sobota, 27 września 2025

"W matni" - o Cioranie

 

Dzisiejszy prorok nie mieszka na pustyni. Nie żyje samotnie, nie żywi się szarańczą, ani nie okrywa szatą z wielbłądziej sierści. Na pierwszy rzut oka nic go nie wyróżnia. Ubiór, zachowanie, sposób wyrażania w niczym nie zdradzają prawdziwego powołania. A ono jak przed wiekami: nakazuje mu miotać obelgi i wyzywać do walki zepsuty świat. Prorok ma być powodem zgorszenia i kamieniem obrazy. Ma rozbudzać zaspanych, upominać niepamiętających, niszczyć spokój otępiałych. Dzięki niemu nasza uwaga może oderwać się od spraw doczesnych i zwrócić ku wieczności. Zapewne nie ciągną za nim teraz tłumy spragnionych nauki i pocieszenia. Jego słowa nie są skierowane do licznych rzesz, ale do wąskiej garstki wybranych. Nikt go nie prześladuje. W ogóle nie wzbudza wielkiego zainteresowania, a jego żarliwość i bezkompromisowość w mówieniu prawdy budzą najczęściej obojętne wzruszenie ramion. Dlatego tym zacieklejsza i tym bardziej bezpardonowa stała się walka, którą toczy. Sam z sobą się wadzi, sam z siebie czyni ofiarę i wroga zarazem. W jego wnętrzu mieszka wiele demonów, z których każdy może nieskrępowanie przemówić. Którego z nich głos odpowiada jego własnym przekonaniom, do końca nie wiadomo. Nic zatem dziwnego, że przesłanie, które do nas ostatecznie dociera, wydaje się pełne sprzeczności.

Od czasów Kierkegaarda staliśmy się dziedzicami tradycji filozoficznego okruchu. Filozofię racjonalistyczną obarczono zarzutem, że utraciła zdolność docierania do życia, udzielania odpowiedzi na podstawowe pytania o zbawienie, dobro i sens istnienia. Jej rolę przejęła narodzona z buntu wobec Hegla filozofia aforyzmów i epigramów. Umysłowość naszych czasów określili myśliciele, tacy jak: Nietzsche, Kierkegaard, Wittgenstein czy Szestow. Przedmiotem filozofii uczynili przede wszystkim własne przeżycia i poszukiwania. Nie interesowały ich uniwersalne i abstrakcyjne prawa, ale konkretne życie, czyli to, co nie daje się ująć w karby żadnych uogólnień. Stąd najważniejszą zasadą konstrukcyjną ich filozofowania stała się programowa antysystematyczność. Nie wynika ona jedynie z chęci udramatycznienia myślenia, nie oznacza też jego niedojrzałości. Bowiem niejasność wcale nie musi oznaczać braku konsekwencji, a antysystematyczność królowania chaosu. Wręcz przeciwnie. Czy można sobie wyobrazić bardziej przemyślaną i konsekwentną krytykę nowożytnej kultury niż ta, której dokonał Nietzsche? Sprzeczności są tylko pozorne i mają ściśle określone zadanie do spełnienia. Polega ono na zniszczeniu samozadowolenia i nadmiernego zadufania współczesnych. Jak? Dzięki paradoksowi. Dzięki na tyle mocnej kondensacji myślenia, żeby wykluczyć wszelką retorykę, żeby aforyzm i przypowieść, które jak żadne inne środki filozoficznego wyrazu potrafią utkwić w pamięci, stały się dla czytelnika początkiem samodzielnej medytacji.

Skoro prorok, to i Bóg. Skąd posłaniec, bez Tego, Który posyła? Uzasadnieniem gróźb i przekleństw rzucanych przez starotestamentowych posłańców było wezwanie do pokuty i do nawrócenia. A zatem, choć oczom patrzących zdawać się mogło, że ich misja polega na wykonaniu boskiej zemsty, naprawdę głosili nadzieję. Budzili niepokój i wyrywali ze stanu fałszywego spokoju tylko po to, aby przepowiadać spokój prawdziwy.

