wtorek, 27 grudnia 2022

Witkacy - wariat zrozpaczony?

 „Był przytomny dla siebie, tą charakterystyczną przytomnością silnego zatrucia piekielnym jadem — dla drugich, gdyby byli i mogli widzieć jego myśli, byłby skończonym wariatem". Ostatnie stronice Pożegnania jesieni, Atanazy Bazakbal idący na spotkanie śmierci. Kiedy powieść Witkacego wyszła dziesięć lat temu po włosku, napisałem o niej artykuł zatytułowany II pazzo disperato. Ten „wariat zrozpaczony" pochodził z zapisu o Witkacym w dzienniku Gombrowicza. Znakomita definicja, chociaż niezbyt pasująca do reszty zapisu o rzekomym „dandyzmie metafizycznym" Witkacego, o jego „trikach surrealistycznych", podobnych jakoby do tego, „czym dzisiaj epatuje Salvador Dali". Ale Gombrowicz, jak sam przyznaje, „trzeciego muszkietera" nie lubił, drażnił go Witkacy „wiecznie odstawiający wariata". Pewnie, można także na Pożegnanie jesieni spojrzeć jak na „odstawianie wariata": teatrum mundi (nadchodzącego) w jarmarcznej budzie, olbrzymi kukiełkowy komiks z obłoczkami dialogów i kłębami filozoficznego dymu. 

A przecież to tylko błazeńska maska. Za nią kryje się twarz wariata zrozpaczonego, przekonanego, że jedyną odpowiedzią na wariactwo świata jest własne, że „dziś o ludzkiej duszy wiedzą naprawdę cokolwiek wyłącznie wariaci". Przeczytałem teraz Pożegnanie jesieni na nowo, w lozańskiej fotokopii wydania Hoesicka z 1927 roku. Miałem takie uczucie, jakby w ciągu dziesięciu minionych lat element rozpaczy w wariacie zrozpaczonym wzrósł niepomiernie, nabrał przejmującej autentyczności, usuwając w cień albo w każdym razie osłabiając wszystko, co jest w powieści bufonadą, świadomą bufonadą na krawędzi świadomego kiczu. Co nadało powieści Witkacego, w moich przynajmniej oczach, nowy wyraz i większy niż dawniej format? Mógłbym to sobie wyjaśnić tyłko pośrednio. Do lozańskiej fotokopii dołączono posłowie van Crugtena, inteligentny szkic o „katastrofizmie w literaturze międzywojennej". 

Witkacy występuje tam jako pisarz „katastrofizmu historiozoficznego". Otóż podczas obecnej lektury Pożegnania jesieni Witkacy wydawał mi się chwilami katastrofistą realistycznym, a niektóre partie jego powieści brzmiały jak pisane już po katastrofie, przez jej kronikarza obłąkanego i błaznującego z rozpaczy, wstrząsanego wybuchami na przemian śmiechu i płaczu. W Pożegnaniu jesieni — przedziwne wrażenie! — nie ma żadnej przyszłości; skończona jest sama historia.

Herling-Grudziński

Dziennik pisany nocą 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.