RODOWÓD LITERACKI I ZDRADZIECKI
KATARZYNA RZEWUSKA urodziła się 30 marca 1858 roku, była córką Adama Rzewuskiego, generała rosyjskiego, i jego drugiej żony, rosyjskiej księżniczki Anny Daszkow. Matka Katarzyny zmarła wkrótce po porodzie. Niewątpliwie umiejętności literackie, jakie córka ujawniła w przyszłości, miały dobre zakorzenienie w rodzie Rzewuskich. Jej stryjem był przecież Henryk Rzewuski (1791–1866), autor słynnych Pamiątek JPana Seweryna Soplicy, cześnika parnawskiego (wyd. 1839), uznawany za twórcę gawędy szlacheckiej. To na kartach jego utworów zapisany został barwny świat staroszlachecki z jego oryginalną kulturą, obyczajem, anegdotą zachowaną w pamięci pokoleń. A wszystko okraszone humorem, o co może nie było zbyt trudno, jeżeli zważymy, że głównym bohaterem jego gawędy był chyba najsłynniejszy z Radziwiłłów, książę Karol Stanisław „Panie Kochanku”. Opowieści o kresowej Atlantydzie dawnego świata szlacheckiego pisane przez Henryka Rzewuskiego zachwycały i inspirowały Adama Mickiewicza i Henryka Sienkiewicza, a pewnie i mniej utalentowanych naśladowców.
Macocha Katarzyny, Jadwiga Rzewuska z domu Jaczewska (1843–1889), była autorką zupełnie dzisiaj zapomnianych powieści historycznych. Większy rozgłos zyskał brat Katarzyny — Stanisław Rzewuski (1864–1913), który osiadł w Paryżu i pisał swoje dramaty i komedie zarówno po polsku, jak i francusku. Jego twórczość oceniano surowo, zarzucając mu pesymizm i kosmopolityzm. Może również dlatego, że poruszał drażliwe tematy obyczajowe. Jego literacki dorobek nie przetrwał próby czasu. Był też propagatorem literatury francuskiej, w szczególności nowych kierunków artystycznych: naturalizmu i dekadentyzmu, wielbicielem twórczości Guy de Maupassanta. Próbując naśladować nurty obecne w literaturze francuskiej, nie mógł spotkać się ze zrozumieniem polskiej publiczności, która potrzebowała ducha pozytywizmu lub pokrzepienia serc. Niewątpliwe zasługi miał Rzewuski w propagowaniu polskich klasyków na łamach czasopism francuskich. Opublikował m.in. artykuły o Mickiewiczu, Sienkiewiczu, Zapolskiej.
W takim otoczeniu, gdzie wypadało po prostu pisać, nie powinien dziwić temperament literacki — i nie tylko, ale to osobna historia — ujawniony przez Katarzynę. Zwłaszcza jeżeli dodamy do tego, że ciotkami przyszłej Radziwiłłowej były wielka miłość Balzaka, czyli Ewelina Hańska, oraz Karolina Sobańska, przyjaciółka Puszkina i Mickiewicza, która odegrała dwuznaczną rolę w historii jako agentka Moskwy inwigilująca rosyjskich spiskowców i polskich patriotów. Kochanka wielu mężczyzn, trzykrotna mężatka. Jej ostatni mąż, Jules Lacroix, z którym mieszkała w Paryżu, był tłumaczem dzieł Szekspira na francuski. Nic dziwnego, że Władysław Mickiewicz spalił wszystkie listy do Sobańskiej.
Literackiej aury było wokół Katarzyny aż nadto. Wprawdzie jej historia bardziej przypomina losy cioci Karoliny niż cioci Eweliny, to jednak pani Hańska w sposób całkiem konkretny zainspirowała Katarzynę, ale o tym później.
Obok wdzięcznej karty literackiej była też niestety ciemna karta w historii Polski, jaką zapisał ród Rzewuskich. Stryj naszej bohaterki — Seweryn Rzewuski — należał do twórców konfederacji targowickiej. Jej ojciec brał udział w pacyfikacji Warszawy podczas wojny polsko-rosyjskiej 1831 roku, później nieraz gościł u siebie cara Aleksandra II. Gdy zaś chodzi o ściśle rodzinne sprawy, to najciemniejszą kartą rodu była tyleż szekspirowska, co okrutna zbrodnia zamurowania żywcem własnej matki w wieży zamku przez jednego z Rzewuskich. Miał to być sposób na przyspieszenie przejęcia rodowego majątku.
