Autor tego tekstu stara się pamiętać o spostrzeżeniu Boya, że za pisanie o rzeczach zabawnych biorą się z reguły ludzie pozbawieni poczucia humoru i w tym właśnie tkwi powód powstawania rozmaitych naukowych teorii komizmu. Oczywiście anegdoty powinno się opowiadać, a nie je analizować, cóż jednak począć ze zjawiskiem tak dobrze zadomowionym w literaturze, tak intensywnie obecnym we współczesnej kulturze literackiej jak „anegdota literacka”. Zagubiona w bardzo obszernym zbiorze anegdoty „w ogóle”, pozornie pozbawiona specyfiki i dlatego tylko „literacka”, że opowiadają ją literaci literatom, literaci czytelnikom lub literackie snoby literackim snobom. Małe formy narracyjne, tak liczne w swych odmianach, mylą się i mieszają ze sobą, i wyraźna specyfikacja różnic między dykteryjką, facecją i anegdotą wydaje się prawie niemożliwa. Tu jednak mamy do czynienia z formą mającą swe przymiotnikowe uściślenie – nie chodzi przecież o anegdotę „w ogóle”, ale o „anegdotę literacką”. Warto więc może pokusić się o wstępne choćby ustalenia pewnych cech szczególnych tego podgatunku. I nie chodzi bynajmniej o teoretyczne wyróżniki komiczności czy typu humoru anegdoty literackiej. Reguły, jakimi się ona rządzi w tym zakresie, są powszechne. Anegdota literacka może być dowcipem pełnym trywialnych skojarzeń, rozwlekłą i wysmakowaną opowieścią o skomplikowanej sytuacji międzyludzkiej, zwięzłą relacją o krótkiej szermierce słownej, purnonsensowym szaleństwem gawędziarskim itp. Nie o typ komizmu lub humoru językowego tutaj chodzi, a raczej o cechy, które „normalną” anegdotę pozwalają nazwać „anegdotą literacką”.
Zacznijmy jednak od przykładów, mniejsza już o to, w jakim stopniu znanych i popularnych. Przykład pierwszy: Antoni Słonimski w Alfabecie wspomnień pisze o Bolesławie Leśmianie, że „podobny był do polnej myszki i niewiele od niej większy. Franc Fiszer ujął to krótko: – Zajechała pusta dorożka, z której wysiadł Leśmian”[242]. Przykład drugi: autor niniejszego miał niegdyś przyjemność usłyszeć od Mieczysława Jastruna opowieść o tym, jak wraz z Julianem Przybosiem zostali zaproszeni do prezydium sesji naukowej czy innej jakiejś uroczystości poświęconej Marii Konopnickiej. Opowiadający, który nie kwapił się zbytnio do publicznych wystąpień, siedział, milcząc przy prezydialnym stole, Przyboś zaś, zwykle chętnie zabierający głos, wystąpił z krótkim przemówieniem, które rozpoczął od słów: „Maria Konopnicka, nasza wielka poetka, nowatorka...” i musiał w tym miejscu przerwać, by przeczekać szmer rozbawienia na sali. Przykład trzeci: W tymże Alfabecie wspomnień Słonimskiego Michał Choromański opowiada o swojej wizycie u fryzjera: „Posadzono mnie na specjalnym fotelu, owinięto mi szyję jakimś białym prześcieradłem i obcy człowiek z wyostrzonym narzędziem w ręku pochylił się nade mną niebezpiecznie blisko”[243]. Wreszcie przykład czwarty, relacja Boya o wizycie Sienkiewicza u Przybyszewskiego: „Stach przyjął go z atencją, ale absolutnie nie wiedział, o czym z nim gadać; zakłopotany chodził po pokoju, w końcu zbliżył się, położył gościowi rękę na ramieniu i rzekł swoim poufnym szeptem: «Panie Henryku, napijmy się wódki»”[244]. Anegdoty tego rodzaju można by oczywiście mnożyć, wyliczając bardziej i mniej zabawne bez końca, ale te cztery przykłady są dostatecznie typowe i na ich podstawie daje się już uchwycić pewne istotne, specyficzne cechy anegdoty literackiej. Ale anegdoty literackiej sensu stricto, nie zaś wszelkich niejasnych w proweniencji form, które się pod literacką anegdotę w gruncie rzeczy podszywają. A o pomyłkę tu łatwo, bowiem sam gatunek ma całkiem dostojny historyczny rodowód i jako klasa gatunkowa szersza, to jest „anegdota w ogóle”, facecja, apoftegmat, dykteryjka itp. jest formą narracyjną bardzo starą.
