Czytaj również Kevin MacDonald o żydowskich zbrodniarzach farmaceutycznych →
Rick Mountcastle wiedział, że mają przeciw sobie brygadę adwokatów – Shapiro mógł sformować w swojej kancelarii nawet dwudziestoosobowy zespół – należało więc stosować rozmaite drobne sztuczki, żeby trzymać nieprzyjaciela pod parą. Bywało, że Mountcastle nastawiał budzik na czwartą rano w niedzielę, ubierał się, jechał do biura i wysyłał faks do prawników Purdue, żeby myśleli, że prokuratura w Abingdon dysponuje dużą ekipą, która pracuje dwadzieścia cztery godziny na dobę 16.
Śledczy przekopali się przez miliony stron dokumentów, zgromadzili też zeznania trzystu osób 17. Odkrywali porażające rzeczy. Kierownictwo Purdue okłamywało władze i opinię publiczną, z czym radziło sobie równie skutecznie, co ze sprzedażą OxyContinu. Zanim Martha West, sekretarka prawna Howarda Udella, została zwolniona, zauważyła, że Udell popadł w paranoję na punkcie dokumentów przechowywanych przez Purdue oraz tego, co pracownicy piszą w korespondencji wewnętrznej, notatkach i raportach 18. Jak się okazało, miał powody, by się niepokoić. Dzięki nakazom sądowym ludzie Johna Brownlee zyskali dostęp do e-maili i notatek, do protokołów z zebrań oraz do planów marketingowych firmy. W ich ręce wpadły też notatki przedstawicieli handlowych, takich jak Steven May, stanowiące zapis wszystkich odbytych spotkań z lekarzami i aptekarzami. Przekopawszy się przez te materiały, śledczy stwierdzili, że niemal żaden fragment historii opowiadanej światu przez Purdue nie jest w pełni zgodny z prawdą.
Według Purdue nie było podstaw, by zakładać, że ludzie będą nadużywali OxyContinu, przeczyły temu jednak dokumenty wewnętrzne firmy. Członkowie kierownictwa zeznawali pod przysięgą, że nie otrzymywali żadnych sygnałów na temat nadużywania MS Continu, poprzedniego leku produkowanego przez Sacklerów. Tak naprawdę jednak wielokrotnie poruszali tę kwestię w wewnętrznej korespondencji e-mailowej. „Kiedy byłem menedżerem na Środkowy Zachód, […] cały czas z najróżniejszych miejsc przychodziły doniesienia [na temat nadużywania leku]”, pisał pracownik firmy Mark Alfonso w czerwcu 2000 roku. „Niektóre apteki nie chciały zamawiać MS Continu, bo bały się włamań i kradzieży” 19. (Michael Friedman przesłał ten e-mail do Howarda Udella i zapytał: „Czy na pewno możemy prowadzić taką korespondencję drogą elektroniczną?”).
Istniał jeszcze jeden powód, dla którego Purdue mogło przewidzieć, co się stanie z OxyContinem: otóż z badań przeprowadzonych przez firmę wynikało, że lek często działa inaczej, niż zapewniano w materiałach marketingowych 20. W jednym z badań klinicznych z udziałem pacjentów cierpiących na chorobę zwyrodnieniową stawów dwie na siedem osób doświadczyły objawów zespołu odstawiennego, gdy przestały zażywać OxyContin, i to pomimo przyjmowania niewielkich dawek. Firma zadbała jednak, by w ulotce napisano, że jeżeli dawka nie przekracza sześćdziesięciu miligramów, można odstawić lek „nagle i bez żadnych skutków ubocznych” 21. Prokuratorzy z Wirginii odkryli ponadto, że przedstawicielom handlowym kazano dystrybuować wśród lekarzy artykuł, z którego wynikało, że gdy pacjenci przerywają przyjmowanie niewielkich dawek leku, zespół odstawienny nie występuje.
W 2001 roku Barry Meier przeprowadził wywiad z Friedmanem, Goldenheimem i Udellem. Opowiadali, jak bardzo ich zaskoczyło, że ludzie rozpuszczają pigułki OxyContinu w wodzie i wstrzykują sobie uzyskaną substancję. Taka możliwość w ogóle nie przyszła kierownictwu Purdue do głowy 22. Prokuratorzy ustalili tymczasem, że owszem, przyszła. Firma przeprowadziła nawet badania, by ustalić, jaką dawkę oksykodonu da się wyekstrahować dzięki rozpuszczeniu pigułki 23. Okazało się, że całkiem dużą – zdecydowaną większość substancji aktywnej zawartej w tabletce. Mimo to, jak odkryli śledczy, Purdue szkoliło przedstawicieli handlowych, by powtarzali lekarzom, że lek nie działa, jeśli przyjmuje się go dożylnie 24.
