wtorek, 30 kwietnia 2024

Leon Degrell - przedmowa do książki Front wschodni 1941 - 1945

W 1936 roku byłem najmłodszym przywódcą politycznym w Europie. W wieku dwudziestu dziewięciu lat wprowadziłem mój kraj w stan wibracji, która przeniknęła Belgię do jej trzewi. Setki tysięcy mężczyzn, kobiet, młodych chłopców, dziewcząt, podążało za mną z wiarą i bezgranicznym oddaniem. Jak huragan wprowadziłem dziesiątki deputowanych i senatorów do belgijskiego parlamentu. Mogłem być ministrem: wystarczyło jedno moje słowo, by wejść w partyjne układy

Wolałem jednak, z dala od oficjalnego bagna, kontynuować ciężką walkę o porządek, sprawiedliwość, uczciwość, ponieważ byłem oddany ideałom, które nie uznawały ani kompromisów, ani podziałów. Pragnąłem uwolnić mój kraj od dyktatorskiej władzy pieniądza, która korumpowała polityków, niszczyła instytucje, burzyła moralność, rujnowała gospodarkę i rynek pracy. Anarchicznemu reżimowi starych partii, zhańbionych trędowatymi skandalami polityczno-finansowymi, chciałem legalnie przeciwstawić Państwo: silne i wolne, uporządkowane, odpowiedzialne, reprezentatywne dla prawdziwych sił narodu.

Nie chodziło tu ani o tyranię, ani o „faszyzm". Chodziło o rozsądek. Żaden kraj nie może żyć w chaosie, niekompetencji, nieodpowiedzialności, niepewności, rozkładzie.

Domagałem się przestrzegania prawa, kompetencji osób na stanowiskach publicznych, obecności państwa w przedsiębiorstwach narodowych, rzeczywistego, bezpośredniego kontaktu między masami i władzą, rozumnej i kreatywnej zgody wśród obywateli, których dzieliły i przeciwstawiały sobie jedynie sztuczne konflikty: klasowe, religijne, językowe, podtrzymywane i karmione z wyjątkową troską, ponieważ stanowiły sens bytu rywalizujących partii, z hipokryzją prowadzących widowiskowe dysputy, aby później, po cichu dzielić między siebie lukier władzy.

Wdarłem się z kańczugiem w garści pomiędzy tych skorumpowanych łotrów, którzy wysysali żywotne siły mej ojczyzny. Wychłostałem ich i napiętnowałem. Na oczach ludu zniszczyłem pobielane groby, pod którymi ukrywali swą podłość, swe oszustwa, swe lukratywne konszachty. Sprawiłem, że nad moim krajem przeszedł powiew młodości i idealizmu; rozbudziłem siły duchowe, pamięć o walce i sławie ludu niezłomnego, pracowitego, kochającego życie. „Rex" był reakcją na korupcję tamtych czasów. „Rex" był ruchem odnowy politycznej i sprawiedliwości społecznej. „Rex" był przede wszystkim płomiennym zrywem ku wielkości, wybuchem tysięcy dusz, które pragnęły oddychać, promienieć, wznieść się ponad nikczemność reżimu i epoki.

Na tym polegała moja walka do maja 1940 roku.

***

Druga wojna światowa, — którą przekląłem — zdruzgotała wszystko w Belgii, jak i wszędzie. Stare instytucje, doktryny waliły się jak zamki ze spróchniałego drewna, od dawna toczone przez robactwo.

„Rex" nie był w żaden sposób powiązany z triumfującą Trzecią Rzeszą ani z jej przywódcą, ani z jego partią, ani z którymkolwiek z jej wodzów czy propagandystów. „Rex" był ruchem na wskroś, narodowym, całkowicie niezależnym. Przewertowano wszystkie archiwa Trzeciej Rzeszy — nie zdołano w nich znaleźć nawet najmniejszego śladu jakiegokolwiek powiązania (bezpośredniego czy pośredniego) reksizmu z Hitlerem przed inwazją 1940 roku.

Nasze ręce były nieskalane, nasze serca były czyste, nasze umiłowanie ojczyzny: jasne i płomienne, wolne od wszelkich kompromisów.

Niemiecki atak nie spowodował, w naszym kraju, żadnego przewartościowania postaw.

Dla dziewięćdziesięciu dziewięciu procent Belgów czy Francuzów w lipcu 1940 roku wojna była skończona; zwycięstwo Rzeszy było faktem, do którego zresztą stary demokratyczny i finansowy reżim pragnął jak najszybciej się dostosować!

Każdy, spośród miotających obelgi na Hitlera w 1939 roku, jak najszybciej rzucił się do stóp zwycięzcy w 1940 roku: szefowie największych partii lewicowych, magnaci finansowi, właściciele najpoważniejszych dzienników, masońscy ministrowie, były rząd — wszyscy błagali, oferowali, żebrali o jeden uśmiech, możliwość współpracy.

Czy należało ustąpić miejsca zdyskredytowanym działaczom starych partii, finansowym gangsterom, dla których jedyną ojczyzną jest złoto, albo łotrzykom bez talentu, bez dumy, gotowym wykonać najpodlejszą służalczą robotę, by tylko zaspokoić swą chciwość czy ambicję?

Problem był nie tylko patetyczny: był pilny. Niemcy wydawali się prawie wszystkim obserwatorom ostatecznymi triumfatorami. Trzeba było podjąć decyzję. Czy mogliśmy ze strachu przed odpowiedzialnością zdać nasz kraj na łaskę losu?

Zastanawiałem się przez wiele tygodni. I dopiero, kiedy zwróciłem się do Pałacu Królewskiego i otrzymałem opinię jak najbardziej przychylną, postanowiłem zgodzić się na wznowienie wydawania dziennika reksistowskiego „Pays reel"

Belgijska kolaboracja, podjęta pod koniec 1940 roku, przebiegała mimo wszystko w ciężkiej atmosferze. Oczywiście niemieckie władze okupacyjne darzyły dużo większym poważaniem kręgi kapitalistyczne, niż siły patriotyczne. Nikt nie był w stanie przewidzieć, co wymyślą Niemcy.

Król Belgów Leopold III1 chciał mieć jasność sytuacji i zdobyć precyzyjne informacje. Poprosił Hitlera o spotkanie. Otrzymał zgodę, lecz powrócił z Berchtesgaden z niczym — nic nie osiągnął, niczego nowego się nie dowiedział.

Stało się jasne, że nasz kraj będzie musiał poczekać na pokój. Lecz po jego zawarciu może być za późno. Musieliśmy zdobyć jeszcze przed zakończeniem konfliktu prawo do prowadzenia efektywnych negocjacji.