W przyszłości swoje niepowodzenia Rzewuska-Radziwiłłowa tłumaczyła fatum, jakie za ten czyn prześladowało jej rodzinę.
(...)
Podczas paryskich pobytów Radziwiłłowa nawiązała kontakt z magazynem „Le Nouvelle Revue” (założonym w 1879 roku) i kręgiem jego autorów, którzy pisali teksty krytyczne dotyczące Niemiec i Anglii. Na jego łamach od jesieni 1883 roku do zimy 1884 roku pojawiają się „opowiadania” hrabiego Paula Vasilego, rzekomego dyplomaty przy dworze cesarza Niemiec Wilhelma I. Czytelnicy zastanawiali się: kim jest ów tajemniczy hrabia? Chyba większość była przekonana, że jest to pseudonim, może nawet znanego pisarza.
Wydanie książkowe cyklu pt. La Société de Berlin.Augmenté de lettres inédites, czyli Społeczeństwo Berlina. Wybór niepublikowanych listów, ukazało się w Paryżu 1886 roku. Autor musiał być kimś bardzo dobrze zorientowanym, znającym konkretne fakty, małe i wielkie tajemnice berlińskiego dworu. Z początku podejrzewano kogoś z otoczenia cesarzowej Augusty, później skłaniano się do poglądu, że to chyba kobieta. Były też przypuszczenia, które bardzo nobilitowały umiejętności literackie Katarzyny Radziwiłłowej.
Wspominał o tym Ignacy Kraszewski w listach pisanych z magdeburskiego więzienia (skazany był za działalność wywiadowczą na rzecz Francji) do Władysława Mickiewicza. W liście z 1 lutego 1884 roku czytamy:
„La Société de Berlin”, którą tu przypisują Maupassantowi, wzbudza wielkie zainteresowanie. Przekład książki został skonfiskowany i zabroniony.
11 lutego 1884 wrócił do sprawy ponownie:
Dzięki za wyciąg z „Le Nouvelle Revue”, której tu dostać nie można. Jest to bardzo interesujące, chociaż niektóre portrety nie dość są udane, ale większość dokładna i dobrze napisana. Tu podejrzewają o autorstwo siostrę czy kuzynkę Guy de Maupassanta, która temu przeczy. Oburzenie jest wielkie i nie mniejsza sensacja. Jestem tu przygwożdżony, bo ruszyć mi się nie wolno. Nie wiem, jak długo to potrwa.
(WŁ. MICKIEWICZ, PAMIĘTNIKI, S. 223)
Wzburzenie na dworze berlińskim było ogromne, „hrabia Vasili” nie żałował epitetów pod adresem rodziny panującej, w szczególności cesarzowej Augusty: fałszywa, intrygantka, nieszczera, bez godności i poczucia przyzwoitości. Stała się ofiarą własnej przebiegłości, bo jej faworyci nie byli wobec cesarzowej lojalni, tylko przy każdej możliwej okazji wyjawiali różne dworskie nowinki. Rewelacje zawarte w La Société de Berlin były wielkim ciosem dla pary cesarskiej, która — pamiętajmy — była już wtedy w podeszłym wieku. W chwili gdy teksty Vasilego zaczęły się ukazywać na łamach „La Nouvelle Revue”, Augusta miała siedemdziesiąt dwa lata, a Wilhelmowi szedł osiemdziesiąty siódmy krzyżyk. I tak miał szczęście, że ktoś o podobnych aspiracjach jak Katarzyna Radziwiłłowa nie pojawił się w jego otoczeniu dużo wcześniej, gdy Wilhelm, jeszcze jako potencjalny król, doprowadzał żonę do depresji przez swoje liczne kochanki. Kiedy pojawiły się rewelacje „hrabiego Vasilego”, Augusta była schorowaną na reumatyzm staruszką, która poruszała się na wózku inwalidzkim.
(...)
