niedziela, 27 kwietnia 2014

Złote żniwa Izaaka Luxenberga

„Żydzi dla zysku podniecali chłopów, aby rabowali, zabijali, aby mogli od nich fanty najdroższe za parę grajcarów nabywać” – pisał Franciszek Ksawery Prek, naoczny świadek rabacji galicyjskiej 1846 r.

Franciszek Ksawery Prek – wybitny malarz, literat, pamiętnikarz i społecznik, przeszedł do historii przede wszystkim jako autor 11-tomowych pamiętników obejmujących lata 1817-1855, będących nieocenionym źródłem wiedzy o życiu społeczno-gospodarczym oraz obyczajowym ówczesnej Galicji. Fragmenty dziennika opublikowane przez Zakład Narodowy im. Ossolińskich – Wydawnictwo pt. „Czasy i ludzie” (Wrocław 1959) przybliżają barwną panoramę tamtych lat, m.in. tragiczne wydarzenia 1846 r.

„Mego ojca piłą rżnęli…”
-
Antyszlacheckie wystąpienia chłopów w Galicji w lutym 1846 r. zostały już po wielokroć opisane przez wielu autorów.  Społeczny konflikt nabrzmiewający od lat wybuchł z ogromną siłą dzięki knowaniom austriackiej administracji lokalnej, dążącej do zniszczenia rękami włościan polskiego zrywu niepodległościowego. Jednak pewne aspekty owych wypadków wciąż oczekują na bliższe zbadanie.

W tych tragicznych dniach obwód tarnowski, w mniejszym stopniu bocheński, sanocki, jasielski, sądecki, wadowicki, rzeszowski stały się widownią krwawych porachunków. Podburzone przez Austriaków oddziały chłopskie atakowały, grabiły i równały z ziemią „pańskie” dwory. Szczególnie złowrogą sławę zdobyła wataha Jakuba Szeli, odpowiedzialna za napady w Smarżowej, Kamienicy, Gorzejowej, Siedliskach, Bączałce, Grudnej, gdzie z wyszukanym okrucieństwem zamordowano ponad sto osób.

Rabacja okazała się kataklizmem, który uderzył z niepohamowaną mocą, wprawiając w przerażenie całą ówczesną Europę. W Tarnowskiem zrujnowano aż 90 proc. szlacheckich gniazd; w Sądeckiem 77 proc.; w Bocheńskiem i Jasielskiem ok. 35 proc.; w Sanockiem i Wadowickiem ok. 20 proc.

W sumie zniszczono aż 470 dworów i pałaców. Dewastacjom i grabieżom towarzyszył wielki rozlew krwi. Zamordowano ok. 200 właścicieli dóbr i dzierżawców oraz kilkakrotnie więcej służby. Ogółem historycy doliczyli się co najmniej 1100 zabitych (z tego 3/4 w Tarnowskiem) tylko podczas napadów na dwory.

Zdaniem niektórych badaczy całkowita liczba ofiar rabacji mogła sięgnąć nawet dwóch tysięcy. Nie jest to wykluczone, jeśli uwzględnić, że chłopskie watahy atakowały również polskie oddziały powstańcze. Do największej tragedii doszło pod Gdowem, gdzie powstańcza partia pułkownika Adama Suchorzewskiego została rozgromiona przez austriackie wojsko oraz tłumy chłopstwa (zwerbowanego przez starostę bocheńskiego Karola Bernda). Doszło wówczas do bestialskiego mordowania wziętych do niewoli powstańców, do dobijania rannych leżących na pobojowisku. W tym jednym starciu poległo aż 154 polskich patriotów, z tego wielu – z rąk chłopskich „braci”. „Ręce za lud walczące sam lud poobcina” – napisał proroczo narodowy wieszcz.

Krew i wódka

Współczesnych szokowało okrucieństwo uczestników ruchawki. Zabójstw dokonywano przy pomocy noży, siekier, wideł, cepów, nieraz bestialsko torturując ofiary. Do legendy przeszły przypadki przerzynania „panów” piłami. Ginęli nie tylko przedstawiciele szlachty oraz ich służba; również księża katoliccy oraz chłopi, którzy próbowali powstrzymać morderców. W pamiętnikach Preka oraz w pracach wielu innych autorów znajdziemy szereg drastycznych opisów zbrodni.

