Nic raz jeden
Nic raz jeden się nie zdarza
i nic nigdy się nie zmienia.
Będzie więc to, co już było
jak w zwierciadłach odwrócenia.
Łąka rodzi światów kwiaty,
bukiet wzywa wstecz, na łąki,
więc prastarych kielich wspomnień
wnet otworzą marzeń pąki.
Słów bezcennych, dawnych parę,
na tysiące szat rozmienisz.
Luster gra stworzy miraże
błyskawic mknących strumieni.
Są nas odmiennych miliardy,
czy tylko Adam i Ewa?
Jak przed wieki, tak i dziś,
Kain morduje, ptak śpiewa.
Czemu tak, a nie inaczej?
Gdzie odmiany znak? Wyzwania?
Kręgi wtórzeń się rozchodzą...
Kochasz mnie, czy smak kochania?
Po co żyć? Gdy środka nie ma
i końca, jak odejść mamy?
Gdy wciąż tylko ból początku -
niesprawdzeni zamieramy.
Dziś jak wczoraj, jutro jak dziś.
W rzeczy stawie woda stoi...
Tu trwa chwil wigilia wieczna -
a więc tu nic się nie zrodzi.
Krzywe lustro nam podsuwa
odbicie, obraz i półcień.
Pełne światło i przemiana
gdzież? To odwaga - prawdy cierń.
============================================
1. RUCHLIWA MOTYLA NOGA PANI MIGOTKI
Zastanawiałem się, czy napisać notkę o Wisławie Szymborskiej. Na pewno nie chciałem tego zrobić pochopnie i wtedy, gdy wszyscy pisali. W końcu stwierdziłem, że moment jest odpowiedni.
Z Wisławą Szymborską, przyznaję, mam pewien kłopot. Polega on na tym, że opierając się na intuicji i braku atraktywności jej wierszyków dla mnie osobiście – nie zmusiłem się ani do szczegółowej analizy, ani do obszernej ich lektury. W związku z tym, bywam czasami chwiejny w ocenie jej osiągnięć. Z reguły i od dawna nastawiony obojętnie i sceptycznie, czasem daję się komuś zasugerować, że są w jej dorobku rzeczy wielkie. A potem na chłodno czytam ten sam wiersz, niby epokowy na tle poezji polskiej XXw. – i...on maleje mi w oczach, więc powracam do mojej dawnej obojętności wobec tych dokonań niewątpliwie sprawnego i inteligentnego pióra. Ale czy poezja to głównie sprawność oraz inteligencja?
Z twórczością Szymborskiej mieli okazję się zetknąć nawet ci, którzy nie czytają poezji, jeśli oglądali film Zanussiego „Barwy ochronne” (tak na marginesie, uważam go za jeden z najlepszych w jego dorobku).
Otóż w tym filmie, którego akcja toczy się podczas letniego obozu akademickiego kół językoznawczych, podczas uroczystości wręczenia nagród Halina Mikołajska recytuje fragment utworu Pod jedną gwiazdką
(„Przepraszam wielkie pytania za małe odpowiedzi. / Prawdo, nie zwracaj na mnie zbyt bacznej uwagi. / Powago, okaż mi wspaniałomyślność. / Ścierp, tajemnico bytu, że wyskubuję nitki z twego trenu”).
Fragment ów robi wrażenie i zapada w pamięć. Sprawne pióro umie tworzyć poetyzujące bon moty.Ale paradoksalnie, cały filmowy kontekst zakłamanej, uniwersyteckiej enklawy lizusostwa i pozorów nadaje inny wymiar poezji, którą tam się posłużono. Powtórzę: akademia letniego obozu akademickiego kół językoznawczych pełna koterii i pozorów podczas ogłoszenia wyników zmanipulowanego konkursu na pracę naukową.
I to jest właśnie to... Zanussi doskonale wyczuł jaką poezją lubią się podpierać tacy ludzie, jak owa subkultura oportunizmu, którą ukazał i jaka poezja może się im autentycznie podobać. Nie twierdzę, oczywiście, że poezja Szymborskiej przemawia tylko do oportunistów i hipokrytów z ambicjami. Nic takiego nie mówię. Mówię tylko, że Zanussi trafił w dziesiątkę...
