poniedziałek, 31 marca 2025

Japończycy w lustrze

 

Tokio, październik 1986

Dyplomata i bankier europejski wchodzą do ekskluzywnego nocnego klubu w dzielnicy Ginza. Gdy tylko siadają, elegancki Japończyk przy stoliku obok zwraca się do swojego towarzysza hulanki:

– Śmierdzi! Coś tu śmierdzi!

Europejczycy udają, że nie rozumieją, i zamawiają dwie whisky. Japończyk powtarza swoje:

– Śmierdzi!

A potem przez hostessę przesyła im bilecik, na którym jest napisane: „...i uważajcie, tu nie będziecie nawet w stanie zapłacić rachunku!”

Rzeczywiście, udaje im się z najwyższym trudem. Rachunek opiewa na równowartość pięciuset euro.

Nowo zdobyte bogactwo obudziło w Japończykach arogancję, a ich silna niechęć wobec gai jin, obcych, objawia się obecnie o wiele częściej niż w przeszłości. „Nie ma pan nic przeciwko siedzeniu obok gai jin?”, pytają niekiedy stewardesy JAL, przeprowadzając check-in pasażerów pierwszej klasy. Jakiś czas temu prasa opublikowała list cudzoziemca, który opowiadał, jak jego japoński kolega, towarzysz podróży, nieustannie był przepraszany przez japońską szefową stewardes „za dyskomfort związany z siedzeniem obok gai jin”.

Niektóre dyskoteki w dzielnicy Roppongi są najzwyczajniej w świecie zamknięte dla obcokrajowców. „Gai jin robią za dużo hałasu” – oto rzekomy powód. Na drzwiach sauny Oban w dzielnicy Shinjuku – tylko dla mężczyzn – widnieje napis: „Cudzoziemców prosi się o niewchodzenie”. Gai jin są uważani za nosicieli HIV.

Wyspiarze, których morze oddziela od świata, pustelnicy, którzy przez ponad dwieście lat (od 1638 do 1853 roku) dobrowolnie rezygnowali z kontaktów z zagranicą – Japończycy zawsze mieli duże trudności w porozumiewaniu się z innymi. Rozdarci pomiędzy kompleksem niższości a kompleksem wyższości, znajdują ratunek w myśli, że są tak różni od wszystkich, że aż wyjątkowi, i dlatego, oczywiście, nikt nie może ich zrozumieć.

– Życzę wam miłego pobytu, ale muszę powtórzyć, że nigdy nas nie zrozumiecie – powtarza co rok pewien profesor Uniwersytetu w Kioto, witając zagranicznych studentów przyjeżdżających uczyć się o Japonii.

The Roads to Sata, piękna, dopiero co opublikowana książka młodego Anglika Alana Bootha, który na piechotę przeszedł prawie trzy tysiące kilometrów archipelagu, kończy się znamienną rozmową między autorem a pewnym staruszkiem z wyspy Hokkaido. Gdy Japończyk wyjaśnia pisarzowi, że nic nie zyska, poznając język, podróżując po kraju czy rozmawiając z ludźmi, Anglik pyta go, co w takim razie powinien zrobić.

– Nic. Nic. Wy nigdy nie zrozumiecie Japonii.

Niektórzy twierdzą, że w przeszłości Japończycy nie byli aż tak świadomi „bycia Japończykami”.

– Inaczej niż wy, ludzie Zachodu, my nigdy nie musieliśmy konfrontować się z innymi narodami, nigdy nie prowadziliśmy wojen, a jedynie małe lokalne potyczki – mówi Shichihei Yamamoto, historyk, właściciel niedużego wydawnictwa w Tokio. – Jednym z najważniejszych wydarzeń z naszej przeszłości jest bitwa, która trwała cztery godziny.

Dopiero w połowie XIX wieku, kiedy Japonia musiała otworzyć granice, kraj ten nauczył się konkurować z Zachodem i określać własną pozycję w stosunkach międzynarodowych. Wtedy Japończycy zaczęli zadawać sobie pytanie, kim są. Idea wyjątkowości została zaczerpnięta od cudzoziemców. Jezuita Francesco Saverio, który w 1549 roku dotarł na południe archipelagu, napisał w swoim dzienniku: „Ludzie przez nas napotkani należą do najwartościowszych... i mam wrażenie, że nie spotkamy już nikogo, kto by mógł równać się z Japończykiem”. Od tamtej pory zdumienie i zachwyt wywołane innością tubylców wpływały na zachodni ogląd tego kraju i jego mieszkańców. Japończycy to wykorzystali.