Anegdota jako swoisty gatunek literacki znana jest w kulturze dawno i niejako bez wahań jest definiowana w najrozmaitszych słownikach terminów literackich. Za jej wyróżniki gatunkowe uznaje się powszechnie epickość i nazywa krótkim opowiadaniem relacjonującym komiczne czy charakterystyczne zdarzenie. Zasięg kulturowy tego rodzaju prozy narracyjnej jest uniwersalny, pojawia się ona zarówno w literaturze pisanej, jak i mówionej, na wszystkich poziomach obiegu literackiego (od wysoko artystycznego po popularny, a nawet jarmarczny). Historycy kultury odnajdują także całkiem precyzyjnie początki anegdoty w spisanych w VI wieku przez bizantyjskiego historyka Prokopiosa z Cezarei krótkich opowieściach z okresu panowania cesarza Justyniana, które nie zostawiały suchej nitki i na osobie władcy, i na osobistościach z jego otoczenia. Zapiski Prokopiosa nie były oczywiście przeznaczone do publikacji i greckie „anekdota” to właśnie „rzeczy niewydane”. Z tego szerokiego znaczeniowo zbioru form literackich wyodrębniły się później inne „podgatunki”: facecja (która wzięła swą nazwę od zbioru Braccioliniego Liber facetiarum z połowy XV wieku), dykteryjka, znaczniejsza objętościowo humoreska, najzwyczajniejszy i często trywialny „kawał”. Nazwą „anegdota” objęto także w powszechnym użyciu formę dostojną i znacznie starszą od szóstowiecznej anegdoty – apoftegmat. Apoftegmat pojawił się jako gatunek w twórczości późnych pisarzy greckich (a więc na przełomie dawnej i nowej ery) jako rodzaj krótkiego tekstu narracyjnego, w puencie zawierał zwykle sentencję lub aforyzm. Głośny zbiór apoftegmatów z I–II wieku ogłosił Plutarch, sam gatunek był bardzo popularny w dobie renesansu (w Polsce popularność ta przejawiła się w obecności apoftegmatu w Dworzaninie Górnickiego, Zwierciadle Reja, zbiór Apoftegmata mamy w pośmiertnych edycjach Kochanowskiego). Genealogia anegdoty literackiej wyraźnie sięga właśnie formy apoftegmatu i z niego bierze początek. Zarysowana w nim bowiem sytuacja stanowiła rodzaj narracyjnego wstępu, zmierzającego do słownej puenty, którą stanowiło celne i pełne dowcipu powiedzonko, rodzaj okolicznościowego bon motu, padającego z ust koniecznie znanej postaci historycznej lub współczesnej. Apoftegmat musiał mieć bohatera, którego ranga społeczna była powszechnie uznana i akceptowana. Mógł to być monarcha lub sławny wódz, ale mógł to być także zażywający powszechnej sławy artysta lub literat.
Z tego właśnie pnia genealogicznego bierze początek anegdota literacka. Zawiera ona bowiem z reguły w zakończeniu włożoną w usta znanej postaci ze świata literackiego trafną puentę słowną, celne powiedzenie lub wypowiedź wielce charakterystyczną, niemożliwą w innych okolicznościach, charakteryzującą sytuację lub osobę wypowiadającą, i zrozumiałą (a także komiczną) w pewnym „literackim” kontekście. Przez kontekst literacki rozumiem tu nie tylko odniesienia do literatury jako szczególnej formy aktywności artystycznej, ale cały zakres skojarzeniowy. Zdarzenie bowiem może mieć charakter niekoniecznie literacki, ale zachodzi między literatami, bon mot może być uniwersalny, ale został wypowiedziany przez literata, najzwyklejsza sytuacja komiczna „staje się” na terenie literackim na przykład w Związku Literatów lub Klubie Twórczym. Tu przykład klasyczny (se non è vero, è ben trovato): pisarz Aleksiej Surkow, goszczący na zjeździe Związku Literatów Polskich, pyta w przerwie obrad Antoniego Słonimskiego: „Gdzie tu można zrobić siusiu?”. Słonimski odpowiada bez wahania: „Pan?!... Wszędzie!”. Bon mot Słonimskiego ma charakter dość specyficznego wyrazu szacunku dla rangi radzieckiego gościa (dodajmy – w okupowanym przez ZSRR kraju) i wypowiedź byłaby możliwa w rozmaitych innych okolicznościach, rzecz staje się jednak anegdotą literacką, ponieważ dialog toczy się między literatami i na terenie w sposób najoczywistszy „literackim”. Ta sama sytuacja między osobami „nieliterackimi” i rozegrana na całkiem innym terenie traci znamiona anegdoty literackiej.