Jak jednak mają uzasadnić swoją misję ci, którzy –jak Emil Cioran – ograniczyli się do głoszenia zagłady świata i cywilizacji, i dla których „myślenie jest w istocie niszczeniem”? Mówią: nie ma żadnej prawdy, sensu ani zbawienia. Ale ten, który słucha i chce zrozumieć, odpowiada: dotąd tak nie myślałem. Lecz jeśli masz rację, to po co mi o tym mówisz? Nie przynosisz żadnego pocieszenia i odbierasz mi moje, jak to sam nazywasz, pozorne zadowolenie. Chcesz się zemścić, czy też za tym, co mówisz, kryje się coś, czego jeszcze nie ujawniłeś?

Kim jest Emil Cioran? Jak go określić? Mistyk i ateista, buntownik, konserwatysta, święty i grzesznik... Każde z tych pozornie niemożliwych do pogodzenia określeń oparte być może na jego własnych wypowiedziach. „Poza wyjątkami człowiek nie dąży do dobra. A jeśli już czyni dobrze, to robi tak wbrew swojej istocie”. Bóg nigdy nie powiedział: niech się stanie jasność. Nigdy też nie przyglądał się swoim tworom z zadowoleniem i nigdy nie ujrzał, że były dobre. Od samego początku byt został skażony. To nie dobry Bóg, ale złośliwy demiurg jest stwórcą świata. Dobro jest anemiczne i kruche. Nie posiada żadnej siły przyciągania. Dowód? Przyjrzyjmy się choćby skróconym wydaniom Boskiej komedii. Skracana jest zawsze jej trzecia część. Niebo jest nudne. Nie ma w nim żadnej akcji, nikt ze sobą nie walczy, zupełny brak ruchu. Monotonne śpiewanie hymnów pochwalnych, rozciągnięte w nieskończoność, może przerazić. Inaczej piekło. Tam nieustanny bój, pościg i ucieczka.

„Podczas gdy dobro nie może się zamanifestować, zło potrafi zarazem fascynować i przyciągać do siebie”. Przekonanie, że to nie Bóg, ale zły demiurg stworzył świat, wynika z codziennego doświadczenia. Słowo „człowiek” brzmi obrzydliwie. Wystarczy wytężyć uwagę tak, aby wciąż była skierowana na nasze myśli, pragnienia i pożądania. Wtedy łatwo zobaczyć ich najgłębsze pobudki. Nazywać je niskimi to jeszcze za mało. Cali jesteśmy utkani z tkanki żądz. Pycha i zawiść, zazdrość i służalstwo. Nie ma w nas żadnej wolnej od zepsucia cząstki. Nasze serce i umysł są zbrukane. Tak jakby biblijna historia o stworzeniu pierwszych ludzi została w połowie przerwana. Był tylko pierworodny grzech i żadnej obietnicy odkupienia.

Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że Ciorana da się wpisać w tradycję manicheizmu. W jego ustach nie dziwi potępienie rozmnażania się. Podobny w tym do średniowiecznych katarów, wierzy, że płodzenie oznacza współpracę ze złym demiurgiem. „Wszyscy odziedziczyliśmy niezdolność do pozostania u siebie samych – płodzenie”. Ale dla manichejczyków, jak też dla wszystkich późniejszych pochodzących od nich sekt, Bóg, jakkolwiek nie byłby On słaby, istniał rzeczywiście. Co więcej, w przyszłości miał odnieść zwycięstwo. Bóg Ciorana jest jedynie symbolem, retorycznym chwytem, niższym stopniem w drodze ludzkiej świadomości do wyzwolenia. Tak naprawdę chodzi o zbawienie człowieka, rola Boga jest tylko czysto pomocnicza. „Wcielenie jest najniebezpieczniejszym pochlebstwem, jakie nas spotkało”. Oto podstawowy problem Ciorana. Bóg, demiurg i diabeł to jedynie ludzkie wyobrażenia. Są istotne o tyle tylko, o ile stanowią odniesienie do naszej świadomości. Świat myśli Ciorana nie tworzy sceny, na której dwoma aktorami byliby Bóg i człowiek. Wszechmocny jest niczym kukiełka w ręku człowieka. Bez niego byłby jedynie barwnym, pozbawionym życia kawałkiem tkaniny.