W POGONI ZA CECILEM RHODESEM
NOWY ROZDZIAŁ W JEJ ŻYCIU rozpoczął się, gdy na pewnym przyjęciu w Londynie została posadzona obok Cecila Rhodesa, jednego z najwybitniejszych polityków brytyjskich tego czasu, twórcy idei kolonizacji brytyjskich ziem afrykańskich „od Kapsztadu do Kairu”. Jego ambicje polityczne zaowocowały wielkimi sukcesami: bezwzględną polityką przyczynił się do przejęcia ogromnych obszarów ludu Ndebele (na cześć zdobywcy nazwanych później Rodezją), w 1890 roku został premierem rządu Kolonii Przylądkowej; był twórcą spółki „De Beers Mines”, konsolidującej wszystkie kopalnie diamentów; głównie z tego powodu zdobył bajeczną fortunę, ale zgubiły go nadmierna ambicja i… Katarzyna Radziwiłłowa.
Realizując swoją ideę brytyjskiego panowania od Kapsztadu do Kairu, miał ambitny plan budowy linii kolejowej wzdłuż całego kontynentu. Na przeszkodzie stanęli mu Burowie, czyli potomkowie osadników zamieszkujący Transwal. Rhodes był inicjatorem tzw. rajdu Jamesona, który miał sprowokować wystąpienie robotników brytyjskich zamieszkujących kraj Burów i prośbę o interwencję brytyjską. Akcja skończyła się kompromitacją brytyjskich sił i w konsekwencji dymisją Rhodesa. Nieudany rajd nie zakończył napięć na tym obszarze, przeciwnie, dał początek drugiej wojnie burskiej, trwającej do 1902 roku.
Radziwiłłowa spotkała byłego premiera Kolonii Przylądkowej w kilka tygodni po porażce prowokacji inspirowanej przez brytyjskiego polityka. Wprawdzie autorytet Rhodesa został nadszarpnięty, ale pozycja majątkowa pozostała bez uszczerbku. Dla księżnej Radziwiłłowej był on nadal atrakcyjną partią, dlatego starała się zwrócić uwagę Anglika na swoją osobę, jednak bez większego — na razie — skutku.
Rhodesowi wydawało się, że spotkanie z księżną z dalekiego kraju, nie wiadomo nawet, czy z Rosji, czy z Niemiec, nie ma żadnego znaczenia. Chociaż Katarzyna miała wtedy już czterdzieści jeden lat i nadal dobrze prezentowała się fizycznie, a inteligencji i przebojowości nigdy nie można było jej odmówić, to jednak fizyczny powab księżnej nie działał na brytyjskiego polityka. Był homoseksualistą.
Tymczasem kolejne wcielenie „hrabiego Vasilego” nie dało o sobie zapomnieć. Księżna zaczęła pisać do Rhodesa listy. Najpierw, powołując się na swój wizjonerski dar, ostrzegała Brytyjczyka przed grożącym mu niebezpieczeństwem. W dowód troski przesłała mu talizman, który miał go chronić. Kilkanaście miesięcy później prosiła go o poradę w sprawie zainwestowania swoich pieniędzy — w rzeczywistości chodziło tylko o podtrzymanie kontaktów, bo księżna raczej potrzebowała pieniędzy, niż dysponowała kapitałem do zainwestowania. W swojej desperacji często nawiedzała biuro podróży, w którym Rhodes zamierzał zabukować bilet powrotny do Afryki. Próbował się uwolnić od intruzki, odwoływał i przekładał terminy wyjazdu, gdy jednak w końcu lipca 1899 roku znalazł się na pokładzie statku płynącego do Afryki, zauważył, że będzie miał towarzyszkę.
Dzisiaj postępowanie księżnej nazwalibyśmy stalkingiem, była to z jej strony pełna paleta gry na cudzych emocjach: opowieści o brutalnym mężu i staraniach o rozwód, demonstracyjne omdlenia, epatowanie depresją, próby uwodzenia (nie wiemy, czy skuteczne). Radziwiłłowa zauroczyła Rhodesa do tego stopnia, że po dotarciu do Afryki polityk zaprosił ją do swojego domu. Na miejscu, podobnie jak w Berlinie, Petersburgu, Paryżu, Londynie, wchodzi w towarzystwo, jest bardzo widoczna — również w miejscowym parlamencie. Do stolicy imperium wysyła artykuły na temat sytuacji w południowej Afryce. Dla Rhodesa cała ta sprawa jest coraz bardziej kłopotliwa, bo Katarzyna starała się sprawiać wrażenie osoby związanej z nim intymnie, rozpowiadała nawet plotki o zaręczynach, zresztą nawet oświadczyła się Brytyjczykowi. Była — jak wszędzie — bardzo aktywna w kapsztadzkim światku.
