czwartek, 21 grudnia 2023

Cioran o Heideggerze i nie tylko

 


Heidegger i Celine - dwaj niewolnicy swoich języków w stopniu takim, że wyzwolenie się z nich oznaczałoby dla nich zagładę. W swoistym zniewoleniu, jakiemu się poddajemy, są elementy konieczności, gry, szalbierstwa. Jak ocenić rolę każdego z nich? Wygląda na to, że zjawiskiem pierwotnym jest konieczność. To ona rozgrzesza maniaków indywidualnego języka.
*
Fascynuje mnie Sołowjow. Wszystko, co o nim czytam, potrząsa mną (chciałbym móc powiedzieć to samo o jego dziełach).

Nie znosił Tołstoja: prorocy nie mogą koegzystować. Z nich obu to Sołowjow był prawdziwy i tylko on zbliżył się do świętości. Rozdawał wszystko, na ulicy zdejmował ubranie (nieraz nawet buty!) i dawał żebrakom. Był tym, czym chciał być Tołstoj.

Powiedziano o Heideggerze: „Zrobił to i to. To niewybaczalne ze strony filozofa”. „Mędrca” - należałoby powiedzieć. Lecz Heidegger nie jest mędrcem ani nie rości sobie do tego pretensji. Nic tak nie wyjaławia poety jak czytanie innych poetów. Podobnie czytanie filozofów i tylko ich (co robią profesorowie) wyklucza możliwość sformułowania bodaj jednej myśli filozoficznej.
*
Heidegger mówi o Holderlinie jak o presokratyku. Traktowanie w ten sam sposób poety i myśliciela wydaje mi się herezją. Są dziedziny, których filozofowie nie powinni tykać. Rozkładanie wiersza na elementy, tak jak się to robi z systemem, jest zbrodnią przeciwko poezji.

Ciekawa sprawa: poeci są zadowoleni, gdy ich twórczość rozważa się w perspektywie filozoficznej. To im pochlebia, mają złudzenie nobilitacji. Żałosne!

Jedynie szczery miłośnik poezji cierpi z powodu tego świętokradczego wdzierania się filozofów w domenę, która powinna im być zakazana, która jest im zakazana z natury. Nie ma filozofa (Nietzsche?), który by napisał bodaj jeden znośny wiersz! (Istnieją co prawda systemy o ukierunkowaniu poetyckim - Platon, Schopenhauer; chodzi tu jednak albo o wizję, albo o dzieło naznaczone obcowaniem z poetami, jak u Schopenhauera.)

Mój przyjaciel X: pytają mnie, co porabia. Administruje swoją sławą - odpowiedziałem.
*
W książce Foucaulta Słowa i rzeczy, której wcale nie mam ochoty czytać, natrafiam na zdanie, w którym stawia on na jednej płaszczyźnie Holderlina, Nietzschego i Heideggera. Tylko profesor uniwersytetu mógł się dopuścić takiej zbrodni ,,obrazy geniusza”. Belfer Heidegger obok Nietzschego i Holderlina! Przypomina mi to owego krytyka, który ważył się napisać Od Leopardiego do Sartre a - jak gdyby mogła być między nimi najmniejsza bodaj filiacja. Z jednej strony poeta, duch w najwyższym stopniu autentyczny, z drugiej wyrobnik, co prawda uzdolniony, lecz wyrobnik.

Takie zestawienia, takie pomieszanie wartości przyprawia mnie o białą gorączkę.
[W innym miejscu]: Kiedy jakieś dziesięć lat temu Claude Roy napisał w jednym z artykułów „od Leopardiego do Sartre’a„,doznałem szoku, z którego nigdy się nie podniosłem. To tak jakby ktoś powiedział „od Jezusa do Mauriaca„.
*
Zawsze chciałem być na zewnątrz wszystkiego. Nie mieć żadnego przekonania ani nawet wyobrażenia, bo wszelka forma idei zakłada kontakt, tzn. wspólnictwo z iluzją. Poza wszystkim. To właśnie to. Być na równej stopie z niczym.

