sobota, 15 lutego 2025

Melancholijny Cymeon Maksymalny

 Pozostaje żałować, że nigdy nie zekranizowano ani Osobliwych przypadków Cymeona Maksymalnego, ani szczególnie „trylogii odrzywolskiej”, posiadającej niezwykły potencjał filmowy. Gdyby kiedyś, w jakiejś nieokreślonej przyszłości ktoś, uzbrojony w odpowiednie fundusze oraz doskonale czujący klimat literatury Niziurskiego chciał zmierzyć się filmowo z jego prozą, to powinien wybrać właśnie albo przygody Maksymiliana Ogromskiego, albo też stworzyć wielką opowieść filmową o chłopcach i dziewczętach z miasteczka Odrzywoły.

Melancholijny Cymeon Maksymalny

Ta książka z kolei nie przynależy już do złotej epoki lat sześćdziesiątych, to rzecz późniejsza, nieco mniej znana, a zasługująca na szacunek, lecz i na żal, że po pierwsze, objętościowo jest dziełkiem niezbyt obszernym, po drugie, nie stała się początkiem większego cyklu, swoistego uniwersum tak jak miało to miejsce z przygodami Tomka Okista w Odrzywołach. Odrzywoły niebawem staną się tematem naszej opowieści, na razie przenieśmy się na Zabucze…

Osobliwie przypadki Cymeona Maksymalnego z roku 1975 – wydawane później jako Niesamowite przypadki Cymeona Maksymalnego – we fragmentach pojawiały się już w „Płomyku” w roku 1973 (numery 20–24). To nie tylko jedna z najosobliwszych, ale też najdoskonalszych powieści Niziurskiego, gdzie autor daje prawdziwy popis tworzenia intrygi i maluje fenomenalną galerię postaci uczniów i nauczycieli. Jedno ze szczytowych osiągnięć pisarza, a zarazem powieść, która jak się zdaje, nie przeszła do legendy i nie bywa wymieniana jednym tchem z Księgą urwisów, Sposobem na Alcybiadesa czy Markiem Piegusem, a przecież niewątpliwie należą się na jej cześć fanfary.

Rok szkolny 1973/1974, siódmoklasista Maksymilian Ogromski (oczywiście posiadacz dwóch sióstr: Seweryny i Marceliny) zostaje przeniesiony do nowej szkoły numer 3 na Zabuczu. Dotychczas w mieście istniały dwie szkoły, a zatem wyraźny dychotomiczny podział na dwa wrogie sobie światy: świat Paskarzy (uczniów szkoły im. Jana Chryzostoma Paska) i Cykanderów (uczniów szkoły im. Cypriana Kamila Norwida). Co ciekawe, żadna z tych szkół nie nosi nazwy socjalistycznej, a biorąc pod uwagę, że znajdujemy się w prowincjonalnym miasteczku, dziwi, że patronami szkół są Pasek i Norwid, a nie Ludowe Wojsko Polskie, generał Świerczewski czy przynajmniej, żeby odejść od socjalizmu, ale zostać przy kanonie – Adam Mickiewicz. Jednocześnie to niejasnego położenia i nazwy niewielkie miasto musi mieć długą i znaczącą historię, jako że najstarsza, wciąż działająca firma cukiernicza „Piepke i synowie” założona została w roku 1888…

Naturalnie pojawienie się bohatera powieści w nowej szkole – topos literatury młodzieżowej, z którego Niziurski nadzwyczaj chętnie korzystał – jest szansą na nowe życie, na wyprostowanie relacji z rówieśnikami i nauczycielami, podreperowanie swojego zszarganego wizerunku. I oczywiście musi być to szansa zaprzepaszczona, tak jak czternastoletni Maksymilian Ogromski zwany Cymeonem Maksymalnym, bądź po prostu Cymkiem ją zaprzepaszcza. I to już na samym początku roku szkolnego.

Cymek podpada natychmiast nowemu wychowawcy, magistrowi Szykoniowi, czyli „Koniowi”. Nie rozpoznaje w nim nauczyciela, ale bierze go dzięki młodemu wyglądowi za ucznia, na dodatek demaskując się przed nim w szkolnej poczekalni lekarskiej jako lawirant i kombinator. Szykoń alias „Koń” to nie mniej istotna postać pedagoga niż Misiak, czyli „Alcybiades”, tyle że uwspółcześniona, samodzielna, z bardziej nowoczesnymi metodami otwierania uczniów na samodzielne myślenie. „Koń” obśmiewa oportunistycznych uczniów, starających się niczym zwierzątka w cyrku odgadnąć oczekiwania nauczyciela i się do nich dostosować. Dopiero gdy zostaną skompromitowani, postanowią zemścić się na Szykoniu, prowadząc coś w rodzaju strajku włoskiego czy też biernego oporu. Zagrywka „Konia” z prośbą o interpretację wiersza „Męka poety” jest ośmieszeniem całego systemu edukacji, nastawionego na produkcję niesamodzielnie myślących potakiwaczy, w przyszłości modelowych obywateli autorytarnego państwa.