Ciekawe dlaczego „hrabia Paul Vasili” nie napisał La Société de Cape Town? Radziwiłłowa poznała tam nowe towarzystwo warte sportretowania jej ciętym piórem. Wśród poznanych wtedy osób był np. Winston Churchill, ówczesny korespondent brytyjskiej prasy relacjonujący wojnę z Burami. Uznała, że wyglądał, jakby „właśnie wyszedł ze szkolnej klasy” oraz był „mieszanką amerykańskiej bezczelności i angielskiej ostrożności”. Przyszły premier JKM zauważył u księżnej niewątpliwy urok i ekscentryczne zachowanie.
Może książka o kapsztadzkiej socjecie nie powstała dlatego, że w południowej Afryce księżna łudziła się nadzieją na realizowanie wielkiej polityki przy pomocy Rhodesa? Albo nie miała czasu? W to drugie trudno uwierzyć, bo pisanie przychodziło jej z wielką łatwością.
Toczyła się już druga wojna burska (od 11 października 1899), księżna miała poniekąd większą swobodę działania, bo „narzeczony” przez cztery miesiące znajdował się w oblężonym Kimberley na pograniczu republik burskich i brytyjskiej Kolonii Przylądkowej. Radziwiłłowa próbowała realizować własną politykę mediacji anglo-afrykanerskiej, co mogło jedynie jeszcze bardziej poirytować niedoszłego premiera zjednoczonej Afryki Południowej, jakim go widziała księżna. W dodatku zwróciła się do niego o kolejną pomoc finansową.
Tego było już za wiele. Rhodes nie osobiście, lecz przez prawnika zadeklarował, że może jedynie zapłacić za nieuregulowany pobyt w hotelu, pod warunkiem że księżna wróci do Anglii. Radziwiłłowa niespodziewanie zgodziła się i w kwietniu 1900 roku popłynęła do Londynu. Już w czerwcu głośno było o niej nad Tamizą, gdy w hotelu „Carlton”, gdzie zamieszkała, zgłosiła kradzież swojej biżuterii. Jak łatwo się domyślić, była to jedynie próba wyłudzenia odszkodowania za biżuterię, którą w rzeczywistości księżna zastawiła w lombardzie. W następnym miesiącu została oskarżona przez jednego ze sprzedawców odzieży za nieuregulowane rachunki, zakończyło się skazaniem na grzywnę w wysokości 207 funtów szterlingów.
Londyński grunt palił się pod nogami księżnej i po kilku miesiącach powróciła do Kapsztadu. Wiadomo, że wtedy w południowej Afryce przebywał też jej syn Mikołaj, który z początku pracował we wspomnianej spółce „De Beers Mines”, a później w randze oficera walczył z Burami (zginie w pierwszych tygodniach Wielkiej Wojny).
Księżna brnie dalej w swoje szaleństwa. W 1901 roku zakłada w Kapsztadzie gazetę „Greater Britain”, której była redaktorem i głównym autorem. Zamierzała tym pismem popierać politykę Rhodesa, a metodę znalazła bardzo oryginalną — podrabiając podpisy Rhodesa na własnych wekslach. W ten sposób sprzeniewierzyła pokaźną kwotę dochodzącą prawie do 30 tysięcy funtów, a okradany Brytyjczyk stał się równocześnie oskarżonym, ponieważ jeden z wierzycieli podjął kroki prawne przeciwko obojgu.
Rhodes nigdy nie miał dobrego zdrowia, w młodości cierpiał na gruźlicę, której rozwój powstrzymał klimat południowej Afryki. Ale miał też słabe serce. I chyba do jego osłabienia nie przyczyniły się w stopniu decydującym ani problemy polityczne Kolonii Przylądkowej, ani nawet wojna burska. Wszystko to było niczym wobec piekła, jakie temu brytyjskiemu bohaterowi zgotowała niedoszła „królowa Rodezji” — jak mawiano o Radziwiłłowej.