2. MENTOREM MOŻE KAŻDY BYĆ
Miłośników tej poezji można znaleźć w przeróżnych środowiskach. Często są to ludzie mający małe zainteresowanie poezją i robiący wyjątek dla Szymborskiej (podobnie jest z fenomenem recepcji poezji ks.Twardowskiego). Często jest to jedyny tomik poetycki w domowej biblioteczce. Za to jej chwała, że potrafiła otworzyć podwoje przybytku muzy Euterpe dla tych, którzy do tej pory przechodzili obojętnie obok pradawnej świątyni poezji lirycznej. Nabytków w tej sferze - szczególnie w czasach jakie mamy – nigdy dość. Ale właśnie: „poezji lirycznej”. Zatrzymajmy się tu. Czy to aby naprawdę jest osobista liryka? Mam co do tego wątpliwości. Jak na mój gust to pisanie trąci raczej poezją gnomiczną, mądrościową (przy okazjiprzepraszam wielkiego Koheleta, za domyślne przywołanie jego odwiecznych strof, w kontekście „gnomizmu” krakowskiego). Można też wiersze Szymborskiej nazwać mini-poematami antydydaktycznymi. Drugim skojarzeniem, które mam jeśli chodzi o kształt utworów Szymborskiej, jest ich formalne pokrewieństwo (a często i treściowe) z tekstami autora poezji śpiewanej przez Grzegorza Turnaua, czyli Michała Zabłockiego. „Zwieść cię może ciągnący ulicami tłum, / wódka w parku wypita albo zachód słońca, / lecz pamiętaj: naprawdę nie dzieje się nic / i nie stanie się nic - aż do końca.
Czy zdanie okrągłe wypowiesz, / czy księgę mądrą napiszesz, / będziesz zawsze mieć w głowie tę samą pustkę i ciszę. /Zaufaj tylko warg splotom, / bełkotom niezrozumiałym, / gestom w próżni zawisłym, /niedoskonałym.”
Czy to czasem nie apokryf Szymborskiej? A jeśli nie, to dlaczego Zabłocki nie dostał Nobla ;) ? Że mniej rygorystyczny formalnie? Przecież to można poprawić. A może to powietrze krakowskie nasuwa podobną optykę... Kto wie...
Tę piosenkę Turnaua bardzo lubię, ale – by tak rzec – w określonych okolicznościach, np. wracając nad ranem z czyichś urodzin bądź imienin. Ale by kupować ten tekst w postaci drukowanej i...wielokrotnie go odczytywać – jakby mogło tam coś w nim przybyć, od samego przeleżenia na półce – sorry, mam ciekawsze zajęcia. Tak samo nie wyobrażam sobie wielokrotnego powracania do wierszy Pani Wisławy. Przeczytał, paniał, podziwił, powtórzył na głos, zanucił i wsio. Spożyto. Kelner! Rachunek! Do zgłębiania i zachwytu za mało... Filety z ryb się je, a nie kontempluje wizualnie. Tort w nadmiarze powoduje znane reperkusje.
Pewne podobieństwo też jest w tekstach Szymborskiej do tekstów piosenek Osieckiej. Jednak zdecydowanie wolę piosenki p.Agnieszki, przynajmniej nie sprawiają wrażenia, że są czymś więcej niż są i niż mogą... Ruchliwą motylą nogą.
3. SPOSOBY UDAWANIA OSOBY czyli MRUGNIĘCIE OKIEM
I tutaj jesteśmy przy następnym „ale”. Owszem, wierszowanie z ambicjami mądrościowymi, lecz czy aby zamiar był mierzony podług sił? Też mam tu spore wątpliwości. Szymborska miała ambicje Eklezjasty, lecz światopogląd dość wąski, nie potrafiący ująć całości rzeczywistości a wręcz odcinający pewne jej sfery programowo. I ten właśnie dysonans wyczuwa się podświadomie podczas lektury. Pani Wisława to wyznawczyni światopoglądu relatywistycznego, zmierzającego w kierunku stonowanego epikureizmu. „Wszystko płynie”, „wszystko się kończy i nie wiadomo po co tak naprawdę zaistniało”. Można by tu posłużyć się terminem „wariabilizm”, kult zmienności i teraźniejszości. W pewnym sensie patronem takiego światopoglądu jest Heraklit z Efezu. Jego roli w jej obrazie świata nie ukrywała zresztą sama poetka. Opisała to dość samoświadomie w wierszu W rzece Heraklita z tomu "Sól".
W rzece Heraklita
ryba łowi ryby,
ryba ćwiartuje rybę ostrą rybą,
ryba buduje rybę, ryba mieszka w rybie,
ryba ucieka z oblężonej ryby.
W rzece Heraklita
ryba kocha rybę,
twoje oczy - powiada - lśnią jak ryby w niebie,
chcę płynąć razem z tobą do wspólnego morza,
o najpiękniejsza z ławicy.