Agencja Żywności i Leków powinna zdawać sobie sprawę z problematycznych właściwości OxyContinu. Prokuratorzy z Abingdon wydobyli jednak na światło dzienne rozmaite niepokojące fakty dotyczące relacji między Purdue a Curtisem Wrightem, urzędnikiem odpowiedzialnym za decyzję o dopuszczeniu leku Sacklerów do sprzedaży 25. Stwierdzili, że kontakty Wrighta z kierownictwem firmy „miały w znacznej mierze charakter nieformalny”. Dokopali się do e-maila z marca 1995 roku, w którym Robert Reder, członek kierownictwa Purdue nadzorujący proces aplikowania o zgodę na sprzedaż OxyContinu, pisał do Howarda Udella, że Wright „potwierdził”, iż lek zostanie zaaprobowany 26. Oficjalną decyzję ogłoszono dopiero dziewięć miesięcy później. Rick Mountcastle zaczął podejrzewać, że Wright musiał dogadać się z Purdue na temat swojej przyszłej posady, zanim odszedł z agencji. „Sądzę, że zawarli jakąś potajemną umowę – stwierdził. – To tylko moja opinia, nigdy nie zdobędę niepodważalnych dowodów, ale w zaistniałych okolicznościach żadne inne wyjaśnienie nie ma sensu” 27.
Purdue nie dysponowało wynikami badań, które świadczyłyby, że ryzyko nadużywania OxyContinu jest mniejsze niż w przypadku jakiegokolwiek innego środka przeciwbólowego. Mimo to Agencja Żywności i Leków pozwoliła firmie, by reklamowała swój lek tym hasłem. Przedstawiciele handlowi wykorzystali je, żeby wprowadzać wszystkich w błąd. Z ich notatek, sporządzanych po spotkaniach z lekarzami i farmaceutami wynikało, że powtarzali do znudzenia, iż OxyContin nie powoduje haju, silne odloty i zjazdy po zażyciu tabletki zdarzają się rzadko, a problem uzależnień dotyczy niespełna jednego procenta pacjentów. Przeanalizowawszy notatki, prokuratorzy stwierdzili, że Purdue przeprowadziło skoordynowaną kampanię według ścisłego scenariusza. „W takich sytuacjach oskarżeni zawsze bronią się tak samo. Mówią: »Trafiło nam się kilka nieuczciwych osób«”, tłumaczył Brownlee. „Treść notatek dowodzi jednak, że mamy tu do czynienia ze świadomą polityką firmy”. Śledczy wzięli mapę Stanów Zjednoczonych i zaznaczali na czerwono każdy stan, w którym, jak wynikało z notatek, przedstawiciele handlowi Purdue przekazywali lekarzom i aptekarzom nieprawdziwe informacje. „Cała mapa zrobiła się czerwona”, opowiadał Brownlee 28.
„Ci goście zostali starannie przeszkoleni”, podsumował. Przedstawiciele handlowi nie wymyślili przesadzonych i nieprawdziwych danych na temat OxyContinu, które przekazywali lekarzom – wykonywali po prostu polecenia firmy. Dawało się to udowodnić. Na mocy nakazów sądowych Purdue musiało przekazać śledczym nagrania wideo ze szkoleń, podczas których pracownicy otwartym tekstem objaśniali przedstawicielom handlowym, co mają mówić lekarzom i aptekarzom, przy czym kierownictwo firmy zdawało sobie sprawę, że część z tych marketingowych zapewnień mija się z prawdą. Brownlee nie posiadał się ze zdumienia. „Szkolili ludzi, żeby kłamali na temat produktu”.
Znaleziono dowody, że przedstawiciele handlowi świadomie kontaktowali się z lekarzami, którym tymczasowo zawieszono prawo wykonywania zawodu 29. Przedstawicielka handlowa z Ohio informowała firmę w 1999 roku, że lekarz, którego ostatnio odwiedziła, chciał rozmawiać wyłącznie o tym „za ile pigułki OC sprzedaje się na ulicach” 30. W ręce prokuratorów wpadła transkrypcja rozmowy telefonicznej Michaela Friedmana – również z 1999 roku – ze specjalistą od PR-u. „Produkujemy teraz osiemdziesięciomiligramowe tabletki OC – mówił Friedman. – To dokładnie tyle oksykodonu, ile w szesnastu tabletkach Percocetu. […] Właśnie dlatego narkomani próbują zdobyć nasz lek” 31.
