowania czcigodnemu Nananandzie odpowiedział mi, że takich pytań nie powinno się zadawać i powołał się na Suttę M2, gdzie takie pytania zostały opisane jako niepoprawne skierowanie uwagi. Jak to skomentował czcigodny Mettavihari; „Twój korespondent nie zrozumiał, że starasz się mu coś powiedzieć”. Bez wątpienia czcigodny Nanananda ma rację i takich pytań, ten kto aspiruje do zrozumienia Dhammy, nie powinien stawiać. Ale … my na obecnym etapie zajmujemy się w/p pod kątem fenomenologicznym i nie interesuje nas co powinien puthujjana robić, ale tym co robi. A inteligentny puthujjana, zainteresowany jest przede wszystkim sobą, poznaniem siebie, wszelka inna wiedza jest dla niego drugorzędna:

Czas nosi w sobie piętno nieistotności, dopóki nie wypełni się jego odrażający nakaz, a mianowicie starość i śmierć. W Europie wszystko rozwiązuje się przez pracę, a ściślej przez służbę pracy. Wystarczy zajrzeć w przejście podziemne i zobaczyć to rojowisko tych zabieganych ludzi. Dokąd się śpieszą? To nie jest miałkie pytanie dotyczące śmierci lecz zdziwienie, że tak ważne jest dla nich to, co nieistotne. Poranne wstawanie, potem higiena rodzinna, środki komunikacji; osiem godzin pracy – przeważnie nieistotnej, nie należącej do egzystencji – potem zakupy, znów środki komunikacji, trochę – możliwie dalekiej od egzystencji – rozrywki, w najlepszym razie spółkowanie, i w końcu sen albo nocna bezsenność. Żyją w taki sposób, że w ogóle nie biorą udziału w swoim życiu, jednak to, co się z nimi dzieje, muszą wcześniej czy później uznać za to czym jest – za swoje życie. - Mnie dopiero na koniec udało się wydostać spod tego bezosobowego losu; moją największą przygodą jestem ja sam.  
Kertesz, Dziennik Galernika.

I my teraz tylko ustalamy jakie słowo jest synonimem „jestem”. I widzimy wyraźnie, że te pytania których puthujjana nie powinien sobie stawiać, ale bez wiedzy o Nauce Buddy sobie stawia, są pytaniami o jego istnienie, czy egzystencję, czy też byt – może nawet „jestestwo” Heideggera, ale w żadnym razie nie możemy egzystencjalnie zrównać dwóch pojęć, te pytania z pewnością nie są o stawanie się**. Współzależne powstanie jest opisem doświadczenia puthujjany i nie może omijać czegoś tak fundamentalnego jak postawa „jestem” - jeżeli oczywiście Budda był geniuszem, rzeczywiście Buddą, to musiał w swym opisie uwzględnić wszystko, a już na pewno fundamentalny fakt, przekonanie puthujjany o własnym istnieniu. I tak, jeżeli zrozumieliśmy, że bhava należy tłumaczyć jako istnienie i jesteśmy puthujjaną zainteresowanym swym własnym istnieniem, pojawia się nam nowa możliwość. Zamiast zadawać sobie pytania o których wspomina Sutta M 2, możemy zajrzeć do formuły w/p i zobaczyć od czego właściwie zależy istnienie, co jest jego niezbędnym warunkiem? Ten kto zobaczył, że istnienie jest nietrwałe, determinowane, powstałe współzależnie, nie zadaje już sobie pytań o przeszłość ani o przyszłość, a także nie ma żadnych wątpliwości co do stanu teraźniejszego. Zobaczył, czym jest doświadczenie puthujjany i nie ma wątpliwości że nibbana jest wstrzymaniem istnienia.

* Taka niespójność przy tłumaczeniu fundamentalnego terminu we w/p wyraźnie świadczy o pewnych barakach w zrozumieniu. Nie mniej, w samsarze trzeba bardzo uważać na dwie rzeczy: kogo się chwali i kogo się krytykuje. Głupiec sam sprowadza na siebie nieszczęście chwaląc tego komu należy się nagana i krytykując tego kogo powinno się chwalić, Dlatego muszę podkreślić, że wykazanie tej niespójności w myśleniu czcigodnego Nananandy nie jest bynajmniej negatywną rekomendacją dla jego kazań o Nibbanie. Te kazania są bardzo ciekawe i warto się z nimi zapoznać.

**Myślę, że to jest dobre miejsce, by przypomnieć sobie argumentację czcigodnego Nanamoli, dotyczącą tłumaczenia bhava:

Jak przetłumaczyć bhava w kontekście współzależnego powstawania? Czy powstawanie lub stawanie się to odpowiednie słowa? Generalnie argumentuje się przeciwko tłumaczeniu bhava jako istnienie, wskazując, że „istnienie” jest statyczne podczas gdy powstawanie podkreśla dynamizm procesu. Jednak zauważając, że stawanie się 1) nie oferuje rozwiązania gdyż słowniki informują nas, że „powstać” to oznacza zacząć „być”, to dodatkowo 2) słowo to całkowicie lekceważy hoti w sylogizmie np hoti tathagato parammaranam? (Czy Tathagata jest po śmierci?) i inne, rzadsze użycia hoti (bhavati) i pośrednio athi, nie włączając tego w kontekst w/p (współzależnego powstawania) dążąc raczej do podporządkowania w/p sylogistycznej logice niż na odwrót. 3) Jest niekompatybilne z (M131-134). Powstawanie sugeruje płynny ruch gdzie przyszłość „staje się” płynąc przez teraźniejszość przeszłością lub „przyszłe rzeczy” „stają się” obecnymi i dalej przeszłymi; podczas gdy to co ma się na uwadze i na co się wskazuje przez stałe i nieuniknione użycie słowa „być” pozostaje nieopisane. Dlatego argumentuję, że tłumaczenie (czy nawet interpretacja dla siebie samego) bhava jako „stawanie się” jest środkiem usypiającym pozostawiającym iluzję „istnienia” nienaruszoną. Wątpię by to było zamierzeniem Buddy. Nawet jeżeli tak jest, że „istnienie” implikuje trwałość, to poza filozoficznymi studiami nie ma to wpływu na zagadnienie; i jest tylko dodatkowym powodem do zmierzenia się z tym słowem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.