Sprawa księżnej stała się głośna po obu stronach oceanu, pisał o niej nawet „New York Times”. W numerze z 2 listopada 1901 roku zamieścił korespondencję pt. Pozew przeciwko księżniczce Radziwiłł.
Katarzyna została aresztowana, ale po tygodniu ją uwolniono. Ktoś zapłacił za Radziwiłłową — nie wiadomo kto — kaucję i księżna wyszła na wolność.
Rhodes przypilnował, aby oczyszczono go z zarzutów, natomiast jego „narzeczona” nie stawiała się na rozprawy. Teraz to ona zaskarżyła Anglika o niezapłacenie rachunku na kwotę 2 tysięcy funtów. Prawdopodobnie podczas jednej z wizyt w biurze Rhodesa wykradła dokumenty związane z niefortunnym rajdem Jamesona, które byłego premiera Kolonii Przylądkowej stawiały w złym świetle. Radziwiłłowa próbuje szantażu; gdy to nie pomogło, zaczęła go nachodzić. Rhodes skierował sprawę do trybunału karnego, ale był u kresu wytrzymałości. Księżna zaś realizowała stalking, urządzała spacery wokół jego domu, doprowadzając słynnego polityka do zawału. Nie pomogło, że krótko przed śmiercią została skazana na dwa lata więzienia. W trakcie procesu policja londyńska przekazała południowoafrykańskim kolegom dokumenty dotyczące londyńskich wyczynów księżnej z poprzedniego roku. Radziwiłłowa z zasądzonego wyroku odsiedziała tylko szesnaście miesięcy. Podobno ze względu na stan zdrowia, chociaż jest też druga teoria — zbytnio utrudniała życie personelowi więziennemu.
Cecil Rhodes, podpora brytyjskiej polityki imperialnej na południu Afryki, zmarł 26 marca 1902 roku w wieku czterdziestu dziewięciu lat.
(...)
DEMASKATORKA OCHRANY
SPRAWA PRZYBYCIA RADZIWIŁŁOWEJ rozniosła się w amerykańskich mediach i może nawet pojawiłyby się problemy z jej dalszym pobytem, ale wkrótce księżna znalazła możne protektorki wśród amerykańskich kobiet wyższych sfer i dziennikarek amerykańskich, które ułatwiły jej organizację wykładów i odczytów. Szybko zyskała opinię ekspertki od spraw europejskich, w szczególności sytuacji w Rosji i jej tajnych służb zarówno czasów carskich, jak i bolszewickich. Szuka protekcji u Felixa Moritza Warburga, wpływowego bankiera pochodzenia żydowskiego, potentata finansowego i filantropa, wspierającego żydowską diasporę, zwłaszcza ofiary pierwszej wojny światowej.
Była to szczególna okazja, gdyż przez Europę i Stany Zjednoczone przetaczała się antysemicka fala łącząca zwycięstwo bolszewizmu w Rosji z żydowską inspiracją, której fundamentalnym dowodem miały być słynne Protokoły mędrców Syjonu. W Stanach Zjednoczonych zwolennicy tej tezy mieli wielkiego protektora w osobie Henry’ego Forda.
Środowiska żydowskie przeciwstawiały się propagandzie Forda, pojawiały się artykuły analizujące proweniencję Protokołów…, przywołujące teksty, które stanowiły tworzywo dla skonstruowania tej fałszywki. Warburg nie kontaktował się z księżną bezpośrednio, tylko przez znanego prawnika i mediatora Louisa Marshalla. Autorzy artykułu Księżna Katarzyna Radziwiłłowa i „Protokoły mędrców Syjonu”. Mistyfikacja jak obraz życia dotarli do maszynopisu pochodzącego z archiwum jego kancelarii, będącego w istocie artykułem Radziwiłłowej o pochodzeniu słynnej fałszywki.
