sobota, 21 maja 2022

Pospolitym jest żyć według własnego upodobania

 

Tak jak pewien rodzaj błędów jest możliwy do popełnienia tylko przez znawców tematu, tak też człowiek wyższy wydaje się narażony na pewien rodzaj cierpienia, którym zwykły człowiek nie jest zagrożony. Otóż nawet Budda, po przebudzeniu się z Matrix Świadomego Istnienia i wyjściu poza koncept "jestem" dalej czcząc i szanując, żył w zależności od Dhammy, odwiecznego, niezmiennego prawa. I tu wydaje się tkwić różnica jakościowa pomiędzy człowiekiem wyższym a masowym. Ten pierwszy jasno widzi potrzebę bycia zależnym od jakiejś wyższej instancji, czczenia jej i szanowania, której ten drugi nie odczuwa.Taka zależność daje nam poczucie sensu, spełnionego obowiązku i dyscyplinuje nasze niższe instynkty, które to, niekontrolowane mogą sprawić że zamiast transformacji naszego życia w kierunku boskości, zdegradujemy się do poziomu zwierzęcia albo i niżej.

Zatem słusznie powiada się że dla inteligentnego człowieka dyscyplina ciąży jak tarcza nie jak brzemię.

Parę aforyzmów Gomeza Davili o potrzebie zdyscyplinowania naszego życia:

"Natura ludzka" jest kategorią aksjologiczną.
Czlowiek jest powinnością, ktorej człowiek zwykł się sprzeniewierzać.

To co nie wydaje się być godne człowieka, zwykło być godne prawie wszystkich ludzi.

Kto uwalnia się od wszystkiego co uciska, ten szybko odkrywa, że uwolnił się również od tego, co go chroni.

Spróbujmy przekształć ciężar, który przytłacza, we wznoszacą siłę, która ocali.

Jeżeli dyscyplina nie przekształca istnienia jednostki w oryginalny dramat wszyscy niestrudzenie recytują ten sam zwierzęcy repertuar.

Dyscyplina jest nie tyle społeczną koniecznością, ile etyczną nagłą potrzebą.

Kiedy człowiek wzbrania się przed tym, by dyscyplinowały go bóstwa, dyscyplinują go demony.

Moralna doskonałość polega na poczuciu, że nie możemy robić tego, czego nie powinniśmy robić.
Etyka osiąga swój szczyt tam, gdzie reguła wydaje się wyrazem osoby.

"Mieć odwagę zaakceptować siebie" to jedna z wielu współczesnych formułek, które próbują ukryć ludzką nikczemność, nazywając trudnym to co łatwe. Człowiek współczesny twierdzi, że nic nie kosztuje go tyle pracy, co uleganie własnej zwierzecości.

"Bycie sobą" jest domniemaną powinnością, która służy do próby uchylenia się od spełniania naszych prawdziwych obowiązków.
Naszym obowiązkiem nie jest autentyczność ontologiczna zwierzęcia: jest nim autentyczność aksjologiczna.

Kto uważa, że usprawiedliwia złe uczucie, mówiąc, że jest szczere, wyłącznie je potęguje.

To w naszym "wspólnym człowieczeństwie" najchętniej szukamy usprawiedliwienia dla naszej osobistej nikczemności.

Nasz aktualny obowiązek polega nie tyle na przestrzeganiu określonych zasad etycznych, ile na ocaleniu świadomości sacrum.

Każdy spełniony oblwiazek reprezentuje ten sam poziom doskonałości etycznej, ale nie każdy ma tę samą rangę.
Nawet bohaterskiej śmierci nadaje rangę bóstwo, za które się umiera.

Godność ludzka jest tym, co się zdobywa, kiedy walczy się z samym sobą w imię jakiejś normy.
To co nie ma źródła w konflikcie, jest zwierzęce, lub boskie.

Wewnętrzne konflikty niszczą skorupę obojętności, którą dusza odgradza się od oblegających ją prawd.