Im głębiej badam rzeczy, tym wyraźniej widzę, że do krańca wszystkiego dotarli jedynie ci, którzy obrócili się do świata plecami.

W książce Foucaulta mowa jest często o „antropologicznej skończoności”. Wyobrażam sobie, jak tego rodzaju formułki mogą działać na młodych. Oczywiście brzmi to uczeniej niż „nędza człowieka”, „człowiek jako skazane zwierzę”, czy „znikomość trwania” ludzkich dziejów.

Z wszystkich szalbierstw najgorsze jest językowe, bo najtrudniej dostrzegalne dla ogłupionych ludzi naszej epoki. Trzeba powiedzieć, że drogę otwarł Heidegger i że jeśli jakiś filozof chce doświadczyć ostracyzmu, na własnej skórze przeżyć wymienioną wyżej ,,skończoność”, to wystarczy mu odrzucić żargon i użyć potocznego, sensownego języka. Automatycznie wytworzy się wokół niego pustka.

24    kwietnia W tej właśnie chwili wszędzie na świecie mrą tysiące, tysiące ludzi, ja zaś trzymam pióro i nie potrafię znaleźć bodaj jednego słowa na skomentowanie ich agonii.
*
Ogromna sława Heideggera. Wszyscy dali się nabrać jego potwornemu szalbierstwu językowemu. Jednak moja o nim opinia jest niezachwiana. Zbudowało mnie to, co Ioan Alexandru opowiedział mi o swej rozmowie z tym wielkim człowiekiem: na proste i głębokie pytania rumuńskiego poety filozof odpowiadał banałami. Nie mogąc używać swego zwykłego żargonu, nie potrafił powiedzieć nic językiem potocznym, żywym, normalnym. Nie dało się szachrować.
*
Ludwig Marcuse (nie należy go mylić z innym, sławnym, noszącym to samo nazwisko) mówi, w związku z Heideggerem, o paranoia etymologica.
*
Heidegger - twórca języka, szalbierczy nowator.

Nietzsche nie odnawiał języka, on tylko pewne słowa właściwie wykorzystał.

”Był czas, kiedy nie było czasu” - czytamy w pewnym starożytnym tekście.
Odrzucenie narodzin pokrywa się z tęsknotą za tym czasem sprzed czasu.
Odrzucenie narodzin jest tym właśnie, niczym innym.

3   kwietnia
Zwalczając astrologię, św. Augustyn ucieka się do argumentu bliźniąt: oto dwie istoty, urodzone w tym samym momencie, lecz których losy są tak różne. [Otóż bynajmniej nie są tak różne, choć to akurat nie koniecznie udowadnia ważność astrologii VB]
*
loan Alexandru, młody poeta rumuński, bardzo wierzący, złożył wizytę Heideggerowi, któremu po dość długiej dyskusji ucałował dłoń, przyklęknąwszy. Heidegger był zbulwersowany i powiedział Stefanowi T., że naród rumuński ma z całą pewnością przyszłość religijną... Wyraził nawet zamiar napisania czegoś na ten temat.

...Bądźmy co do tego bardziej sceptyczni niż kiedykolwiek.

Mój kolega lon Biilan opublikował przed wojną tom poezji pt. Fe-bre cere:jti(Niebiańskie gorączki), potem z rzadka współpracował z pismami literackimi. Dziś ma emeryturę w wysokości dwóch tysięcy lei. Socjalizm ma zdecydowanie dobre strony.

Nie znam nic gorszego od długiej rozmowy z kimś sprawiającym wrażenie, że nie ma duszy, a mówiąc dokładniej - że zrobiony jest z materii nieożywionej.

Mówię wyraźnie: z kimś, kto nie ma duszy, nie zaś „bezdusznym”, bo to określenie sugeruje brak dobroci. Chodzi o coś całkiem innego -o to, by mieć w sobie jakiś ogień, a przynajmniej nieostygłe popioły.

