czwartek, 12 czerwca 2014

Boy-Żeleński o Tetmajerze


KAZIMIERZ TETMAJER (1865–1940)

Umarł Kazimierz Tetmajer. Dla świata umarł od dawna – przeszło ćwierć wieku temu. 

Nieubłagana choroba oddzieliła go od ludzi zasłoną prześladowczych urojeń. Zarodki choroby trawiły poetę już wcześniej, rozwinął je wstrząs poprzedniej wojny. Tetmajer zamilkł wówczas, nie odnalazł się już w nowej rzeczywistości. Cofnął się w jakąś mroczną głąb; chodził po świecie daleki, wszystkiemu obcy. Ze ściśnięciem serca spotykano na ulicach wielkiego miasta tego żywego trupa.
Ktoś widział taką scenę. W wiosenne popołudnie wlókł się alejami poeta, zaniedbany, zarośnięty, wychudły, w czarnych okularach – upiorny. Na jego widok poruszyły się na ławce dwie pensjonarki. „Patrz, patrz – zaszeptała jedna do drugiej – Tetmajer! To ten, co napisał Lubię, kiedy kobieta...”

W istocie taki był tytuł głośnego w swoim czasie wiersza młodego Tetmajera, jednego z tych jego wierszy, które swoją zuchwałą zmysłowością zelektryzowały poezję polską. Widocznie wiersz ów, natchniony przez ich babki, przetrwał w tradycjach pensjonarek.

Młodość Tetmajera zaciążyła smutkiem na jego życiu. Ruina majątkowa sprowadziła starych rodziców z podnóża Tatr do maleńkiego wówczas Krakowa, brat, Włodzimierz, szedł już drogą powołania malarskiego, na Kazimierza więc spadał niejako obowiązek stania się podporą rodziny, szybkiego zdobycia bytu w jakimś trzeźwym i praktycznym zawodzie. A w nim już tłukła się poezja! W tych warunkach poezja – to dramat, to niemal wstyd, to nieustanny wyrzut sumienia. Każdy wiersz przyjmowany był przez rodzinę z troską, każdy wybuch młodości jemu samemu zdawał się występkiem. Spotykając w oczach ludzi niemiły znak zapytania – poeta odsunął się od ludzi.

Była jeszcze i druga przyczyna wewnętrznego rozdarcia. W epoce, gdy Tetmajer zaczął pisać, nurtowały krakowską młodzież prądy demokratyczne, budziło się przedwiośnie młodego socjalizmu. Wyraża się to w wierszach Tetmajera, jak i w poezji debiutujących wraz z nim Nowickiego i Niemojewskiego. Motywy społeczne, akcenty rewolucyjne; poeta uderza w ton, który później już u niego nie wróci. Bo równocześnie wabiła młodych syrenim głosem inna poezja, inne pieśni, płynące z dalekiej Europy: hasła twórczości oderwanej jakoby od przemijających realności zjawisk, kult egotyzmu, nadrzędności artysty, wzgardliwe manifesty „sztuki dla sztuki”, wizja świata jako zwodnej gry symbolów. Samorodny talent Tetmajera nie poszedł nigdy w służbę jakichś poetyckich programów, niemniej w sztuce jego przeważy niebawem wyraz egotycznych nastrojów, „spowiedź dziecięca wieku” pełna zwątpień i bezsiły, lubująca się niemal w tym wypieszczonym artystycznie defetyzmie. W zamian gorąca jego natura odkrywa bogactwo nowych dla poezji polskiej motywów; pierwsza podróż do Włoch objawia mu nieznane piękności przyrody, bogactwa klasycznej rzeźby, malarstwa odrodzenia, utrwalające jeszcze poetę w kulcie zmysłowego piękna. Ale poza tym wszystkim czuć w ówczesnej poezji Tetmajera niepokój, niezadowolenie, przesyt, ciągłe zrywanie się do jakiegoś lotu, ale „dokąd iść – nie wiem, zgubiłem mą drogę”, zwierza się w młodzieńczym wierszu. Daremnie próbuje się zagłuszyć, wykrzykując w popularnej strofie: „choć życie nasze splunięcia nie warte, evviva l’arte” – czuć, że w miarę dojrzewania lat i talentu, ta bezideowość gnębi poetę, że go nęka wyrzutem jakichś nie spełnionych młodzieńczych rojeń o służbie ludzkości. I znów ucieka od samego siebie w ukochane od dzieciństwa Tatry.