Jak osiągnąć taką pozycję?

Kolaboracja wewnątrz kraju była operacją powolnego inwestowania, codziennej, męczącej walki o wpływy, prowadzonej przeciwko ograniczonym urzędniczynom. Taka praca nie przyniesie żadnej chwały temu, kto ją podejmie, ale raczej go zdyskredytuje.

Nie chciałem wpaść w tę pułapkę. Szukałem, czekałem na coś innego. I to coś wybuchło zupełnie nagle: była to wojna 1941 roku przeciwko Sowietom.

Miałem w zasięgu ręki jedyną okazję, by zdobyć szacunek Rzeszy dzięki walce, cierpieniu i chwale.

W 1940 roku byliśmy pokonanymi, nasz król stał się zakładnikiem.

W 1941 roku niespodziewanie dano nam okazję, by stać się towarzyszami broni zwycięzców, całkowicie im równymi. Wszystko zależało od naszej odwagi. Mieliśmy nareszcie możliwość zdobycia chwalebnej pozycji, która pozwoliłaby nam w dniu reorganizacji

Europy wystąpić z wysoko podniesionym czołem w imieniu naszych bohaterów, w imieniu naszych poległych, w imieniu narodu, który złożył w darze swą krew.

Oczywiście, ruszając na wschodnie stepy chcieliśmy spełnić obowiązek Europejczyka i chrześcijanina. Ale, mówmy otwarcie — głosiliśmy to jasno i wyraźnie od pierwszego dnia walki — złożyliśmy ofiarę z naszej młodości przede wszystkim po to, by zapewnić przyszłość naszego narodu w łonie ocalonej Europy. To dla niego ginęły tysiące naszych towarzyszy. To dla niego tysiące ludzi walczyły: walczyły przez cztery lata i cierpiały przez cztery lata.

Rzesza przegrała wojnę.

Ale równie dobrze mogła ją wygrać. Do 1945 roku zwycięstwo Hitlera było możliwe. Gdyby Hitler wygrał, uznałby, jestem tego pewien, prawo naszego narodu do życia i budowania swej potęgi, prawo, które zdobyły dla Belgii w trudzie i mozole tysiące naszych ochotników.

Potrzebowali dwóch lat ciężkiej walki, by przyciągnąć uwagę Rzeszy. W 1941 roku belgijski legion antybolszewicki Walonia nie był jeszcze zauważany. Nasi żołnierze musieli wielokrotnie ponawiać akty odwagi, sto razy ryzykować własnym życiem, zanim wznieśli imię swej ojczyzny do poziomu legendy. W 1943 roku nasz ochotniczy legion zasłynął na całym Froncie Wschodnim dzięki swemu idealizmowi i niezwykłej odwadze. W roku 1944 osiągnął szczyt sławy, podczas odysei czerkaskiej. Naród niemiecki, bardziej niż jakikolwiek inny, jest wrażliwy na żołnierską chwałę.

***

Nasza postawa moralna okazała się wyjątkowa, o wiele wyższa niż jakiegokolwiek innego narodu pod okupacją.

Tamtego roku spotkałem się z Hitlerem dwa razy. Były to spotkania żołnierzy, ale jasno mi pokazały, że wygraliśmy partię. Führer, mocno ściskając moją rękę w swych dłoniach w chwili pożegnania powiedział do mnie z uczuciem: „Gdybym miał syna, chciałbym, żeby był taki jak pan". Jak, po wszystkich naszych bitwach, odmówić mojej ojczyźnie prawa do honorowego życia? Marzenie naszych ochotników zostało osiągnięte: w przypadku triumfu Niemców, mieli gwarancję odrodzenia i odbudowy potęgi swego narodu. Zwycięstwo Aliantów sprawiło, że niezwykły wysiłek czterech lat wojny, poświęcenie poległych, cierpienia tych, którzy przeżyli, okazały się chwilowo niepotrzebne.

***

Po klęsce cały świat szydził z pokonanych. Nasi żołnierze, ranni, inwalidzi zostali skazani na śmierć lub pozamykani w obozach i w najcięższych więzieniach. Niczego nie uszanowano ani żołnierskiego honoru, ani naszych rodziców, ani naszych domów.

Chwała jednak nigdy nie jest daremna. Wartości zdobyte w bólu i poświeceniu są silniejsze niż nienawiść i śmierć. I tak jak słońce odradzające się po głębokiej nocy, wcześniej czy później rozkwitną na nowo.

Przyszłość pójdzie dalej niż ta rehabilitacja. Nie tylko złoży hołd bohaterstwu żołnierzy z Frontu Wschodniego Drugiej Wojny Światowej. Lecz również przyzna, że mieli rację; że mieli rację w sensie negatywnym, bo bolszewizm jest końcem wszelkich wartości; że mieli rację w sensie pozytywnym, bo Europa Zjednoczona, dla której walczyli, jest jedyną możliwością przeżycia — i być może ostatnią — starego, wspaniałego kontynentu, przystani łagodności i ludzkiego zapału, kontynentu, który jednak został podzielony, rozdrobniony, śmiertelnie rozdarty...

Być może nadejdzie dzień, w którym pożałujemy, że obrońcy i twórcy Europy ponieśli w 1945 roku porażkę.

A na razie opowiedzmy prawdziwymi słowami o ich epopei, o tym, jak walczyli, jakie cierpienia znosiły ich ciała, jak gorące były ich serca. Poprzez opowieść o belgijskich ochotnikach — jednostce jednej z wielu — na nowo odżyje cały front rosyjski, słoneczne dni wielkich zwycięstw i jeszcze bardziej poruszające dni wielkich klęsk, klęsk, które narzucała materia, a których umysł nie chciał zaakceptować.

Tam, na bezkresnych stepach żyli nasi ludzie.

Czytelnik, przyjaciel czy wróg, przeżyje ich wskrzeszenie, ponieważ żyjemy w czasach, kiedy trzeba długo szukać, aby znaleźć prawdziwych mężczyzn, a nasi żołnierze byli prawdziwi do szpiku kości.

L. D.

***

Leon Degrelle

Urodzony 15 czerwca 1906 w Bouillon w rodzinie o tradycjach jezuickich. W latach dwudziestych pod wpływem teoretyka francuskiego nacjonalizmu Charlesa Maurrasa, wstąpił do prawicowej Action Francaise. Wydawca i publicysta. W 1930 roku założył w Walonii katolicki, radykalno-narodowy ruch: Christus Rex, a następnie Reksistowski Ruch Ludowy.