11   września

Moja przynależność do narodu bez posłannictwa, bez przeznaczenia, skazanego na rolę nic nieznaczącą, w młodości dręczyła mnie i upokarzała; dziś tę oczywistość przyjmuję - nie mówię, że z obojętnością, lecz z minimalnym jedynie rozgoryczeniem.

Kontakty z ziomkami w ostatnich latach uleczyły mnie chyba z wszelkich udręk i odebrały mi wszelkie iluzje. Powszechna przeciętność, z dwoma czy trzema wyjątkami. W obliczu takiej materii ludzkiej nie sposób żywić bodaj jednej przesadnej nadziei. Wszelako z upodobań i zamiłowań zawsze szukałem tego, co przesadne, i ceniłem to.

Moja jedyna stała cecha; zamiłowanie do wybujałej przesady. Tylko zamiłowanie, nie pasja. Skądinąd bez niego nuda starłaby mnie na proch.
*
Nietzsche wylansował się swoją bzdurą Nadczłowieka. To naprawdę plama na jego reputacji. Pomyśleć, że duch zdolny do porywów cynizmu o rozmachu rzadko spotykanym mógł ulec pokusie wizji tak głupiej ! W dziedzinie proroctw entuzjazm nie jest wart nic. Prorokowanie przyciąga tłumy i drażni ludzi delikatnych. Wszelka idea nazbyt konkretna jest najzwyczajniej prostacka, nawet jeśli została zrodzona przez umysł subtelny i głęboki.

16 lutego Poczucie niewygody, obojętne, jakiego rodzaju, jest cenną pomocą dla myśliciela. Niewygoda raczej niż choroba, bo ta jest zachłanna, dąży do dominacji i zajęcia miejsca myśli; więcej - SAMA usiłuje myśleć. Heidegger stworzył własny język - sumę przyzwyczajeń. Dokładniej: tchnął nieco poezji w żargon fenomenologii.
Wybujała terminologia filozoficzna podprawiona szczyptą poezji.
O każdym z jego dzieł mamy ochotę powiedzieć: wielka, nieczytelna książka.
Trakla omawia jak jakiegoś presokratyka.

Heidegger i Celine - filozof i pisarz, którzy po Joyce’ie najbardziej pochylali się nad językiem, by go ugniatać, torturować, zmusić do mówienia...Oprawcy języka.

Chciałbym napisać esej o Hitlerze jako współczesnym ekspresjonizmu, o analfabecie padającym ofiarą Weltuntergangsstimmung [poczucia zagłady świata].

Zdarzało mi się prześladować język, maltretować go, nawet zadawać mu cierpienie, ale nigdy do tego stopnia, by zaczął wyć.

Nigdy nie żądałem od słów wysiłku niewspółmiernego z ich naturalnymi możliwościami, nigdy nie wymagałem od nich maksimum. Jestem wrogiem przemęczania słów i poezji współczesnej chętnie bym zarzucił brak litości dla nich. Wymaga ona od nich tak wiele, że je wycieńcza. Oszczędzajmy je, bo stępieją i nie będą już zdatne do niczego!

Patrząc na dzikie zwierzęta w Ogrodzie Botanicznym: czym jest dla nich klatka, tym dla nas jest Czas. Wszyscy tkwimy za mniej lub bardziej widocznymi kratami.

Ludzie żyją nadal tylko dlatego, że nic się nie nauczyli. Gdyby doświadczenie poprzednich generacji było obowiązkową częścią dziedzictwa każdego z nas, Historia już dawno by się skończyła. Szczęściem - i nieszczęściem - człowieka jest to, że nie rodzi się wolny od złudzeń.

Każdy „system” jest nietrwały. Tym, co u myśliciela żywotne, jest to, co odbiega od generalnej linii jego myśli - jego zapomnienia, jego wewnętrzne sprzeczności, pokusy ateistyczne u wierzącego, ciągoty mistyczne u racjonalisty. Albowiem nigdy nie jesteśmy bardziej sobą niż w chwilach, gdy wymykamy się temu, za kogo mają nas inni.

Byt ma u Heideggera wymiar mistyczny, a on nie jest go świadom.

