Rousseau opowiada, jak kiedyś rzucił
się na niego dog. Na dłuższą chwilę stracił przytomność, to
zaś, co się z nim działo, gdy ja odzyskał, opisuje następująco:
„Zobaczyłem niebo, parę gwiazd, trochę zieleni. To pierwsze
doznanie było momentem rozkosznym (…). Cały czas zagarnięty
przez chwilę obecną, nie pamiętałem nic, nie miałem żadnej
wyraźnej idei własnej tożsamości ani najmniejszego pojęcia o
tym, co mnie właśnie spotkało. Nie wiedziałem kim jestem ani
gdzie; nie czułem bólu, strachu, ani niepokoju. Patrzyłem na
płynącą ze mnie krew, tak jakbym patrzył na płynący strumyk, i
ani do głowy mi nie przychodziło, że ta krew ma jakikolwiek
związek ze mną. W całym swym jestestwie odczuwałem cudowny
spokój”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.