Współtwórca Legionu Ochotniczego „Walonia", przeszedł w nim drogę od szeregowca do porucznika (maj 1942) i na koniec SS-Oberführera (sierpień 1944). Jako dowódca „Walonii" od stycznia 1944 był najmłodszym dowódcą wielkiej jednostki w całych siłach zbrojnych III Rzeszy. W roku 1945 planowano powierzenie mu dowództwa Ochotniczego Korpusu SS „West" (Zachód). Podczas kontrofensywy w Ardenach był pełnomocnikiem ds. zajętych terenów belgijskich.

W maju 1942 r. został odznaczony Krzyżem Żelaznym, a następnie 20 lutego 1944 roku po wydarciu się z kotła czerkaskiego, Krzyżem Rycerskim — osobiście przez Hitlera. Następnie 27 sierpnia tegoż roku Liśćmi Dębowymi do Krzyża Rycerskiego. Odznaczenie to odebrał w Kwaterze Głównej Führera dopiero w październiku. Uznany przez sąd belgijski in absentia winnym zbrodni stanu i skazany na śmierć.

8 maja 1945 r., po kapitulacji III Rzeszy, przedostał się samolotem do Hiszpanii, gdzie uzyskał azyl polityczny. Po krótkim pobycie w Argentynie, powrócił do Madrytu, gdzie w 1973 r. udzielił słynnego wywiadu telewizji holenderskiej, w którym uznał Hitlera za największego męża stanu naszych czasów i podtrzymał wszystkie swoje wybory ideowe.

Zmarł w nocy z 31 marca na 1 kwietnia 1994 r. Obok „Frontu Wschodniego" {Front de 1'Est 1941-45, wydanie oryginalne ukazało się w 1969 r.), tłumaczonego m.in. na niemiecki, włoski, hiszpański i holenderski, opublikował kilkadziesiąt innych pozycji publicystycznych, a także wspomnieniowych (w tym La campagne de Russie 1941-45, wyd. 1948, nieco inną wersję niniejszego pamiętnika) i historycznych oraz zbiór wierszy. Kolportaż jego książek w Belgii był prawnie zabroniony.

Dywizja „Walonia"

Kolejno: w składzie Wermachtu, jako Legion Waloński (Wallonische Legion/Corps Franc Wallonie) i 373 Waloński Batalion Piechoty; w składzie Waffen SS, jako 5 Brygada/Brygada Szturmowa SS (SS- Freiwiligen Brigade/Sturmbrigade/La Brigade dAssault) „Wallonien" i 28 Ochotnicza Dywizja Grenadierów Pancernych SS (28 SS- Freiwilligen Panzergrenadier Division) „Wallonien".

Jednostka składała się z Walonów i reksistów. W ciągu 4 lat przewinęło się przez nią ok. 8 tys. żołnierzy, w tym ochotników walońskich (z których poległo 2,5 tys.). W ostatnim okresie wojny składała się nominalnie z 3 pułków grenadierów (69, 70, 71) oraz kompanii przeciwpancernej. Dowódcami byli: SS-Standartenführer Lucien Lippert i SS-Hauptsturmführer (następnie Oberführer) Leon Degrelle.

Żołnierze dywizji nosili typowe mundury Waffen SS; wyróżnikami były krzyż burgundzki — na patkach, takiż krzyż burgundzki na białym tle, względnie tarcza z barwami narodowymi Belgii — czarnym, żółtym i czerwonym oraz napisem „Wallonie", a także nieregulaminowa opaska z napisem „Wallonien" lub „Wallonie" — na rękawach mundurów. Weterani 373 Batalionu mieli prawo do symbolu szarotki — odznaki strzelców górskich.

***

Posłowie 

Jest to książka niezwykła. Niezwykłym człowiekiem był także jej autor. Radykalnie prawicowy działacz polityczny i ideowy ochotnik w wojnie z nienawistnym mu bolszewizmem. Szeregowy żołnierz frontu wschodniego, wyróżniony wszystkimi możliwymi odznaczeniami bojowymi, awansowany, jako dowódca brygady/dywizji „Walonia" aż do stopnia generalskiego. Skazany w ojczyźnie na śmierć in absentia, po wojnie — polityczny azylant. Wtedy z ulubieńca historii stał się jej bękartem. Ponieważ w dobrym towarzystwie nie mówi się o wyklętym potomstwie z nieprawego łoża, najważniejsza książka Degrelle' a została świadomie zapomniana.

Tymczasem samo już tylko przedstawienie wojny na Wschodzie w optyce niemieckiej, zasługuje, zwłaszcza u polskiego czytelnika, na szczególną uwagę. Mając pod ręką w każdej większej bibliotece setki tomów: od memuarów Żukowa, Koniewa, Rokossowskiego i dziesiątków innych sowieckich marszałków i generałów — po powieści Beka, Niekrasowa czy Simonowa, a w filmotece dziesiątki obrazów — od gigantycznych epopei w rodzaju „Upadku Berlina" czy „Wyzwolenia", po kameralne, dodajmy, świetne filmy, takie jak: „Ballada o żołnierzu", czy niezapomniany „Żenią, Żenieczka i katiusza". Chowany i wychowany na rodzimych „Jarzębinach czerwonych" czy „Czterech pancernych", polski odbiorca przez lata nie miał prawa i możliwości audiatur et altera pars.

Działania, racje i motywy Niemców i ich sojuszników przedstawiano w czasach PRL-u w sposób wybiórczy i skrajnie propagandowy. Co prawda w ostatnich latach pojawiło się wiele przekładów i filmów z hitami: „Stalingrad" i „Wróg u bram", weryfikujących ten jednostronny obraz, ale co by o nich nie powiedzieć, naznaczone były kompleksami klęski, winy i kary.

Wspomnienia Leona Degrelle'a stanowią na tym tle nową, jakość. Jest to, bowiem spowiedź ideowca, który z niczego się nie tłumaczy i nie poczuwa się do konieczności ekspiacji za swe uczynki, a jeżeli czegoś żałuje, to jedynie klęski sprawy, o która walczył. Nie była ona sprawą Polaków. Ale też adwokatami naszych interesów na pewno nie byli sowieccy politrucy i enkawudziści, których książki nie wzbudzają do dzisiaj, u najbardziej zaciekłych rodzimych anty komunistów: ani oburzenia, ani nawet zgorszenia. Wojna na Wschodzie była morderczym starciem dwu równie zbrodniczych totalitaryzmów: stalinowskiego i hitlerowskiego. Polacy mający z obydwoma swoje porachunki, zostali wplątani w ów konflikt od samego początku, nie z własnej woli, walcząc na frontach w mundurach równie dobrze sowieckich, jak i niemieckich. Wielu z nich, którzy pojawili się na tej wojnie w roku 1943 już w polskich uniformach, wołałoby nie przysięgać wierności Związkowi Sowieckiemu, walczyć pod innym dowództwem i w rogatywkach z innymi orzełkami.

