niedziela, 9 października 2022

Bezgłośna muzyka

 SONATA NA FORTEPIAN I ODKURZACZ


Pewnego dnia Glenn Gould – miał wtedy czternaście lat – ćwicząc na fortepianie dokonał pamiętnego odkrycia. Pomoc domowa, która właśnie sprzątała pokój, uruchomiła tuż przy fortepianie odkurzacz. Ogłuszające mechaniczne wycie natychmiast zagłuszyło dźwięki muzyki, ale ku zdumieniu pianisty ta sytuacja nie była mu wcale przykra. Przestał słyszeć, co gra. Za to nagle mógł śledzić swoje muzykowanie z samego wnętrza własnego ciała, za pośrednictwem wyostrzonej świadomości swych gestów, i całe jego wykonawcze doświadczenie nabrało innego wymiaru, stało się zarazem bardziej fizyczne i bardziej abstrakcyjne: fuga, którą właśnie grał, przechodziła bezpośrednio od jego palców do jego mózgu.

Z czasem sam opisał to zjawisko: „Oczywiście nadal czułem – mogłem odbierać ten dotykowy związek z klawiaturą, tak bogaty w skojarzenia akustyczne; i mogłem także wyobrażać sobie dźwięki, które tworzyłem, nawet ich nie słysząc. Rzecz dziwna – ta nowa postać muzyki wydała mi się nagle wyższa od wszystkiego, co poprzedziło ingerencję odkurzacza, a fragmenty, z których nie mogłem już usłyszeć najmniejszego dźwięku, wydały mi się najlepsze”. (Mark Twain zauważył, że muzyka Wagnera wiele traci, kiedy się jej słucha — rozumiem, co chciał powiedzieć, ale nie o tym mówił Gould).

Znalazłem tę anegdotę w biografii Glenna Goulda pióra Petera Oswalda. Oswald, który sam był muzykiem i psychiatrą oraz przyjacielem Goulda, miał potrójne kwalifikacje do badania rozwoju tego ekscentrycznego geniusza. Tak skomentował ten konkretny epizod: „Zacierając muzykę, mechaniczny hałas odkurzacza przesunął uwagę Goulda i skierował ją ku wewnętrznym doznaniom jego ciała, co pozwoliło mu ignorować akustyczne efekty swej gry. Był to jakby trip do jego własnego wnętrza, z którego zaczerpnął żywą przyjemność... Podobnie jak pewne postacie medytacji, wizji, hipnozy i innych technik prowadzących do nagłej zmiany stanów świadomości, to doświadczenie, jak się zdaje, odsłoniło przed Gouldem pewną nieznaną stronę zjawiska muzycznego. Było to coś w rodzaju objawienia, ten rodzaj emocjonalnego haju, który młodzi ludzie (i oczywiście nie tylko młodzi) osiągają w chwilach, kiedy są szczególnie podatni na doznania, i które w decydujący Sposób mogą odmienić ich życie”.

Dokonane przez Goulda nagłe odkrycie rozstępu dzielącego muzykę abstrakcyjnie odbieraną przez mózg od muzyki, na którą wrażliwe jest ucho, chociaż stało się dla niego szczęśliwym doświadczeniem, nie różniło się zasadniczo od tego, co Beethoven przeżył jako tragiczną próbę, kiedy głuchota zmusiła go do zapoznania się z tym niemym wymiarem muzyki.

Albo też, by sięgnąć do porównania malarskiego, myślimy o wielkich nenufarach, które Monet malował pod koniec życia, kiedy zaćma poważnie zmąciła mu wzrok. I znamy też te pejzaże Huang Binhonga, wspaniale czarne i dzikie, malowane grubymi plamami tuszu, które artysta malował w wieku osiemdziesięciu dwóch lat, w chwili, kiedy stał się zupełnie ślepy. Potem operacja przywróciła mu częściowo wzrok, ale nawet przed tym zabiegiem chirurgicznym nie przestał malować. Chociaż nie mógł widzieć, co wychodzi spod jego pędzelka, pozwalał się prowadzić tym kaligraficznym rytmom, których stale się trzymał przez całe swoje długie życie. Dla niego malarstwo, nawet kiedy przestało być doświadczeniem wizualnym, wciąż jeszcze żyło i oddychało.

Tę bezgłośną muzykę, która w tak bardzo odmiennych okolicznościach objawiła się Beethovenowi i Gouldowi, od dawna dobrze znali Chińczycy. Zapewne mieli bardziej naturalne powody, by dokonać tego odkrycia: w klasycznej muzyce chińskiej partyturami są tabulatury, które nie wskazują nut muzycznych, tylko kolejne ruchy palców po strunach. Jeszcze dziś mistrzowie cytry (qin) do swych codziennych ćwiczeń używają niekiedy „niemej cytry”: wykonują cały utwór nie wydając żadnego dźwięku, przesuwając tylko ręce nad instrumentem i nie dotykając strun palcami.

Na początku V wieku słynny oryginał Tao Yuanming – poeta może najbardziej kochany przez Chińczyków — posuwał się jeszcze dalej: zabierał wszędzie ze sobą cytrę bez strun. Kiedy go pytano, do czego może mu służyć taki instrument, odpowiadał: „Szukam tylko natchnienia, które śpi w sercu cytry. Po co mam się męczyć hałasowaniem strunami?”.

Za: Szczęście małych rybek

Simon Leys 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.