Anastazja
Biełaja nocz' nieukojona
Bielą i bólem
Tiomnaja grust' uspokojona
Pistoletową kulą
W Sant Petersburgu w białą noc
Ktoś dziwny idzie ulicą
Lśnią załatyje epolety i biełoje lico
Skłamała mu
Pikowa Dama
Od jej piękności ślepł
Przegrał, co kochał: żądzę, pieniądze
I zaraz sobie strzeli w łeb
Anastazja Pietrowna:
Ramans
Anastazja Pietrowna,
Anastazja
Kto ty jesteś?
Europa czy Azja?
Twoi biełyje ruki
Twoi czornyje głaza
Tak czornyje, czto bolsze nielzia!
Anastazja Pietrowna, Anastazja
Pół na pół wódka i małmazja
Tyś liryka, deliryka w sztok!
Anastazja
Proszę Panią
Odwróć wzrok!
Biełaja nocz' nieukochana
Bólem i bielą
Tiomnaja grust' uspokojona I lata dzielą
W Sankt Petersburgu w białą noc
Ktoś śmiał się w dorożce na moście
Śmiał się czy płakał, wsio rawno
Wszystko z miłości
A głos to taki gruby miał
I w takie uderzał forte
Że durak jamszczik wydumał:
Wiezu kakowa to czorta!
Anastazja Pietrowna:
Ramans
Anastazja Pietrowna, Anastazja
Biełaja nocz' już zakończona
Bielą i bólem
Coś w dur zadrżało, a coś w moll
Urwanym trylem
W Sant Petersburgu białym rankiem
Dziewczyna odsuwa firankę
Gdzieś na Prospekcie tli się coś
Sinoróżowym dymkiem
Zasnął idiota nad ruletą
I piękny sen miał on
Cokolwiek będzie, wszystko nie to
Tak trudno trafić w tamten ton
Anastazja Pietrowna:
Ramans
Anastazja Pietrowna, Anastazja
Kto ty jesteś?
Europa czy Azja?
Twoi biełyje ruki
Twoi czornyje głaza
Tak czornyje, czto bolsze nielzia
Anastazja Pietrowna, Anastazja
Pół na pół wódka i małmazja
Tyś liryka, deliryka, trans
Anastazja Pietrowna
Ja praszu
Was
Ja praszu
Was...
Para kanczit' ramans
Świnia
Tej rewolucji
W ewolucji
Nie przewidziałeś
Darwinie
Z obywatela
Na konsumenta
A z konsumenta
Na świnię
Świnia nie marzy nigdy o niczym
Świnia stworzeniem jest tajemniczym
Ujawnia swoją świńską treść
Kiedy coś można mieć lub zjeść
Być może jest to poza tematem
Bywają także świnie rogate
Być może świnia nonkonformistką
Gdy ma apetyt na wszystko
Tej rewolucji...
Świnia jest czasem na chorobie
Na ogół stoi wiernie przy żłobie
Ściele się wtedy gęsty trup
Gdy się spotkają świnia i żłób
Świnia żłobowi nie przeszkadza
Żłób nawet świnię ceni
Świniom apetyt - żłobom władza
A ludziom kraina cieni
Tej rewolucji...
Fakt, że gdy czasem żłoby są puste
Świnia w duchową wpada rozpustę
Znowu swój ryj zamienia w nos
Dobywa z siebie ludzki głos
Obywatele! Zaświniłem!
Nie byłem społecznie świadom
Dajcie, jak chcecie, kopa w tyłek
Lecz poczęstujcie czekoladą
Tej rewolucji...
Coda:
Pieśni o świni zabrakło słów I w tym milczeniu jest puenta
Świnia, gdy widzi pełny żłób
Kompletnie nic nie pamięta
Wyznanie ex dziewicy
Diabłu dam miłą chwileczkę
By zaś odpust zjednać
Panu Bogu świeczkę
Mnie już niepotrzebna
Nerwica w granicach normy
Nie wiem co się ze mną stało,
Nie wiem co się we mnie dzieje,
Wiem ktoś ma duszę i ciało,
Podobno ma jeszcze nadzieję,
Panie doktorze, dlaczego tak
Dlaczego tego mi brak?
Nie przeszkadzam panu, nie?
Przyszłam do pana, jak niejedna,
Pan jest tu po to, by wysłuchać mnie...
A te firanki to jedwab?
Mam usiąść, czy się położyć?
Nieważne, nie o to chodzi...
Zdrożało, za mało nie starcza,
Są buty, a nie w tym numerze,
Zmęczona sklepowa coś warczy,
Jaśminy zakwitły na skwerze,
W popychu w pośpiechu, w zaduchu,
Rajstopy ktoś podarł mi drutem,
Tak jakoś mi nie jest do śmiechu
I smutek i smutek i smutek.
Pan o tym wie, panie psychiatro,
Ten świat mi się zdaje potworny,
Ja wiem w życiu to nie ma tak łatwo,
Nerwica w granicach normy.
Kolejki, kolejki, w kolejkach,
Czy dają, co dają, gdzie dają,
Wśród tłumu, wyprana z rozumu,
Stanęłam, postałam nie mają,
Kto komu, gdzie komu do domu,
Mężowie i dzieci czekają,
Kupiłam!
Nie mówcie nikomu...
Powrotny bilet do raju,
Pan o tym wie, panie doktorze,
Kobieta to człowiek odporny,
Jest źle, czy pan na to pomoże?
Nerwica w granicach normy.
Czy to już wszystko, czy jest tak źle,
Czy to nas wszystkich dotyczy,
Czy mam się śmiać, czy ronić łzę,
Wśród tylu obiektywnych przyczyn,
Odnajdę, potrzymam, porzucę,
Mnie takie się żarty trzymają,
Pojadę, pożyję i wrócę,
Z raju przyjadę do kraju,
Mam szukać, odnajdę, porzucę,
Bo życie to flauty i sztormy,
Pojadę, pożyję i wrócę,
Nerwica w granicach normy.
Receptę dostałam od pana,
Doktorze, wystałam, dostałam,
Grzmotnęłam to wszystko do zlewu,
Bez gniewu, doktorze bez gniewu,
To życie jest moje, czy czyje?
Źródlanej się wody napiję,
A wtedy nadziejo mnie prowadź,
Jak trzeba to mogę zwariować.
Przeczekam, doczekam się formy,
Łagodna, liryczna diagnoza
Kliniczna:
Nerwica w granicach n.
Jonasz Kofta
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.