W rzece Heraklita
ryba wymyśliła rybę nad rybami,
ryba klęka przed rybą, ryba śpiewa rybie,
prosi rybę o lżejsze pływanie.
W rzece Heraklita
ja ryba pojedyncza, ja ryba odrębna
(choćby od ryby drzewa i ryby kamienia)
pisuję w poszczególnych chwilach małe ryby
w łusce srebrnej tak krótko,
że może to ciemność w zakłopotaniu mruga?
Może gdyby Jean Paul Sartre pisał wiersze, stworzyłby podobne do tych Pani Wisławy? Wszystko być może. O mruganiu ciemności wielu...lubi pisać. Niezwykle zajmujące to zajęcie i zda się nie mieć końca...A swoją drogą, to nie zazdroszczę Heraklitowi. Biedak, żeby to on wiedział, jaki pudding się z niego będzie przyrządzać... Ale i tak dobrze, że nasza poetessa nie wzięła na deskę kuchenną np.Platona. Tego bym już na spokojnie nie zniósł.
4. FILOZOFIZM POETYZUJĄCY czyli NIEDZIELA NA GŁÓWNYM
No cóż. Światopogląd jak światopogląd... Wielu jest takich, dla których szczytem poznania rzeczywistości będzie stwierdzenie, że „wszystko się zmienia, nie ma nic stałego i nie wiadomo, co to wszystko znaczy”. Dla takich czytelników i do tego niezbyt obeznanych z ogromnym uniwersum poezji światowej i polskiej – nasza poetessa i filozofessa, będzie prawie że boginką. Boginką kultu wiecznego ognia przemian, kapłanką neofitów refleksji.
Jest to poezja motyla, który fruwa sobie to tu, to tam, nad książkami, nad sprawami, nad tajemnicą bytu i rozkosznie nieodpowiedzialny, nawet nie przyznaje się, że coś tam kiedyś zapylił. Poezja wypływająca z obrazu świata, w którym obco czuje się pojęcie „odpowiedzialność”. Nie przystają do tego świata rozterki duchowe i przełomy, konfesyjne wyznania i głębokie – nie na pokaz – egzystencjalne zwątpienia w siebie. Tu – tak na wszelki wypadek - na nic się nie spogląda ostrym, bezlitosnym wzrokiem, aby się ustrzec tego, iż ktoś na nas spojrzy takimiż oczami. Tu nie ma trzeciego wymiaru. Są tylko do jego imitowania okulary, które wręczają przy wejściu a odbierają przy wyjściu, po wstaniu z fotela. Okulary, które gdy się założy na czas lektury, na czas projekcji realizowanej w klimatyzowanej sali, to wszystko się wydaje takie, takie... z głębią, takie przestrzenne, takie głębokie, że ach! Takie..., takie jakby prosto z Paryża. A my tacy mądrzy i tak małym kosztem. Uwzniośleni, że oto tu taaakie mądrości, a my je rozumiemy. W aniołów przemienieni. Batmany intelektu. Wyrafinowana poezja niedzielnej inteligencji. Niedzielnej także w sensie: nie dzielnej, pozbawionej dzielności oraz niedzielnej, czyli nie działającej, deklaratywnej, bez związku z działaniem, czynami i postawą życiową. Niech tylko komuś niedziela nie skojarzy się z...ks.Niedzielakiem, czy z losami jakichś innych księży, bo byłoby to taki, fuj, nieparyskie, odwetowa osądzanie, pod stos podkładanie, od czci odsądzanie. Bo cześć, ważna rzecz. Gdy ktoś zasmakował tego, co daje Sala Kongresowa, to wszystko inne, niech się przy tym schowa. Nie da ci sąd Parysa, nie da ci mądrości sowa, tego, co dać ci może, pełna Sala Kongresowa.
„szanowni państwo, oto projekt całkiem nowy
jak zlikwidować kompleks sali kongresowej
jak się nie załamywać i nie tonąć w splinach
oto recepta jedyna.
na wszystkie smutki - niedziela przy Noblu
na oddech krótki - niedziela przy Noblu
na sypkość uczuć i brak przyjaciela
nad Szymborskiej wierszem spędzona niedziela.
na niski wskaźnik - niedziela na głównym
na nadmiar wyobraźni - niedziela na głównym
na splin, frustrację i oddech nierówny
przy Noblu niedziela, niedziela na głównym.
w taką niedzielę, gdy czegoś się boisz
tych słów niewiele ci nerwy ukoi”
(W.Młynarski – Niedziela na Głównym, częściowa parafraza)
5. MEBLE DUCHOWE MUSZĄ BYĆ ERGONOMICZNE
Ergonomiczne bardzo są to wiersze. Kotarbiński by docenił tak efektywne dostosowanie formy i treści do czytelnika. Wiersze z poduszkami ABS, testowane wypadkowo przy dużych prędkościach. Ostatnie słowo kulturowego pragmatyzmu stosowanego. Optima, mądrościowa spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, z siedzibą w królewskim, a jakże, grodzie Kraka. Grodzie, w którym kiedyś żyła Wanda, co Niemca nie chciała a teraz Wisława, która oczu otworzyć nie śmiała, bo się bała? Bo była za mała?, bo prysłaby chwała?