Z tego oraz z wcześniejszych przykładów widać już cechy elementarne gatunku. Sytuacja lub wypowiedź może (choć nie musi) odnosić się do literatury, „osobami” uczestniczącymi w zdarzeniu lub wymianie słów z reguły muszą być literaci, teren akcji znowu może (a nie musi) być „literacki”. Kontekst literacki jest więc w anegdocie bezwarunkowy, ale jego elementy mają różną wartość. Teren i „treść” literacka mają jakby znaczenie pomniejsze, pojawiają się jako czynniki konstytutywne wtedy, gdy zabraknie czynnika głównego – osób „literackich”. Można sobie wyobrazić anegdotę, w której uczestniczy dwu podchmielonych osobników wyzywających siebie wzajemnie w sposób dalece nieliteracki, ale wówczas warunkiem „anegdoty literackiej” jest albo miejsce zdarzenia (na przykład w przedsionku kamienicy Johna) albo – i to warunek najlepszy – status opowiadacza o zdarzeniu (na przykład relacjonuje je Jan Himilsbach).
Osoba opowiadacza czy uczestnika zdarzenia jest bowiem czynnikiem najistotniejszym. W anegdocie literackiej element personalny jest najważniejszy i główny, on gwarantuje „literackość” w sensie najdosłowniejszym. Dowcipne powiedzenie o dziele literackim, środowisku literackim bądź osobie literata powiedziane do pana X przez panią Y ma pewną widoczną skazę „niepersonalności”. Anegdota literacka nie musi dotyczyć literatury jako takiej, musi dotyczyć osób literackich – albo jako uczestników, albo poprzez wyraźnie określoną osobę opowiadacza. Podświadomą realizacją tego wymagania jest sytuacja, w której powtarzający trafne powiedzenie opowiadacz „nieliteracki” często posługuje się sformułowaniem: „Jak powiedział w podobnej sytuacji Słonimski, Twain, Wilde...” itp.
Anegdota literacka związana jest więc zawsze z konkretną „osobą literacką”. Jej najliczniejsze przykłady skupiają się w sposób naturalny wokół osób cieszących się renomą dowcipnych i znanych z trafnych sformułowań. Ponieważ rzeczywisty autor powiedzenia jest bardzo często (o czym będzie jeszcze mowa dalej) trudny do ustalenia, zdarza się nagminnie, iż całe plejady bon motów skupiają się, słusznie bądź niesłusznie, wokół znanych causerów. Można by przypuszczać na podstawie liczby anegdot opatrzonych etykietką „znanej firmy”, że mocarze trafnego słowa, tacy jak Tristan Bernard, Sacha Guitry, Mark Twain, Oskar Wilde i Bernard Shaw całe swoje życie strawili na rozsiewaniu powiedzonek i dowcipów. Mamy tu do czynienia ze swoistym skupieniem się anegdot wokół znanego i renomowanego ośrodka „dowcipotwórczego” i sytuacja ta wydaje się częstym końcowym efektem procesu odrywania się anegdoty, czyli sytuacji i powiedzenia, od punktu wyjściowego. Jak pisał o tym Jerzy Trzynadlowski: „Anegdoty związane z konkretnymi osobami bardzo często odrywają się od swego ośrodka macierzystego (...). Zjawisko dobrze znane w świecie literackim i naukowym, gdzie po latach dokładnie nie wiadomo, z kim faktycznie dana opowieść była pierwotnie związana”[245].