Nasza bohaterka byłaby cennym sojusznikiem Warburga i Marshalla, ponieważ wskazywała konkretne osoby z otoczenia cara Aleksandra III, które jej zdaniem uczestniczyły w tworzeniu fałszywki, gdyby nie kryminalna przeszłość niezwykłego świadka historii. Redaktor „New York Timesa” odmówił opublikowania artykułu w tak politycznej i drażliwej kwestii, w której świadkiem koronnym miała być osoba z wyrokiem za podrabianie weksli. Czego nie podchwycił „NYT”, zamieścił w formie wywiadu z księżną „The American Hebrew”. Publikacja wywołała rezonans w Europie i Ameryce, pojawiły się teksty potwierdzające tezę Radziwiłłowej. Marshall, który był w pełni świadom konfabulacji i fałszerstw Radziwiłłowej dotyczących jej własnego życia, zdawał sobie sprawę, że w sprawie fałszerstwa Protokołów… księżna ma rację. Żałował, że jej wynurzenia poszły w świat za pośrednictwem redaktora, o którym nie miał dobrego zdania.
Niemniej Radziwiłłowa miała swój istotny udział w ujawnieniu charakteru inspiracji książki sprokurowanej przez agentów Ochrany. Nawet profesor Janusz Tazbir w książce Protokoły mędrców Syjonu. Autentyk czy falsyfikat posiłkuje się świadectwem Radziwiłłowej jako jednym z rozstrzygających (Warszawa 1992; tekst Protokołów… stanowi dodatek do publikacji).
PRZEMILCZENIA KSIĘŻNEJ
HISTORYCY I PUBLICYŚCI ZAGRANICZNI dochodzili do skrajnych opinii w kwestii roli, jaką Radziwiłłowa odegrała w demaskowaniu Protokołów, doszukali się nawet akcentów antysemickich w jej własnych pismach, oskarżając księżną o koniunkturalizm w najlepszym przypadku, w najgorszym dając do zrozumienia, że była niemieckim szpiegiem przekupionym za wielkie pieniądze. Przy okazji podkreślano, że przeszłość „tej kokietki” podważa wiarygodność jej świadectwa. Wypomniano jej, że i ona wskazywała przecież na rolę niemieckich agentów (w pierwszej kolejności rosyjskich Żydów), rozpowszechniając tezę o ich udziale w zwycięstwie rewolucji bolszewickiej. Na poparcie takiego twierdzenia zacytowano fragmenty z jednej z książek Radziwiłłowej: The Firebrand of Bolshevism: The True Story of the Bolsheviki and the Forces that Directed Them (Boston 1919).
Problem w tym, że znaczący udział w zdemaskowaniu jednej z największych mistyfikacji dziejów nowożytnych miała osoba, dla której mistyfikacja była główną treścią życia.
Autorzy cytowanego tutaj artykułu z „Tołstowo Żurnala” zastanawiają się także nad inną kwestią, jeszcze bardziej komplikującą i tak już zagmatwaną historię księżnej Radziwiłłowej-Rzewuskiej. Protokoły… miały częściowo swoje źródło w kompilacji różnych utworów literackich mniej lub bardziej znanych autorów (Herman Goedsche, Maurice Joly, Eugeniusz Sue, Aleksander Dumas) i bliżej niekreślonych rękopisów, które mogłyby być przydatne do ujawnienia „żydowskiego spisku”, a których intensywnie szukała rosyjska Ochrana na terytorium Francji. Akcją przewodził Piotr Iwanowicz Raczkowski, szef Zagranicznej Agentury Ochrany w Paryżu w latach 1885–1902. Był pionierem tworzenia sieci agentury wpływu, opłacał francuskich żurnalistów piszących pochlebne artykuły o rodzinie carskiej oraz sytuacji wewnętrznej i gospodarczej Rosji. Dla zapewnienia większej wiarygodności stał również za krytycznymi opiniami o Rosji. Jego i jego pomocników wymienia Katarzyna Radziwiłłowa w swoim piśmie, które w styczniu 1921 roku przekazała Felixowi Warburgowi.
Autorzy „TŻ” stawiają jednak hipotezę, że środowisko związane z „La Nouvelle Revue” mogło być infiltrowane przez rosyjskich wysłanników Ochrany. Radziwiłłowa w dokumencie przygotowanym dla L. Marshalla, wspominając o roli, jaką odegrał generał Piotr Orżewski (zastępca Ministra Spraw Wewnętrznych Rosji w latach 1882–1887), napisała: „polecił niektórym swoim tajnym agentom zadanie poszukiwania starych książek na temat kwestii żydowskiej, aby zbudować jedną historię uniwersalną spisku przeciw monarchii i jakiejkolwiek władzy”. W wywiadzie dla „American Hebrew” dodała, że ludzie Orżewskiego w Paryżu pracowali „осторожно и хитро”. Badali stare książki, gromadzili cytaty z filozofów żydowskich, analizowali szczególnie płomienne mowy z czasów rewolucji francuskiej. Według niej pierwowzór stanowiący podstawę do Protokołów… powstał w języku francuskim.