Stąd tak niejednoznaczna krytyka chrześcijaństwa. Z jednej strony zwraca się ona przeciwko jego zhumanizowaniu, przeciwko religii, która pod wpływem przemian we współczesnym świecie coraz bardziej przypominać zaczyna nową formę świeckiej etyki. „Pozbawione swojej agresywności chrześcijaństwo nie może się oprzeć nowym bogom”. Ubanalnione chrześcijaństwo przestało być źródłem zgorszenia i zdumienia Nie przynosi ono człowiekowi ani wewnętrznego rozdarcia, ani dramatu... Już ziewamy na widok krzyża”. Z drugiej strony, jeśli Cioran rozpacza nad obecnym stanem wiary, to nie ze względu na Boga, ale na człowieka. Według niego chrześcijaństwo powstało jako religia oparta na nienawiści. Od kultów starożytnych różniło się jej skalą oraz miejscem zogniskowania. „Nienawiść do samego siebie. Właśnie to przeniesienie przedmiotu nienawiści wyróżnia chrześcijaństwo”. Nie miłość, lecz nienawiść była jego głównym posłaniem. Nienawiść i wzgarda mogą się stać pozytywnymi siłami naszego ducha. Pozwalają na zdobycie rezerwy, na uwolnienie się od władzy zewnętrznego świata. W ten sposób Cioran usiłuje wykorzystać chrześcijańską tradycję.

„Od kiedy przestaliśmy odnosić nasze wewnętrzne życie do Boga, możemy zyskiwać ekstazę, która jest równie wielka i głęboka, jak ekstazy mistyków . W ten sposób możemy przezwyciężyć ten świat, nie szukając ucieczki w żadnym „Poza”. Chrześcijaństwo, choć; ograniczone jedynie do jednej, mistycznej tradycji, może stanowić wygodne narzędzie w walce ze współczesną cywilizacją zachodnią Ale nic ponad to. W tym miejscu widać, dlaczego tak trudno jednoznacznie określić postawę Ciorana. Krytykując zbytnią antropomorfizację i zhumanizowanie oraz coraz silniejszy prąd teologii liberalnej, broni tradycyjnego chrześcijaństwa. Ale wypowiedzi Ciorana nie służą obronie chrześcijaństwa ze względu na jego własne posłanie. Nie służą obronie Boga. Mają przynieść zbawienie człowiekowi. Zbawienie to znaczy oswojenie ze śmiercią.

Filozofia ma być nauką umierania. W niewielu współczesnych dziełach znajdziemy tyle uwagi poświęconej śmierci. Jej nieusuwalny charakter, ta jedyna oczywistość w nieoczywistym świecie, jest przewodnim motywem wszystkich książek rumuńskiego myśliciela. Inne tematy służą jedynie jako wstęp i przerywniki. Co to znaczy, że śmierć jest? Gdy my jesteśmy, jej nie ma. Tak samo na odwrót. Takie rozumowanie wydaje się niepodważalne. Skąd zatem poczucie niepokoju, ten stały ucisk na sercu, który świadczy, że zdobyta odpowiedź jest niepełna? To, co się boi, nie jest ciałem. Włosy, skóra i mięśnie nie czują trwogi. To nie ja. Gdzie jest to miejsce, które boli i wzdraga się przed śmiercią? Śmierć jako sen? Bzdura.