Tatry! Nie były one – po Goszczyńskim, po Asnyku – odkryciem, ale można powiedzieć, że zdobył je dla poezji polskiej Tetmajer. Wiersze tatrzańskie należą do najpiękniejszych wśród jego liryki. A niebawem, kiedy poeta prawie że na stałe osiadł w Zakopanem, kiedy w codziennym obcowaniu zżył się tym bardziej z owym ludem, który znał od dziecka, kiedy nawykł myśleć wręcz językiem tego ludu, kiedy wchłonął w siebie wszystkie jego pieśni, melodie, opowieści, klechdy, wówczas te Tatry miały się dlań zaludnić bujną i hardą fauną ludzką, aby wydać jego arcydzieło: Na skalnym Podhalu. Można by rzec, że wszystkie zapomniane marzenia o życiu wolnym, dumnym, o życiu walk i zwycięstw, życiu trudu i siły, wcieliły się w te opowieści o dawnych juhasach, harnasiach i zbójnikach, pisane doskonale stonowaną gwarą, mieniące się barwami tężyzny i humoru, pachnące lasem, żentycą i dymem ogniska.

Czysty liryk w swoich poezjach, wydanych kolejno w ośmiu tomach, epik w Skalnym Podhalu, Tetmajer był również płodnym powieściopisarzem. Powieści jego są nierównej wartości, jak i natchnienie ich było rozmaite. Często były po prostu codzienną, zarobkową pracą pisarza, któremu rymy nie zapewnią chleba. Czasem – jak np. w pierwszej powieści Tetmajera Anioł śmierci – były one rodzajem romansowej autobiografii samego autora, lirycznymi porachunkami z eks-miłością, w duchu tradycji literackich wiodących się od Mickiewicza i Goethego. Czasem wyraża się w nich dziecinna nieco gra fantazji pisarza, który jak chłopczyk bawi się żołnierzami, snując w Królu Andrzeju i w Grze fal – obrazy urojonej „wojny przyszłości”, jakże przelicytowane od tego czasu przez rzeczywistość! Ale czasem pośród tych powieści, sprzedawanych „na pniu” i dostarczanych z obowiązku z felietonu na felieton, zdarza się ujawnić poecie kapitalny temperament narracyjny i ukazać nowe możliwości swego talentu, jak np. w owym Romansie panny Opolskiej i Jana Główniaka, niedbale nakreślonym, ale tak oryginalnym przez swój bezceremonialny realizm. Mimochodem powieść ta wprowadziła nas jakby od niechcenia w samo centrum problemu chłopskiego, rozgrywki między wsią a dworem. Wreszcie w czterotomowym Końcu epopei autor roztacza, po tylu innych, dzieje zwycięstw i klęsk napoleońskich.

Nazwisko Kazimierza Tetmajera wskrzesza w naszej pamięci całą epokę. Epoka przejściowa, przeważnie obca ludziom dzisiejszym, ale zarazem moment, który miał swoje znaczenie wyzwalające. Wpływ Tetmajera był ogromny, cała niemal młoda poezja ówczesna wyszła z niego – męska i żeńska, bo odzewem na jego kuszące szepty i wzywania (Mów do mnie jeszcze...) stała się obudzona liryka niewieścia. Zlekceważona rzeczywistość społeczna upomniała się niebawem o swoje prawa, Tetmajera stopniowo opuszczono, „rząd dusz” przeszedł w inne ręce. Ale pozostał po Kazimierzu Tetmajerze wkład jego w język polski, którym władał po mistrzowsku, pozostanie zapewne kilkadziesiąt kryształowo pięknych wierszy, które, dziś nieco zapomniane, odnajdą się kiedyś, zostanie wreszcie granitowe Skalne Podhale, które przetrwa zwycięsko wszystkie fluktuacje epok i gustów literackich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.