Szykoń to nie jest męska wersja Siłaczki z Żeromskiego, ale waleczny pedagog nowego typu. Choć zarazem przecież wszystkie miasteczka, gdzie rozgrywają się powieści Niziurskiego, te Gnypowice i Odrzywoły to swoiste Obrzydłówki, wzięte z nowelistyki autora Ludzi bezdomnych.

Cymek planuje nakręcenie filmu „co najmniej średniometrażowego” za pomocą kamery pożyczonej od brata kolegi, oczywiście jako reżyser, producent, kierownik artystyczny, choć – co znamienne – dopuszcza, by ktoś inny napisał scenariusz. Poza tym ma zamiar pobić rekord w biegach, rozwiązać problemy osobiste, ale bodaj pierwszy raz u Niziurskiego pojawia się postać tak bardzo zorientowana na uprawianie sztuki. Owszem, wcześniejsze książki tego pisarza zaludniały figury grafomanów klecących wiersze, zazwyczaj na skutek urazu głowy w pojedynku bokserskim, nie brakowało nad wiek rozwiniętych intelektualnie nastolatków, wielkich teoretyków i myślicieli, filozofów szkolnych, ale wszystko to było rysowane bardzo grubymi groteskowymi kreskami. Oczywiście nastoletni poeci pojawią się jeszcze w książkach tego autora, choćby w „trylogii odrzywolskiej”, ale tutaj mamy wreszcie pierwszą pełną postać artysty, a nie szkolnego cwaniaka i klasowego rozrabiaki. Nie głód niezwykłych przygód gna Cymeona do działania, ale żądza bycia artystą. No, może nie tak znowu bycia tylko artystą, w końcu chodzi głównie o zbajerowanie pewnej nastoletniej piękności, ale powiedzmy szczerze: czyż jednym z mechanizmów napędzających artystów do pisania, kręcenia filmów, grania w zespole nie jest chęć zaimponowania dziewczętom?

W Cymeonie jak mało gdzie mamy tak imponujący zestaw uczniowskich bohaterów, z których każdy jest osobnikiem więcej niż charakterystycznym i oczywiście przerysowanym. Cała ta skondensowana, niedługa powieść jest popisem talentu Niziurskiego w dziedzinie groteski. Korowód postaci uczniowskich jest wręcz oszałamiający: Józef Mleczko zwany „Włochaczem”, „Zezowaty Dodo”, szkolny geniusz Eugeniusz Tubkowski i jego starszy brat zwany „Ciężkim Tubką”, syczący Gibas, straszny Cykander Mężyk alias „Męsio”, a także jeden z mniejszych Tubkowskich zwany „Kulfonem” oraz Szczypas Henryk zwany „Kancerą”. Przy tej kompanii bledną nawet czwororęczni ze Sposobu na Alcybiadesa oraz Zdeb, Pumeks i rodzina Bubów z Marka Piegusa. Prawdziwe bestiarium obserwujemy w szatni przed biegiem na czterysta metrów, w którym startuje Cymeon. Pobicie życiowego rekordu na tym dystansie jest jednym z priorytetów niespełnionego filmowca. I tak do biegu szykują się bliźniacy Bojkowie z bliźniaczym nieżytem nosów, Ciemski Tytus zwany „Ciemną Masą Tytoidalną”, niezbyt lotny sportowiec z pociągiem do papierosów „sportów”, Opęda Klaudiusz zwany „Nie Liczącym Się Klodkiem” oraz Kobylak Stanisław. Niziurski z upodobaniem przestawia tutaj imiona z nazwiskami (może to wpływ węgierszczyzny, gdzie zawsze najpierw występuje nazwisko, a może warszawskiej prawobrzeżnej tradycji, choć z praską stroną Wisły ani z jej folklorem nie był Niziurski związany), co nadaje prezentacji wymiar nad wyraz oficjalny, a przez to prześmiewczy. Wszystkie wycieczki pisarza na tereny oficjalnej nowomowy były narzędziem do budowania rzeczywistości parodystycznej. Bohaterowie Niziurskiego zazwyczaj noszą wymyślne imiona, często połączone z bardzo pospolitymi nazwiskami, jakby zderzał chłopskie, proletariackie pochodzenie rodziców bohaterów z ich aspiracjami, by synowie poszli kiedyś w ślady wielkich postaci historycznych, rzymskich cesarzy nieomal. Można rzec, że profetycznie zapowiedział pisarz przyszłą modę na wymyślne imiona, często brane od bohaterów światowej popkultury, łączone z przaśnymi polskimi nazwiskami. Kto pamięta istną plagę noworodków o imionach Isaura i Leoncio w latach osiemdziesiątych, a w następnej dekadzie przysłowiowych Brajanów i Dżesik? Wszyscy oni knują, by nie dać się gogom przekarmić „tłustymi pulpetami wiedzy i twardymi szaszłykami mądrości”.