W każdym razie trzeba pokonać nie samą śmierć, ale strach przed nią. Jak to jednak zrobić? Zrezygnować z odpowiedzi? Przystać na życie, jakie jest? Ale to dziwne uczucie niepokoju już się w nas zadomowiło. Podobne w tym uczuciu miłości opisanemu przez Prousta: ono również pojawia się w nas niczym nieznany, nowy lokator. Ktoś spoza nas, kto przyszedł, gdy nas nie było, i pozostał. Od tej pory ta nowa istota jest w nas. I nie ma żadnego sposobu, aby się jej pozbyć. Stała refleksja nad śmiercią zbliża Ciorana do chrześcijaństwa, stanowi jedyny, bardzo chwiejny pomost, który może służyć interpretowaniu jego myśli w duchu religijnym. Przekleństwo śmierci budzi tęsknotę za jej przezwyciężeniem. Tęsknota jest ostatnią iskrą boskości; ale czy zostanie zaspokojona, to pytanie jest w myśli Ciorana otwarte.

Zresztą tęsknota za rajem, za miejscem, gdzie nie będzie już panowała śmierć, jest też jedynym rysem słabości ascety. Inaczej niż w chrześcijaństwie, asceta Ciorana ma zdobyć wyzwolenie sam. Dla chrześcijan do zbawienia niezbędna jest łaska. Co więcej, panowanie nad sobą samym, poskromienie własnych pożądań nie jest samo w sobie czymś dobrym. Może być przecież jedynie maską, pod którą skrywa się szatańska żądza panowania. Dla Ciorana asceza ma przynieść wyzwolenie ostateczne. Każde pożądanie jest złem, bowiem każde zwraca nas ku światu, który jest przecież skażony. „Tam, gdzie kończy się pożądanie, człowiek staje się obywatelem wszystkich światów i żadnego”. Poprzez zwycięstwo nad pragnieniami wiedzie droga do przezwyciężenia śmierci. „Pożądać znaczy nie chcieć umrzeć”. Pożądanie odbiera nam jasność spojrzenia, zakotwicza w bycie. Wydobywając się z niego, możemy patrzeć nicości prosto w twarz. Obezwładnić pragnienia to przyzwyczaić się do myśli, że naprawdę nie istniejemy. By to osiągnąć, cały wysiłek świadomości powinniśmy skupić na przekonywaniu się, że nasze „ja” to coś, co przywykliśmy nazywać istotą, jest tylko złudzeniem. „Głównym naszym celem powinno być przezwyciężenie myśli, że stanowimy jedność. Jesteśmy jedynie zbiorem przypadkowych elementów”.

Takie przekonanie może nam wreszcie przynieść ulgę. Bowiem przyzwyczajenie się do myśli, że jesteśmy jedynie czasową konfiguracją różnych elementów, uwalnia nas od wiary w indywidualny byt, a tym samym wykorzenia z nas obawę śmierci. Paradoksalnie, wyzwolenie od strachu przed śmiercią możemy osiągnąć tylko w jeden sposób: zniszczyć w nas samych ideę bytu. „Pustka umożliwia nam zniszczenie idei bytu. Ona sama nie jest ideą, ale myśl o niej pozwala nam uwolnić się od wszelkiej innej idei”.

Ten sposób rozumowania ma także i inne konsekwencje. Po pierwsze, wysoka wartość zostaje przyznana samobójstwu. „Samobójstwo jest nagłym dopełnieniem i błyskawicznym uwolnieniem: jest zyskaną dzięki gwałtowi nirwaną”. Tu znowu widać, jak daleko odszedł Cioran od chrześcijańskiej tradycji. Samobójstwo było w niej zawsze uznawane za jeden z najcięższych grzechów. Zabić samego siebie – czy istnieje większa samowola i wykroczenie przeciw Stwórcy? Można się zapytać: jeśli samobójstwo jest dobrym rozwiązaniem, to dlaczego jeszcze żyć? Cioran odpowiedziałby, że samobójstwo jest skuteczne tylko wtedy, gdy popełnione zostaje z pełną świadomością, z wiedzą, że jest ostatnim aktem tego żałosnego dramatu, któremu na imię „śmiertelny”.