Nie można wypowiedzieć słowa byt - z małej bądź dużej litery -nie dowodząc tym samym, że jest się na swój sposób wierzącym. Albowiem do wypowiedzenia takiego słowa z przekonaniem, z pewnością siebie, trzeba mieć dyspozycję religijną. Być może nawet trzeba wierzyć, żeby po prostu powiedzieć o kimś lub o czymś, że jest tym lub owym, bo przecież to konkretne jest automatycznie odsyła do On jest.
*
Przeczytałem właśnie Gelassenheit [Wyrzeczenie] Heideggera. Gdy tylko zaczyna używać potocznego języka, widzimy, jak mało ma do powiedzenia. Zawsze uważałem, że żargon to wielkie szalbierstwo. Aby ująć rzecz ściślej: żargon to szalbierstwo ludzi uczciwych.

Wszelako takie przedstawienie rzeczy grzeszy pobłażliwością. W rzeczywistości z chwilą, gdy wyskakujemy z języka żywego, aby usadowić się w innym, sfabrykowanym, pragniemy - mniej lub bardziej świadomie - szachrować.

Z usposobienia jestem gwałtowny i nietolerancyjny, więc jakby stworzony do działania. Już od dwudziestu lat, jeśli nie dłużej, gorliwie się staram być kimś niedziałającym - i, dalibóg, udało mi się to.

Ktoś jest interesujący tylko wtedy, gdy opowiada o swych cierpieniach, porażkach, udrękach. W autobiografii Karla Jaspersa, którą właśnie przeczytałem, żywe są tylko stronice, jakie poświęcił on bolesnym przejściom za reżimu nazistowskiego.

Groźne dla mnie jest to, że łatwo daję się urzec świetnością formuł zbyt pojemnych, zbyt dostojnych, jak Wyzwolenie itd.

. . . Wierny sobie mogę pozostać tylko wówczas, gdy zachowam swój zapas cynizmu, przez co należy rozumieć wątpienie przesadne, tzn. rygorystyczne, zdobywcze. W rzeczy samej u mnie wątpienie rozprzestrzenia się, rozciąga, zajmuje przestrzeń mojej myśli.

Chciałbym dojść do tego, by w jeden worek pakować arogantów i dusze udręczone. Istotnie, wszystkie nieporozumienia rodzą się z różnicy, jaką się czyni między jednymi i drugimi. (A przecież ta różnica jest moralnym fundamentem naszego świata. Jeśli pragniemy ją znieść, trzeba też zlikwidować ten świat.)

Najwyższy stopień wolności osiągamy w ekstazie pustki. Przy niej wszystko jest kajdanem, zniewoleniem, zaprzedaniem się.

Czegoś dobrego można dokonać tylko będąc nieznanym. Czuję się sobą tylko wówczas, gdy nie istnieję dla nikogo.

Tak samo mogę rzec: myślę o Bogu tylko wówczas, gdy zrobiłem wokół siebie próżnię, tak że nie istnieje już nic oprócz Niego.
*
Wszyscy ci profesorowie, z Heideggerem na czele, pasożytujący na Nietzschem i rojący sobie, że filozofowanie to gadanie o filozofii. Przywodzą mi na myśl poetów wyobrażających sobie, że misją wiersza jest opiewanie poezji. Wszędzie dramat nadmiaru świadomości: czy to wyczerpanie talentów, czy tematów? Niewątpliwie jedno i drugie: niedostatek natchnienia idący w parze z niedostatkiem tworzywa. Zanik naiwności: zbyt dużo żonglerki, zręczności, w sprawach kapitalnych. Akrobata wyparł artystę, a nawet filozof to tylko pedant, który się kręci w kółko.

M.F. mówi, że znaczenie Nietzschego polega na tym, iż był on jednym z pierwszych, którzy interesowali się wieloma dziedzinami (filologią, psychoanalizą, polityką itd.). Co w takim razie powiedzieć o Heglu? Ten, przeciwnie, ograniczył się do dziedziny o wiele bardziej zawężonej. Rację ma Spengler twierdzący, że epoka wielkich filozofów obejmujących wszystkie dziedziny skończyła się i że filozofia uległa specjalizacji jak każda gałąź wiedzy.