No i na scenę wkracza przede wszystkim wspaniała Jadwiga Julicka, czyli Giga. Opalona, tryskająca zdrowiem, w kaskadach niesamowicie jasnych włosów, dziewczyna fatalna, obiekt niezdrowego zainteresowania męskiej części uczniowskiego narodu. Pierwsza tak wyrazista postać dziewczęca w prozie Niziurskiego, jakby wycięta z pisma o zagranicznych filmach. Dotychczas bohaterki Niziurskiego, jeśli już odgrywały jakąś rolę, to były zdecydowanie bardziej swojskie, a tutaj mamy do czynienia z polską nastoletnią wersją Brigitte Bardot połączoną z Claudią Cardinale.

Jest też i druga dziewczyna – Kornelia Szyperska, czyli Nelka. Jest miła i ładna, inteligentna, ale niestety zbyt chuda i ma trupią cerę, mimo iż dyskretnie się maluje. Choć jednocześnie jest w niej coś pociągającego i może właśnie to Nelka Szyperska jest bardziej demoniczna, a zarazem bardziej dostępna niż Giga, uosobienie plastikowej piękności szkolnej. Naturalnie pomiędzy Gigą i Nelką występuje napięcie, klasyczna walka między dwoma osobowościami aspirującymi do bycia szkolnymi królowymi, zwłaszcza że w tle przecież jest film, który Cymek chce nakręcić i naturalnie jego atrakcyjność idzie w górę, bo każda z dziewcząt chce być aktorką.

Z prawdziwym wzruszeniem czyta się dziś opisy zbieractwa fotografii gwiazd filmowych, kolekcjonowanych przez uczniów i przechowywanych w klaserach, w tym zdjęć przysłanych przez rodzinę z zagranicy, wyciętych z kolorowych magazynów. Wreszcie pożyczanie sobie albumów ze zdjęciami znanych aktorów, tak jak Szczypas pożyczył taki album od Gigi i przetrzymał go haniebnie długo. Dla dzisiejszego młodzieńca, który za pomocą Google może w sekundę mieć przed oczami setki zdjęć dowolnej gwiazdy filmowej, brzmi to niedorzecznie, ale jednocześnie czyż tak naprawdę wartościowszym nie jest owo zbieractwo, gdy zdjęcie Claudii Cardinale okazuje się mocną walutą przetargową w rozmowie Ciężkiego Tubki z zawodnikami przed biegiem na czterysta metrów? Dziś umarła ta magia kina pamiętana z czasów analogowych, z polskiej rzeczywistości, gdy fotosy gwiazd, których filmy były nawet trudno dostępne na polskich ekranach, niejako organizowały naszą duchową stronę życia. Sam miałem nad biurkiem zdjęcie Catherine Deneuve i nie szło jedynie o to, że jako smarkacz się w niej kochałem, oglądając w DKF-ach i w warszawskim kinie „Iluzjon” jej wczesne filmy, wyreżyserowane przez Romana Polańskiego i Luisa Buñuela, ale także ćwiczyłem się poniekąd w uwielbieniu dla sztuki, magii kina i duchowości. Kolekcjonerstwo jest jednym z objawów melancholii, tutaj przybiera obraz tęsknoty za nieosiągalnym światem zachodniej popkultury.