Od dziesięciu lat badają oni nową dziedzinę, nihonjin ron, „teorię japońskości”. Dziesiątki „okrągłych stołów”, programów telewizyjnych i rozpraw mają za temat Japonię. Książek objaśniających „człowieka japońskiego” człowiekowi japońskiemu jest już ponad tysiąc. Wiele stało się bestsellerami. Jedna z nich, oparta na rzekomym podobieństwie pomiędzy Japończykami a Żydami, sprzedała się w ciągu roku w liczbie miliona egzemplarzy. Każdy aspekt „japońskości” jest traktowany z uwagą, od „myśli japońskiej” po „uśmiech japoński”. Niedawno weszła do księgarń pozycja pod tytułem Japoński nos.

– Japońskość stała się prawdziwą religią Japonii – mówi profesor Yamamoto. – Japończycy sami są dla siebie bogami.

Czy tak było od początku? Najstarszą religią Japończyków jest szintoizm i zawsze uderzał mnie fakt, że na głównym ołtarzu świątyń szintoistycznych, zamiast wizerunku boga albo jego symbolu, znajduje się lustro, jakby naprawdę bóstwem byli przeglądający się w nim Japończycy.

Ostatnio pewien pracownik wydziału medycyny na Uniwersytecie Tokijskim opublikował książkę, pozornie naukową, Mózg japoński: unikalność i uniwersalizm. Przy pomocy komputerowych diagramów i kolorowych schematów doktor Tadanobu Tsunoda wykazuje, że umysł Japończyków funkcjonuje inaczej niż u pozostałych istot ludzkich. Zgodnie z tą teorią, Japończycy są Japończykami, ponieważ mówią po japońsku. Jako że język japoński jest o wiele bogatszy w samogłoski od innych języków (na przykład ooo oooo oo oo oznacza: „Dzielny król ukrywa swój ogon, kiedy wychodzi”), mózg Japończyka, dzięki długiej ekspozycji na te dźwięki, miałby rozwijać się szybciej niż u reszty ludzi. Dwadzieścia lat eksperymentów pozwoliło doktorowi Tsunodzie skonstatować także, iż Japończycy przetwarzają samogłoski w lewej półkuli mózgu, podczas gdy inne narody – w prawej. To wyjaśniałoby, zdaniem uczonego, dlaczego Japończycy mają lewą część mózgu o wiele lepiej wykształconą niż gai jin.

Zdumiewa w tym wszystkim fakt, iż książeczka, przeznaczona dla wąskiego grona naukowców, stała się narodowym bestsellerem. Może dlatego, że istnieje nieuświadomione, ale szeroko wśród Japończyków rozpowszechnione pragnienie posiadania cech, których inni nie mają? Testy przeprowadzone przez doktora Tsunodę dowodzą na przykład, że Japończycy są „osobami wyjątkowo wrażliwymi, znajdującymi ukojenie podczas słuchania cykad albo innych owadów”. Ludzie Zachodu, przeciwnie, są jakoby absolutnie niewrażliwi na owe dźwięki. „Dla gai jin te delikatne odgłosy przypominają hałas starego samochodu albo szum klimatyzatora”, pisze Tsunoda. A Japończycy się cieszą.

Pogląd, że mieszkańcy tego kraju jako jedyni żyją w szczególnej harmonii z naturą, jest w Japonii bardzo popularny. Podziela go z pełnym przekonaniem sam Nakasone. W kwietniu tego roku premier, w obecności tysiąca gości zaproszonych na podziwianie kwitnących wiśni w cesarskich ogrodach Shinjuku, powiedział, że owszem, widywał pelargonie w oknach Europejczyków podczas swojej niedawnej podróży na nasz kontynent, ale Japończycy to jedyny naród, który naprawdę potrafi rozkoszować się kwiatami.

Teoria wyjątkowości jest wykorzystywana chociażby w kontaktach międzynarodowych. Japończycy tłumaczą, że muszą postępować „na sposób japoński”, unikając w ten sposób respektowania oczywistej zasady wzajemności. Japonia to na przykład jedyny kraj na świecie, który nie uznaje testów lekarstw przeprowadzanych za granicą, czyli na cudzoziemcach. Od niedawna niektóre zagraniczne preparaty farmaceutyczne mogą być sprzedawane także tutaj... ale tylko pod warunkiem, że cudzoziemcy, na których zostały wykonane testy, mieszkają w Japonii! W ubiegłym roku podczas pewnej konferencji międzynarodowej profesor uniwersytetu pracujący dla MITI stwierdził, że śnieg padający na archipelagu jest unikalny – bardziej wilgotny i miękki od europejskiego, a zatem wyłącznie narty japońskie mogą być używane w tym kraju. Narty z importu nie gwarantowałyby bezpieczeństwa.