Znaczenie pustki, przekonanie, że poszczególny człowiek jest jedynie zbiorem elementów, i utożsamienie zbawienia z nicością, ze stanem zupełnego wygaśnięcia wszelkiej duchowej aktywności, świadczy o bliskim związku myśli Ciorana z buddyzmem. Bliski związek nie oznacza, że mamy do czynienia z częstym wśród intelektualistów zwróceniem się o pomoc do filozofii Wschodu. Również pod tym względem rumuński myśliciel zachował samodzielność i trudno go oskarżyć o uleganie łatwym modom. Przede wszystkim jego oczom nigdy nie umknęła ogromna kulturowa przepaść, która oddziela Europę i Azję. Nie można bezkarnie zmieniać skóry, nie istnieje prosta droga dla tych, którzy zdecydowali się na zmianę wiary. Wieków tradycji i historii nie sposób pozbyć się jednym, choćby najradykalniejszym i najszczerszym aktem. „Młody Niemiec poprosił mnie o franka. Zacząłem z nim rozmawiać i dowiedziałem się, że objechał cały świat i że był w Indiach, gdzie zżył się z tamtejszymi żebrakami, do których, jak sobie pochlebiał, należy. Jednak nie należy się bezkarnie do narodu profesorów. Widziałem go, jak prosił o jałmużnę: wyglądał, jakby przeszedł kurs żebraniny”. Filozofia Wschodu, nawet jeśli wydaje się przynosić lekarstwo na główne choroby cywilizacji zachodniej, pozostanie nam obca. Jak pogodzić całą naszą tradycję, w której tak wielką rolę odgrywała jednostka, indywidualny rozum i osobowy Bóg, z myślą Wschodu, gdzie żadne z tych trzech pojęć nie występuje w przyjętym przez nas znaczeniu? Niemniej obcość nie musi oznaczać wrogości, a przepaść – otchłani. „Za każdym razem, gdy napotykam jakąkolwiek myśl buddyjską, odczuwam pragnienie, aby powrócić do tej mądrości, którą przez długi czas usiłowałem zdobyć, i od której, co trudno wytłumaczyć, częściowo się odwróciłem. To właśnie ona zawiera nie tyle samą prawdę, ile rzeczy od niej znacznie ważniejsze... i to dzięki niej zyskuje się stan wolności od wszystkiego, przede wszystkim od złudzeń”.

Na czym polega wyższość buddyzmu i taoizmu w stosunku do chrześcijaństwa, a tym samym – do cywilizacji zachodniej? Otóż mądrość Dalekiego Wschodu nigdy nie przyznała człowiekowi podobnych praw i nie umieściła go tak wysoko w hierarchii bytów jak chrześcijaństwo. Dochodzimy tu ponownie do jednej z najbardziej zawikłanych i niejasnych myśli Ciorana. Z jednej strony występuje on gwałtownie przeciwko wyniesieniu człowieka i uczynieniu z jego szczęścia głównego celu i sensu życia. Dobro ludzkości, postęp, prawa człowieka, szczęście powszechne: oto pojęcia, które opanowały umysły współczesnych intelektualistów. Skąd to powszechne i pomimo straszliwych wojen, niczym niezakłócone przekonanie, że z samej swojej natury człowiek jest dobry? Na czym opiera się liberalna wiara, że człowiekowi należy się szczęście?

Czym na poziomie ogólnospołecznym są hasła postępu i praw człowieka, tym dla artystów i dla ludzi pióra jest przekonanie o wyższości tego, co jednostkowe i indywidualne nad tym, co uniwersalne. Ślady takiego podejścia pochodzą jeszcze z Renesansu. Po raz pierwszy zadaniem i największym pragnieniem pisarzy, malarzy i rzeźbiarzy stało się wtedy zaznaczenie w sztuce własnej, niepowtarzalnej osobowości. Takie podejście stało się jeszcze bardziej powszechne w okresie romantyzmu. Kult geniusza, uwielbienie, jakim otaczano wszelkiego rodzaju niezwykłość, gorączkowa pogoń za demonstrowaniem własnej niepowtarzalności, stały się najważniejszym bodźcem twórczości. „Ja”, to samo „ja”, którego nie mógł znieść Pascal, zapanowało wszechwładnie. W rezultacie kult Boga zastąpiony został wiarą w człowieka. To nie Bóg stworzył świat, właściwym twórcą jest człowiek. On to mocą swego umysłu, dzięki duchowej aktywności, nadawał światu rzeczy i naturze sens i celowość. „Świat zaczyna się i kończy wraz z nami. Nie istnieje nic poza naszą świadomością, ona jest wszystkim i wszystko ginie wraz z nią. Umierając, nie tracimy niczego”. Przeciwko takiej postawie występuje Cioran.