Warunek zasadniczy, jeśli chce się myśleć: powstrzymać się od refleksji o filozofii.

Na ulicy ogarnęła mnie jakaś niezwykła gorączka: ileż jeszcze mam do powiedzenia! Jeszcze nie przepadłem, skoro jestem zdolny do odczuć tak silnych, tak rzadkich.

„Jestem być może ostatnim z ludzi, ale nikomu nie przyznaję prawa do osądzania mnie”.
Myślę o Erwinie Reisnerze, prawdziwym filozofie, który umarł nieznany, i o pewnym innym - oszuście, którego wszędzie fetują. Ale po co zatrzymywać się nad takimi odwiecznymi oczywistościami? Zasługa zostaje nagrodzona tylko wówczas, gdy jej nosicielem jest ambicjoner bez skrupułów. Otóż nim właśnie jest każdy, kto jest coś wart i komu się powiodło.
*
Przed chwilą powiedziałem pewnemu Niemcowi, że śmieszne jest mówić o filozofach egzystencjalnych i pakować ich wszystkich do jednego worka. Różnica między Pascalem a Heideggerem jest taka jak pomiędzy Schicksal [przeznaczeniem] a Beruf[powołaniem].
*
Antykomunista pozostał komunistą w tym sensie, że nadal krąży wokół komunizmu, że mimowolnie uczynił zeń oś swego życia. Tak więc jego dawna namiętność nie zmieniła się zasadniczo. Do tego potrzebne by było zapomnienie jej.

Obsesjonaci - czy to w życiu, czy w literaturze - siłą rzeczy się powtarzają: nie mogą wyjść z ciasnego kręgu własnych trosk, zawsze wpadają na samych siebie.
Pisarz-obsesjonat jest wyższej rangi gadułą.

Niebywała pycha tego, kto posługuje się niezrozumiałym żargonem. Gdy jako student używałem filozoficznego, miałem w pogardzie wszystkich, którzy go nie stosowali.

Gdyby odrzeć Heideggera z jego języka, tzn. gdyby wyłożyć jego filozofię językiem potocznym, utraciłby on nie tyle znaczenie (bo ono jest rzeczywiste), ile prestiż będący, jak wskazuje samo słowo*, iluzją, oszukaństwem. *[„Prestige” (fr.) znaczy także „sztuczka kuglarska”, „omamienie”].

Zamiast cieszyć się teraźniejszością, bez przerwy wyobrażam sobie wszystko to, co stanie się jej dokładną i straszliwą negacją; od nitki do kłębka - i tak nieuchronnie wpadam na śmierć. A przecież trzeba smakować chwilę, po takich...

We wszystkich dziedzinach wirtuozeria jest znakiem nicości; nie ma jej u zarania żadnej cywilizacji. Dlatego tak wiele prawdy tkwi w początkach i tak mało w udanym zamknięciu, dokończeniu. We wszystkich liczy się tylko moment pragnienia. To, co przychodzi potem, jest tylko dopieszczaniem, rutyną, upodobaniem.

Pół godziny w biurze notariusza dla poświadczenia autentyczności mojego podpisu pod deklaracją zrzeczenia się mojej części spadku po matce.

Wszystkie te okularnice walące w maszyny i wypisujące cyfry przyprawiły mnie o nieznośną chandrę. Dziwki z ulicy Saint-Denis, tuż obok, zdają mi się o wiele bardziej uprzywilejowane przez los. Pomyśleć, że można istotę ludzką skazać na tkwienie codziennie przez osiem godzin przed maszyną do pisania!

W obliczu notariusza czuję się o wiele bardziej bezradny niż przed katem.

Zwykle, gdy umierają rodzice, idziemy do notariusza, żeby objąć po nich majątek; ja idę tam, aby zrzec się swojego działu. W tym wypadku ten dział jest fikcją; podpisuję papier, by zrzec się nicości.

