poniedziałek, 24 lutego 2025

Liczarz — matematyk; nieumieć — laik; o neologizmach Kurkiewicza

 Ale wciąż nie o tem wszystkiem chciałem mówić. Pragnąłem zwrócić uwagę na pewnego osobliwego człowieka, którym, o ile wiem, nikt nie zajmował się w czasie jego działalności, a który umarł przed rokiem, zostawiwszy kilka książek, będących poniekąd rzadkością bibliograficzną, gdyż nigdy nie znajdowały się w obiegu księgarskim.

Był to doktór medycyny Stanisław Kurkiewicz, „płciownik“, jak sam się mienił, który całe swoje życie poświęcił zgłębianiu i opisywaniu tajemnic płci. Działalność jego przypada na tę samą epokę, co działalność Freuda, którego o zresztą prac i teorji jak się zdaje Kurkiewicz nie znał. Główną jego pracą jest dzieło p. t. „Z docieków nad życiem płciowem“, wydane jako druk prywatny w r. 1906 w Krakowie i prywatnie sprzedawane przez autora. Ten,sposób wydawania swoich prac, forma ich jakby wpół-dyletancka, odbijająca od przyjętej „etykiety“ naukowej, pewne wreszcie osobiste dziwactwa samego autora, postawiły go poza nawiasem naszego świata naukowego, który też miewa swoje pruderje! Dziś jednak byłby może czas, aby ktoś z psychjatrów zajął się naukowem oszacowaniem tych pism, które mogą być podwójnie interesujące; raz jako suma doświadczeń i obserwacji człowieka, który poświęcił temu studjum całe życie; powtóre z punktu widzenia samego autora jako zjawiska, lekarza jako „pacjenta“; kombinacja, która, w tym zwłaszcza zakresie, zdarza się wcale często.

Ale książki Kurkiewicza mogłyby zainteresować kogoś więcej; mianowicie naszych językoznawców. Ten zapamiętały „płciownik“ był zarazem niemniej zaciekłym purystą językowym, kowalem nowego słownictwa. Nie tylko rugował wszystkie obce nazwy, których w medycynie jest tyle i zastępował je polskiemi, ale, co ważniejsze, rozciągając swoją obserwację na dziewicze, nieopisane wprzód w polskim języku tereny życia płciowego, zmuszony był co chwilę stwarzać nową terminologję. Terminologja ta bywa czasem szczęśliwa, czasem nazbyt robiona i dziwaczna; naogół neologizmy Kurkiewicza, w związku z drastycznemi tematami opisywanemi z jakąś naiwną skrupulatnością, dają wrażenia tak nieprzeparcie humorystyczne, że czytając, niepodobna raz po raz wstrzymać się od śmiechu; ale to są słabostki i wrażenia laika, którym nie ulegnie z pewnością poważny uczony. Nie podobna tu wymienić nawet cząstki neologizmów Kurkiewicza, z których wiele nosi piętno banalnej fabrykacji:

np. kibitnik — sznurówka; liczarz — matematyk; nieumieć — laik; nieczytak — analfabeta; oświactwo — kultura; cierpik — pacjent; strojectwo — mody; napopędak — aphrodisiacum; zaprzeczak — oponent etc.

Ciekawsze niewątpliwe są inwencje Kurkiewicza na jego ściślejszym terenie: Płcić, płetwo, samiectwo (onania), które dzieli na sobiectwo i tobiectwo; dalej obszary błogo sne, blogoszczenie v. zachwyt owanie; osoba wnet szczythwa czyli rychlicowa w przeciwstawieniu do póznicowej; rzaz czulcowy, pierwopłcenie, pierw ospy, razemspy, wypal, odwieńczyny, rówieśnictwo (homoseksualizm), myślosaminy, zadośćczynka, wdzięczarz (fetyszysta), krzątania przedpłcenne, jako to: wy całusy, wy siady oboczne lub na przeciwne, merdanka, ornacki, ustnica, obnażalstwo etc. Tobczyni płceniowa oznacza... altruistkę seksualną.

Pewne czynności płciowe nazwał Kurkiewicz od swego nazwiska Kurkiewy, rozróżniając w nich kurkiewy wielkie i małe. To tylko maleńka cząstka tego oryginalnego słownictwa.