Teoria wyjątkowości leczy japońskie kompleksy. Bowiem choć Japończyk uważa, że gai jin śmierdzą (używa się tu określenia „ci, którzy cuchną masłem”), jego ideał piękna to jednak cudzoziemiec. Na przykład w niemal wszystkich reklamach mody występują modelki i modele z Zachodu. Japończycy nie uważają się za ładnych. Na początku XX wieku pisarz Soseki Natsume wyznał w dzienniku prowadzonym podczas pobytu w Londynie, jak bardzo cierpiał, porównując się z Europejczykami – czuł się niski, brzydki i trupio blady. Dwa lata później wyjechał z Anglii z głęboką depresją.

Opuściwszy swoją ojczyznę, Japończyk ma wrażenie, że jest niezdarny i nieprzygotowany. To dlatego każde duże japońskie przedsiębiorstwo posiada specjalny dział szkoleń dla pracowników udających się za granicę. Są oni instruowani, jak postępować w samolotach, restauracjach i hotelach na Zachodzie. Kursy trwają zazwyczaj kilka tygodni.

Ichiro Kawasaki, japoński ambasador, który służył swojemu rządowi w Buenos Aires i Warszawie, napisał w książce Japan Unmasked: „Ze wszystkich ras na świecie Japończycy są fizycznie najmniej atrakcyjni, z wyjątkiem może Pigmejów i Hotentotów”. Swoją szczerość przypłacił utratą stanowiska.

Teoria wyjątkowości narodziła się pod koniec XIX wieku, w epoce Meiji, kiedy obcokrajowcy tysiącami przyjeżdżali do Japonii, aby przekazywać Japończykom podstawy technologii i nauk Zachodu. Miała ona działać jak psychologiczny mechanizm obronny wobec napływu gai jin. Fakt, że dziś teoria odżywa, czterdzieści lat od klęski w drugiej wojnie światowej, i to z taką gwałtownością, zaczyna niepokoić wielu intelektualistów. Wtedy doprowadziła do szowinizmu i ultranacjonalizmu lat trzydziestych. Co przyniesie tym razem? „Opowiadając się za wyjątkowością Japonii, obudzimy nietolerancję, która zawsze gdzieś się w nas czai”, czytamy w artykule wstępnym dziennika „Nihon Keisai Shimbun”. Od „wyjątkowego” do „lepszego” jest tylko jeden krok.

Czym uzasadnić tak wielką butę? Premier Nakasone znalazł bardzo prostą odpowiedź:

– Rasa japońska jest doskonała, ponieważ od czasów bogini Amaterasu Japończycy pozostali nieskażeni domieszkami niczym najlepsza sake, robiona wyłącznie z ryżu. – Dwa lata temu Nakasone powtórzył swoją teorię w Hiroszimie: – Tak wiele osiągnęliśmy, ponieważ od dwóch tysięcy lat nasza rasa nigdy się nie zmieszała z żadną obcą rasą.

Często właśnie „czystością rasową” tłumaczone są dzisiejsze sukcesy ekonomiczne Japonii. Cudzoziemcowi pytającemu, dlaczego przestępczość jest tu niższa niż na Zachodzie, władze odpowiadają: „Ponieważ my jesteśmy narodem etnicznie bardziej jednorodnym”. I utrzymują, że kryzys przemysłu samochodowego w Ameryce zapoczątkowało przyjęcie czarnych robotników do fabryk Detroit.

Japońskie uprzedzenia związane z obcokrajowcami jeszcze się pogłębiają, gdy gai jin jest kolorowy. Pewna japońska klasa, która w najlepsze korespondowała z klasą dzieci amerykańskich, otrzymała nagle od dyrektora nakaz zerwania wymiany listów. Szkoła odkryła, że korespondenci ze Stanów byli czarni.

Pogląd, iż mniejszości utrudniają rozwój kraju, jest tu popularny, a ugruntował go oczywiście Nakasone, kiedy 22 września ubiegłego roku przed zgromadzeniem młodzieżówki swojej partii wyraził opinię, że Japończycy są bardziej inteligentni od Amerykanów, gdyż Afroamerykanie, Portorykańczycy i Meksykanie obniżają średnią IQ w Stanach Zjednoczonych. Japończycy generalnie nie uważają dyskryminacji za fakt godny potępienia. Praktykują ją we własnym społeczeństwie.