Minimum wysiłku, maksimum korzyści; satysfakcja gwarantowana, ale bez zwrotu pieniędzy. Tu nie ma dylematów, heroizmu, cierpień, przekleństwa wyboru w sytuacji bez wyjścia. Jest ich oglądanie przez mieszczański wizjer. Bez uchylania drzwi na realność, na mięso rzeczywistości, na trud wyboru. Taka wycieczka bystrej Japonki po starożytnym Efezie z idiot-kamerą w ręku, by udokumentować atrakcyjne widoki ruin dla przyjemności nieruchawej rodziny i sąsiadów. I dlatego sprzedaje się to dobrze, jak mapy, foldery i pocztówki. Któż by nie chciał dostać pocztą na swój adres widokówki z...Mądrolandii. Albo pozwiedzać mądrość palcem po mapie...
Tacy są koryfeusze naszych czasów, Barbara Skarga, Zygmunt Bauman, Wisława Szymborska, Zbigniew Mikołejko. Ślepi przewodnicy ślepej wycieczki. Niektórzy z nich z przeszłością i stylowymi dziurami w biografii. Okaleczone biogramy kalekich przewodników chóru nie rozumiejących tego, co się im w młodości przydarzyło, ani dzisiaj nie rozumiejący swoich krajów i krajan. Ale jak zawsze, jak w młodości, nad miarę...wygadani. Słowa, sława, słowa, ale czy coś, i co, się za nimi chowa... Czyżby...najzwyklejsza ziemia jałowa? „I tak się właśnie kończy świat / Nie hukiem ale skomleniem” (T.S.Eliot – „Wydrążeni ludzie”).
6. ZMNIEJSZ NASYCENIE BARW DO ZERA A POTEM ZLIKWIDUJ CZERŃ I BIEL
Nawet i miłość jest tu jakaś taka...odrealniona, motyla, instynktowna, wypreparowana z szaleństwa i pasji. Tu nie bywa Przeznaczenie, zagląda tu zaledwie przyrodnicza Konieczność ze swym bratem Przypadkiem. I takiż to ten cały panteon Pani Wisławy. Skromny. Tak skromny jak duch naszych biednych, ubogich duchem czasów... Dystans, umywanie rąk i tematy pływające w pięknie pomalowanych słoikach z formaliną. Tematy „w temacie”, jak u stoczniowego wieszcza. I snobistyczny kult malowanych trybunów i znachorskich aptekarzy ważących te swoje filozofujące miksturki. I tratwa dla wyplutych przez fałszywe ideologie lub zagubionych w bezpańskim świecie bez Boga a potrzebujących na gwałt jakiegoś autorytetu... Filozoficzne relanium. Usprawiedliwienie, by niczego w sobie nie zmieniać, bo przecież jakie to może mieć znaczenie... I niczego nie oceniać, bo przecież nie ma kryteriów. Wszak kryteria tu mienią się wszystkimi barwami i jedno przechodzi w drugie,kontradyktoryczne- jak cienie ludzi i zwierząt na ścianach - więc tak jakby ich wcale nie było. Taki melanż. Świat na rauszu. Używajmy póki czas, bo za 100 lat, nie będzie nas... Dawno temu mówiło się: „Trwaj chwilo, jesteś piękna” i na wszelkie sposoby chciano ją zatrzymać.
Nawet kosztem zaprzedania duszy. Z czego później wynikały nieprzewidziane konsekwencje i rodził się jednostkowy dramat. Tutaj nie ma dramatów. Tutaj mówi się: Chwilo jesteś jedynym pięknem, które mam, ale nie musisz trwać, bo w kolejce czeka już następna chwila, kto wie, może atrakcyjniejsza; nie musisz trwać chwilo, bo wiem, żeś – tak jak ja - utworzona z przemijania. A dusza? Dusza to taki zaskakująco miły zbytek, który zawsze może coś przyjemnego do przeżycia nastręczyć. Taki błąd w rachunku. Ale przyjemny. Tylko czasem w kącie coś załka...
