Parlament niemiecki ma się podobno zająć wkrótce sprawą eutanazyi. Eutanazya nie jest imieniem kobiecem, jakby się na pierwszy rzut oka zdawać mogło przez analogię do Eufrozyny i Anastazyi, ale humanitarną ideą, polegającą na uśmiercaniu ludzi nieuleczalnie chorych przez lekarzy. Idea ta znalazła w Niemczech liczne grono zwolenników, którzy pragną uzyskać dla niej sankcyę prawną. O ile dojdzie to do skutku, Niemcy staną się rajem dla ludzi nieuleczalnie chorych.
Pomysł eutanazyi nie jest nowy. Przypuszczam, że Maeterlinck w głośnym swoim wierszu "Dźwięk instrumentów miedzianych pod oknami nieuleczalnie chorych" miał właśnie eutanazyę na myśli, aczkolwiek środki, jakie w tym celu proponował, były zbyt prymitywne i hałaśliwe.
Usankcyonowanie eutanazyi zmieniłoby zasadniczo stosunek ludzi do nieuleczalnych chorób. Nie należy zapominać, jak ważnym czynnikiem w psychice ludzkiej jest snobizm. Przy eutanazyi, ludzie nieuleczalnie chorzy umieraliby najmodniejszą śmiercią, z zastosowaniem wszelkich wymagań hygieny i komfortu. Łatwo sobie wyobrazić, jak kwaśne miny mieliby przytem ludzie uleczalnie chorzy, skazani na banalną, staroświecką śmierć. Prawdopodobnie okazałaby się konieczna kontrola, aby jakieś ambitniejsze jednostki, dotknięte przypuśćmy katarem, nie chciały się podszywać pod suchotników.
Eutanazyę możnaby stosować zarówno do cierpień fizycznych, jak i moralnych. Przypuszczam nawet, że głośne zajścia w Saverne, w Alzacyi, spowodowane tem, że porucznik Forstner zalecał żołnierzom zabijanie Alzatczyków, nie były niczem innem, jak pierwszą próbą rządowej eutanazyi [9]. Humanitarny oficer, wiedząc z doświadczenia, że wielu Alzatczykom już od dawna musiało życie obrzydnąć, chciał w ten sposób przynieść im ulgę. Niestety, piękna idea eutanazyi słabo jest jeszcze w Alzacyi rozpowszechniona. Ludność nie umiała ocenić intencyi oficera i stąd cały hałas.
Przyszłość zrehabilituje oczywiście dzielnego porucznika, na którego prasa całego świata napada dziś w bezmyślny sposób.
Łatwy do przewidzenia jest zarzut, że w eutanazyi niema nic nowego, bo odkąd świat istnieje, ludzie, znudzeni życiem, mogli się byli truć, wieszać, topić, rzucać pod automobile (kiedy automobilów jeszcze nie było, pod zwykłe wozy), skakać z okna na bruk i t. d. Zapewne, ale to wszystko były tylko samobójstwa, a między samobójstwem a eutanazyą istnieje ta zasadnicza różnica, że do samobójstwa trudno jest kogoś namówić, nawet choćby to czyniła osoba bliska i zaufana. Co innego, gdy taka namowa przyjdzie na urzędowym papierze, poparta autorytetem wiedzy i biurokracyi. Wówczas, choćby człowiekowi nieuleczalna jego choroba nie dawała się nawet we znaki, odrazu zgodzi się na eutanazyę, choćby dlatego, aby się nie narażać na zarzut obskurantyzmu.
Eutanazya wywarłaby z tego powodu ciekawy wpływ na uczucia rodzinne. Ludzie nieuleczalnie chorzy dzielą się na dwie kategorye: takich, którzy nie mają pieniędzy, i takich, którzy je mają. Pierwsi są ciężarem dla najbliższego otoczenia, drudzy nie tylko dla bliższych, ale i dla dalszych spadkobierców. Dotychczas w rodzinach zdarzało się czasem słyszeć takie dyalogi:
Dziaduś (kaszląc) : Oj, moje dzieci... źle ze mną. Zdaje się, że już niedługo się rozstaniemy.
Pierwszy wnuczek: Ale co też dziadzio mówi!
Pierwsza wnuczka (płaczliwym głosem): Dziadusiu, niech dziaduś tak nie mówi, bo ja... ja... (Płacz nie pozwala jej skończyć zdania).
Drugi wnuczek: Wielka rzecz, trochę kaszlu. Wszystkich nas dziaduś jeszcze przeżyje.
Druga wnuczka: A najlepiej odrazu się terpentyną wysmarować. (Wnuczkowie i wnuczki biegną do okolicznych aptek po terpentynę).
Po uchwaleniu prawa o eutanazyi, dyalog ten brzmiałby prawdopodobnie trochę inaczej:
Dziaduś: A... psik!
Pierwszy wnuczek (grobowym głosem): Słyszeliście?
Pierwsza wnuczka: Dziaduś kichnął! To jest nieuleczalne.
Dziaduś: Ależ...
Drugi wnuczek: Nie, dziadusiu, my ci się męczyć nie pozwolimy.
Druga wnuczka (przeglądając książkę telefoniczną) : Jaki jest numer eutanazyi? (Ponieważ w domu jest tylko jeden telefon, a wnucząt czworo, więc troje pozostałych biegnie do najbliższych sklepów, aby telefonować).
U nas propaganda eutanazyi słabe, jak dotąd, czyni postępy. Natomiast, wśród ludu zwłaszcza, istnieje dość rozpowszechniony obyczaj mówienia sobie: "A bodaj-eś skonania nie doczekał!" - czego nie należy rozumieć jako życzenia wyjątkowo długiego życia, ale raczej skomplikowanych mąk przedzgonnych. Świadczy to o instynktach absolutnie sprzecznych z piękną ideą eutanazyi.
Zresztą, czyż nam potrzebne eutanazye sztuczne? Człowiek nieuleczalnie chory może sobie iść poprostu na spacer, wieczorem, po chłodku, gdzieś na ulicę Obozową, albo plac Kercelego i tam mu odrazu taką eutanazyę zrobią, jakiej żaden Niemiec nie wymyślił.
Włodzimierz Perzyński
Do góry nogami
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.