Mamy więc do czynienia z jednej strony z sytuacją, kiedy w anegdocie literackiej element personalny („przywiązanie” do konkretnej osoby) jest niezwykle ważny, z drugiej z procesem swoistego przenoszenia się zdarzeń i powiedzeń na różne osoby, zawsze jednak „literackie”. Charakterystyczny przykład tego rodzaju przemieszczenia mamy w komentarzu Romana Lotha do książki wspomnień o Franciszku Fiszerze, zawierającej między innymi przytoczone już wcześniej powiedzenie o pustej dorożce i Leśmianie. Loth pisze: „Pomysł ten miał i inne wcielenia, trudno więc ustalić, czy istotnie jest autorstwa Fiszera”[246], a następnie wskazuje, iż schemat tego dowcipu pojawia się w przypisywanym Forainowi powiedzeniu o Sarze Bernhardt (nieprawdopodobnie szczupłej), anonimowym warszawskim dowcipie o chudym Brunonie Winawerze, a sam Słonimski, cytując słowa Fiszera, dodaje informację, iż w prasie angielskiej przeczytał podobne sformułowanie (z wymianą dorożki na taksówkę) jako powiedzenie Churchilla o Attlee (oczywiście w momencie gdy mówi to Churchill o Attlee, anegdotka traci znamię „literackości” z sankcji „bohaterów”, zachowuje to znamię dzięki osobie opowiadacza – Słonimskiego).
Widać z przytoczonych tu przykładów, że w klasie „anegdoty literackiej” mieszczą się dwa podgatunki nierównej próby. Jeden – to anegdota „w ogóle”, która wyróżnik literacki zyskuje poprzez związanie z konkretną postacią, ale także ma tendencje do przemieszczeń i „wędruje” po różnych postaciach ze świata literacko-artystycznego, drugi – to anegdota stricte literacka, tak związana z charakterystyczną postacią, że nie może się od niej oderwać, tłumaczy się tylko w tym kontekście personalnym i – co najważniejsze – nie tylko operuje schematem komicznym uniwersalnym, ale domaga się od odbiorcy pewnej wiedzy literackiej, przynajmniej wiedzy o ludziach tworzących literaturę.
Przykłady przytoczone na wstępie tego tekstu w większości ów warunek spełniają. W najmniejszym bodaj stopniu rzecz o Bolesławie Leśmianie, ponieważ „chudość” czy „małość” nie jest cechą o charakterze literackim, ma wymiar, chciałoby się powiedzieć, ogólnoludzki, niezwiązany z profesją – dlatego też może (czego dowodzi komentarz Lotha) bez trudu oderwać się od podłoża personalnego. Anegdoty pozostałe zaś związane są wyraźnie z konkretną postacią. Przeniesione na teren innej biografii przestają znaczyć cokolwiek lub znaczą nieporównanie mniej. Zakładają także u odbiorcy – o czym była mowa – pewien poziom świadomości literackiej, która jest niezbędna dla zrozumienia czy wysmakowania anegdoty. Komizm historii o Przybosiu, który nazwał Konopnicką „nowatorką”, jest oczywisty tylko wówczas, gdy rozumie się nieuchronną pułapkę słownych konsekwencji, wynikającą z literackich założeń Przybosia. Julian Przyboś, jako fanatyczny teoretyczny zwolennik awangardyzmu i nowatorstwa, wielkość pisarza zwykł mierzyć odstępem jego twórczości od zastanych konwencji i poetyki. Wielkość wymierzała, w jego mniemaniu, pasja w wybieganiu poza „horyzont oczekiwań” odbiorcy. To dlatego powiedziawszy o Konopnickiej „wielka”, musiał dla kwalifikacji tej wielkości dodać określenie „nowatorka”. Z kolei opowieść Choromańskiego o wizycie u fryzjera jest dla odbiorcy pozbawionego elementarnej wiedzy o pisarstwie Choromańskiego umiarkowanie zabawna – odczucie jej smaku możliwe jest tylko przez kogoś, kto zna pisarstwo autora Zazdrości i medycyny i Makumby, pełne efektownych dowodów umiejętności przekształcania zwykłych, życiowych zdarzeń w sytuacje tajemnicze, brzemienne nieprzeczuwalnymi znaczeniami, uniezwyklone. Wreszcie anegdota dotycząca wizyty Sienkiewicza u Przybyszewskiego także staje się czytelna dopiero w kontekście pewnej wiedzy literackiej. Trzeba bowiem wiedzieć, że Przybyszewski zwykł alkoholem przezwyciężać rozmaite kłopotliwe sytuacje życiowe, a także rozumieć, jak wiele szczebli hierarchii literackiej dzieliło wówczas obydwu bohaterów. Po jednej bowiem stronie w tym zdarzeniu stoi w 1900 roku przedmiot uwielbienia całej Polski, autor Trylogii i Quo vadis, człowiek o renomie przedstawiciela kultury polskiej na terenie całej Europy, bywalec salonów i sal audiencyjnych, a przede wszystkim wytworny światowiec, po drugiej zaś – meteor nowej literatury, ale także człowiek o opinii demoralizatora i satanisty, prowadzący życie iście cygańskie. Nic więc dziwnego, że było to spotkanie dwu całkiem różnych koncepcji literatury i artysty, a także dwu poziomów ogłady. Kordialna i poufała propozycja napicia się wódki, sformułowana per „panie Henryku”, to dysonans w wielu wymiarach.