Tutaj nie popełnia się błędów, bo by mógł być widoczny błąd, dla samego siebie i dla innych, potrzebne jest kryterium słuszności i prawdy.
A prawdą przecież – jak się głosi – jest ciągła zmiana, ruch i migotanie.
I turystyka i obserwowanie i na potrzebę etapu na jakim jest większość – reagowanie.
Bez konsekwencji działania błędnego, bo przecież żyje się w świecie nieważkości i nieważności wszystkiego.
Świecie bez prawdy eminencji...
W tym świecie-rzece płynie się z falą i na fali, pouczając i pocieszając tych, co na żaden konar się nie załapali.
Mamy tu do czynienia ze zjawiskiem dworskiej, konwencjonalnie filozofującej poezji biesiadnej, popularnej w niektórych epokach. Z tym, że dzisiaj ta poezja dworska zeszła pod strzechy. Cóż, takie czasy, że wszystko ma swą wersję popular, wersję slim i ekologiczną. Żyjemy w czasach, gdy zjadacze chleba podszywają się pod anioły, a usłużny, wniebowzięty lud podstawia im drabiny. Czas promocji. Promocji ziemi jałowej.
7. WCZASY I CZEKOLADKI FERRERO ROCHE czyli JABLONEX
Nie deprecjonuję prawa wyznawców materializmu do tworzenia poezji. Chcę tylko powiedzieć, że nawet jeśli chodzi o ten nurt, to wolę jednak sięgnąć do źródeł poezji wariabilizmu, czyli po prostu otworzyć Lukrecjusza wspaniały poemat O Naturze wszechrzeczy lub odświeżyć sobie głębinowe, inspirujące błyski myśli Heraklita Ciemnego z Efezu, niż sięgać do rozwodnionej, smakującej trochę epigońsko, zbyt kokieteryjnej, krakowskiej, lukrowanej wersji tych pradawnych nurtów myśli ludzkiej. Sorry, mi to po prostu nie smakuje i nic mi nie daje. Ani jako filozofia, ani jako poezja, gdyż poezja kojarzy mi z czymś zgoła innym. Mówiąc bardziej konkretnie, ten czas, który bym musiał poświęcić na lekturę dzieł p.Wisławy wolę przeznaczyć na otwarcie na dowolnej stronie tomu poezji Emily Dickinson, Leśmiana czy E.E.Cummingsa. Leopold Staff, Jarosław Iwaszkiewicz, Halina Poświatowska – pisali poezje. A czym było to, co pisała p.Wisława? Błyskotliwe, pojedyncze, izolowane koncepty inteligenckie w błyszczącym, słodkim, lekkostrawnym opakowaniu, dopracowywane jubilersko całymi latami? Ogólno humanistyczne deklamacje nowoczesnego intelektualisty, wsparte zabawą językiem. Idealne na wszelkiego rodzaju akademie w dużych zbiorowościach ludzkich, akademie wykrztuśne jak i łagodzące. Dostępne wszystkie rozmiary i na każdy wiek. Do nabycia tylko w dobrych cukierniach, tfu, aptekach, tfu, księgarniach. Nie potrzebna konsultacja specjalisty, gdyż nie szkodzą zdrowiu lub życiu.
Pozostając przy scenach z polskiego kina i widząc różnorakie akademie ku czci naszej laureatki bądź też fragmenty wspomnieniowych filmów o niej, staje mi przed oczyma wielka, symboliczna scena, kiedy to Jerzy Stuhr jako Wodzirej prowadzi wężyk taneczny zniewalająco pośpiewując, pokrzykując: Radość duszę mi rozpieraaaaa, Lal-la-la-la, lal-la-la-la. Choć wszystko zmienne jak cholera, Lal-la-la-la, lal-la-la-li. O-hej! (O-hej! śpiewamy na południu Polski, zaś na północy: A-hoj!). I wszyscy tańczą, wężykiem, wężykiem! Wszystkie pary, wszystkie krople tej samej, czystej wody bawią się! Radooość duszę etc.etc.etc. E t c ... Euro Trade Center. Pracowniczy fundusz wczasowy. Sekcja kulturalna. Pododdział: inteligencja pracująca.
Idę zjeść razowca z masłem i miodem...
8. CEPELIOWSKI ALBUM FILOZOFICZNY czyli Z MOTYKĄ NA SŁOŃCE
Mógłbym napisać też o banalności konstatacji wierszy Szymborskiej. Ale czy to nie będzie banalne? Spróbuję.