W relacjach powtarza się często motyw odurzenia alkoholem sprawców rzezi. Problem odbił się echem nawet w literaturze.

„Tańcowali raz po raz
chłopska kosa, pański pas.
Od ogródka do ogródka
ciekła rowem krew jak wódka.
Tańcowali – z panem pień.
Była noc jak biały dzień…”

- pisał Bruno Jasieński w „Słowie o Jakubie Szeli” (1926).

W istocie podczas rabacji wódka lała się strumieniami. Może to być wytłumaczeniem przynajmniej części okrucieństw, dokonanych (jak potwierdzają relacje świadków) w pijackim amoku. W owym czasie wysokoprocentowy alkohol nie zaliczał się do towarów szczególnie tanich (zwłaszcza dla wiejskiej biedoty). Tymczasem uczestnicy rabacji spożywali go w znacznych ilościach, za darmo. Nasuwa się pytanie: kto poił wódką chłopskie watahy? Kto był ich hojnym „sponsorem”?

Podżegacze

Wszyscy autorzy zgodnie wskazują na złowrogą rolę, jaką odegrał tarnowski starosta Joseph Breinl, utrzymujący ścisłe kontakty z radykalnymi chłopskimi liderami, w tym z Jakubem Szelą. Krążyły pogłoski, jakoby Breinl wypłacał znaczne sumy za schwytanych bądź zabitych szlachciców. Cena za pojmanego miała wynosić 5 złotych reńskich, za zabitego – dwakroć tyle (co odbierano jako zachętę do zabójstw). Starosta Breinl zaprzeczał później, jakoby płacił za zabijanie ludzi, acz przyznał, że rozdał chłopom 4000 złotych reńskich – „w nagrodę za wierność cesarzowi”…

Franciszek Ksawery Prek nie poprzestaje na zdemaskowaniu niecnej roli tarnowskiego starosty. Ujawnia też jego najbliższych współpracowników. Byli nimi komisarze cyrkularni Chomiński, Żminkowski, Leśniewicz („wszyscy trzej Rusini, najpodlejsze pod słońcem dusze”), następnie kanceliści Trojanowski, Zgorski, Wolfarth. Wreszcie Żyd Izaak Luxenberg, dzierżawca propinacji w Tarnowie.

Izaak Luxenberg znany był z mętnych interesów prowadzonych na dość szeroką skalę. Zażyłe stosunki z austriacką administracją pozwoliły mu odegrać niepoślednią, a wyjątkowo złowrogą rolę. Jak zaświadcza Prek: „Żyd Luksenberg, który dzień i noc z Breinlem konferował, szachrował, Żydków swoich po wsiach rozsyłał, szpiegował, chłopów do zabójstwa i rabunków namawiał i pieniądze w nadgrodę za najokropniejsze zbrodnie rozdawał i przyrzekał”. Współpracę Izaaka Luxenberga ze starostą Breinlem potwierdza prof. Stefan Kieniewicz, który nadmienia, iż mimo masowej skali rzezi ani jeden Żyd nie zginął z rąk chłopów.

Beneficjenci zbrodni

Niektórzy wiążą zaangażowanie pewnych galicyjskich Żydów w rabację z prowadzoną w poprzednich latach akcją trzeźwości, propagowaną przez Kościół katolicki. Akcja ta w krótkim czasie przyczyniła się do poważnego obniżenia ilości spożywanego alkoholu, a przez to znacznie ograniczyła dochody arendarzy.

Z pamiętników Preka wynika jasno, że Żydzi uczestniczyli bezpośrednio w najściach na dwory. Dowodem tego zdarzenia z Nockowej, gdzie napadnięty pan Woynarowski dzielnie stawił czoła napastnikom ze strzelbą w ręku – „czterech chłopów trupem położył, a Żyda mocno postrzelił.”