Zakładana wiedza literacka odbiorcy anegdoty (często tylko wiedza o ludziach literatury, nie o samej literaturze) to bardzo istotny składnik tej relacji komunikacyjnej, jaka istnieje między „nadawcą” a słuchaczem w przypadku anegdoty w ścisłym sensie literackiej. Ta przewidywana wiedza należy (obok wymiaru personalnego anegdoty, to jest związania jej z konkretną, znaną postacią ze świata literatury), do konstytutywnych elementów gatunku. Inne, całkiem istotne cechy anegdoty literackiej wykazują, że ma ona wiele wspólnego ze zjawiskiem, które określa się mianem „legendy literackiej”, a które jest specyficzną formą tworzenia się potocznej „półwiedzy” o ludziach pióra, silnie nacechowanym emocjonalnie sądem społecznym, odnoszącym się wyraźnie do biografii i prywatnego życia pisarza, nie do jego twórczości literackiej. Miałem okazję o tym pisać w Trzech legendach literackich: „Tzw. anegdotki z życia «wielkich ludzi» stanowią bowiem w świadomości potocznej bardzo istotny składnik «wiedzy» o pisarzu, są niedocenionym przez profesjonalistów sposobem zaznaczenia cech charakterystycznych osobowości, pełnią czasem funkcję (...) metafory sytuacyjnej, unaoczniają osobowość”[247].
Widać zresztą wyraźnie, że wiele cech anegdoty literackiej pokrywa się z rejestrem cech literackiej legendy. Tak więc w przypadku anegdoty także można mówić o pewnych regułach konstrukcyjnych. O „personalnym”, osobniczym charakterze anegdoty (a to cecha legendy bardzo ważna) była już mowa. Ale anegdota rządzi się (jak legenda, w której skład wchodzi) na przykład regułą ograniczonej prawdziwości. W zasadzie dotyczy zdarzenia prawdziwego, relacjonowanego przez naocznego świadka – członka społeczności literackiej – pozornie gwarantującego i realność zdarzenia, i dokładność przytoczenia powstałego przy tej okazji bon motu – ale trudno zapomnieć, że anegdota to także gatunek literacki rządzący się starą zasadą: jeśli to nawet nie jest prawdziwe, to przynajmniej dobrze opowiedziane. Nie sposób więc ustalić – nawet przy wielu przekazujących – czy sytuacja rzeczywiście miała miejsce. Jeśli nawet zdarzenie jest rzeczywiste, to praktyka literatury mówionej (zwielokrotnienie przekazów) prowadzi do dekompozycji i przeróbek, ulepszeń, uwyraźnienia puenty i wszelkich innych literackich zabiegów. I nic dziwnego, wszak produkcja anegdot jest formą twórczości. Szkielet sytuacyjny może być prawdziwy, ulepszenia literackie idą jednak w kierunku oblepienia go „mięsem” narracyjnym, upiększenia. Stąd element fikcji (z reguły prawdopodobnej), który jest bardzo często obecny w anegdocie mieniącej się samą prawdą i pozującej na zapis wydarzeń rzeczywistych. Jeśli w biografii pisarza dość często zdarzają się zabawne perypetie wynikające z nadużywania alkoholu lub nadmiernego pociągu do płci pięknej wszelkich konduit, to można z niewielkim ryzykiem pomyłki liczyć na środowiskowe anegdoty o incydentach, które nigdy się nie zdarzyły, ale są wielce prawdopodobne.
Możliwość weryfikacji faktów zawartych w anegdocie literackiej o „najprawdziwszym” zdarzeniu jest ograniczona. Owszem, jeśli chodzi o spektakularną „sypkę” językową w przemówieniu na Zjeździe Literatów; prawie nigdy, gdy chodzi o bon mot wypowiedziany w kilkuosobowym gronie. Można by tu powiedzieć, że przecież nie o prawdziwość anegdoty chodzi, ale o jej efekt literacki, trudno jednak zapomnieć, że pełni ona dość istotną funkcję jako składnik potocznej wiedzy o „literatach”.