Adamov dogorywa w jakimś paryskim szpitalu. Ta nowina poruszyła mnie bardziej, niż mogłem się spodziewać. Przyjaźnie umarłe to niekoniecznie przyjaźnie martwe.

„ ...To upojenie oddaleniem, poprzedzające i ułatwiające samobójstwo” (Drieu, Recit secret).
*
Sartre’owi udało się nieźle odgrywać Heideggera, jednake już nie Celine’a. Podróbki łatwiejsze są w filozofii niż w literaturze. Ten ambicjoner, który roił sobie, że wystarczy chcieć, aby mieć talent. Nie zdołał nawet dać iluzji „głębi”, co jest bardzo łatwe dla każdego filozofa wkraczającego na teren literatury.

18 listopada Podczas śniadania rozmawiałem z dziewczęciem osiemnastoletnim, tzn. z kimś mającym czterdzieści lat mniej ode mnie. Różnica zarazem fantastyczna i żadna.
Muszę przyznać, że nawet dość przyjemna jest pogawędka z kimś, kto jeszcze nie utracił żadnych złudzeń.

Nawet umysłom bardzo subtelnym zdarza się mówić głupstwa. Oto Chamfort nazywa jansenistów nędzną bandą i dziwi się, że stronnikami takiej sekty byli ludzie w rodzaju Pascala czy Amaulda.

Po tylu latach słuchałem znów Wagnera, pierwszego aktu Walkirii. Cóż, dawne urzeczenie działa jeszcze tylko do pewnego momentu. To nieustanne powtarzanie tego samego motywu w końcu nas wciąga i ulegamy fascynacji ze znużenia. Nie mamy już chęci przeciwstawiać się, zagradzać drogi, więc na chwilę wracamy do dawnego entuzjazmu. Z pewnością jest coś fałszywego u Wagnera. Ale to potężna robota! On nie jest bogiem, jak uważał Mallarme; jest półbogiem. Nietzsche zazdrościł mu, jego ataki oznaczały detronizację. I to jego, nie Wagnera, słucha się dziś. Zawsze w końcu biorą górę zawistnicy, małoduszni, czatownicy i niesprawiedliwi.

Uporczywe powtarzanie jakiegoś motywu w literaturze drażni (wyjątkiem jest Wschód: pomyślmy tylko o tekstach buddyjskich); w muzyce w końcu zaczyna działać obsesyjnie, wchodzi nam w krew. Stąd efekt śpiewu gregoriańskiego i wszystkich śpiewanych, rytmicznych modlitw; są one przykładami doskonałej techniki zatapiania „dusz”.

Przeczytałem, że w 1959 roku spośród trzech i pół miliona mieszkańców Bombaju siedemset tysięcy sypiało na ulicy.

*
Czytałem gdzieś, że w Indiach ludzi takich, jak Rousseau czy Schopenhauer nie traktuje się serio, bo żyli oni w sprzeczności ze swoją myślą. Tym bardziej nie powinni tam brać serio Nietzschego, jako że jego „ideały” były przeciwieństwem tego, czym był on sam. I rzeczywiście, Nietzsche nie zrobił w Indiach kariery. Ale na Zachodzie tryumf zawdzięcza właśnie rozdźwiękowi między swym życiem a swą myślą. Dlaczego? Gdyż ten rozdźwięk jest doskonałym punktem wyjścia do niekończących się rozważań psychologicznych. To coś, co można by nazwać biografią myśli, intelektualną pasją anegdoty.

Szczęście umierania bez potomności.

Jak podaje Porfiriusz, Plotyn powziął przyjaźń dla pewnego senatora rzymskiego, który odprawił swych niewolników, pozbył się domu i majątku, sypiał i jadał u przyjaciół, bo nie miał już nic ... Byłże ten senator mędrcem? Świętym? A może dekadentem? Z punktu widzenia cesarstwa był niewątpliwie dekadentem, ale przecież Plotyn miał z pewnością inny punkt widzenia - i tylko ten się liczy w naszych oczach. Niech żyje dekadencja, jeśli rodzi egzemplarze ludzkie tego wymiaru.