Ponadto wielu Żydów miało czerpać korzyści finansowe, skupując za bezcen od uczestników rabacji dobra zrabowane podczas grabieży dworów. „Oni [Żydzi] się najwięcej teraz obcymi łupami wzbogacili” – wspominał Prek. Trzeba tu nadmienić, iż Prekowa relacja o nikczemnej postawie niektórych Żydów znajduje potwierdzenie u innych autorów. Np. Helena Klementyna Katarzyna Kadłubowska w swym „Dzienniku z lat 1856-1860″ stwierdza, iż: „Po tym rabunku położenie nasze było bardzo krytyczne, cały majątek przeszedł w ręce chłopów, a bardziej jeszcze Żydów, którzy zrabowane rzeczy za bezcen kupowali…”

Jak już wspomniano, skala grabieży oraz spekulacji zrabowanymi dobrami była bardzo wysoka. Wedle Preka, wielce wzbogacili się na nich, poza Żydami, również urzędnicy austriaccy ze starostą Breinlem na czele.

Sprawiedliwi wśród narodów cesarstwa

Podkreślmy z mocą, iż Franciszek Ksawery Prek wcale nie obciąża zbiorową odpowiedzialnością całej społeczności żydowskiej. Przeciwnie, przytacza przykłady chwalebnej postawy izraelickich sąsiadów, przeciwstawiających się zarówno morderczym watahom, jak i własnym chciwym ziomkom.

Opisuje swą rozmowę z leśniczym, bestialsko pobitym przez chłopów, zawdzięczającym życie żydowskiemu szynkarzowi, który „wódką, prośbami chłopów zmiękczył i uprosił, aby go oszczędzili”.

Wspomina żydowskiego arendarza z Kamienicy, który (wraz z osiadłym we wsi Cyganem) próbował bezskutecznie ocalić pochwyconego przez chłopów Wiktora Bogusza. Wyjątkowo ciekawa jest informacja o rabinie, który „w tarnowskim cyrkule rzucił klątwę na wszystkich Żydów, którzy by co z zrabowanych rzeczy kupili od chłopów”. Niestety, jak stwierdza Prek: „Rząd zniósł tę klątwę i rabinowi zagroził karą za to, a Żydom pozwolił zrabowane rzeczy kupować, które też oni za bezcen nabywali wraz z byłym starostą tarnowskim Breinlem, który tym się zbogacił.”

Wypada wyrazić żal, że nazwiska tych dzielnych Żydów giną w mroku niepamięci.

Żniwiarz Gross

Na terenach objętych rabacją obserwujemy zatem mnogość postaw miejscowych Żydów – od działań inspirujących zbrodnie, poprzez bezpośredni w nich udział, następnie czerpanie zysku z grabieży, aż po wystąpienia jednostek szlachetnych, przeciwstawiających się mordercom, łupieżcom i paserom popieranym przez lokalne władze.

W chwili, gdy piszę te słowa, emocje rozpala książka Jana Tomasza Grossa i Ireny Grudzińskiej-Gross „Złote żniwa”, zarzucająca Polakom masowe mordowanie Żydów w okresie II wojny światowej oraz grabież mienia pożydowskiego. Jej wydawca – prezes Wydawnictwa Znak Henryk Woźniakowski – zadeklarował, że opublikowanie tego dzieła wynika z misji jego środowiska, misji polegającej na „pracy nad pamięcią”.

Zaskakujące w tym kontekście jest oświadczenie dyrektor Wydawnictwa Znak Barbary Skóry, która w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” książkę Grossów nazwała tendencyjną. Szczególnej krytyce poddała „metodę gęstego opisu” Grossa jako niemającą nic wspólnego z rzetelną nauką oraz budzącą etyczne wątpliwości. Wedle dyr. Skóry, Grossowi wystarczą trzy przypadki obrabowania Żydów przez Polaków, aby wyciągać daleko idące wnioski odnoszące się do całej lokalnej społeczności czy nawet całego narodu polskiego (zob.: http://www.rp.pl/artykul/609914.html). Wyraziła przy tym obawę, że książka może sprowokować wzrost nastrojów antysemickich w Polsce.

Jak wyglądałoby opisanie relacji polsko-żydowskich podczas rabacji 1846 r., sporządzone wedle metody Jana Tomasza Grossa? Czy nie zabrakłoby w nim miejsca dla żydowskiego arendarza z Kamienicy, błagającego o życie polskiego „pana”? Albo dla rabina wyklinającego współziomków budujących fortuny na dobrach splamionych krwią? Czy o taką „pracę nad pamięcią” chodzi prezesowi Wydawnictwa Znak?


Andrzej Solak
http://sol.myslpolska.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.