Kolejną sprawą godną rozważenia jest moment historyczny w dziejach kultury, w którym pojawia się typ anegdoty literackiej znany i uprawiany do dziś, kiedy anegdota literacka niejako wyodrębnia się spośród „nieliterackich”. Łatwo tu zauważyć, że tradycja apoftegmatu pozostaje żywotna dość długo w epokach o charakterze klasycystycznym, że od apoftegmatu renesansowego wiedzie prosta droga do maksym La Rochefoucaulda i Charakterów i anegdot Chamforta. Ale anegdoty stricte literackiej właściwie nie ma aż do XIX wieku. Owszem, w rozmaitych zbiorach „apoftegmatycznych” trafiają się bon moty literatów potraktowane tak samo, jak sąsiadujące z nimi powiedzonka historyków, filozofów, bywalców salonów, wodzów i dyplomatów, ale brak przecież świadomego wyodrębnienia specyfiki anegdoty „literackiej”. Do tego bowiem konieczne jest społeczne wyodrębnienie środowiska, związanie owej odrębności z konkretnym zawodem pisarskim. O zjawisku profesjonalizacji pisarstwa możemy zaś mówić właściwie dopiero w XIX wieku – wtedy w społecznej świadomości pojawiają się ludzie, którzy nie tylko piszą (jak zawsze bywało), ale którzy z tego pisania uczynili zawód i źródło utrzymania. Profesjonalizacja pisarstwa następuje wcześniej lub później w różnych krajach Europy. Jej symptomem bardzo wyraźnym jest najpierw wytworzenie się środowiska o wspólnym poczuciu przynależności do określonej profesji i funkcji (jakby „skupianie” się społeczne osobników piszących, rozsianych dawniej po rozmaitych warstwach społecznych, dworach królewskich i magnackich, własnych posiadłościach ziemskich, salonach i domach mieszczańskich), następnie tendencja do tworzenia organizacji zawodowych. W Polsce ten proces zachodzi dość późno, bardzo wyraźnie dopiero w końcu XIX wieku. Jeśli chodzi o tak widoczną oznakę profesjonalizacji jak tworzenie związków twórczych, to dopiero lata dziewięćdziesiąte wskazują na intensyfikację procesu. Na przykład w Galicji (w której autonomicznym bycie brak jest zewnętrznych przyczyn hamujących organizowanie się związkowe, co odróżnia Galicję od pozostałych zaborów) dopiero w 1893 roku powstaje Związek Literacki we Lwowie, w 1894 – tamże Towarzystwo Dziennikarzy Polskich; w 1898 roku powołana zostaje Kasa Literacka, w 1909 – Towarzystwo Pisarzy Polskich.
Wyodrębnienie się zawodu i środowiska literackiego pociągnęło za sobą w drugiej połowie XIX wieku pojawienie się nowych miejsc istnienia literatury. Ludzie piszący zaczęli ze sobą obcować w poczuciu profesjonalnej wspólnoty na pewnych wspólnych terenach. Do tradycyjnych już salonów i redakcji pism (gdzie od dawna dochodziło do środowiskowych kontaktów) doszły tereny nowe, o większym stopniu „upublicznienia”. Pomieszczenia instytucji i związków literackich stały się miejscem, gdzie powstawały i kursowały anegdoty „literackie”, najbardziej zaś zdemokratyzowanym terenem literackości (w sensie środowiskowym) stała się kawiarnia. O zjawisku tym, w jego już późnej i powszechnej postaci – pisał Janusz Stradecki: „Dość typowe dla ugrupowań lat międzywojennych funkcje towarzysko-rozrywkowe, zinstytucjonalizowane formy spotkań towarzyskich przenoszące się jednak na forum publiczne, przede wszystkim zawodowe. Mamy tu na myśli funkcje społeczne takich instytucji życia literackiego jak kawiarnia literacka i salon literacki”[248].
