piątek, 13 maja 2016

Samobójstwo Majakowskiego jako katastrofa dydaktyczna

Śmierć zapitego Siergieja Jesienina - w oczach ideologów marksistowskich: człowieka z marginesu politycznego, społecznego i obyczajowego - była wielokrotnie zapowiadana, oczekiwana i pożądana (memento: tak kończy bohema); śmierć Władimira Majakowskiego - w obowiązującej mitologii: człowieka z marmuru i żelaza - była nieeleganckim dysonansem, towarzyskim nietaktem, zdradą najszczytniejszych haseł ("Osądzamy bezmyślny, nieuzasadniony postępek Majakowskiego. Głupia, małoduszna śmierć. Nie możemy zdecydowanie nie zaprotestować przeciw jego odejściu z życia, jego dziwacznemu końcowi"), zgrzytem w kampanii promującej nowy produkt / nowy świat (jak nagły zgon aktora reklamującego margarynę zamieniającą serce w dzwon) i katastrofą dydaktyczną (nie tak mieli umierać bogowie pionierów i komsomolców). Do znudzenia więc powtarzano (i brzmiało to wiarygodnie) opinie o zabójczym przepracowaniu, narastającym przemęczeniu, stresujących utarczkach z krytykami, co doprowadziło - jak zauważył Michaił Kolcow - do chwilowego osłabienia "psychiki poety społecznika i rewolucjonisty". Dzięki temu prostemu zabiegowi (przypisaniu posągowi słabości zwykłych śmiertelników) za jedynie słuszną uznano teorię impulsywnego naciśnięcia na spust i - co najważniejsze - uniemożliwiono oficjalne wysuwanie hipotez alternatywnych oraz głębsze penetrowanie biografii zmarłego.


Tadeusz Klimowicz
Pożar serca. 16 smutnych esejów o miłości, o pisarzach rosyjskich i ich muzach

***
Znany dowcip: ostatnie słowa Majakowskiego przed popełnieniem samobójstwa: "Towarzysze, nie strzelajcie".  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.