Siedemset tysięcy potomków Koreańczyków przybyłych do Japonii trzysta lat temu w poszukiwaniu pracy albo przywleczonych tutaj siłą i wyznaczonych do robót przymusowych na początku XX wieku nadal jest uważanych za obcych i za obywateli drugiej kategorii. Około dwóch milionów burakumin, czyli niedotykalnych z dawnych czasów, wciąż stanowi mniejszość traktowaną z pogardą. Po 1975 roku, kiedy trzeba było znaleźć miejsce dla setek tysięcy uchodźców z Kambodży i Wietnamu, Japonia przyjęła niechętnie zaledwie kilka tysięcy. Uciekinierzy z Indochin nie potrafiliby się odnaleźć w jednorodnym etnicznie społeczeństwie japońskim – taki argument podało Tokio.

W rzeczywistości mieszkańcy archipelagu wcale nie są jednorodni. Wystarczy przejść się ulicami Tokio, aby spotkać Japończyków, którzy przypominają Mongołów czy Filipińczyków, ale to im nie przeszkadza nadal szczycić się mitem jednorodności. Nawet za cenę ukrywania prawdy historycznej. W ubiegłym roku nieoczekiwanie zostały wstrzymane prace archeologiczne w starożytnym grobowcu cesarskim niedaleko miasta Osaka, pod pretekstem, że świeże powietrze zniszczyłoby znajdujące się w nim dzieła sztuki. Prawdziwy powód, oczywiście nigdy niewypowiedziany wprost, jest taki, że wyniki prac wykopaliskowych mogły potwierdzić niewygodną dla Japończyków hipotezę, czyli że przodkowie rodziny cesarskiej, „czystej” krwi japońskiej, byli Koreańczykami. Zgodnie z mitem, ród cesarzy Japonii pochodzi w prostej linii od bogini słońca Amaterasu i jakkolwiek w 1946 roku władca został zmuszony do stwierdzenia, że jest „człowiekiem”, w dzisiejszych podręcznikach szkolnych nadal czytamy, że cała nacja pochodzi od bogów.

Ideę „czystej rasy” rozdmuchano podczas drugiej wojny światowej. Oficjalna propaganda tamtych czasów stwierdzała, że Japończycy różnią się od innych narodów i że to do nich, jako „potomków bogów”, należy historyczne dzieło panowania nad światem. Po tym, jak generał Yamashita w 1941 roku pokonał Brytyjczyków i podbił Singapur, mieszkańcy Tokio powtarzali z satysfakcją swoje popularne powiedzenie: „Biali, w opinii ich własnego uczonego, Darwina, pochodzą od małp. My, Japończycy, pochodzimy od bogów. Jest oczywiste, kto wygra wojnę, jeśli bogowie walczą z małpami!”

W pamięci średniego pokolenia Japończyków – a należy do niego także Nakasone – propagandowa idea „czystej rasy” pozostaje niezatarta, tak samo jak przekonanie o niższości innych narodów, w szczególności azjatyckich. Oto powód, dla którego ludzie z Azji Południowo-Wschodniej mają ogromne trudności ze znalezieniem mieszkania w Tokio, a studentom medycyny z Malezji, Indonezji czy Filipin nie wolno praktykować na japońskich pacjentach.

Kiedy Nakasone powiedział, co sądzi o inteligencji japońskiej i amerykańskiej – zanieczyszczonej przez czarnych – słuchało go około pięćdziesięciu lokalnych dziennikarzy, ale nikt nie powtórzył jego słów. Wypowiedź premiera nie była żadną sensacją: wszyscy myślą tutaj tak samo. Dopiero kiedy gazeta partii komunistycznej „Akahata” (Czerwony Sztandar) opublikowała przemówienie i podchwyciła je prasa amerykańska, wybuchł skandal i Nakasone musiał się tłumaczyć.

Nieco wcześniej szef Ministerstwa Edukacji Fujio stwierdził, że jego zdaniem Japończycy nie muszą już się wstydzić roli odegranej podczas drugiej wojny światowej. Najwyraźniej Japonia nie czuje się dobrze w roli pokonanego i kozła ofiarnego, którą znosiła przez ostatnie czterdzieści lat.

