Ale - pan Norwid jest dobry chłopiec i nie czepia się za słowa. Słusznie także utrzymuje Pani, iż w jowialnym humorze, albowiem nikt go nigdy nie widział z czymśkolwiek do łzy podobnym; owszem, prawie zawsze z uśmiechem. Kto go inaczej widział? – proszę, niech powie!
P. N[orwid] może błądzi – ale zdaje mu się, że społeczeństwo obecne nie jest warte czego innego. Za wiele dlań zaszczytu, aby przy nim płakać. Ile widziałem dziś łez otartych, to albo zatabaczoną chustką do nosa, albo numerowaną szczotką numerowanego szczotkarza, na rogu ulicy czekającego z narzędziami swego rzemiosła.
Nie Warszawę kto bawi (a tym mniej ja, co wcale obywatelem polskim nie jestem i praw w tym narodzie nie używam) – ale raczej biedna Warszawa bawi się sama lada czym, jak nieszczęśliwe dziecko, któremu stargano nerwy, raz je nastrajając na ogromny ton wielkiej rozpaczy, drugi raz na zapustne radości i igraszki ¹.
Jest to wychowanka, sierota z wielkiego rodu, zmieniona w popychadło domowe przez opiekunów raz wraz się przemieniających i doprowadzających dziecię do obłąkania, aby potem w szpitalu wariatów zamknąć, za idiotę ogłosić i nakazać na intencję jej wyzdrowienia oficjalne pacierze, a tymczasem fortuną sieroty podzielić się.
Nie dziwi mnie bynajmniej, że taka istota raz okrywa się żałobą i chórem płacze, drugi raz lada fraszką rozśmiesza się i bawi! Wielki zdadzą rachunek przed sprawiedliwością Przedwiecznego opiekunowie tej sieroty.
Ona przypomina mi śp. hr. Rozalię Rzewuską, która opowiadała mi, jak nieletnią dzieweczką będąc, widziała prowadzoną na gilotynę matkę swoją, a potem tułała się po brudnych domach przedmieść paryskich, umywając talerze i słuchając cynicznych piosenek ². Tak jest Warszawa dziś – miasto stołecznego rodu i pochodzenia – potrzebujące rozwiniętego i szerokiego życia, a doprowadzane ustawicznie do spazmów obłąkania!
Bawić istotę taką jest zarówno niepodobna i zbytecznie – ona się sama dziś rozśmieszy, jutro zapłaczy. Ja, mniej niż ktokolwiek, względem miasta tego nic nie mogę, bo kochało mnię przez cały rok³, a nie poważało i zapomniało przez lat kilkanaście ⁴.
Cyprian Norwid 1865
1. Warszawa, która ledwo otrzeźwiła się po tragedii powstania styczniowego, wpadła z kolei - prawem przykrego kontrastu – w wir bezustannych zabaw, skwapliwie podsycanych przez władze rosyjskie, pragnące jak najszybciej zatrzeć wspomnienia o niedawnych manifestacjach, zamachach, walkach i egzekucjach publicznych.
2. Rozalia z Lubomirskich Rzewuska (1788 – 1865) towarzyszyła w rewolucyjnym Paryżu swej matce, Aleksandrze Rozali z Chodkiewiczów - najpierw w uwięzionej, a później zgilotynowanej w r. 1794 – i zanim ją stamtąd wydobyto i przewieziono do Polski, przeżyła jako mała dziewczynka chwile wielkiej nędzy i nie mniejszego upokorzenia.
3. Norwid ma na myśli swój tryumfalny rok warszawski: 1841/1842, kiedy cieszył się uznaniem nie tylko jako poeta i artysta, ale również jako najwybitniejszy przedstawiciel myślącej i patriotycznie nastawionej młodzieży stołecznej.
4. Por. wiersz Dedykacja, napisany w parę miesięcy po niniejszym liście - jako wiersz dedykacyjny dyptyku Tyrtej - Za kulisami – i ukazujący podobnie rozbawioną Warszawę, w której nie było miejsca dla ludzi o gorętszych sercach albo wyższych umysłach.
Cyprian Kamil Norwid
Pisma wybrane Tom 5
Listy
Objaśnienia J. W Gomulickiego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.