Indie i Chiny mogą tu rzeczywiście posłużyć za wzór. W obu tradycjach kategoria osoby w dosłownym sensie tego słowa nie istnieje. Kontemplacja ładu wszechświata i rządzącego nim prawa, poddanie się odwiecznym koniecznościom i uwolnienie się od nich nie poprzez bunt, ale przez pokorę i afirmację, jest jedynym sposobem osiągnięcia wybawienia. Tymczasem myślenie europejskiego Zachodu od wieków kształtowane było pod wpływem pojęcia absolutu. A przecież: „Idea absolutu jest nie tylko podejrzana, ale też szkodliwa, ponieważ daje nam złudzenie trwałości i obiecuje to, czego nie może dotrzymać. Człowiek, chore zwierzę, stracił już całą z tą ideą związaną nadzieję. Obecnie potrzebuje on wyzwolenia i w zrozumieniu tego faktu buddyzm oraz myślenie Wschodu okazały się wyższe od chrześcijaństwa. Jedynie mistycy potrafili posunąć się w swoich spekulacjach tak daleko, by sięgnąć aż do samej pustki i nicości. Bóg, który jest nicością, to największa zdobycz chrześcijańskiego ducha. W tym też miejscu mogą spotkać się ze sobą tradycje Wschodu i Zachodu. Anachoreci z pustyni Egiptu, Mistrz Eckhart, św. Jan od Krzyża i wielu innych potrafiło zyskać najwyższy dar dany człowiekowi: stan wybawienia, ekstazę, której przedmiotem jest Bóg bez atrybutów. Taka ekstaza stanowi zarazem najwyższą możliwą formę apatii. Bowiem wybawienie to zrozumienie, że „pustka jest nicością bez jej negatywnych określeń, przemienioną nicością. Jest próżnią, w którą można spadać bez uczucia zawrotu głowy”.

Z drugiej strony jednak, i to jest właśnie przyczyną niejasności, zbawienie ma być aktem czysto ludzkim. Cioran nigdy nie jest równie gwałtownym, jak wtedy, gdy wyszydza człowieka. Jest wtedy istnym demonem obrazoburstwa i tylko praktyczna niemoc powstrzymuje go od zniszczenia ludzkiego świata. Gniew, w takt którego maszerują frazy, szał, który odciska się w stłumionej mowie – jak je naprawdę rozumieć? „Od Boga czy od diabła pochodzi wściekłość? Od jednego i od drugiego. Inaczej jak wyjaśnić, że kieruje się przeciw całym galaktykom i nie może się pogodzić z tym, że w jej zasięgu jest tylko ta biedna, żałosna planeta?”

Czy ta ujęta w karby aforyzmów furia nie jest aby tylko aktem gigantycznej pychy? Oto więc prawdziwy paradoks: występować przeciwko człowiekowi, burzyć się i wykpiwać ludzkie wartości, a zarazem siebie samego wywyższać. Bo jak inaczej nazwać sytuację, gdy ten, który zarzuca obecnej kulturze europejskiej, że wynosi i czci jedynie to co ludzkie, stwierdza: „Czy można przystać na religię założoną przez innego?”. Dlaczego kult człowieka miałby być śmieszny, skoro nie ma nikogo, kogo rzeczywiście należy uwielbiać? Przecież złoty cielec pojawiał się właśnie wtedy, gdy prawdziwy Pan nieba i ziemi odwracał swą twarz.