Szczególną „kuźnią anegdoty literackiej” stała się kawiarnia literacka. Zjawisko jest widoczne w Polsce w końcu XIX wieku, ze szczególną siłą ujawnia się na przełomie stuleci. Widać to na przykład w Warszawie, w której wtedy właśnie pojawiają się lokale mające ambicje bycia miejscem kontaktów ludzi pióra: Starorypałka, kawiarnia Mückego (tak zwana Miki), Nadświdrzańska, głośna Udziałowa. W dwudziestoleciu międzywojennym przykłady lokali „literackich” są już bardzo liczne – obok restauracji (na przykład Astoria, Oaza, Simon i Stecki, Wróbel) przede wszystkim kawiarnie: Pod Picadorem, Kresy, Ziemiańska, IPS, SiM i Zodiak. Po II wojnie światowej miejscami, z których wyfruwają na Warszawę rozmaite „skrzydlate słowa”, bon moty i anegdoty środowiskowe, są w różnych latach: Marzec, Nowy Świat, PIW, Ujazdowska i Czytelnik.
Istnieją więc swoiste warunki do powstawania i rozpowszechniania anegdoty środowiskowej – jest bowiem pewien krąg zawodowy i są miejsca, w których dochodzi do spotkań, kontaktów, sytuacji sprzyjających powstawaniu bon motów, dyskusyjnych puent, utarczek słownych i dowcipów. Zarazem są to miejsca, w których literaci nie tylko kontaktują się ze sobą, ale ze względu na publiczny charakter tych miejsc są obserwowani i podglądani przez publiczność literacką, kibiców i snobów literackich. Pojawia się więc swoista sytuacja komunikacyjna, relacje między „nadawcami” i „odbiorcami” anegdoty. Przy czym relacje są dwupłaszczyznowe: środowisko literackie tworzy anegdoty w kręgu „wewnętrznym”, profesjonalnym, z akcentowaniem jego odrębności, ale także przecież „na zewnątrz”, właśnie dla owych kibiców, czytelników, sympatyków.
Wewnątrz środowiska anegdota literacka funkcjonuje przede wszystkim w przekazie ustnym i pełni w sposób najoczywistszy funkcje zabawowe. Buduje poczucie wspólnoty, pozwala udokumentować odrębność środowiskową, staje się elementem porozumienia i formą wydawania opinii czy osądu. Może być wyrazem sympatii wobec bohatera anegdoty, ale też dowodem złośliwości, przygany. Jako wyraz emocjonalnego stosunku do konkretnej osoby może przybierać rozmaite odcienie – od zachwyconej aprobaty do niechętnego pomniejszenia. Z reguły jednak – w praktyce – przybliża się raczej do akceptacji, pozostawiając dezaprobatę wszelkim formom środowiskowej plotki, która rezygnuje ze świadomej literackości formalnej, przybierając raczej kształt, który już nie jest określany przez literackie umiejętności opowiadacza.
Anegdota natomiast (i to anegdota aprobatywna) pilnuje reguł kompozycji literackiej, stanowiąc często niedościgniony wzór „czystości” konstrukcyjnej – w dobrej anegdocie bowiem można podziwiać strukturę funkcjonalną, w której wszelki element niesłużący efektowi, opóźniający puentę i rozwlekający narrację niepotrzebnymi informacjami bywa starannie eliminowany.
Funkcja ludyczna (choć nie tylko) dominuje bez wątpienia w „wewnętrznych” obiegach anegdoty literackiej. Zważmy jednak, że trudno traktować środowisko literackie jako monolityczną społeczność.
Jeśli wewnątrz wspólnoty są podziały na grupy czy koterie, to w jej obrębie, w układzie mniejszych wspólnot, ujawniają się funkcje „zewnętrzne” (typu „my” – „oni”). Grupy, orientacje literackie czy indywidualności wprowadzają wówczas anegdotę w funkcji różnicującej – nie jednoczącej. Wobec członków jakiegoś ugrupowania anegdota krążąca w obrębie innej, małej wspólnoty może pełnić funkcje propagandowe lub kontrpropagandowe, może być formą upowszechniania własnej „lepszości” lub „gorszości” innych. Na przełomie XIX i XX wieku anegdotom o Sienkiewiczu, jego snobizmach i towarzyskich ambicjach (a więc anegdotom niechętnym wobec osoby autora Trylogii) odpowiadały powstałe w środowisku konserwatywno-literackim anegdoty złośliwie przedstawiające młodą literaturę, szczególnie jej osławione indywidualności, jak choćby Przybyszewskiego. W dwudziestoleciu międzywojennym skamandryci wymyślali anegdoty o Awangardzie Krakowskiej, kwadryganci o skamandrytach. W ten sposób funkcja ludyczna anegdoty literackiej w środowisku wzbogacana była o funkcję perswazyjną, propagandową, obronną itp.
