Ale
Udayi, zostaw przeszłość, zostaw przyszłość, pouczę cię w
Dhammie: Kiedy to jest – to jest, z powstaniem tego to powstaje;
kiedy tego nie ma – tego nie ma, ze wstrzymaniem tego to zostaje
wstrzymane.
Kiedy
umierał pewien zwolennik trzy-życiowej interpretacji współzależnego
powstawania, autor poczytnej książki o „buddyzmie” w której
między innymi objaśniał współzależne powstawanie odwołując
się do przeszłości i do przyszłości, cały się trząsł i
krzyczał: „ja umieram, ja umieram!”. Zgodnie z tym co pisał
ten autor, współzależne powstawanie pokazuje, jak kiedyś z
przeszłego życia, przeszedł do teraźniejszego, by następnie, po
tak mało chwalebnym sposobie umierania, urodzić się ponownie. Nie
sądzę, by ktoś posiadający stosowną wiarę w Buddę miał choć
cień wątpliwości, że ten autor, rzeczywiście urodził się
ponownie, że z teraźniejszej egzystencji przeszedł do następnej.
Współzależne powstawanie jednak, nie jest opisem procesu
rozpostartego w czasie, procesu którego – tego nikt nie neguje,
nazwijmy go: „Mr. P”, jest ofiarą. Współzależne powstawanie
robi co innego, ono opisuje doświadczenie Mr. P tutaj i teraz.
Uogólniając, w/p opisuje doświadczenie puthujjana, któremu brak
wglądu w cztery szlachetne prawdy. I jak to widzimy, Mr. P zachował
się wręcz wzorcowo, zgodnie z opisem Buddy. Jako przeciętniak był
attavadinem, wierzył
w istnienie „ja”. I daleko nie szukając, identyfikował swoje ja
z ciałem. A ponieważ, ciało faktycznie umierało, spowodowało to
jego lęk i panikę. Oczywiście nie każdy puthujjana umiera w takim
stylu - tu obowiązuje przeważnie zasada '”jakie życie taka
śmierć”, niemniej jednak, myśl o śmierci: „ja umieram” jako
o czymś rzeczywistym, jest obecna u każdego puthujjany. Z formuły
współzależengo powstawania: kiedy
to jest - to jest;
widzimy jednak, że śmierć jest determinowana przez ignorancję i
że wraz ze wstrzymaniem ignorancji, tutaj i teraz, tutaj i teraz
następuje wstrzymanie śmierci. Oczywiście ciało tak czy tak
umrze, ale wraz ze wstrzymaniem attavad'upadany,
utrzymywania wiary w „ja”, u arahata śmierć ciała nie jest
stowarzyszona z myślą „ja umieram”. I teraz ważna sprawa,
wchodzący w strumień Dhammy, mający wgląd w pustkę, choć
brakuje mu jeszcze pełnej realizacji, dzięki bezpośredniemu
widzeniu w/p widzi, że Mr. P jest ofiarą avijja
tutaj i teraz,
natomiast to, że po tak niesławetnej śmierci, autor ten kontynuuje
gdzieś kolejną egzystencję, jest już dla wchodzącego w strumień
kwestią wiary w Buddę.
Jeżeli czytelnik zaakceptuje tą wizję w/p od razu rozjaśni mu się
kierunek praktyki, trzeba zdążyć porzucić wszelką identyfikację
z ciałem, zanim ulegnie ono rozpadowi. I tu samo werbalizowanie i
powtarzanie sobie o ciele: „To nie moje, tym nie jestem, to nie
moje ja”, raczej nie wystarczy. „To nie moje, tym nie jestem, to
nie moje ja”, musi zostać zobaczone na głębszym, emocjonalnym
poziomie i jest wiele medytacji pozwalających zerwać z
przywiązaniem do ciała. Można kontemplować odpychające aspekty
ciała lub jego nietrwałość i śmierć. Te techniki zniechęcają
umysł do angażowania i cieszenia się ciałem. Mała dygresja:
często medytujący po intensywnej praktyce widzenia ciała jako
obiektu odpychającego, zaczyna narzekać na depresję. Ale dzieje
się tak dlatego, że widzenie ciała jako obiektu ashuba,
powinno być oczywiście połączone z procesem dezidentyfikacji:
„Tak, faktycznie ciało jest czymś obrzydliwym, ale przecież ani
nie należy do mnie ani to ja”.
Jeżeli jednak ktoś mówi, że w relacji: z istnieniem jako warunek,
narodziny, narodziny są jakimiś przyszłymi narodzinami, to można
mu tylko pogratulować takiej bezpośredniej wiedzy, którą nie
dysponują nawet wchodzący w strumień czy większość arahatów
bez mocy nadnaturalnych. Jednym z fundamentalnych złudzeń
przeciętniaka jest barnie tego co jest obiektem wiary, jako to co
jest obiektem wiedzy. Jeżeli jest on uczniem Buddy, to lekarstwem na
taką postawę powinna być uważna lektura Sutty M 95
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.