Lecz jeśli Jego w ogóle brak, to skąd wymierzone w pozornych bogów przekleństwa? Gniew Jahwe, objawiony ustami proroków, był usprawiedliwiony: dzieła rąk ludzkich nie mogą doznawać chwały, która należy się jedynie Bogu. Jak jednak rozumieć gniew Ciorana? Jest tylko jedno rozwiązanie. Otóż Cioran, który mógłby powiedzieć „ja” należy się wzgarda, dodałby zaraz: o ile nie jest to „ja” radykalne. To znaczy absolutnie samotne i nieprzekraczalne. Nawet Bóg nie potrafi przeniknąć ludzkiej samotności. Nawet Najwyższy nie jest w stanie złamać otaczającego człowieka muru. „Żyć w strachu, że wszystkim się można znużyć, nawet Bogiem... Obsesja tej nudy ogranicza i w niej widzę przyczynę swojej duchowej niedojrzałości”.

Zatem ataki Ciorana i miotane przez niego na współczesną cywilizacją przekleństwa są zwrócone nie tyle przeciw człowiekowi, ile raczej przeciw jego niekonsekwencji, niechęci do wyciągnięcia ostatecznych wniosków z upadku religii. Odkąd Bóg przestał panować w niebiosach i odkąd Opatrzność przestała kierować ludzkim życiem, każdy musi sam wziąć los w swe ręce. A to oznacza przyjąć wyzwanie bezsensownej śmierci i dać jej należyty odpór.

Dzisiejsza europejska kultura nie potrafi sprostać wyzwaniu pustki i nicości. Wyzbyta metafizycznych zainteresowań, zaprzątnięta tym, co jedynie ziemskie, nie posiada żadnego wielkiego celu czy zadania. Docieramy tutaj do bardzo ważnego w całej myśli Ciorana miejsca: do krytyki współczesnej kultury i cywilizacji Zachodu. Przeciwnie niż Nietzsche, Cioran nie potrafi uwierzyć ani w nowy mit o wiecznym powrocie, ani w mającego się narodzić nadczłowieka. I historia widziana jego oczami to nieustanny upadek, ciągle postępująca degeneracja. Różnica między nim a myślicielami konserwatywnymi polega na tym, że u niego brak jakkolwiek rozumianego „złotego wieku”. „Całe życie jest zapisem upadku”. Dlaczego? Z tego samego powodu, dla którego nie można wierzyć w dobrego Boga, który miałby stworzyć świat. „Każda forma postępu jest zepsuciem, jeśli byt stanowi skażony niebyt”. Do sformułowania takiego sądu nie trzeba zakładać istnienia w przeszłości stanu wzorcowego. Wystarczy, że istniał kiedyś stan mniejszego zła. Bowiem początek o tyle przewyższa koniec, że jest mniej wyrafinowany, żywotniejszy, nie tak uładzony, jednym słowem, że jest barbarzyński.

Nie należy brać Ciorana za wielbiciela „powrotu do natury”, który tęskni do życia czerstwego i krzepkiego. Jeśli barbarzyńca przewyższa człowieka cywilizowanego, to tylko dlatego, że ten pierwszy nie jest nigdy sceptykiem. Nie zżerają go wątpliwości i potrafi się zdobyć na czyn. Nawet jeśli jest okrutny, jego okrucieństwo nie ma w sobie nic zwierzęcego. Pewna miara okrucieństwa jest bowiem niezbędna wszędzie tam, gdzie życie nie stanowi najwyższej wartości. Epoka nowożytna, a już szczególnie czasy najnowsze, to okres panowania sceptycyzmu, najgorszej choroby ducha. Rozdzierany wątpliwościami człowiek nie potrafi zrozumieć swego przeznaczenia. Musi poruszać się w czczym czasie i jałowej przestrzeni.