Z perspektywy zjawiska określonego mianem „życia literackiego” lub „kultury literackiej” wewnętrzne, środowiskowe funkcje anegdoty literackiej wydają się mniej istotne niż zewnętrzne. Dopiero wówczas bowiem mamy do czynienia z procesem literackiej komunikacji, uwzględniającej rzeczywistą relację nadawcy tekstu i jego odbiorcy. Także dopiero wtedy, na użytek publiczności czytającej (a nie tylko środowiskowego kręgu) anegdota mówiona przybiera postać zapisaną. Oczywiście przekaz ustny także wykracza poza środowisko dzięki otoczce kibiców i sympatyków wokół świata literackiego, ale to wyjście jest z natury rzeczy ograniczone. Anegdota literacka ogłoszona drukiem zaczyna funkcjonować powszechnie dopiero wówczas. Oznaki tego upowszechniania pojawiają się w literaturze polskiej właśnie w końcu XIX wieku, narastają w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Anegdota literacka obecna jest w Skotopaskach sowizdrzalskich Nowaczyńskiego, później znajduje poczesne miejsce w takich tekstach jak Tadeusza Hiża Talent, dziwactwo i coś jeszcze, w wielu książkach Boya z Ludźmi żywymi i Znaszli ten kraj na czele, jest także dobrze widoczna w licznych publikacjach wspomnieniowych: choćby w Pamiętnikach bywalca Zaruby, Między prawdą a plotką Kozikowskiego, Alfabecie wspomnień Słonimskiego czy Mieszaninach obyczajowych Kuśniewicza. Dobrze jej służą także osobne tomy, zatytułowane zwykle „Wspomnienia o...” (na przykład Gałczyńskim, Szenwaldzie, Słonimskim i wielu innych), które gromadzą teksty wspomnieniowe rozproszone po czasopismach. Słusznie więc pisze Trzynadlowski, że: „Anegdota jest gatunkiem bardzo żywotnym, stanowi bowiem swoiście ukształtowany składnik autentycznej biografii. Tak współcześnie popularne pamiętnikarstwo nie może się obejść bez anegdoty, pełne niej są opowieści biograficzne oraz żywa tradycja różnorodnych środowisk, przede wszystkim zaś twórczych”[249].
W poszukiwaniu zapisu anegdoty literackiej sięgamy więc w pierwszej kolejności do bibliografii bliższych nam czasowo epok literackich – Młodej Polski lub dwudziestolecia międzywojennego – gdzie zwykle bywa wyodrębniony dział „Pamiętniki i wspomnienia”, lub śledzimy ukazujące się współcześnie tomy wspomnień, wspominków i zapisków. W tej formie, a także w postaci dobrze rozprzestrzeniającego się przekazu ustnego ujawnia się funkcjonowanie anegdoty literackiej „na zewnątrz” środowiska. W tym zewnętrznym życiu anegdoty literackiej pełni ona także różnorodne funkcje komunikacyjne i społeczne. Z jednej bowiem strony jako manifestacja swoistości środowiska literackiego w odróżnieniu od „zjadaczy chleba” ma znaczenie dystansujące, z drugiej – tym ostatnim funduje demokratyczne poczucie współuczestnictwa, częściowego przynajmniej przeniknięcia do kręgów elity. Zaznacza więc i akcentuje styl bycia kręgu wtajemniczonych, specyficzne poczucie humoru, fantazję na poziomie niedościgłym dla profana – a więc kształtuje obraz „mafii” zawodowej, którą nawet typ dowcipu wyróżnia i oddala od innych, zarazem jednak oswaja i upowszechnia obraz środowiska literackiego. Tworzy jakby wspólny salon i kawiarnię literacką, w której ocieramy się o Słonimskiego, Himilsbacha i Głowackiego, podsłuchujemy ich bon moty, nie do nas wprawdzie bezpośrednio wypowiadane, ale zezwalające nam na reakcję. Niepoważna mała forma literacka pełni więc wcale istotne funkcje społeczne w procesie komunikacji literackiej. Realizuje znakomicie układ „nadawca-tekst-odbiorca”, ze wszystkimi dobrze już opisanymi przez teoretyków konsekwencjami tego układu. Tworzy swoistą wspólnotę literacką, w której elementem integrującym jest wspólny śmiech, istotny czynnik demokratyzacji elit.
Warszawskie kawiarnie literackie
Andrzej Z. Makowiecki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.