Banalność ta jest przykryta wyszukanym słownictwem, umykająca wzrokowi czytelnika dzięki posłużeniu się potoczystą „narracją filozoficzną” przeskakującą zbyt chybko od jednego terminu abstrakcyjnego do drugiego, nie dającą czasu na prawdziwą, spokojną refleksję. Płynność narracji maskuje powierzchowność przekazu i lektury. Żaden z pojawiających się tu konceptów i pojęć filozoficznych nie jest przetrawiony przez autorkę, poruszony, zgłębiony. Wielka tafla lodu i łyżwy. A co pod lodem? Bóg jeden raczy wiedzieć, bo na pewno nie wie tego Pani Wisława ani żaden z jej czytelników. Ale poślizgać się można, wszak to frajda nie mała, taka rodzinna wyprawa na lodowisko. Czytelnika stawia się tu dobrowolnie w roli młokosa stojącego z rozdziawioną gębą przed prestidigitatorem żonglującym mu przed oczyma parafrazami fragmentów zdań wyskubanych zgoła nie z...trenu tajemnicy bytu, lecz z I-ego tomu podręcznika historii filozofii autorstwa Tatarkiewicza. W sferze refleksji nic tu nie jest z pierwszej ręki, nic osobiście zdobyte. No może z wyjątkiem wierszy o...kotach. Wszystko zapożyczone, niewypracowane, zbyt wygładzone. W ostatecznym rozrachunku sprawiające wrażenie kipiących gimnazjalną energią, nachlapanych drukowanymi literami napisów na antycznych zabytkowych ruinach, ogłaszających wszem i wobec: „Kocha Wisia Heraklisia!”, „Wisława też tu była!”. A w domyśle: „Ty też, kim byś nie był, możesz mieć złudzenie, że byłeś tam, gdzie była ona, choć nie wiadomo czy ona tam była, czy jej się tylko śniło, ale miło jest i miło było.” Jak w tej przypowieści z „Prawdziwej Księgi Południowego Kwiatu”:
Pewnego razu Czuang-Tsy śnił, że jest motylem, beztroskim motylem latającym pod niebem, radośnie trzepocząc skrzydłami. Pochłonięty figlowaniem z chmurami upojony lekkością motyla zapomniał, że jest Czuang-Tsy. Gdy się obudził, znów był prawdziwym Czuang-Tsy. I teraz nie wiadomo, czy to motyl był snem Czuang-Tsy, czy to Czuang-Tsy był snem motyla. A przecież Czuang-Tsy i motyl z pewnością różnią się od siebie.
A ciężar gatunkowy myśli konstytuujących wiersze Szymborskiej? Kiedy już oswoimy oczy z blaskiem błyskotek imitujących iluminacje, sprawnie śmigających pod piórem prestidigitatorki – ujrzymy ubogie „osiągi” tego, co próbuje się nam sprzedać jako owoc wglądów. Znajdziemy tu takie ludowe mądrości jak: Umrzemy wszyscy. Nikt nas nie pytał, czy chcemy się urodzić. Nie ma dwóch identycznych śladów linii papilarnych. Miłość też przemija. Zwierzęta nie mają skrupułów. Wszystko co przyjemne i nieprzyjemne – kiedyś się kończy. Wszyscy jesteśmy ludźmi.
I na tym, z grubsza, kończy się arsenał dział, którymi chce burzyć bastylię ignorancji przeciętnego Polaka, Pani Wisława. Dużo dymu i potężny huk, a ty, czytelniku, jakeś – excuse moi - tłukiem był, takeś został tłuk. Zadowolony i wygrzewający się w cieniu czyjejś sławy. Pobudzony, porażony, pełen zwidów, jak po spożyciu belladonny - błyszczącego, słodkiego owocu bezciernistego krzewu wilczej jagody.
Nawiasem mówiąc obraziłem tu trochę mądrość ludową, bo podszywająca się pod nią edukowana mądrość krakowska nie dorasta głębią spostrzeżeń do dowolnego zbioru przysłów, czy choćby baśni, jakiejkolwiek grupy etnicznej. Naprawdę wolę poczytać Oskara Kolberga „Nową księgę przysłów polskich” niż Szymborskiej relację z jej wyobrażeń o zdroworozsądkowej mądrości ludowej...
