Przyjacielu, choć jasno zobaczyłem jakim to rzeczywiście jest,
z odpowiednią wiedzą: wygaszenie jest wstrzymaniem bhava,
nie jestem arahatem, z wyczerpanymi skazami. SN 12:68
Wchodzący w strumień ma bezpośrednią wiedzę o wygaszeniu
(nibbanie) ale oczywiście brak mu pełnej realizacji. Puthujjana nie
widzi w/p i nie widzi nibbany. Jako, że w/p jest opisem
doświadczenia puthujjany, możemy powiedzieć, że nie rozumie
on sam siebie. Często można się spotkać z myśleniem: „Ach, jak
trudno jest zrozumieć arahata”. To bez wątpienia trudne, ale
skoro odstręcza nas trudność zrozumienia czegoś tak
„tajemniczego” i „egzotycznego” jak nibbana, możemy podejść
do Dhammy od strony puthujjany, gdyż jeżeli rzeczywiście
zrozumiemy czym jest doświadczenie puthujjany, to automatycznie
zobaczymy też nibbanę. Zacznijmy od ustalenia czy tłumaczenie
słowa bhava jako istnienie jest
poprawne. To może wydawać się trudnym, skoro nawet taki znawca
Pali jak Bhikkhu Nanananda sam nie może się zdecydować i raz
tłumaczy bhava jako egzystencja, a raz jako stawanie się*.
Nie wspominając już o innych lingwistach, którzy choć bardziej
spójni w swoich tłumaczeniach, ciągle różnią się między sobą
w opinii, jak należy tłumaczyć to słowo. Gdyby problem był
czysto lingwistyczny, człowiek nie znający zbyt dobrze Pali, byłby
na straconej pozycji. Ale … No właśnie, Pali nie jest takim sobie
zwykłym językiem, jest językiem opisującym Dhammę i praktycznie
poprawne tłumaczenie z Pali nie jest możliwe bez zrozumienia
Dhammy. By się przekonać, że tłumaczenie bhava jako
„stawanie się” jest błędne (choć użycie takich słów jak
egzystencja, byt, czy nawet jestestwo wydaje się
dopuszczalne) proponuję następującą linię rozumowania. Co wiemy
o nibbanie z Sutt?
1- Wiemy, że nibbana jest wstrzymaniem bhava.
2- Wiemy, że nibbana jest usunięciem wyobrażenia „jestem”.
To nas uprawnia do zrównania egzystencjalnego bhava = jestem. I
teraz nie potrzebujemy już więcej znajomości Pali. To czego nam
trzeba to odrobina inteligencji, by ustalić jakie słowo opisuje
wyobrażenie „jestem”. Nawet, jeżeli jesteśmy puthujjaną i
jesteśmy sceptyczni co do tego, że „jestem” jest li tylko
wyobrażeniem, to bez wątpienia rozpoznamy u siebie postawę
„jestem”. Otóż to, jestem i pytam się sam o siebie zdradzając
pewien ontologiczny sceptycyzm: Jestem? Nie jestem? Czy też nie
wątpiąc w siebie ale będąc sobą zainteresowany: Czym jestem? Jak
jestem? Kiedy w liście zasugerowałem tą linię rozumowania
czcigodnemu Nananandzie odpowiedział mi, że takich pytań nie
powinno się zadawać i powołał się na Suttę M2, gdzie takie
pytania zostały opisane jako niepoprawne skierowanie uwagi.
Jak to skomentował czcigodny Mettavihari; „Twój korespondent nie
zrozumiał, że starasz się mu coś powiedzieć”. Bez wątpienia
czcigodny Nanananda ma rację i takich pytań, ten kto aspiruje do
zrozumienia Dhammy, nie powinien stawiać. Ale … my na obecnym
etapie zajmujemy się w/p pod kątem fenomenologicznym i nie
interesuje nas co powinien puthujjana robić, ale tym co robi. A
inteligentny puthujjana, zainteresowany jest przede wszystkim sobą,
poznaniem siebie, wszelka inna wiedza jest dla niego drugorzędna:
Czas nosi w sobie piętno
nieistotności, dopóki nie wypełni się jego odrażający nakaz, a
mianowicie starość i śmierć. W Europie wszystko rozwiązuje się
przez pracę, a ściślej przez służbę pracy. Wystarczy zajrzeć w
przejście podziemne i zobaczyć to rojowisko tych zabieganych ludzi.
Dokąd się śpieszą? To nie jest miałkie pytanie dotyczące
śmierci lecz zdziwienie, że tak ważne jest dla nich to, co
nieistotne. Poranne wstawanie, potem higiena rodzinna, środki
komunikacji; osiem godzin pracy – przeważnie nieistotnej, nie
należącej do egzystencji – potem zakupy, znów środki
komunikacji, trochę – możliwie dalekiej od egzystencji –
rozrywki, w najlepszym razie spółkowanie, i w końcu sen albo nocna
bezsenność. Żyją w taki sposób, że w ogóle nie biorą udziału
w swoim życiu, jednak to, co się z nimi dzieje, muszą wcześniej
czy później uznać za to czym jest – za swoje życie. - Mnie
dopiero na koniec udało się wydostać spod tego bezosobowego losu;
moją największą przygodą jestem ja sam.