Z samym Kurkiewiczem zetknąłem się przed laty, kolegowaliśmy przez kilka miesięcy w szpitalu w Krakowie na oddziele chorób wewnętrznych, gdzie Kurkiewicz był zresztą jedynie tolerowany jako t. zw. hospitant. Była to osobliwa, nader charakterystyczna postać. Mógłby służyć na potwierdzenie teorji, że większość psychiatrów ma „fijoła“, badanie zaś życia płciowego jest utajoną „zadośćczynką“ (mówiąc terminem Kurkiewicza) erotyzmu czy erotomanji. (Osobiste moje obserwacje przekonały mnie, iż podobnie ma się najczęściej rzecz z apostołami etyki płciowej, czystości, z większością „elsów“ i t. p/).

Ale czyż inaczej bez tej „anormalności“ badacze owi byliby zdolni się wedrzeć w owe subtelne i tajemnicze zakamarki, w których rozgrywa się podziemne życie duszy?

Sławne w szpitalu były „statusy“ (protokóły, badania chorych) Kurkiewicza. Przywieziono, dajmy na to, kobietę chorą na zapalenie płuc, z gorączką wyżej 40°; protokół pierwszego badania sporządził Kurkiewicz. Granice płuc były zwykle dość licho oznaczone, natomiast już zdążył wydobyć z tej nawpółprzytomnej istoty zeznania, że się za młodu „samiła“, oraz szczegóły tego zajmującego skądinąd, ale dla przebiegu zapalenia płuc dość obojętnego faktu. Nieodmiennie też w rubryce zewnętrznych oględzin szpitalnych pacjentów figurowała starannie notowana rubryka: „stopy brudne“. Ten specjalny typ badań stosowany przez Kurkiewicza, te jego „psychoanalityczne“ spowiedzi budziły taką nienawiść u władających w szpitalu zakonnic (zwłaszcza u sędziwej siostry Domiceli), iż używszy całych swoich wpływów, wyświeciły go z oddziału kobiet, tak iż później wstęp miał tylko na oddział mężczyzn. I znowuż u chorego na tyfus, czy wątrobę, protokółował starannie, że się „samił", ile razy etc. Kurkiewicz był biedakiem, będąc niejako prekursorem specjalności, która dziś dla freudystów stała się kopalnią złota. Z trudem usiłował wyrobić sobie klientelę, ogłaszał się jako „płciownik“, który „udziela porad narzeczonym“ etc. W tym zakresie okazał znaczną (zwłaszcza jak na krakowskie stosunki) inicjatywę: on był założycielem pisma Fortuna, które obok ogłoszeń matrymonjalnych i „towarzyskich“, zawierało wstępne artykuły jego pióra. Pismo to wychodzi obecnie w Warszawie, ale stało się prostym zbiorem specjalnych anonsów. Tern bardziej godną uwagi jest wytrwałość, z jaką Kurkiewicz wydawał własnym kosztem swoje „docieki nad życiem płciowem“, których sama jedna część II liczy przeszło 700 stronic bitego druku. Książkę tę sprzedawał piywatnie, u siebie w domu; przez częstą w takich razach ironię losu, dzieła te, pisane w intencjach mora- lizatora i hygienisty, kupowano potroszę i czytano wyłącznie jako pornograf ję i humorystykę. Z punktu widzenia „freudyzmu“ i jego „kompleksu Edypa“ zajmującą może być dedykacja tych „Docieków płciowych“: „Pamięci i cieniom matki ukochanej, ś. p. Franciszki z Tyrkalskich, te trudy i znoje poświęcam“...

Tadeusz Boy-Żeleński

Brewerie

Porą najzwyklejszą odbywania się przemyślań lubieżnych - twierdzi doktor Kurkiewicz - jest: wieczorne ułożenie się do spania - wogóle noc, ta czarna pora, która kryje wstyd wszelaki, a w ciszy i samotności daje ostrogę do puszczenia wodzy myślom nad tem, co: za dnia się widziało i co się odczuło, co w głowie utkwiło i zaniepokoiło, i t. d. Te wodze myślom puszcza nawet ta najlepiej wychowana osoba - ta tylko "w doborowem towarzystwie" się obracająca, i właśnie przez to: z jednej strony podbudzana setne razy na setne sposoby, a z drugiej strony obowiązana setnymi powodami i przepisami kryć w sobie wszelkie objawy posiadania czulców płciowych [1].

Miałem się już ułożyć do spania, ale ponieważ opuścił mnie wstyd wszelaki, więc puściwszy wodze myślom pomyślałem o doktorze Stanisławie Kurkiewiczu. Kto o nim nic nie wie, niech przeczyta choćby w Wikipedii. To też żaden wstyd, bo jeśli dziś się o Kurkiewiczu pamięta, to głównie dlatego, że pisał o nim felietony Tadeusz Boy-Żeleński.

Z przemyślań lubieżnych Doktor Stanisław Kurkiewicz, wewnętrznik i płciownik
Kompromitacje →


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.