9. ŚRODKI CZYSTOŚCI czyli WISŁAWA BIESIADNA
Oczywiście wszystko co powyżej, to tylko moja opinia. By ją rozwinąć w bogato udokumentowany esej krytyczno-literacki nie starczy mi z pewnością samozaparcia, chęci i czasu – będę wolał w tym czasie sięgnąć do prawdziwej poezji i otworzę Celana, Holana, Lorkę lub – z kategorii twórców romansujących ze stalinizmem, choćby wielkiego, prawdziwego poetę Pabla Nerudę. Sorry, taki gust i smak. Z jednej strony nie lubię szpanu niezakorzenionego w jakości charakteru, z drugiej – nie znoszę wyrobów poezjo- i filozofio-podobnych czyli sztucznej czekolady. Przy kioskach z widokówkami zawsze tłoczy się mnóstwo dzieci, więc dopóki będą ładne widoczki, dopóty będą nabywcy błyszczących (koniecznie musi być błysk) postcards i będą całe armie takich tego pisania fascynatów, że oddaliby Dzieła Zebrane Rilkego i Norwida za autograf Pani Wisławy na swoim tomiku. I tak jest dobrze. Tak niech będzie. Może w ogólnym bilansie poziom wrażliwości wzrośnie dzięki fanom Wisławy. Może dzięki widokówkom, ktoś kiedyś sięgnie po album malarski... Może... A nawet jeśli nie, to przecież zawsze
w taką niedzielę, gdy czegoś się boisz,
tych słów niewiele,
wszechmądrej Wisławy,
ci nerwy ukoi.
Ale czasem nachodzi mnie myśl inna, że te wiersze to może taki Calgon, co osadzaniu się kamienia zapobiega? Kamienia filozoficznego...? Kamień siaki czy owaki, ważne ze pralka działa i każdy może sobie sumienie odświeżyć, by mieć je tak czyste, jakby było całkiem nieużywane...
Dłuższe życie każdej pralki to Cal-gon!
Dzięki nowemu, szerokiemu dozownikowi
aktywna piana pokrywa nawet duże powierzchnie.
Nie dajmy się pokryć, nawet najszerszym dozownikom...
A biesiadnie, zawsze można coś przy stole sobie poczytać, zwłaszcza gdy jest zgrabnie napisane.Tylko trzeba uważać, by jakiś przesadny, rozochocony wyznawca Heraklita lub Epikura, gdy w powszechnym gwarze, wszyscy tak „uśmiechnięci, współobjęci próbują szukać zgody”, nie potrącił kieliszka i nie wylał na nasz tomik czerwonego wina... Bo może to zostać wzięte za zbyt przejrzystą prowokację, przez jakąś kapitułę. A kapituła... bywa bardzo czuła.
A-hoj! O-hej!
Nic dwa razy się nie zdarzaaa, Lal-la-la-la, lal-la-la-la...
I pomrzemy bez rutyny, Lal-la-la-la, lal-la-laa-liiiiii...
[Autor, pośpiewując, oddala się wężykiem]
Bela, Bela Donna, wieczór taki piękny,
chodźmy więc nad morze do maleńkiej kawiarenki.
Będziemy w altance pili słodkie wina,
uśmiechnięci, współobjęci
i całując ją z uśmiechem powiesz ach bambina.
Wczoraj, kiedy twoje imię
ktoś wymówił przy mnie głośno,
marynarzy chór nucił limeryk, niezbyt sprośny.
Popatrz cyprysów gaj, kołysze wiatr
(słuchaj więc, słuchaj więc),
spójrz jaki urok ma wieczorny świat.
Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
( o bela, bela, bela donna)
wszyscy śpią wokoło, tylko w starym porcie
tysiąc gwiazd srebrem migoce.
Bella donna wśród sztucznych pereł,
sztucznych róż i owoców belladonny...
======================================
P.S .1. Raz, dwa razy do roku, zdarza mi się zjeść kuleczkę Ferrero Roche. Ale nie każdego roku.
P.S. 2. Oczywiście, bardzo się cieszę, że dzięki sukcesowi pisań Szymborskiej, być może wzrośnie na świecie zainteresowanie polską poezją.
P.S. 3. Postanowiłem sprawdzić w praktyce, czy pisanie tego typu wierszy, jak te Wisławy Szymborskiej, jest czymś wyjątkowym, unikalnym i tak niezwykle trudnym, że udaje się w języku polskim jakiemuś poecie mniej więcej raz na sto lat (a takie sądy się czasem słyszy). Zastosowałem tę samą formę literacką (ośmiozgłoskowiec, rymy nieparzyste, żeńskie) i w tak określoną formę (z małą różnicą: zamiast siedmiu strof, zastosowałem strof osiem) włożyłem treść polemiczną do jednego z bardziej znanych i cenionych wierszy autorki („Nic dwa razy”). Polemiczną nie tylko do tego jednego wiersza, ale do całego świata poetyckiego Szymborskiej. Pozostaje mi tylko nadmienić, że – prawdopodobnie – ilość „roboczogodzin” jakie swojemu utworowi poświęciłem, jest kilkadziesiąt razy mniejsza, niż u naszej poetki, aczkolwiek czas pisania nie może być usprawiedliwieniem – o ile takie jest w ogóle potrzebne – mojego wiersza. Ocenę pozostawiam czytelnikom. Oczywiście wiersz nie jest żadnym pastiszem. Jedynie tytuł i pierwszy wers nawiązują do wiersza „Nic dwa razy”, lecz mój utwór jest samodzielnym dziełem, choć w treści polemicznym.