Marszałek Antonescu, który był może szaleńcem, dał jednak dowód mądrości i ludzkości: uratował życie co najmniej sześciuset tysiącom rumuńskich Żydów. Ani słowa wdzięczności, ani jednego pomnika czy ulicy w Izraelu, które upamiętniałyby jego nazwisko.

Lektura wstrząsającego wiersza Nelly Sachs Chor der Geretteten.G.B. pisze mi, że mój brat rozłożył przed nim i powierzył mu (?) wszystko, co wykoncypowałem i napisałem, a także to, co opublikowano o mnie do chwili mego wyjazdu za granicę. Czuję się pośmiertny...

Pustka jest metafizycznym wymiarem milczenia
(albo: pustka to skrajny odcień milczenia.)

Heidegger mówi Byt - z tym samym akcentem, z którym do niedawna mówiono Bóg.
Zresztą od stulecia Bóg jest ze sfery istotowej stale wypierany.
Wszystkie majuskuły zastępują Boga.

W przekładzie jednego z listów Pessoi tłumacz używa wyrażenia „kryzys psychiczny” - a powinien napisać „kryzys moralny”, gdyż nie chodziło tu o pierwsze lepsze zniechęcenie, lecz o zrewidowanie postawy wobec bliźnich. Pessoa przeżywał kryzys prawie taki jak Tołstoj. A więc o charakterze moralnym.
*
W Essai de semantique Michel Breal napisał: „Rzeczownik szybko wyzbywa się znaczenia etymologicznego, które mogłoby stać się kłopotem i zawadą ... Im bardziej słowo jest oderwane od swych początków, tym skuteczniej służy myśli„.

Cała filozofia Heideggera wypływa z tezy wprost przeciwnej. Opiera się na prawomocności, nawet na konieczności etymologii w poszukiwaniu prawdy. Można by powiedzieć, że dla Heideggera myślenie to powrót do pierwotnego sensu słów.

Teza Breala zadowoli racjonalistę, „intelektualistę„, jak się do niedawna mówiło. Teza Heideggera pasuje doskonale do wymagań filozofii egzystencjalnej.

Zdaję sobie sprawę, jak bardzo mój styl jest wymęczony. Jest zarazem zbyt nerwowy i zbyt wypracowany. Mój pierwszy szkic jest zawsze lepszy, ale zwykle niezbyt jasny, nie mówiąc już o tym, że obfituje w powtórzenia i nawyczki. A cudzoziemiec nie powinien dowierzać „pierwszemu szkicowi”, w którym mogą wyjść na jaw braki jego „wiedzy”. Nie może być naprawdę naturalny, skoro pisze w języku pożyczonym, obcym jego naturze, w języku ciasno nań nałożonym. Chodzi o to, by nie robił wrażenia, że wyuczył się go późno. Jest to wszystko, czego może się spodziewać w kwestii naturalności.

30 stycznia 1969
...Analfabetka będzie miała doświadczenie duchowe głębsze od kogoś wykształconego, gdyż nie potrafi myśleć o czymś innym, będzie się utożsamiać z tym, co czuje i pójdzie aż do końca, jako że będzie jej wzbroniona wszelka możliwość szachrowania, wszelka pokusa gry intelektualnej.
*
Przerzuciłem właśnie numer specjalny jakiegoś pisma południowoamerykańskiego poświęcony Heideggerowi. Z jakąż rozkoszą ci „filozofowie” upajają się słowem Nada [nic]! Co prawda byli do tego przygotowani przez mistykę hiszpańską; co się tyczy terminologii autora Bycia i czasu, nie powinna ich odpychać, bo jest podobna do scholastycznej, z którą chyba obcowali w swych katolickich kolegiach.

Rzeczą najtrudniejszą jest mieć głębokie przeżycie filozoficzne i wyrazić je, nie uciekając się do szkolnego żargonu, który jest łatwizną, kamuflażem i prawie oszustwem.

Zeszyty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.