Książka Degrelle ma niezwykłą wagę, nie tylko dokumentacyjną.

Jest jednym z najbardziej wstrząsających opisów wojny, jakie zna światowa literatura. Wielki samorodny talent autora powoduje, że przy lekturze stają przed oczami płótna flamandzkich mistrzów i „Okropności wojny" Goyi.

Nasuwają się też nieodłączne konotacje literackie z „Wojną i pokojem" hrabiego Tołstoja w jej najlepszych batalistycznych fragmentach, pamiętnikami hrabiego de Segura o odwrocie z Rosji w 1812 roku, „Podrożą do kresu nocy" Celinę'a i wojennymi reportażami Malapartego.

Degrelle pisał swoje wspomnienia krótko po klęsce. Miały pełnić rolę manifestu i mowy obrończej dla niego i jego bohaterskich żołnierzy, postawionych, dzięki sowieckiej manipulacji bez prawa do jakiegokolwiek adwokata, pod pręgierzem liberalnej opinii świata zachodniego i jego sprawnie działającego aparatu sądowniczego. Taki zamysł autora spowodował, że nadał im, na przekór historii, formę epickiej opowieści o walce dobra (europejskiej cywilizacji) ze złem (azjatyckimi watahami bolszewików). Widać to, gdy pisze z nienawiścią i pogardą o wrogach — zdziczałych hordach Mongołów, Kałmuków itp. i heroizuje własnych żołnierzy — niezwyciężonych Walonów i ich promiennych niemieckich sojuszników z runicznymi błyskawicami na patkach kołnierzy.

W taką dychotomię naprawdę nie wierzy jednak sam — cywilni Ukraińcy, czy mieszkańcy Kaukazu, z którymi stykał się po swojej stronie frontu, są, bowiem odmalowani w najbardziej pastelowych barwach, podczas gdy ich ojcowie, bracia i synowie, przebrani w sowieckie mundury, zamieniają się tym samym w najnikczemniejsze i najobrzydliwsze monstra.

Tak bywa jednak tylko w bajkach. Odrzuciwszy tolkienowską warstwę narracji, pozostaje nagi opis wojny, Degrelle-żołnierz gloryfikuje ją, jako kuźnię najbardziej elementarnych wartości. Degrelle-pisarz relacjonuje w turpistycznej tonacji jej bieg — toczonej ponad ludzkie możliwości w najbardziej nieludzkich warunkach.

Na zderzeniu tych dwóch postaw — zaangażowanego uczestnika i beznamiętnego obserwatora-portrecisty — polega wielkość tej książki, która zostałaby z pewnością obsypana najwyższymi literackimi trofeami z należną jej literacką Nagrodą Nobla, gdyby tylko posiadała słuszne konotacje ideowe. Świat jednak dążąc od lat pod amerykańskim przewodem do politycznej poprawności zawsze był po stronie zwycięskich batalionów...

Paweł Wieczorkiewicz

piątek, 26 kwietnia 2024

Jak słodko płakać na Love Story

 

Co znaczy sztuka filmowa, przekonałem się dopiero, gdy na seansie Love Story posłyszałem dwa rzędy za sobą już nie chlipanie – to donosiło się zewsząd – ale wręcz spazmy któregoś z widzów. Na ekranie Ali MacGraw umierała tak estetycznie, że wolałem się niedyskretnie obejrzeć: spazmowała pani koło trzydziestki. Jeszcze parę minut zbiorowego wycierania nosów i film się skończył; pani koło trzydziestki przepychała się do wyjścia, dosłownie promieniejąc. Dawno sobie tak nie użyła...

Dlaczego właściwie na Love Story tak przyjemnie się płacze? Chyba nie wystarczy odpowiedzieć, że tak samo płacze się na każdym melodramacie; prymitywne wyjaśnienia socjologiczne, które bezustannie powtarzają nasi krytycy filmowi (myślę tu przede wszystkim o tezie, jakoby sukces utworu wynikał z przesycenia współczesnego świata „seksem” i wynikającego stąd zapotrzebowania na model „romantycznej miłości” – rzeczywiście, nasze społeczeństwo ma seksu aż po dziurki w nosie...), również nie oddają całej prawdy. Fakt, że autorzy filmu utrafili w samo centrum powszechnych potrzeb, daje się natomiast wytłumaczyć w inny sposób. Świat Love Story jest mianowicie światem, który mimo najcięższych katastrof nigdy nie „wypada z formy” (żeby już, naśladując oczytaną bohaterkę filmu, zacytować Szekspira); wszelkie naruszenie istniejącego porządku rzeczy potrafi tu się w przedziwny sposób doskonale pogodzić z natychmiastowym powrotem do tego porządku. Dlatego to tak słodko jest płakać na Love Story: płacz ten nie jest bowiem podszyty jakimkolwiek niepokojem, który wytrąciłby nas z naszego dobrego samopoczucia. 

Mówiąc o naruszeniu porządku rzeczy i powrocie do tego porządku, uogólniam oczywiście kilka różnych problemów. Chodzić więc może na przykład o porządek estetyczny. Świat Love Story dzięki wszystkiemu, co składa się na język filmu – montażowi, zdjęciom, muzyce itd. – dąży do tego, aby być przede wszystkim światem  ł a d n y m.  W tej sytuacji dramatyczna katastrofa, jaką jest śmierć bohaterki, stanowiła szansę przełamania tego estetycznego porządku: wiadomo, że śmierć, agonia ładna raczej nie jest i nawet bez przesadnego naturalizmu można było osiągnąć tu efekt zakłócenia estetycznej normy. Ale Love Story nie miała być tragedią. Miała być melodramatem. Dlatego bohaterka zapada na białaczkę, a nie na raka (czy choćby na gruźlicę, jak Dama Kameliowa...), dzięki czemu nawet na łożu śmierci wygląda estetycznie i schludnie, zaś sama agonia obywa się bez rozmaitych nieprzyjemnych atrybutów. 

