[2 XII 1966]
I jak powiedział jeden (Buczkowski), była w tym modlitwa: obdarz mnie nogami lekkimi dla przejścia przez życie, bo jak powiedział ten sam: „Życie to jest rzecz przejściowa”.
16 października [1967]
Słońce stało jeszcze na zachodzie, a na wschodzie stał już księżyc w pełni swojej. Potem słońce zaszło i światłość niewymowna rozlewała się tam. Podniosłem lornetkę do oczu i zapatrzyłem się. Chmury tworzyły wielką, rozległą deltę rzeki, wpadającą do morza, wyspy, wysepki, szukałem tego miejsca na wybrzeżu lub w delcie, gdzie teraz przeniósłbym się chętnie. Siedziałem w parowie, odpoczywając, siedząc pod krzakiem leszczyny, suszce, którą ściąłem w lesie. Papierosa paliłem i patrzyłem na zbocza wąwozu, na drzewa, niebo wstrząsające, na ścianę równego lasu. Ach, Boże, Boże. Patrzyłem więc. Potem sarenka ostrożnie wyszła z lasu i zaczęła skubać saradelę. Podnosiła płochliwie raz po raz swój łeb. Nie widziała i nie czuła mnie siedzącego pod krzakiem leszczyny. Nic jej nie spłoszyło i po kwadransie najadłszy się, weszła wolno do lasu.
Boże, jak ona wchodziła w ten las. Jak do domu wchodziła. Z ulgą wchodziła. Boże, żebym ja tak wchodził do tego lasu, który wokół mnie, który też moim domem.
Stachura, Zeszyty podróżne 1
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.