Kertesz,
Dziennik Galernika.
I
my teraz tylko ustalamy jakie słowo jest synonimem „jestem”. I
widzimy wyraźnie, że te pytania których puthujjana nie powinien
sobie stawiać, ale bez wiedzy o Nauce Buddy sobie stawia, są
pytaniami o jego istnienie, czy egzystencję, czy też byt – może
nawet „jestestwo” Heideggera, ale w żadnym razie nie możemy
egzystencjalnie zrównać dwóch pojęć, te pytania z pewnością
nie są o stawanie się**. Współzależne
powstanie jest opisem doświadczenia puthujjany i nie może omijać
czegoś tak fundamentalnego jak postawa „jestem”
- jeżeli oczywiście Budda był geniuszem, rzeczywiście Buddą, to
musiał w swym opisie uwzględnić wszystko, a już na pewno
fundamentalny fakt,
przekonanie puthujjany o własnym istnieniu.
I tak, jeżeli zrozumieliśmy, że bhava
należy tłumaczyć jako istnienie i jesteśmy puthujjaną
zainteresowanym swym własnym istnieniem, pojawia się nam nowa
możliwość. Zamiast zadawać sobie pytania o których wspomina
Sutta M 2, możemy zajrzeć do formuły w/p i zobaczyć od czego
właściwie zależy istnienie, co jest jego niezbędnym warunkiem?
Ten kto zobaczył, że istnienie jest nietrwałe, determinowane,
powstałe współzależnie, nie zadaje już sobie pytań o przeszłość
ani o przyszłość, a także nie ma żadnych wątpliwości co do
stanu teraźniejszego. Zobaczył, czym jest doświadczenie puthujjany
i nie ma wątpliwości że nibbana jest wstrzymaniem istnienia.
* Taka niespójność przy tłumaczeniu fundamentalnego terminu we
w/p wyraźnie świadczy o pewnych barakach w zrozumieniu. Nie mniej,
w samsarze trzeba bardzo uważać na dwie rzeczy: kogo się chwali i
kogo się krytykuje. Głupiec sam sprowadza na siebie nieszczęście
chwaląc tego komu należy się nagana i krytykując tego kogo
powinno się chwalić, Dlatego muszę podkreślić, że wykazanie tej
niespójności w myśleniu czcigodnego Nananandy nie jest bynajmniej
negatywną rekomendacją dla jego kazań o Nibbanie. Te kazania są
bardzo ciekawe i warto się z nimi zapoznać.
**Myślę, że to jest dobre miejsce, by przypomnieć sobie
argumentację czcigodnego Nanamoli, dotyczącą tłumaczenia bhava:
Jak
przetłumaczyć bhava
w kontekście współzależnego powstawania? Czy powstawanie lub
stawanie się to odpowiednie słowa? Generalnie argumentuje się
przeciwko tłumaczeniu bhava
jako
istnienie, wskazując, że „istnienie” jest statyczne podczas gdy
powstawanie podkreśla dynamizm procesu. Jednak zauważając, że
stawanie się 1) nie oferuje rozwiązania gdyż słowniki informują
nas, że „powstać” to oznacza zacząć „być”, to dodatkowo
2) słowo to całkowicie lekceważy hoti
w
sylogizmie np hoti
tathagato parammaranam?
(Czy Tathagata jest
po śmierci?) i inne, rzadsze użycia hoti
(bhavati)
i pośrednio athi,
nie włączając tego w kontekst w/p (współzależnego powstawania)
dążąc raczej do podporządkowania w/p sylogistycznej logice niż
na odwrót. 3) Jest niekompatybilne z (M131-134). Powstawanie
sugeruje płynny ruch gdzie przyszłość „staje się” płynąc
przez teraźniejszość przeszłością lub „przyszłe rzeczy”
„stają się” obecnymi i dalej przeszłymi; podczas gdy to co ma
się na uwadze i na co się wskazuje przez stałe i nieuniknione
użycie słowa „być”
pozostaje nieopisane. Dlatego
argumentuję, że tłumaczenie (czy nawet interpretacja dla siebie
samego) bhava
jako „stawanie się” jest środkiem usypiającym pozostawiającym
iluzję „istnienia” nienaruszoną. Wątpię by to było
zamierzeniem Buddy.
Nawet jeżeli tak jest, że „istnienie” implikuje trwałość, to
poza filozoficznymi studiami nie ma to wpływu na zagadnienie; i jest
tylko dodatkowym powodem do zmierzenia się z tym słowem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.