Człowiekiem szlachetnym jest ten, który stawia sobie wymagania, jakich nie stawiają mu okoliczności.

Zdolność do komplikowania tego co oczywiste, była podstawowym warunkiem metamorfozy zwierzęcia w człowieka.
Bezpośrednie przechodzenie od pożądania do jego zaspokojenia jest cechą zwierzęcia.

Nikt się nie odnajduje, jedynie szukajac siebie.
Osobowość rodzi się z konfliktu z normą.

Dla człowieka współczesnego, "odnalezienie siebie" oznacza rozpuszczenie się w pierwszej lepszej zbiorowości.

Powinniśmy wychwalać wojnę nie między ludźmi, lecz w człowieku.

Kto jedna człowiek z samym sobą, umniejsza go.

Człowiek powinien przygotowywać się nie na przyjmowanie wszelkiej prawdy, lecz na umieranie ze swymi bóstwami.
Dostosowanie się upadla.

Dostosowanie się jest złożeniem odległego dobra na ołtarzu bezpośredniej potrzeby.

Ci którzy wyzwalają człowiek z kajdan, wyzwalają wyłącznie zwierzę.

Etykieta, skrupuły ryty są palcami, które zwierzęcą masę plastyczną instynktów formułują w duszę.

Ludzie dzielą się na tych, którzy komplikują sobie życie, aby zdobyć duszę, i na tych, którzy trwonią duszę, aby ułatwić sobie życie.

Każde obalone tabu cofa ludzką egzystencję ku niesmaczności instynktu.

Ten kto oddaje się swoim instynktom, w równie oczywisty sposób upadla swoje oblicze, jak i swoją duszę.

Do orzeczenia, że jakaś norma jest martwa, głupcowi wystarczy wiedzieć, iż nie jest przestrzegana.

Gdy oczywistości ulegają zaćmieniu, zasady kierują naszymi krokami.

Bycie uczniem tych, którzy łamią normy, nie jest etycznie dozwolone.
Nienaśladowanie jest pierwszym wymaganiem etycznym w przypadku przekraczania norm.

Gwałcenie prostych reguł etycznych w imię jakiejś wyższej reguły zwykły doradzać etyki prostackie.

Świadomość moralna jest jedynie instancją, w której dwuznaczność konkretu prowadzi spór z jednoznacznością reguły.

W dobrze urodzonych duszach zasady są naturalizowane.

Jest coś niezniszczalne nikczemnego w poświęceniu nawet najgłupszej zasady na ołtarzu najszlachetniejszych namiętności.

Normą jest to, czego nic nie chroni przed naszym buntem, lecz czego nasza ślepota nie unieważnienia.

Każda reguła jest lepsza niż kaprys.
Dusza pozbawiona dyscypliny rozkłada się w larwalnej brzydocie.

Między anarchą instynktów i tyranią norm, rozciąga się ulotne i czyste terytorium ludzkiej doskonałości.

Doskonałość jest punktem, w którym łączy się to, co możemy zrobić, i to co chcemy zrobić, z tym co powinniśmy zrobić.

Ortega y Gasset:

Natomiast człowiek, którego analizujemy, przyzwyczaił się nie odnosić własnej osoby do żadnej zewnętrznej instancji. Zadowolony jest z siebie takiego, jakim jest. Skłonny jest zupełnie szczerze - i to nie przez próżność - jako rzecz najbardziej naturalną w świecie przyjmować i brać za dobrą monetę wszystko, co w sobie napotyka: mniemania, pożądania, upodobania i wybory. Dlaczego by nie miał tak robić, skoro – co już stwierdziliśmy - nikt ani nic go nie zmusza do uprzytomnienia sobie, iż jest człowiekiem drugiej kategorii, nader ograniczonym, niezdolnym do stworzenia ani zachowania nawet tej organizacji, która zapewnia jego życiu pełnię i zadowolenie, co z kolei daje mu podstawę do owej afirmacji własnej osoby?