Autorzy „Tołstowo Żurnala” dodają od siebie, iż można z pewnym prawdopodobieństwem założyć, że niektóre rękopisy żydowskie zostały zamówione i zakupione w Paryżu w połowie 1880 roku, a pośrednikiem był krąg osób bliskich czasopismu „La Nouvelle Revue”. Przede wszystkim właścicielka pisma Juliette Adam i Justyna Glinka. Autorów zastanawia wybiórcza pamięć, która w wystąpieniach dotyczących Protokołów… nie pozwalała Radziwiłłowej łączyć zleceń Orżewskiego z kręgiem, z którym sama współpracowała. A przecież — jak podkreślają autorzy „TŻ” — w tym czasie krąg „La Nouvelle Revue” (moglibyśmy powiedzieć — manufaktura literacka) z dużym sukcesem publikuje książki o tajemnicach dworów europejskich, skandalizujących plotkach demaskujących salony najważniejszych stolic. Działo się to dokładnie w tym samym czasie, w którym agenci rosyjscy gromadzili materiały przydatne do powstałych w przyszłości Protokołów… Radziwiłłowa była zapewne świadoma tego, co działo się w kręgu „La Nouvelle Revue”, a jednak nigdy nie wspomina Juliette Adam, Justyny Glinki czy „hrabiego Paula Vasilego”. Co oznaczała ta selektywna pamięć?
Możliwe jest, że albo ona, albo którykolwiek z jej przyjaciół w pewnym momencie uczestniczyli w tworzeniu Protokołów… — zastanawiają się autorzy „TŻ”. Radziwiłłowa, odsłaniając część prawdy, zasłaniała inną, o sobie i swoich przyjaciołach z początku kariery pisarskiej. Naszej wiedzy w tym zakresie długo jeszcze nie pogłębimy, ponieważ archiwum Ministerstwa Dworu rosyjskiego imperium jest niedostępne od kwietnia 2005 roku. A tam mogą znajdować się dokumenty związane z wyjazdami Justyny Glinki i skandalizującymi publikacjami wydawanymi w Paryżu.
(...)
Kolejną aferę, tym razem literacką, księżna zgotowała w latach 1924–1926.
Jak wiadomo, zachowało się 414 listów Balzaca do Hańskiej z lat 1832–1850, opublikowanych jako Listy do cudzoziemki (Lettres à l’Étrangère), natomiast nie zachowały się listy Eweliny do pisarza. Katarzyna postanowiła to nadrobić i „sprezentowała” światu listy swojej cioci pisane do jej brata, a swojego ojca, czyli Adama Rzewuskiego. Od samego początku budziły podejrzenie specjalistów. Z wielką ostrożnością pisał o tym Tadeusz Boy-Żeleński:
Prawie równocześnie z nowym oświetleniem tej kwestii przez p. Bouteron, pojawiły się Listy pani Hańskiej, pisane do ukochanego brata hr. Adama Rzewuskiego, a ogłoszone przez rodzoną bratanicę pani Hańskiej, córkę tegoż Adama Rzewuskiego, księżnę Katarzynę Radziwiłłową. Listy te, z których wyjątki ogłosiłem [14] swego czasu w przekładzie z francuskiego, sprawiają dziwne wrażenie, przez swoją wyraźnie bałamutną chronologię, jaką opatrzyła je wydawczyni. Miejscami wydaje się, jakby to były powycinane i posklejane ustępy rozmaitych listów pisanych w zupełnie różnych epokach życia. Nie świadczy to przeciw ich autentyczności; raczej przeciwnie. Można przypuszczać, że gdyby ktoś pokusił się o sporządzenie apokryfu (?), postarałby się przede wszystkim o uniknięcie tak grubych omyłek. Trzeba również zaznaczyć, iż owa „rewizja procesu” pani Hańskiej, której wyrazem jest „apologia” p. Bouteron, rozpoczęła się przed pojawieniem tych listów, i że fragment dzienniczka pani Hańskiej, przytoczony powyżej, bardzo zgadza się z ich duchem. Bądź co bądź, dopóki kwestia nie będzie ponad wszelką wątpliwość wyświetlona, wolałem w mym szkicu nie opierać się na tych listach i nie cytować ich, mimo że było to bardzo kuszące, gdyż zawierają one wiele cennego materiału zarówno co do osoby samej pani Hańskiej, jak i co do jej stosunku z Balzakiem.
