wtorek, 8 kwietnia 2025

Kraszewski - pisarz i ... szpieg


Szpieg, który Francję kochał

Wyrok sądu w Berlinie z 19 maja 1884 roku skazywał Kraszewskiego na trzy i pół roku twierdzy za:

1) przekazanie rządowi francuskiemu tajnej instrukcji marszowej wojsk niemieckich ku granicy zachodniej;
2) usiłowanie zbrodni stanu przez namawianie Arnima Adlera do wydania mu tajemnic wojskowych.

Wpadł podczas rewizji mieszkania, w którym znaleziono trzydzieści listów stanowiących dla prokuratury dowód, że zajmował się zbieraniem informacji o „organizacji militarnej pruskiej”. Naprawdę był winien o wiele gorszych czynów, bo zorganizowania dwóch siatek szpiegowskich: pruskiej, do czego użył austriackiego literata Arnima Adlera i emerytowanego oficera pruskiego Frantza Hentscha, oraz rosyjskiej, o której prokuratura w ogóle nie wspomniała w oskarżeniu. Zadenuncjował go Adler, kiedy Kraszewski chciał zrezygnować z jego usług – zaczął szantażować pisarza, który początkowo mu płacił, a gdy przestał, szantażysta wydał go Niemcom.

O winie zadecydowały jednak dwa inne argumenty przedstawione przez prokuratora.
Pierwszym był osobisty list Bismar cka do sędziów, w którym kanclerz oskarżył Kraszewskiego, że był agentem Towarzystwa Żołnierzy Polskich w Paryżu, wspierającego wszystkie działania rewolucyjne w Europie. Tym jednak, co – moim zdaniem – przeważyło szalę na niekorzyść pisarza, były przytaczane z jego powieści opisy francuskich i niemieckich kobiet. Niemki miały duże ręce i nogi, były brzydkie i niezgrabne.

Wyrok nie okazał się zbyt surowy. Pobyt w twierdzy to jednak nie więzienie. W Magdeburgu czekał na Kraszewskiego dwunastopokojowy dom z muru pruskiego otoczony palisadą, strzeżony. W pokoju piec, żelazne łóżko, umywalnia, komoda, szafka, dwa krzesła, lusterko. Bramy domu otwierano o szóstej, zamykano o dziewiętnastej, izby były niezamykane.

Przechadzka dozwolona między dziewiątą a jedenastą i piętnastą a osiemnastą. O trzynastej obiad. Nie najgorzej, ale nadzwyczajna witalność Giganta zaczęła słabnąć, nerwy wyczerpane procesem odmówiłyby posłuszeństwa, gdyby nie opium, dzięki któremu „cudownego, zwłaszcza w początkach, doświadczał uspokojenia, po użyciu niewielu nawet kropel”. Ogarniały go wtedy „najcudowniejszy, błogi pokój i rezygnacja”.

Przyjaciele i sympatycy pisarza utrzymywali przez pewien czas, że Kraszewski nie był świadomy prawdziwego celu wywiadowczej korespondencji. Nie obrażajmy jego intelektu. Nie tylko wiedział, ale też sam tworzył siatkę informatorów politycznych. Pisał na przykład Zaleskiemu 17 lutego 1873 roku: „Z Berlina będzie, a i z Petersburga musi być, ale muszę być ostrożnym”. Nie czynił też tego wyłącznie z sympatii dla Francji, choć anonimowy agent francuskiej bezpieki twierdził w raporcie z 18 maja 1884 roku, co następuje:

To jasne, że Kraszewski jest na usługach francuskiego Ministerstwa Wojny od 7 lub 8 lat. Nie jest opłacany i czyni to z miłości do Francji. Zarabia dużo pieniędzy jako pisarz.

Istotne były zarówno pieniądze, jak i przekonania polityczne. Głównym informatorem Kraszewskiego w Rosji stał się Adam Kirkor, bankrut ze świetnymi kontaktami w Petersburgu, o którego wartości stanowiła jednak jego żona: piękna, trzydziestoletnia, inteligentna, wykształcona i energiczna Maria z Boczkowskich. Kraszewski uczynił ją swym głównym informatorem w Petersburgu. Umówili się na sześć listów w miesiącu, po dziesięć guldenów za każdy – tylko fakty. Kraszewski – zdaniem Stanisława Kirkora – mógł zarabiać na korespondencjach około sześciuset czterdziestu franków miesięcznie minus koszty.

Jakiej wartości były to informacje? Od plotek po poważne tajemnice. Kirkorowa kupowała informacje między innymi od kancelistów wojskowych. Największą jej zdobyczą był tekst „projektu słowiańskiego” – memoriału zjazdu panslawistów sterowanego przez ochranę – oraz plany rusyfikacji Kościoła katolickiego wraz z informacją o łapówce, jaką wysłannik cara wręczył rzekomo kardynałowi Antonellemu, sekretarzowi stanu w Watykanie. Współpraca zamarła, kiedy zmienił się skład departamentu wywiadu w Ministerstwie Wojny, a w związku z tym skończyły się środki na finansowanie szpiegów. W procesie nie ujawniono korespondencji petersburskich, a członkowie siatki rosyjskiej nie zostali aresztowani.

Mimo rzeczywistego ryzyka cała działalność była dziełem dyletantów i stanowi dobry temat na komedię sensacyjną. Oto na przykład informacje przesyłano sobie oficjalną pocztą (!) i nikt, mimo zapewnień, nie niszczył dokumentów – a jednak nie wpadli! Zawiedli ludzie, ale nie dyskrecja poczty cesarskiej.

W listopadzie 1885 roku Kraszewski wyszedł za kaucją na kilkumiesięczny urlop, z którego wrócić nie miał zamiaru. Umarł niespełna dwa lata później w Genewie.

Dobrze się myśli literaturą 

Ryszard Koziołek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.