czwartek, 29 grudnia 2022

Desartryzacja ...

 W pierwszą rocznicę śmierci Sartre'a piszący o niej nie ukrywają zdumienia i zaskoczenia: w ciągu roku został prawie całkowicie zapomniany, jak to możliwe, czym wytłumaczyć taką radykalną „de-sartryzację" po kilku dziesięcioleciach tronowania jednego z wielkich maitres-d-penser? Zdumiewające i zaskakujące było raczej jego długie, choć ostatnio przyćmione już buntami i oporami, tronowanie. Zachodziłem zawsze w głowę, dlaczego okadzali go i nabożnie słuchali wyznawcy na Zachodzie, po co pątnikowali do niego pokornie adulatorzy ze Wschodu? Nawet tak mądry pisarz jak Gombrowicz krążył wokół niego bez przerwy w Dzienniku. Co prawda polemicznie, ale czy nie z przesadną wytrwałością? Nie widział, mógł doprawdy nie widzieć, jaki kolosalny humbug intelektualny kryje się za błyskotliwym, sztukmistrzowskim piórem?

Do grobu odprowadziło Sartre'a 15 kwietnia 1980 roku piętnaście tysięcy osób. W zupełnej ciszy rozległ się nagle czyjś okrzyk: „Boże, jak go nienawidzili!". Kto? Prawica? Musiał się przed laty dobrze natrudzić, by go w końcu wepchnięto z grupką demonstrantów ulicznych do furgonetki policyjnej. Lewica? W gorączce Maja Paryskiego wygwizdali go studenci na Sorbonie. Dzisiaj układa się, dla zabawy, małe antologie jego periodycznych wzlotów myślowych. Rok 1954: „W Związku Sowieckim panuje absolutna wolność, obywatel sowiecki poprawia stale swoje położenie w społeczeństwie stale postępującym naprzód". Rok 1955: „Byłem jak porażony pełną identycznością poglądów narodu chińskiego i jego klasy kierowniczej; nazywam to samostanowieniem mas". Rok 1956: „Błędem niewybaczalnym był raport Chruszczowa, gdyż szaleństwem jest publiczne oskarżanie postaci o cechach sakralnych".

Zostawił po sobie w spadku skrajną nieufność do „intelektualistów". Nie lada dokonanie filozofa, dzierżącego tak długo berło maitre-d-penser.

Herling-Grudziński

Dziennik pisany nocą

Patrz też chleb czy książki 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.