Osobliwe przypadki Cymeona Maksymalnego korespondują z „trylogią odrzywolską” (szczególnie z jej drugim i trzecim tomem) w sposobie kreślenia postaci chłopięcych, ale nade wszystko dziewczęcych. Są Giga i Nelka niemal lustrzanym odbiciem postaci Adeli Wigor i Matyldy Opat. To okres, kiedy w literaturze Niziurskiego najmocniej dochodzi do głosu melancholia, tęsknota za przemijającą młodością, bezpowrotnym odchodzeniem epoki beztroski i wiary w nieśmiertelność. Osobliwe przypadki Cymeona… i Adelo, zrozum mnie! to książki na swój sposób niemal bliźniacze. Pisząc je, zbliżał się Niziurski do symbolicznej granicy pięćdziesięciu lat, momentu w życiu mężczyzny, gdy ostatecznie zdaje sobie sprawę z tego, że nigdy już nie pobije żadnych życiowych rekordów. Osobliwe przypadki…, Awantury kosmiczne oraz Adelo, zrozum mnie! to szczyt możliwości Niziurskiego, wszystko, co później napisał, było już tylko coraz słabszymi wersjami tych genialnych książek, aż po ostateczną klęskę trylogii o Bąblu i Syfonie.


Wielkie marzenia filmowe Ogromskiego, który chce jednocześnie nakręcić dwa filmy, legną naturalnie w gruzach, gdy groteskowa rzeczywistość wkroczy w świat artystycznych marzeń. Stanie się to w domu ciotki Matyldy w podmiejskich Wrzoskach, słynnych z pięknego lasu i pól, gdzie będzie zakwaterowana ekipa filmowa. Prawdziwą katastrofą – niczym w dorosłym świecie przemysłu filmowego – jest wzajemna nienawiść głównych gwiazd, Gigi i Nelki, bo każda z nich chce być tą pierwszą, główniejszą, ważniejszą i bardziej gwiazdorską. Cymeon stanie w obliczu starcia dwóch silnych dziewczęcych osobowości o wybujałym ego, i mimo iż mamy do czynienia tylko z uczniakami bawiącymi się w kino, to poziom emocji jest tu jak najbardziej dorosły.

Groteska osiąga szczyty, gdy okazuje się, że w okolicy grasuje wampir nazwany „Kubusiem”, względnie „Punktualnym”, bo najpierw pyta grzecznie o godzinę, a dopiero później atakuje. Tak też potraktował jedyną zidentyfikowaną ofiarę, niejakiego Masztalerza, wracającego z imienin przez las na skróty. Najpierw zapytał o godzinę, a potem zaczął dusić. Tak zeznaje stara Michałowa, gosposia u ciotki Matyldy: „Nieszczęśliwego znalazła Karasiowa, która wybrała się rano na grzyby… bo u nas było w tym roku moc grzybów… osobliwie gąski i kurki. Masztalerz znajdował się w opłakanym stanie, na pół rozebrany i skostniały… Do dzisiejszego dnia jest w szpitalu… Inna rzecz, że przeprowadza tam także leczenie odwykowe”. Mimo iż najpewniej atak wampira był wynikiem delirium, na które cierpiał Masztalerz, to pokazuje tu Niziurski, jak tworzy się zbiorowa histeria wokół wyimaginowanego zagrożenia. Niziurski zawsze, nawet szybując w wysokich rejonach nieprawdopodobieństwa, jednocześnie był bardzo wiarygodny, jeśli idzie o psychologiczne portrety swoich postaci. Bohaterowie w nocy są przekonani, że stali się celem ataku wampira, który zamordował Nelkę Szyperską (zasnęła, przesadziwszy z tabletkami na uspokojenie, a rzekoma krew wylewająca się z szafy okazała się sokiem malinowym), uzbrojeni w noże osaczają rzekomego potwora, którym okazuje się wujek Błażej, w istocie osobnik o wyjątkowo nieapetycznej urodzie, aczkolwiek posiadający złote serce. Wyprawa do Wrzosek kończy się klęską Cymeona: Giga odchodzi obrażona, Nelkę zabiera wściekła mama, nie udaje się Cymkowi pogodzić z Ciężkim Tubką, nie powstaje nawet zarys filmu, a marzenia o spełnieniu się w sztuce (i miłości do Gigi bądź Nelki) rozwiewa jesienny wiatr. Ostatnie strony Cymeona przesiąknięte są takim smutkiem, jakiego nie znajdziemy chyba w żadnej innej książce Niziurskiego.

Finał przygód Cymeona pozostawia jednak wyraźny niedosyt czytelniczy, wszak to książka niespełna dwustustronicowa, której ogromny potencjał nie w pełni został wykorzystany. Ale wówczas już powstało prawdziwe opus magnum tego pisarza, swoiste uniwersum odrzywolskie, przy którym ledwo naszkicowane Zabucze staje się światem niepełnym… Oto w całej swojej doskonałości „trylogia odrzywolska”!


Krzysztof Varga

Księga dla starych urwisów 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.