Jest to ten wiersz przytoczony na początku tego eseju i nosi tytuł „Nic raz jeden”.
Poniżej przytaczam wiersz Szymborskiej i - jeszcze raz - moją z nim poetycką polemikę.
Raczej nie powinno się poprzedzać wiersza interpretacją, ale zrobię wyjątek.
Wiersz pierwszy opisuje świat napływających, coraz to nowych chwil, świat pozornie pełen nowości i niepowtarzalności, świat bycia niesionym przez fale wydarzeń.
Wiersz drugi ukazuje, iż taki świat błysków coraz to nowych chwil, jest w istocie swej światem zastoju i powtarzalności. Światem wołającym całym sobą o moment przemiany, która to przemiana dopiero mogłaby otworzyć oczy na prawdziwą niepowtarzalność ludzi i zjawisk świata i umożliwić stanięcie wobec rzeczywistości oraz rozpoczęcie poznawania jej praw. Lecz taka przemiana zawiera warunek wstępny – odwagę. By zacząć zrywać owoce prawdy i poznania, trzeba wejść w kontakt z ciernistym otoczeniem owoców prawdy.
Chcąc uniknąć cierni jesteśmy skazani tylko na krzewy wilczych jagód (belladonna), których owoce dadzą nam wprawdzie pobudzenie, ale w parze z halucynacjami i intoksykacją całego organizmu, w tym porażeniem mózgowym objawiającym się m.in. nierozpoznawaniem otoczenia i światłowstrętem.
Taki to ten wierszy dialog w dyskursywnym skrócie...
Czy z punktu widzenia czytelnika słychać tę dyskusję w strofach poniższych utworów?
Nic dwa razy
Nic dwa razy się nie zdarza
i
nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i
pomrzemy bez rutyny.
Choćbyśmy uczniami byli
najtępszymi w szkole świata,
nie będziemy repetować
żadnej zimy ani lata.
Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy.
Wczoraj, kiedy twoje
imię
ktoś wymówił przy mnie głośno,
tak mi było, jakby
róża
przez otwarte wpadła okno.
Dziś, kiedy jesteśmy
razem,
odwróciłam twarz ku ścianie.
Róża? Jak wygląda
róża?
Czy to kwiat? A może kamień?
Czemu ty się, zła
godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś - a więc
musisz minąć.
Miniesz - a więc to jest piękne.
Uśmiechnięci, współobjęci
spróbujemy szukać zgody,
choć różnimy się od siebie
jak dwie krople czystej wody.
*
Nic raz jedenNic raz jeden się nie zdarza
i nic nigdy się nie zmienia.
Będzie więc to, co już było
jak w zwierciadłach odwrócenia.
Łąka rodzi światów kwiaty,
bukiet wzywa wstecz, na łąki,
więc prastarych kielich wspomnień
wnet otworzą marzeń pąki.
Słów bezcennych, dawnych parę,
na tysiące szat rozmienisz.
Luster gra stworzy miraże
błyskawic mknących strumieni.
Są nas odmiennych miliardy,
czy tylko Adam i Ewa?
Jak przed wieki, tak i dziś,
Kain morduje, ptak śpiewa.
Czemu tak, a nie inaczej?
Gdzie odmiany znak? Wyzwania?
Kręgi wtórzeń się rozchodzą...
Kochasz mnie, czy smak kochania?
Po co żyć? Gdy środka nie ma
i końca, jak odejść mamy?
Gdy wciąż tylko ból początku -
niesprawdzeni zamieramy.
Dziś jak wczoraj, jutro jak dziś.
W rzeczy stawie woda stoi...
Tu trwa chwil wigilia wieczna -
a więc tu nic się nie zrodzi.
Krzywe lustro nam podsuwa
odbicie, obraz i półcień.
Pełne światło i przemiana
gdzież? To odwaga - prawdy cierń.
Autor: Wawel
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.