Współczesna cywilizacja zachodnia ukochała nade wszystko życie. Z przyjemności uczyniła najszczytniejszy cel. Wątpliwość przestała być szatańską pokusą, a stała się dietetycznym środkiem, który może zapewnić zdrowie. Bez napięcia, bez walki i boju, nasza egzystencja stała się śmiertelnie nudna. „Cywilizacja istnieje i utwierdza się tylko przez akty prowokacji”. Krytyka Ciorana zwraca się przede wszystkim przeciwko jednej grupie – przeciwko intelektualistom. To oni są najbardziej odpowiedzialni za obecny duchowy stan zachodniej kultury. Współczesny intelektualista to „pokonany ikonoklasta, który został pozbawiony poczucia paradoksu i wyzwania”. To ktoś, kto szuka „ucieczki w bezosobowości i rutynie, kto został poniżony, a przez to stał się gotowy na przyjęcie stereotypu. Zmuszony i rozgoryczony intelektualista porzuca swą jednostkowość i przyłącza się do tłumu. Tak następuje kolektywne wstąpienie w nicość”. Ta nicość nie ma jednak nic wspólnego z metafizycznym czy religijnym odkupieniem. Daleko bardziej godzi się ją nazywać zatraceniem się i odrzuceniem aniżeli wygaśnięciem i mistycznym spotkaniem. Bowiem osiąga się ją nie na drodze duchowego wysiłku medytacji i przezwyciężenia pożądań, lecz wręcz przeciwnie: poprzez danie im nieskrępowanego ujścia. W ten sposób, z przyczyny niezaspokojonego religijnego głodu, nowoczesny intelektualista jest jak nikt inny gotów oddać się na służbę tłumu. Ryk maszerujących mas może zabić okrzyk tęsknoty za Bogiem. Jak pisze Cioran, „pustka jest najtrudniejszą rzeczą na świecie”. Cóż w tym dziwnego, że mało kto potrafi się na nią zgodzić...

Czy to już wszystko? Czy w całej myśli rumuńskiego filozofa nie ma nic, co mogłoby nam przynieść choćby odrobinę pocieszenia? Czy jedynym promieniem stamtąd, spoza naszej własnej istoty, ma być tęsknota, jaka ogarnia nas na myśl o nieodwołalności śmierci? Rzeczywiście, doszukać się nadziei u Ciorana bardzo trudno. Przecież to bezkompromisowość jest w jego oczach największą zaletą. Brak banalnych ucieczek z opuszczonego przez Boga świata. A może niezupełnie opuszczonego? „Słuchając tego oratorium, jak przypuścić, że te błagania i przejmujące żale nie odnoszą się do żadnej rzeczywistości, nie zwracają się do nikogo, i że na zawsze muszą zniknąć w próżni?” Szczeliną otwartą na Boga jest jedynie muzyka. „Wątpliwość wkrada się wszędzie z jednym wyraźnym wyjątkiem: nie ma sceptycznej muzyki”. „Namiętność do muzyki jest sama w sobie wyznaniem”. Gdyby nie ona, świat Ciorana byłby zupełnie zamknięty. Wrażliwość na muzykę jest jedynym gestem przyzwolenia danym innemu Bogu. Najodważniejszym ruchem ludzkiego ducha, który wychodzi na spotkanie niedocieczonej tajemnicy. Ale czy wystarczającym do odkupienia?

*

W takim świecie nie można żyć. Nie do zniesienia jest myśl, że jedyny powód istnienia stanowi wydrwiwanie go. Muzyka? Doprawdy, nieprzekonujący to dowód na obecność ponadludzkiego ładu. A bez niego co ma znaczyć kontemplacja, wyrzeczenie i pokonanie namiętności? Stąd narastające podejrzenie, że buddyzm, taoizm i chrześcijański mistycyzm są jedynie schronieniem zrozpaczonej i rozdartej świadomości.

Pozostajemy z gorzką wiedzą o swoim zupełnym odosobnieniu. O zamieszkiwaniu pustyni stokroć straszliwszej dla duszy niż rozgrzane piaski Afryki dla ciał pustelników.

I na tym koniec? Żadnego morału? Może ten tylko, aby obraz piekła, jaki dane nam było dzięki Cioranowi poznać, stał się przestrogą. Gdyż piekło nie jest niczym innym jak opuszczonym przez wiarę światem.

Paweł Lisicki

Kontrrewolucja 

Eseje i szkice

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.