Dalej, chodzić może również o porządek – proszę się nie śmiać – metafizyczny. Śmierć kogoś bliskiego, i to w tak młodym wieku, mogłaby w innym filmie – utrzymywanym w innej, niemelodramatycznej konwencji – skłonić i bohatera, i odbiorcę do pewnych refleksji na tematy, jak to się mówi, zasadnicze: na temat życia i śmierci, sensu ludzkiego bytowania na ziemi, roli ślepego przypadku i nieuchronności przeznaczenia itd., itd. Film rozwiązuje te zagadnienia w sposób genialnie prosty: metodą węzła gordyjskiego. Pomijam już fakt, że nie bez powodu para głównych bohaterów kilkakrotnie podkreśla swój ateizm, który nie tylko uwalnia ich od liturgicznych kłopotów przy ślubie (ona wywodzi się wszak z rodziny katolickiej, on – z protestanckiej), ale zwalnia również z wszelkich refleksji na temat boskiej sprawiedliwości, ładu tego świata itp. rozterek. Bardziej zdumiewające jest to, że w gruncie rzeczy ani umierająca bohaterka, ani nieszczęśliwy bohater nie mają pretensji do losu: jest, jak jest – zdają się mówić – skoro już nas to nieszczęście spotkało, to trzymajmy się dzielnie. W pewnym sensie wykracza to poza granice psychologicznego prawdopodobieństwa. Umierająca dwudziestoczteroletnia dziewczyna „trzyma się”, żeby nie zrobić przykrości mężowi; ten „trzyma się”, żeby nie zrobić jej przykrości; jej ojciec także się „trzyma”, żeby nie robić przykrości im obojgu; a wszyscy razem „trzymają się” również i po to, żeby nie robić przykrości widzom. Desperackie wybuchy rozpaczy na ekranie sprawiłyby bowiem, że płakałoby się może rzęsiściej, ale nie tak przyjemnie. Bohater, który umie pogodzić się z losem, nie przyprawia nas o metafizyczny niepokój. 

Dążenie do natychmiastowego rekonstruowania zakłóconego porządku widoczne jest wreszcie – i to może najwyraźniej – w samej fabule utworu. Czy Love Story jest – jak by się mogło na pierwszy rzut oka zdawać – filmem opartym na konflikcie? Sądzę, że jest wręcz przeciwnie. Konflikt, w jakiejkolwiek formie tu występuje, przeradza się zawsze – i to na ogół dość szybko – w zgodę i stabilizację; służy jak gdyby tylko uwydatnieniu faktu, że od niezgody i sporu zawsze lepsza jest harmonia. Początkowo szorstki i nieprzyjazny stosunek do siebie obojga młodych błyskawicznie przeobraża się w sympatię, a później w miłość; konfliktu między miłością a obowiązkami w ogóle nie ma, gdyż bohater kończy studia z wyróżnieniem; fakt ten pozwala mu uzyskać doskonałą posadę, a więc również kłopoty materialne nikną jak ręką odjął; jednocześnie konflikt najważniejszy – ojca z synem – staje się w ten sposób przynajmniej po części bezprzedmiotowy, gdyż syn z niesfornego buntownika staje się szanowanym adwokatem, za co tatuś mógłby go tylko pochwalić. Nawet śmierć bohaterki, pozornie burząca ład tego ustabilizowanego świata, w gruncie rzeczy go wzmacnia: możemy być pewni, że Oliver Barrett IV, jak ordynat Michorowski, po śmierci ukochanej powróci na łono rodziny. 

Love Story, ta maszynka do wyciskania łez funkcjonująca tak doskonale i sprawnie (ja sam nie płakałem właściwie tylko z przypadkowych, osobistych względów: bohaterka wydawała mi się mianowicie tak wyjątkowo antypatyczna, że jej chorobę i śmierć przyjąłem, wstyd się przyznać, z rodzajem Schadenfreude), ma jedną wartość niezaprzeczalną: dydaktyczną. Uczy, że sentymentalizm[1] nigdy jeszcze nie zburzył Bastylii; że dążność do zachowania istniejącego stanu rzeczy jest jego właściwą naturą. Chyba że oprócz woreczków łzowych w grę wchodzą również zwoje mózgowe: ale wtedy mamy już do czynienia z zasadniczo innym typem sztuki.

Odbiorca ubezwłasnowolniony. Teksty o kulturze masowej.

Stanisław Barańczak 

Szkic do portretu Jana Ciszewskiego

 

Kto to jest Jan Ciszewski, wiedzą doskonale nawet ludzie, którym Homer myli się z homarem; co nie powinno zresztą dziwić, bo w kształtowaniu świadomości współczesnego Polaka Jan Ciszewski odgrywa rolę niepomiernie ważniejszą niż Homer. Przypuszczam jednak, że nie każdy z wielbicieli tego sprawozdawcy sportowego potrafiłby skonstruować poprawną definicję zjawiska zwanego „Jan Ciszewski”. Oto ona: Jan Ciszewski to człowiek w każdych okolicznościach mówiący nam właśnie te rzeczy, które pragnęlibyśmy usłyszeć.

Proszę zauważyć, że definicja ta odpowiada nie tylko na pytanie „kto to jest Jan Ciszewski?”, ale również: „za co kochamy Jana Ciszewskiego?”. Wbrew pozorom sprawozdawca sportowy osiąga prawdziwą popularność rzadko i z dużym trudem. Nawet wtedy, gdy – jak u nas – nie ma zbyt wielkiej konkurencji. Słucha go wprawdzie dobre kilkanaście milionów ludzi, ale im większa liczba słuchaczy, tym trudniej zdobyć sobie jej jednomyślne uznanie czy choćby sympatię. Potrzebna tu nie tylko stuprocentowa fachowość, znajomość danej dyscypliny sportu, szybki refleks i umiejętność improwizacji; gdyby sprawozdawca dysponował tymi tylko przymiotami, wystarczyłyby mu one jedynie na samą czynność informowania czy wyjaśniania, co dzieje się na boisku. Zbiorowość kibiców żąda od sprawozdawcy czegoś więcej: zdolności współprzeżywania. Widowisko sportowe wyzwala we wszystkich kibicach, od śmieciarza do profesora uniwersytetu, te same emocje, i w tym sensie ma wobec społeczeństwa funkcję integrującą. Ale czujemy się podwójnie pokrzepieni uczestnictwem w zbiorowej emocji, kiedy ktoś do tego powołany daje jej – w imieniu nas wszystkich – wyraz.