Dzisiaj Japonia jest pierwszym krajem kredytodawcą świata; krajem z najwyższym dochodem, krajem, który bardzo wielu cudzoziemców wskazuje z podziwem jako wzór, krajem, który wkrótce prześcignie Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię pod względem bogactw posiadanych poza granicami. A jednak ten ekonomiczny olbrzym pozostaje politycznym karłem; kimś w rodzaju uczniaka cały czas zagrożonego tym, że skrzyczy go nauczycielka. Gdy premier składa hołd poległym za ojczyznę w świątyni Yasukuni, Pekin protestuje z oburzeniem. Gdy podręczniki szkolne prezentują japońską wersję przebiegu drugiej wojny światowej, wszystkie inne kraje azjatyckie oponują z furią. To zrozumiałe, że Japończycy nie chcą już być traktowani jak parias społeczności międzynarodowej.

Minister Fujio nie zwlekał z oceną sytuacji. Zaraz po objęciu urzędu powiedział, że:

• tak zwane „rzezie” popełnione przez Japończyków w Azji nie są żadnymi rzeziami, ponieważ „zabijanie to nie przestępstwo, kiedy jest się na wojnie”;

• odpowiadający norymberskiemu proces tokijski, w którym skazano na śmierć ośmiu hierarchów starego reżimu, był „arbitralnym procesem wytoczonym zwyciężonym przez zwycięzców”;

• bomby atomowe zrzucone przez Amerykanów na Hiroszimę i Nagasaki, których ofiarą padły setki tysięcy ludzi, były prawdopodobnie jeszcze bardziej niemoralne od masakr i wojennych zniszczeń dokonanych przez Japończyków w Azji.

Nakasone – głównie z powodu reakcji świata na to przemówienie – zażądał dymisji Fujia. Ale kiedy ten wyszedł po raz ostatni z ministerstwa, setki urzędników pojawiły się w oknach, żeby bić mu brawo.

To naturalne, że Japończycy chcą zajmować w świecie miejsce odpowiadające ich nowo zdobytemu bogactwu. „W XIX wieku Wielka Brytania wprowadziła międzynarodowy ład ekonomiczny i stanęła na jego straży. Stany Zjednoczone zrobiły to samo w wieku XX. Czas, aby Japonia stworzyła system międzynarodowy, który odzwierciedlałby jej interesy”, napisał niedawno pewien ekonomista z tokijskiego instytutu badawczego Nomura. Jego rodacy przygotowują się do tej globalnej roli. A jako że Anglicy i Amerykanie wpłynęli na świat nie tylko poprzez gospodarkę, ale i kulturę, Japończycy zastanawiają się teraz, co mogą dać planecie oprócz swojej silnej waluty.

Na siódmym piętrze Ministerstwa Edukacji mała, starannie wyselekcjonowana grupa tworzy pod kierownictwem profesora Takeshiego Umehary Międzynarodowy Instytut do Badań nad Japonią, o którym tak marzył Nakasone. Instytut zostanie otwarty w Tokio, zatrudni około sześćdziesięciu uczonych wielu specjalności, a jego budżet wyniesie miliard jenów.

– Naszym zadaniem będzie odnaleźć specyfikę kultury japońskiej, aby ją przekazać reszcie ludzkości – mówi profesor Umehara, szczęśliwy, że może mi przedstawić swoje teorie i nadzieje. Zauważając, że jestem Włochem, dodaje: – W przyszłości cudzoziemcy będą musieli umieć cytować naszego poetę Basho, tak jak my umiemy cytować Dantego.

Wiele osób, zwłaszcza w sąsiednich krajach, gdzie Japonia ma bardzo niewielu przyjaciół, niepokoi się możliwą eskalacją tej „nowej japońskiej arogancji”, jak ją nazwał dziennik „Asahi”. Inni uważają, że to spóźniona reakcja. Jared Taylor napisał w swojej ostatniej książce Shadows of the Rising Sun: A Critical View of the Japanese Miracle: „Od kiedy Japończycy znów zaczęli się puszyć, przestawanie z nimi staje się coraz trudniejsze”.

Japonia, ze wszystkimi swoimi problemami, dostarczała dziennikarzowi ciągłej pożywki, zwłaszcza intelektualnej. Trzeba było dużo czytać, spotykać się z ludźmi, ze specjalistami. A jednak tęskniłem za przygodą, za wyzwaniem związanym z robieniem czegoś trudnego, na granicy ryzyka. Gdy na Oshimie wybuchł wulkan, ludność została ewakuowana, a władze zakazały wstępu na wyspę, ruszyłem w drogę.

Tiziano Terzani

W AZJI

Przełożyła Joanna Wajs

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.