Nawet zapewnienia Purdue, że firmie przyświeca szlachetny cel uwolnienia Amerykanów od bólu, okazały się w wielu przypadkach kłamliwe. W latach pięćdziesiątych Arthur Sackler przygotował reklamę Sigmamycyny, w której wykorzystał podrabiane wizytówki lekarzy, rzekomych ambasadorów produktu. John Lear, dziennikarz „Saturday Review”, odkrył wówczas, że owi lekarze nigdy nie istnieli. Kiedy Richard Sackler zasugerował, że dobrze byłoby zebrać trochę opowieści o wdzięcznych pacjentach, firma zwróciła się do Alana Spanosa, specjalisty od leczenia bólu, by pomógł przygotować film Odzyskaliśmy dawne życie. Ale pokazane w filmie historie pacjentów wcale nie były takie pozytywne, jak mogło się zdawać. Johnny Sullivan, budowlaniec, który opowiadał, że żyje mu się lepiej, odkąd zaczął brać OxyContin, ostatecznie go odstawił. „Teraz bierze metadon, bo jest tańszy”, donosił Spanos w e-mailu, do którego dotarli śledczy 32. Mimo to liczył, że Sullivan wystąpi w sequelu, czyli w planowanym filmie Odzyskaliśmy dawne życie. Część druga. „Johnny rewelacyjnie wypada przed kamerą. Mam nadzieję, że [przerzucenie się na metadon] nie oznacza, że nie zostanie dopuszczony do występu w kolejnym nagraniu”. Ostatecznie Sullivan wystąpił w drugiej części 33. Opowiadał, że może teraz „jeździć na motocyklu” i „obsługiwać ciężki sprzęt”. Chwalił OxyContin za brak skutków ubocznych. „Nigdy nie jestem po nim senny”, zapewniał.
Pokłosie filmów Odzyskaliśmy dawne życie było znacznie bardziej ponure, niż mogliby sobie wyobrazić prokuratorzy z Abingdon. Sacklerowie zawsze twierdzili, że istnieje prosty podział: po jednej stronie pacjenci, po drugiej narkomani. I że jeśli ktoś zażywa OxyContin z powodu bólu, na pewno się nie uzależni. W rzeczywistości pacjenci uzależniali się od OxyContinu – dotyczyło to również osób, które wystąpiły w filmach reklamowych przygotowanych przez Purdue. Gazeta „Milwaukee Journal Sentinel” ustaliła, że OxyContin pomógł trójce z siedmiorga pacjentów z pierwszej części filmu Odzyskaliśmy dawne życie 34. Pozostali borykali się z poważnymi problemami.
Lauren opowiadała przed kamerą o swoim dokuczliwym bólu pleców. OxyContin początkowo przynosił jej ulgę, z czasem jednak tolerancja leku wzrosła i Lauren musiała przerzucić się na inną dawkę – najpierw dwa, potem cztery razy większą. Wydawała na OxyContin sześćset dolarów miesięcznie. Gdy została zwolniona z pracy, zaczęło jej brakować pieniędzy, spróbowała zatem zmniejszyć dawkę, lecz doświadczyła silnego zespołu odstawiennego. Nie starczało jej na rachunki; lek był priorytetem. Najpierw straciła samochód, potem dom. Złożyła wniosek o upadłość konsumencką. Wreszcie udało jej się zerwać z OxyContinem. Gdyby nie to, powiedziała, „pewnie już bym nie żyła”.
Ira cierpiał na fibromialgię. W filmie mówił, że dzięki OxyContinowi mógł wrócić do ćwiczeń i fizjoterapii. Kilka lat później umarł w swoim mieszkaniu. Miał sześćdziesiąt dwa lata. Zgon spowodowały nadciśnienie i choroba serca, ale jak wykazał raport toksykologiczny, Ira miał we krwi opioidy, w tym również oksykodon. Krótko przed śmiercią leczył się w ośrodku rehabilitacyjnym. W jego kieszeni znaleziono pigułki 35.
Johnny, budowlaniec, również nadużywał środków przeciwbólowych i uzależnił się od OxyContinu. Jego żona, Mary Lou, mówiła synom: „Te leki go zabiją”. Kilka razy przypadkiem przedawkował i trafił do szpitala. Z czasem nie mógł normalnie funkcjonować z powodu uzależnienia od OxyContinu i morfiny. Mary Lou musiała się nim opiekować, jak gdyby był niepełnosprawny 36. Zakładała mu skarpetki i buty, goliła go, myła mu włosy. Johnny trzymał saszetkę z pigułkami pod siedzeniem swojego pickupa. Pewnego dnia wracał z polowania, pickup wypadł z drogi i przekoziołkował, Johnny zginął na miejscu. Miał pięćdziesiąt dwa lata.