I w tym momencie Jan Ciszewski okazuje się niezastąpiony. Ciekawe, że właściwie pod każdym innym względem kibice – w każdym razie ci bardziej krytycznie nastawieni – mają do niego rozliczne pretensje. Ktoś więc zauważa, że Jan Ciszewski jest chwilami na bakier ze znajomością pewnych przepisów (krytykowano go parokrotnie za błędy merytoryczne w sprawozdaniach z meczów hokejowych); legendarne są jego lapsusy językowe, przytrafiające się oczywiście każdemu sprawozdawcy, ale w wykonaniu Ciszewskiego wręcz rozczulające (na przykład słynne „U Gadochy raził brak lewej nogi” albo westchnienie nadziei po przegranym meczu hokejowym: „Może i nad naszymi lodowiskami zaświeci cieplejsze słońce”), czy pewne stereotypy frazeologiczne, w zasadzie poprawne, ale używane tak często, że zaczynają już śmieszyć (swoją drogą nader interesującym zjawiskiem z dziedziny socjologii języka jest przesiąkanie tych metaforycznych powiedzonek bezpośrednio do języka kibiców, którzy używają ich już w skrótowej formie; jeśli na przykład na trybunach usłyszymy okrzyk „Jak bumerang!”, musimy wiedzieć, że mamy do czynienia ze szczątkiem typowego zwrotu Ciszewskiego: „Piłka jak bumerang wraca na pole karne”). Wszelkie pretensje jednak milkną, gdy rozpoczyna się jakiś Wielki Mecz, mecz o Wielką Stawkę, mecz będący Sprawą Honoru i Kwestią Życia i Śmierci. Oto piłka mija o centymetry naszą bramkę i już Jan Ciszewski zemocjonowanym głosem zwierza nam się, że ciarki mu przeszły po plecach. Oto brutalny Anglik (Holender, Bułgar itd.) przewraca któregoś z Naszych Chłopców i już Jan Ciszewski wykrzykuje, że Anglicy (Holendrzy, Bułgarzy itd.) grają za ostro. Oto któryś z Naszych Chłopców przewraca Anglika (Holendra itd.), a Jan Ciszewski stwierdza, że Nasi Chłopcy grają ostro, ale w ramach przepisów, bo taka jest nowoczesna piłka nożna, natomiast przeciwnik mógłby przestać wić się „na murawie”, bo takie udawanie tylko przedłuża grę. Oto sędzia dyktuje rzut karny przeciwko nam, a w rozedrganym głosie Jana Ciszewskiego pobrzmiewają tony oburzenia wobec międzynarodowego spisku. Oto Nasi Chłopcy wygrywają Wielki Mecz i wołanie Jana Ciszewskiego „Proszę państwa, POLSKA!!! POLSKA!!!” brzmi w naszych uszach jak Te Deum, Warszawianka i hymn narodowy śpiewane jednocześnie przez trzy chóry serafinów. I jak nie kochać Jana Ciszewskiego?

Jest on w podobnych sytuacjach naprawdę niezastąpiony i nie do podrobienia. Znamienne jest na przykład, że popularność innego gwiazdora sprawozdawców, Bohdana Tomaszewskiego, bierze się z zupełnie innego źródła. Mówiąc językiem Edgara Morina, należałoby powiedzieć, że w stosunku publiczności do Tomaszewskiego przeważa moment projekcji, w stosunku do Ciszewskiego – moment identyfikacji. Tomaszewski imponuje, Ciszewski jest jednym z nas. Pierwszy jest sprawozdawcą „arystokratycznym”, drugi – „plebejskim” (co zresztą wiąże się z charakterem dyscyplin sportu, które obu interesują; w pierwszym wypadku lekkoatletyka i tenis, w drugim – piłka nożna, hokej i żużel). Różnica widoczna jest nawet w sylwetce i sposobie ubierania się, nie mówiąc o typie głosu i stylu wypowiedzi. Jeśli w komentarzach Tomaszewskiego literacka metaforyka – jakkolwiek napuszona nieraz i przesadnie rozbudowana – nie razi, wydaje się czymś na swoim miejscu, o tyle w wydaniu Ciszewskiego sprawia wrażenie czegoś wyraźnie doczepionego i niezręcznego: ważna jest tu bowiem nie intelektualno-estetyczna refleksja, ale „naga” emocja.

I to emocja szczególnego rodzaju. Emocja właśnie zbiorowa, integrująca społeczność kibiców – ale integrująca, paradoksalnie, dzięki dokonaniu podziału: na „swoich” i „obcych”, Naszych Chłopców i przeciwników. Oczywiście, Jan Ciszewski zdaje sobie sprawę jako doświadczony komentator, że jego wypowiedź powinna spełniać również pewne przeciwstawne funkcje: nie tyle podniecać, ile mitygować namiętności kibiców, przynajmniej w tych sytuacjach, w których mogłyby one przejść w jawny szowinizm. W przypadku niekorzystnego dla nas orzeczenia sędziego na przykład rzadko kiedy mówi nasz sprawozdawca o spisku międzynarodowym i tym podobnych brzydkich rzeczach: na ogół zadowala się stwierdzeniem: „No cóż, sędzia widocznie widział lepiej”. Ileż jednak krwawej ironii pobrzmiewa w tym zdaniu!... Tak, sport dawno przestał być zabawą dla estetów i pięknoduchów; stał się natomiast kanałem dla nieszkodliwego (czy jednak naprawdę tak całkiem nieszkodliwego?) wyładowywania emocji społeczeństwa, które potrzebuje przeciwnika i zwycięstwa (choćby „moralnego”) nad nim, aby utwierdzić się w swej spoistości i jedności duchowej. I dlatego to Jan Ciszewski, a nie Bohdan Tomaszewski, jest Homerem naszych czasów.

Barańczak

Odbiorca ubezwłasnowolniony. Teksty o kulturze masowej.

poniedziałek, 22 kwietnia 2024

Nie czytaj mi mamo!


Jest to trawestacja znanego sloganu promującego akcję „Poczytaj mi mamo”, ale w dzisiejszych czasach budzi kontrowersję.

"Na portalu nieczytajmimamo.pl utworzonym przez apolityczną fundację Konfederacja Kobiet RP można zapoznać się z książeczkami dla dzieci promującymi wszelkie absurdy życia seksualnego: homoseksualizm, masturbację, tanspłciowość i „tęczowe rodziny”. Zwłaszcza zmiana płci jest ulubionym tematem, którym karmi się dziecko już od 3 roku życia.

Lista książek na portalu pochodzi od zaniepokojonych rodziców i jest aktualizowana. Na portalu można przeczytać uzasadnienie powstania takiej listy. „W ostatnich latach polski rynek wydawniczy wprost zalewany jest tego typu publikacjami. Promocja permisywnego modelu seksualności, wątki homoseksualne, transseksualni bohaterowie, narzucanie dziwacznych zaimków, wulgarne treści, agresywny feminizm, deprecjacja tradycyjnych wartości – to wszystko stało się chlebem powszednim tematyki książek dla dzieci”.

Te demoralizujące i ideologizujące treści zamieszczone są w „dziełach” , które można znaleźć w popularnych księgarniach stacjonarnych, internetowych oraz w Empiku.

Co się proponuje współczesnym dzieciakom?