Człowiek masowy nigdy nie odwołuje się do czynników zewnętrznych, o ile nie zostaje do tego gwałtownie zmuszony przez okoliczności. Jako że obecne okoliczności do tego go nie zmuszają, odwieczny człowiek masowy, zgodnie ze swoim temperamentem, nie odwołuje się do nikogo, czując się w pełni panem swojego życia. Natomiast człowiek wybrany czy wybitny odczuwa wewnętrzną potrzebę odwoływania się do norm zewnętrznych, od niego samego doskonalszych, którym dobrowolnie może służyć. Przypomnijmy, że człowiek wybitny tym się różni od człowieka pospolitego, że ten pierwszy ma duże wymagania wobec siebie samego, natomiast ten drugi, zachwycony własną osobą, niczego od siebie nie wymaga, będąc zupełnie zadowolony z tego, kim jest. W przeciwieństwie do tego, co się powszechnie sądzi, to właśnie ludzie wybrani, a nie masy, żyją w prawdziwym poddaństwie. Życie nie ma dla nich smaku, jeśli nie polega na służeniu czemuś transcendentnemu. Dlatego też takiej służby nie odbierają jako ucisku. Jeśli tego im braknie, wówczas odczuwają niepokój i wynajdują nowe normy, jeszcze trudniejsze, bardziej wymagające, które ich gnębią. To jest życie rozumiane jako narzucona sobie dyscyplina - życie szlachetne. Szlachectwo określają wymagania i obowiązki, a nie przywileje. Noblesse oblige.

„Pospolitym jest żyć według własnego upodobania. Człowiek szlachetny dąży do porządku i prawa”. Goethe

Dla mnie szlachectwo to synonim życia pełnego trudu i wyrzeczeń, zawsze gotowego do doskonalenia się, do przechodzenia od tego, co już jest, do wyższych jeszcze celów i obowiązków. Tak rozumiane życie szlachetne jest jaskrawym przeciwieństwem życia pospolitego, bezwładnego, ograniczającego się statycznie do siebie samego, skazanego na wieczne zaskorupienie w sobie, jako że żadna siła zewnętrzna nie zmusza go do wyjścia poza siebie samo.

Dlatego też ludzi w ten sposób żyjących nazywamy masą nie tyle ze względu na ich liczbę, ile ze względu na to, że życie ich jest bezwładne i bezwolne.

Im dłużej żyjemy, tym wyraźniej widzimy, że większość mężczyzn - i kobiet - jest zdolna do podjęcia jakiegoś wysiłku tylko wtedy, gdy wymaga tego zewnętrzna konieczność. Dlatego też te nieliczne, znane nam jednostki, które umieją zdobyć się na spontaniczność i luksus wysiłku, pozostawiają niezatarte piętno w naszej pamięci, nabierając nieledwie monumentalnych wymiarów. To właśnie są ludzie wybrani, szlachetni, jedyni, którzy umieją być aktywni, a nie tylko reaktywni, dla których życie jest ciągłym napięciem, nieustannym treningiem. Trening = askesis. To są właśnie asceci. ...

Kiedy się mówi o „wybranych mniejszościach”, często zniekształca się znaczenie tego określenia nie dostrzegając tego, że człowiek wybrany to nie ktoś butny i bezczelny uważający się za lepszego od innych, lecz ten, który wymaga od siebie więcej niż inni, nawet jeśli nie udaje mu się samemu tych wymagań zaspokoić. Nie ulega wątpliwości, że to właśnie jest najbardziej podstawowym kryterium podziału ludzkości na dwa typy osobników: tych, którzy stawiają sobie duże wymagania, przyjmując na siebie obowiązki i narażając się na niebezpieczeństwa i tych, którzy nie stawiają sobie samym żadnych specjalnych wymagań, dla których żyć, to pozostawać takim, jakim się jest, bez podejmowania jakiegokolwiek wysiłku w celu samodoskonalenia, to płynąć przez życie jak boja poddająca się biernie zmiennym prądom morskim.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.