Radziwiłłowej tego było jednak mało, ogłosiła również listy samego Fiodora Dostojewskiego (!), także pisane do jej ojca. Trzeba przyznać, że księżnej nigdy nie brakowało inwencji, pomysłowości i odwagi.
(...)
We wrześniu 1938 roku na łamach amerykańskiego czasopisma „Liberty” ogłosiła „ekskluzywny” wywiad z… Józefem Stalinem, który został przeprowadzony na Kremlu!
W magazynie tym pojawiały się już sensacyjne wywiady ze znanymi osobami ze świata literatury i polityki. Gośćmi łamów „Liberty” byli B. Shaw i E. Ludwig (1931), H. Barbusse (1933), G.H. Wells (1934), R. Rolland (1935) i L. Feuchtwanger (1937). Były też zamieszczone rozmowy z Hitlerem i Mussolinim. Tym razem czasopismo zamieściło wywiad z wielkim „literaturoznawcą”.
Rozmowa wyglądała na wiarygodną, jej przesłanie okazało się prorocze. Tekst wywiadu został wydrukowany we wrześniu 1938 roku, tuż przed konferencją monachijską. W chwili gdy zachodnie mocarstwa zdecydowały podać na tacy Niemcom zdemontowaną Czechosłowację, z wywiadu wynikało, że wkrótce Hitler otrzyma również wsparcie na Wschodzie. Radziwiłłowa napisała, że Stalin zachowywał się trochę dziwnie, raz po raz chichotał. Powiedział swojej rozmówczyni, że Hitler nie jest takim osłem, za jakiego go uważają. Z kolei o sobie pierwszy sekretarz KPZR stwierdził, że wprawdzie: „Ludzie nazwą mnie potworem, ale to dla mnie nie problem. Napoleon też był nazywany potworem. Jak każdy, kto stworzył coś z niczego”. Stalin „szczerze” wypowiada się o roli ZSRR, aspiracjach politycznych, relacjach z Niemcami. Stosunek do Hitlera jest właściwie osią rozmowy — tak anonsowany jest tekst na okładce magazynu „Liberty”.
W końcu dochodzi do najbardziej sensacyjnie brzmiącej wypowiedzi: „Adolf. Nie może postawić na nic lepszego niż ścisły sojusz z ZSRR”. A Radziwiłłowa konkluduje: „Pokój między Faszyzmem i Komunizmem. Oś moskiewsko-berlińska. A to news”. Dla świata byłby to rzeczywiście wielki news, gdyby nie fakt, że kilka tygodni po ukazaniu się „ekskluzywnego wywiadu” chargé d’affaires ambasady sowieckiej w Waszyngtonie Konstantin Aleksandrowicz Umański wydał oświadczenie, w którym zaprzeczył, jakoby Katarzyna Radziwiłł przybyła do Moskwy i przeprowadziła rozmowę ze Stalinem. Uznał za stosowne odnieść się też do przesłania wynikającego z wywiadu.
Wywiad ze Stalinem był ostatnią wielką mistyfikacją księżnej, ale na uwagę zasługuje wybitna intuicja Radziwiłłowej. Wiedziała to, czego politycy europejscy nie wiedzieli jeszcze przez kilka następnych miesięcy, a władze II RP w ogóle nie dopuszczały takiej myśli i do ostatniej chwili zachowywały się tak, jakby Polska nie miała na wschodzie w ogóle sąsiada. To, że wielka mistyfikatorka miała znakomite rozeznanie polityczne i jeszcze większą intuicję, w Londynie zauważono już dawno. George Kennan — amerykański dyplomata, politolog — w swojej książce The Decline of Bismarck’s European Order: Franco-Russian Relations, 1875–1890 nazwał Radziwiłłową „jednym z najbardziej wnikliwych i dobrze poinformowanych obserwatorów w czasach panowania Aleksandra III”.
Witold Banach
Radziwiłłowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.