Wiek 9-12 lat, „Opowieści dla chłopców, którzy chcą być wyjątkowi” Bena Brooksa. „Międzynarodowy bestseller! – czytamy w opisie – Inspirujące opowieści o wspaniałych mężczyznach, stanowiących wzór dla chłopców, którzy chcą wyrastać ponad przeciętność”. Kim są bohaterowie książki? Obok takich postaci jak Salvador Dali, Stehhen Hawking, Ludwig van Beethoven mamy Baliana Buschbauma, niemieckiego tyczkarza. „Balian czuł, że jest chłopcem, choć urodził się w ciele dziewczynki. Jego rodzice nazywali go Yvonne. Wychowywali go jako dziewczynkę, chodził w dziewczęcych ubraniach i konkurował z innymi dziewczynami”. Oprócz Buschbauma w książce jest również Alan L. Hart, lekarz i jeden z pierwszych transmężczyzn w USA poddanego zabiegowi histerektomii (chirurgiczne usunięcie macicy). Jest też tam internetowy celebryta Jefferey Star. To skandalizujący homoseksualista, znany z tego, że maluje się jak kobieta, a w 2020 r. został oskarżony o wielokrotne napaści seksualne. Prawdziwe wzory do naśladowania. Książka ta jest zalecana do czytania w niektórych szkołach.

Dla trzyletnich maluchów jest książeczka „Mój cień jest różowy” Scotta Stuarta. To „opowieść o małym chłopcu z uparcie różowym cieniem i o jego pełnej emocji wyprawie do szkoły w… spódniczce. A także o niezwykłym ojcu, który pokazał co to znaczy naprawdę wspierać swoje dziecko w jego wyborach i być obok w każdej sytuacji (…) Książka w duchu wychowania w otwartości”.

Idziemy dalej. Oto „Zlatanka i ukochany wujek” Piji Lindenbaum dla trzy-pięcio-latków. Rodzice małej dziewczynki lecą na Majorkę, a ją zostawiają z wujkiem Tonim, który jest gejem i opiekuje się dziewczynką razem ze swoim partnerem Stefem. Dziewczynka jest o wujka zazdrosna, który poświęca wiele uwagi swemu partnerowi.

Sieć sklepów z zabawkami Smyk proponuje książeczkę dla 3-latków „Kim jest ślimak Sam?”. W opisie od wydawcy „Krytyki Politycznej” czytamy : „ ślimak Sam jest trochę inny niż reszta klasy. Nie może się zdecydować czy jest chłopcem czy dziewczynką”. Pedagożka wysyła go do lasu i tam mały ślimaczek „spotka inne niezwykle zwierzęta i dowie się, że nie ma jednego <prawidłowego> sposobu życia i tworzenia rodziny”. Prawdziwy misz-masz w głowach maluchów, którzy niemal od pieluch nie wiedzą, czy są chłopcami czy dziewczynkami.

Ale oto lekcja ateizmu – książeczka „O kłamczuszku w czarnej sutannie i mądrych dzieciach”. Oto opis książeczki: „To pierwsza w Polsce książka skierowana do dzieci w wieku 8-14 lat, demaskująca bujdy religijne. Książeczka ta, napisana wesołym i przyjaznym językiem, może stanowić narzędzie obrony przed presją społeczną zmuszającą dzieci do , a jednocześnie zachęca do racjonalnej edukacji. Jest to książka do wspólnego czytania. Mamy nadzieję, że śmiać się przy niej będą rodzice z dziećmi – i dziwić, jak grubymi nićmi swoje bujdy szyje Kłamczuszek”.

A teraz coś naukowego dla 9 -12-latek „Twoje ciało pozytywne dojrzewanie” Barbary Pietruszczak. Oto fragment: „Czy tylko kobiety miesiączkują? Nie. Transchłopcy, czyli osoby, które urodziły się w kobiecym ciele, ale czują, że są mężczyznami, też mają miesiączkę. Jeśli nie przejdą specjalnych operacji wciąż mają macice i waginę, a wiec również okres. Miesiączkują osoby z macicą i waginą – także osoby interpłciowe”.

Dla chłopców dziesięcioletnich jest książka „Chłopackie sprawy”. „Niejeden próbował już swoich sił z melonem – czytamy – skórzaną kanapą lub zabawką erotyczną. Możesz popuścić wodze fantazji, ale uważaj, żeby nie uszkodzić swojego penisa albo żeby gdzieś nie utknął”. Dalej jest rozdział „Grunt by wsadzić”. Autorki przekonują, że masturbacja jest pożyteczna i zdrowa. Mamy również „Dziewczyńskie sprawy”, z przestrogą, by wyjąc z pochwy to, co do niej włożyły.

Jest także propozycja dla tęczowych rodzin. „To wszystko rodzina” (6 -8 lat). Dziecko nie może się już połapać ile ma mam i ilu tatusiów oraz nowego rodzeństwa, które wykluło się w tych związkach.

Dlaczego dzieciom chce się odebrać ich beztroskie dzieciństwo i robić im w główkach wodę z mózgu? Dlaczego wszystkie sprawy ogranicza się do seksualności.

W tych opowieściach nie ma dobra ani zła, nie ma normalnego świata zwierząt i normalnych małych dzieci, nie mówi się o związkach przyjaźni, koleżeństwa bez podtekstu seksualnego. Proponuje się dzieciom chory świat, przed którym trzeba chronić nasze pociechy.

Maria Górzna
https://prawy.pl/

Jak żydowscy "literaci" demoralizują nasze dzieci

(...)

Jedną z ciekawszych postaci w tej sferze działalności kulturalnej jest Lesléa Newman, lesbijka i żydowska feministka, która szczyci się wątpliwym osiągnięciem:, napisała jedną z najbardziej kontrowersyjnych książek dziecięcych ostatnich dziesięcioleci, jednocześnie tworząc serię książek dla dzieci żydowskich promujących tradycyjne i kulturalne wartości żydowskie. W 1989 r., po odrzuceniu przez prawie wszystkich głównych wydawców, wraz ze współtwórcą etnicznym Tzivią Gover, Newman opublikował samodzielnie Heather Has Two Mommies , opisaną jako „pierwsza kiedykolwiek opublikowana książka dla dzieci o tematyce lesbijskiej”. Newman wspomina, „Ludzie bali się publikować „Heather”, mimo że było na to zapotrzebowanie. Nikt by tego nie dotknął. Ale byłyśmy srogimi Żydówkami”. Dzieło Newman zostało zarejestrowane przez American Library Association jako 11 najbardziej krytykowana książka lat dziewięćdziesiątych. Jednak, podobnie jak reakcje na aktywizm żydowski w innych sferach kulturowych, społecznych i politycznych, reakcja na pracę Newmana była hałaśliwa, ale pozbawiona wnikliwości; uważano, że było to wyłącznie częścią programu homoseksualnego i zabrakoło zrozumienia związanego z tym elementu żydowskiego. Raporty Żydowskiej Agencji Telegraficznej że „dyrektor okręgu szkolnego w Queens wypowiedział „wojnę” tej książce i wysłał list do rodziców ostrzegający, że ich dzieci będą się uczyć o sodomii. …Prezydent dystryktu wysłał ponad 30 000 listów do rodziców dystryktu, potępiając książkę jako „niebezpieczną homoseksualną propagandę”. W pewnym momencie Newman została opisana jako „najniebezpieczniejszy pisarz w Ameryce”.

