Zygmunt Freud początkowo zajmował się badaniami nad nieświadomością „normalną”. W trakcie stażu w słynnej paryskiej klinice psychiatrycznej, kierowanej przez Jeana Charcota, podjął w roku 1885 (w Nancy, u boku Bernheima) quasi-eksperymentalne badania z zastosowaniem hipnozy (por. Obuchowski, 2001b). Ochotnicy wprawiani byli w stan uśpienia i w owym stanie obniżonej czujności otrzymywali proste polecenia (typu: „Jak się obudzisz, zamknij okno”), które po odzyskaniu przytomności wykonywali. Można uznać te badania za swoisty pierwowzór współczesnych badań z zastosowaniem bodźców podprogowych, ponieważ w obu wypadkach uczestnik badania nie jest świadomy odbioru bodźca, choć jego późniejsze świadome reakcje są tego właśnie następstwem. Notabene, kiedy postępujemy w określony sposób pod wpływem nieświadomych bodźców, staramy się uzasadnić to, co czynimy, zmyślając powody (na pytanie, dlaczego otworzył okno, uczestnik mówił, że w pomieszczeniu jest „jakoś tak duszno”).
Zygmunt Freud jest jednak znany głównie z badań nad nieświadomością „na własne życzenie” – nad bezwiednym, lecz selektywnym, tendencyjnym wypieraniem ze świadomości czy niedopuszczaniem do niej niepożądanych treści. Freud przyjął, że takie manipulacje są wynikiem nierozwiązywalnego konfliktu pomiędzy id (popędami skłaniającymi do robienia rzeczy zakazanych) a superego (uwewnętrznionymi nakazami i zakazami społecznymi, których naruszenie rodzi niepokój przed dezaprobatą). A dyskomfortu ego – w postaci niepokoju – można się pozbyć, wypierając ze świadomości informacje o własnych niecnych czynach czy dążeniach.
Córka Freuda, Anna, opisała w późniejszych latach (1937/2004) wiele innych niż wyparcie form nieświadomych mechanizmów obrony ego. Niektóre z nich, jak obronność percepcyjna, stały się przedmiotem dalszych badań w psychologii eksperymentalnej (por. Dixon, 1958; Holmes, 1974; Gur i Sackeim, 1979; Grzegołowska-Klarkowska, 1989). Idee Freuda pozostały jednak na marginesie głównych nurtów psychologii eksperymentalnej, a jednym z zasadniczych powodów była niemożność wyjaśnienia, jak to możliwe, by nieświadomość „wiedziała”, że podmiot sobie życzy o czymś nie wiedzieć. Dziś, w świetle zgromadzonej wiedzy, teza Freuda nie brzmi już paradoksalnie, ponieważ więcej wiemy o tym, że to, co świadome, ma wpływ na przebieg procesów nieświadomych (Błaszczak, 2001; Jarymowicz, 2001, 2008).
Prowadzone w drugiej połowie XX wieku badania eksperymentalne nad nieświadomym zniekształcaniem informacji zwielokrotniły zasoby naszej wiedzy na temat reguł takiego przetwarzania. W psychologii powstał nurt nazwany social cognition, o ogromnym dorobku empirycznym, dotyczącym zniekształceń poznawczych i ich przyczyn (Maruszewski, 1993; Kofta, 2009a; Lewicka, 2009; Wojciszke, 2009; Brycz, 2004, 2012).
W nurcie badań postfreudowskich nad nieświadomą obronnością ego wykazano, że obrona dotyczy różnego typu lęków, innych niż zagrożenie dobrego mniemania o sobie. Wypieranie może obejmować sygnały choroby własnej albo własnego dziecka, sygnały zagrożenia dezaprobatą grupy czy odrzucenia przez partnera oraz inne. Nadano więc nową nazwę tej szerszej klasie zjawisk: zostały nazwane mechanizmami samooszukiwania (Greenwald, 1984/1986).
Termin „samooszukiwanie” dobrze oddaje istotę zjawiska: podmiot nie wie, że manipuluje informacjami, by nie dotarły do jego świadomości. Wie to obserwator. A obserwator, dziwiąc się, że inna osoba „patrzy i nie widzi”, nie zdaje sobie sprawy z tego, że i jemu zdarza się „patrzeć i nie widzieć”.
„Patrzeć i nie widzieć” to zjawisko dość powszechne. Wyznacza szeroki zakres iluzji dotyczących Ja. Chwyta w matnię zwłaszcza osoby opanowane skrajnym lękiem czy uzależnieniami. Nie dostrzegamy wad w ukochanej osobie. Nie zauważamy jawnych kłamstw czy sprzeczności w wypowiedziach uwielbianego polityka. Ale nade wszystko nie widzimy własnych wad, uchybień, win.
Gdy zawodzi obronność percepcyjna – niedopuszczanie do świadomości treści lękotwórczych (Reykowski, 1968) – ulgę przynosi racjonalizacja. Racjonalizacja to nazwa zjawiska przejawiającego się tym, że bez naszej kontroli przychodzą nam do głowy wyłącznie okoliczności umniejszające nasze uchybienia lub powiększające zasługi. Nie należy jej mylić z usprawiedliwianiem się – możemy świadomie dobierać argumenty i obmyślać okoliczności łagodzące ciężar naszych przewinień.
Przykładem mechanizmu obronnego nieodnoszącego się do obrony ego przed lękiem wynikającym z naruszenia standardów superego jest mechanizm zwany identyfikacją z agresorem. Co począć w obliczu panicznego strachu przed kimś, kto zagraża przemocą i nie można go w żaden sposób poskromić? Pozostaje pokochać agresora. Można cynicznie opowiedzieć się po jego stronie, ale ulgę przyniesie dopiero zidentyfikowanie się z agresorem. Tym sposobem wielu despotów i agresywnych przywódców dowolnego szczebla zyskuje zwolenników. W okresie stalinowskiego terroru w Polsce pojawiło się wielu wielbicieli „wodza ludzkości”. Kiedy generalissimus umarł (w polskim radiu powtarzano wówczas komunikat: „Przestało bić serce wodza ludzkości”), wielbiciele płakali. Ale gdy terror zelżał, wielu spośród nich nie pamiętało ani o łzach, ani o wcześniejszych przejawach uwielbienia. Teraz można było odetchnąć z ulgą i dołączyć do tropicieli okrutnych stalinowskich zbrodni. Ludzie, którzy tak postępowali, często byli uznawani za cynicznych karierowiczów. Wielu z nich jednak nie zdawało sobie sprawy z tego, co się stało z ich psychiką. Poczuli ulgę i wyparli to, jak się wcześniej zachowywali.
Uprzedzenia, wrogość czy społeczna harmonia?
Maria Jarymowicz, Hanna Szuster
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.