*
Choć Tasmania jest zaledwie odrobinę większa od Wirginii Zachodniej, stanowi opioidowy spichlerz ludzkości: pochodzi stamtąd osiemdziesiąt pięć procent globalnych zasobów tebainy 3. W latach dziewięćdziesiątych, kiedy Purdue Pharma pracowało nad OxyContinem, firma należąca do koncernu Johnson & Johnson, giganta branży farmaceutycznej, stworzyła nowy gatunek maku lekarskiego. Johnson & Johnson było z początku przedsiębiorstwem rodzinnym, tak samo jak Purdue. Ludzie kojarzą je głównie z sympatycznymi produktami, choćby z szamponami i oliwkami dla niemowląt. Mało kto wie, że w ogromnym stopniu przyczyniło się ono do wystąpienia kryzysu opioidowego. Po premierze OxyContinu tasmański oddział Johnson & Johnson uznał, że trzeba zwiększyć produkcję tebainy. W 1998 roku firma zawarła umowę z Purdue: zobowiązała się zaspokoić „wszystkie jego globalne potrzeby” i dostarczać mu surowce do produkcji nowego leku przeciwbólowego 4.
Okazało się to ogromnym wyzwaniem. Popyt rósł w szalonym tempie, więc Tasmanian Alkaloids zaczęła zachęcać miejscowych rolników uprawiających dotąd kalafiory i marchew, żeby przerzucili się na mak lekarski 5. Postawiono na sposoby podobne do tych, które stosowało Purdue w celu zmotywowania swoich przedstawicieli handlowych. Tasmanian Alkaloids oferowała rolnikom nagrody w postaci wakacji i luksusowych samochodów. Gorączka opioidów zrodziła wiele dziwacznych sytuacji, sprawiła choćby, że ogorzali tasmańscy farmerzy po całym dniu jeżdżenia traktorem po polu maków wsiadali do wypasionych mercedesów, odpalali klimatyzację i ruszali do domu. W okresie największego boomu, czyli w 2013 roku, pod uprawę maku przeznaczono prawie trzydzieści tysięcy hektarów tasmańskiej ziemi. Tymczasem księgowy Tasmanian Alkaloids żartował, że należałoby podnieść poprzeczkę i kolejną nagrodą dla wydajnych rolników uczynić boeinga 747 6. Opłaciłoby się, gdyby dzięki temu wyhodowali więcej maku.
Za ustalanie limitów legalnego importu tebainy i innych tego rodzaju substancji do Stanów Zjednoczonych odpowiada Agencja do Walki z Narkotykami. Rozwijająca się branża opioidowa chciała, żeby limity zwiększono. Jej uparty lobbing sprawił w końcu, że agencja się ugięła. Kryzys opioidowy to również opowieść o tym, jak wielką moc ma sektor prywatny i do jakiego stopnia potrafi podporządkowywać sobie państwowe instytucje. Długo można wyliczać przykłady: Agencję Żywności i Leków nakłoniono do rozmaitych ustępstw, Kongres został spacyfikowany, a niektórzy jego członkowie stali się posłusznymi sprzymierzeńcami branży farmaceutycznej w zamian za pieniądze na prowadzenie kampanii wyborczych. Prokuratorów federalnych udało się unieszkodliwić dzięki zakulisowym rozmowom z ich przełożonymi w Waszyngtonie lub obietnicom stanowisk w sektorze prywatnym. Próbowano sabotować działalność Centrów Kontroli i Prewencji Chorób, ponieważ postanowiły odwieść lekarzy od zbyt częstego przepisywania opioidów. Nic dziwnego, że Agencja do Walki z Narkotykami również złagodziła dotychczasowe reguły pod wpływem nieustannych nacisków i próśb ze strony branży farmaceutycznej. W latach 1994–2015 limit dopuszczalnej produkcji oksykodonu zwiększono trzydzieści sześć razy 7. Późniejszy raport inspektora generalnego Departamentu Sprawiedliwości krytykował Agencję do Walki z Narkotykami za „zbyt powolną reakcję w obliczu dramatycznego nasilania się problemu nadużywania opioidów” 8.
Oczywiście Purdue nie była jedyną firmą wywierającą naciski na agencję, co Sacklerowie uczynili koronnym argumentem na swoją obronę. W 2016 roku Johnson & Johnson sprzedała Tasmanian Alkaloids. Lekarze coraz ostrożniej obchodzili się z opioidami, wielu Amerykanów zdążyło się przekonać w ciągu ostatnich dwudziestu lat, jak koszmarne szkody potrafią wyrządzać tego rodzaju środki przeciwbólowe, zaczęto więc szukać winnych. Sacklerowie poszli śladem Arthura, który w 1961 roku wmawiał komisji senackiej, że należąca do niego agencja reklamowa McAdams to tylko drobna, nieznacząca firma: zapewniali, że OxyContin odpowiadał jedynie za cztery procent rynku leków opioidowych 9.
Imperium bólu
Patrick Radden Keefe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.