(1862—1937)
Jeśli schyłek XIX i początek XX
wieku jest okresem szczególnie żywej, wielostronnej wymiany
kulturalnej, to jednym z najświetniejszych przedstawicieli tych
dążności był Edward Porębowicz. Był nim zarówno dzięki
trafności doboru wszystkiego, co literaturze polskiej przyswajał,
jak i dzięki doskonałości formy, w jakiej zadania tego dokonywał.
Zasięg jego znajomości piśmiennictw
obcych był ogromny, tym więcej że opierała się ona na ciągłym
i bezpośrednim kontakcie z dziełami literackimi w nadzwyczaj
rozległych granicach czasu i przestrzeni. Od Byrona i Szekspira
przechodził w świat żarliwych wizyj Calderona i przekładami
trubadurów otwierał przed czytelnikami polskimi zasób odległych
doświadczeń poetyckich. Niemniej chętnie poddawał dyskusji
poglądy Brunetiére'a lub Lasserre'a, jak wskazywał wielkość
klasycyzmu francuskiego. Odkładając na bok Franee'a czy
Maupassanta, brał do rąk „beletrystykę" XII wieku.
Największy trud życia poświęcił Dantemu, ale zarazem pierwszy w
większych rozmiarach wprowadził do Polski Leopardiego i nie
pominął, wśród tłumaczonych przez siebie poetów, Carducciego
ani Pascolego. Pozwalało mu to na kreślenie dziejów ¡różnych
literatur romańskich — ongiś w zbiorowym dziele Le wenta la, a
później w pokrewnym Trzaski, Ewerta i Michalskiego. Dzięki licznie
wplecionym w tekst tłumaczeniom własnym, czy też osobnym
antologiom przekładów, zyskiwały te przedstawienia bardziej
jeszcze przekonywającą wymowę: jak zawsze u Porębowicza, poeta
współdziałał z uczonym.
Epoką, która pociągała Porębowicza
bardziej od innych, były wieki średnie. Umiłowaniu temu pozostał
wierny do końca, pracując nad wielkim dziełem o średniowiecznej
literaturze łacińskiej. Od Antologii prowansalskiej poprzez studia
o teorii miłości dwornej, aż do wydanego pod koniec życia
przekładu dantejskiej Vita nuova, z niesłabnącym zapałem
zanurzał się w wielkim nurcie liryki, który od pierwszych
trubadurów biegnie do Petrarki i niesie z sobą moc nie
rozstrzygniętych dotąd problemów. Dowiódł tu Porębowicz
niepospolitego odczucia odległej kulturalnie i często świadomie
przez autorów zaciemnianej poezji.
Przede wszystkim jednak ¡nazwisko
poety-tłumacza związane zostało z dziejami Dantego w Polsce. W
udostępnianiu Boskiej Komedii szerokim kręgom publiczności
literackiej otworzył Porębowicz okres nowy. Dopiero jego przekład
odczuto jako dzieło poety. Przyszłość przynieść może nowych
tłumaczy, w których słowach posłyszą współcześni bliższy im
głos własnego pokolenia. Lecz nie przesłoni to trwałej zasługi
Porębowicza.
Spomiędzy związanych z florenckim
wygnańcem rozpraw i szkiców (w promieniu ich umieścić też można
monografię Św. Franciszka z Asyżu) na pierwsze miejsce wysunął
się znany z dwu wydań Dante, nieodzowny, a poprzednio nie
istniejący w Polsce wstęp do lektury włoskiego poety. Nie
podejmując współzawodnictwa z myślą krytyczną Klaczki, dowiódł
tu przecież raz jeszcze Porębowicz, jak wiedza historyka,
umiejętność filologa i estetyczne odczucie miłośnika wszelkiego
piękna dopełniały się w nim harmonijnie.
Uczony o tak rozległym polu widzenia
był jakby predestynowany do badań porównawczych. Największy
rozgłos zyskała w tym zakresie rewelacyjna — mimo swej
jednostronności — rozprawa o Andrzeju Morsztynie, ustalająca po
raz pierwszy przynależność stylową poety i cechy jego artyzmu,
fałszywie przedtem interpretowane. Przez studium to wyprzedził
krytyk o ćwierć wieku międzywojenny renesans baroku, wykazując
wyjątkowe naówczas zrozumienie i odczucie tej epoki, co ułatwiły
mu niewątpliwie skłonności jego własnego temperamentu —
upodobanie w poezji, przezwyciężającej nagromadzone rozmyślnie
trudności formalne. Na Morsztynie jednak nie wyczerpuje się to, co
wniósł Porębowicz do polskich badań historyczno-literackich.
Ustalił wzory romańskie Sebastiana Grabowieckiego, starał się
określić źródła romansu artystycznego w wieku XVII. I jak
zawsze, żył przeszłością na równi z chwilą obecną. Z wysokim
znawstwem pisał 1 „poezji polskiej nowego stulecia" i po raz
pierwszy bodaj wprowadził do krytyki naszej pojęcie
„neoromantyzmu". Styl jego, uniknąwszy bardziej drażniących
nawyczek z lat młodej Polski, zachował szlachetny wdzięk tu i
ówdzie lekką patyną staroświeckości
okryty.
Wytrawny filolog, doskonały znawca
wielkich kultur europejskich, zespolił się w Porębowiczu z poetą
wysokiej miary. Skojarzenie rzadkie i wyjątkowo szczęśliwe, bo
chociaż poeta pierwsze zajął miejsce, to jednak umiał nie
wchodzić w drogę filologii,, historii i krytyce, ale wspierać się
na nich i nawzajem tchnienia im swego użyczać. Dzięki temu mógł
Porębowicz poszerzyć granice polskiej poezji i kultury literackiej
w sposób niezastąpiony. Odsłaniał istotnie „nowe piękno"
i wznawiał „zapomniane harmonie". Rozmiłowany był zwłaszcza
w poezji ludowej, której przekłady są bodaj jego największym
osiągnięciem artystycznym, a którą znał od Skandynawii po
Sycylię. I wdzięk, piękno, mądrość wielowiekowej twórczości
umiał jak nikt drugi nie tylko dostrzec i wskazać, ale językowi
własnemu na zawsze przyswoić.*
Mieczysław
Brahmer
* Obszerniejsza redakcja wspomnienia o
Edwardzie Porębowiczu ukazała się w czasopiśmie „Neofilolcg"
(październik—grudzień 1937), gdzie też znaleźć można dane
bio- i bibliograficzne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.