Wielu przeciwników książki przegapiło jednak to, że jej autorka była zapalonym propagatorem tradycjonalizmu i wspólnoty — tradycjonalizmu i wspólnoty żydowskiej. W przeciwieństwie do Heather ma dwie mamusie i późniejszych książek, takich jak The Boy Who Cried Fabulous (2004), Wóz strażacki dla Ruthie (2004), Momma, Mama and Me (2009), Daddy, Papa and Me (2009), Donovan's Big Day (2011) i Sparkle Boy (2017), które szerzyły wśród dziecięcych czytelników homoseksualizm, dysforię płciową i AIDS, Newman opublikowała szereg niszowych książek dla dzieci z jej własnej społeczności, oferując konwencjonalne i tradycyjne sposoby traktowania żydowskich festiwali pozbawionych którykolwiek z tych tematów.

Jak żydowscy "literaci" demoralizują nasze dzieci →

poniedziałek, 15 kwietnia 2024

Pustelnicy i dentyści - tragifarsa w dwóch mini opisach

 Uwaga wstępna. Opisane wydarzenia są autentyczne, ale oczywiście pustelnicy nie używają zwykle takich zwrotów jak: "po jaką cholerę", zatem pewne opisy należy potraktować jak licencję poetycką ☺️

**

Przedwczoraj zaprowadzono mnie do dentysty, a to był jakiś profesor i zamiast uczciwie zaplombować co było do zaplombowania oczyścił mi zęby, pokazał jak się je powinno szczotkować, stwierdził że są do de... Ale mostek powinien mi pomóc. Ja na to że to o jeden most za daleko, żeby się nie wymądrzał i plombował jak każdy inny. On że nie, że me ze są do de i nie warto ich leczyć bez mostku. Zatem ustaliliśmy że nie będziemy kooperować.

Potem mój starszy brat który to jest znajomym profesora zasiadł na fotelu. A na końcu -bo gadali w Sinhale - ustalili że i bez mostku może mi jakoś pomóc w poniedziałek w przychodni rządowej której jest szefem. Ja na to jak na lato, co prawda profesor wydał mi się nieco podejrzany, ale darmowemu pląbiarzowi nie zagląda się w zęby.

I oto dziś wchodzę na fotel, a on oglądając mi gębę mówi dolna szóstka z lewej górna siódemka z prawej i jeszcze jakaś jedna. Gość obok zapisuje. No dobra, bierz gościu wiertło i rób swoje, myślę. A on sobie odchodzi a mnie zaciągają do pokoju który ewidentnie jest rentgenowskim. Siedzę sobie jakiś czas, gość włącza komputer co daje mi czas na przemyślenie, a jako że jestem wolno myślący zajęło mi to ponad minutę. Wstaję i mówię, że muszę wpierw porozmawiać z profesorem. Po co? No nie lubię tego promieniowania i chciałbym przynajmniej wiedzieć po co rentgen do plombowania zębów. OK. Po jakimś czasie przychodzi mój starszy brat i mówi że to potrzebne. Ja mu mówię że niech mi to profesor wyjaśni po jaką cholerę to potrzebne. Przychodzi profesor, prawdopodobnie nieco zadziwiony bo pewno pierwszy raz w życiu spotkał takiego opornego pacjenta. 

Mówi że bez zdjęcia nie wie co robić. Ja na to ale załóżmy że z zębami jest źle (według zdjęcia) bo bez zdjęcia sam mówi że jest źle. Co wtedy? Bo  ja tak czy tak chcę tylko zaplombować dziurę. Żadnych kanałowych leczeń ani usuwania zębów które może i złe ale jednk coś tam gryzą. A on na to że nie powinno się go uczyć dentystyki. Ja mu że nie powinno się mnie uczyć o radiacji, on mi że te parę zdjęć jest nieszkodliwe, ja mu że paru z tych co bezkrytycznie zaufało zapewnieniom współczesnej medycyny gryzie trawę od spodu. On mi na to że albo dam sobie zrobić zdjęcia albo nie ma co gadać. Moje ze są do de i on musi wiedzieć jak bardzo są do de. Ja mu że akurat to mnie nie interesuje, wręcz przeciwnie wolałbym tego nie wiedzieć, natomiast nie mam nic przeciwko plombowaniu. On że porozmawiamy o tym po zdjęciach. Ja mu że już raczej to jest nasza ostatnia rozmowa. 

Co ciekawe byłem tak oszołomiony że gdyby facet z rentgena szybko zabrał się do rzeczy pewno by mnie ponaświetlał. 

To nara i pozdro

***

Co za chwalebny upór 😉

Ale co ci zależało?  Profesor proponował ci być może skrócenie życia a ty tak stanowczo przeciwko temu oponowałeś.

Ale ten przypadek tylko potwierdza moje przemyślenia. Człowiek nie może być za mądry, to mu szkodzi zachować zdrowy rozsądek. Gdybyś trafił na zwykłego dentystę a nie profesora, to wstawiłby ci plomby bez żadnych zdjęć i wymądrzania się.
Twoja historia przypomniała mi pewną tajemniczą przygodę która mnie spotkała.
Dawno, dawno temu, będzie z 30 lat z okładem, byłem po raz ostatni u lekarza.
Tym lekarzem był  ci chyba dobrze znany stomatolog, pan ...ski.

Poszedłem do jego prywatnego gabinetu ze spuchniętą gębą i strasznie bolącym zębem. ...ski obejrzał opuchliznę i zęba  i zdecydował bym następnego dnia przyszedł do jego gabinetu w szpitalu. Cóż, poszedłem.

I tu spotkała mnie identyczna historia jak ciebie ale nie do końca 😄

...ski uparł się zrobić zdjęcie mojej szczęki. Nie zraziło go to tego nawet to, że nie miałem ubezpieczenia więc dla bezdusznego systemu nie istniałem. I jak takiej osobie zrobić prześwietlenie?

...ski obszedł  system prosto. Polecił gościowi od rentgena zrobić mi prześwietlenie wpisując dane swojej....sympatycznej żony.

Hm... To mi uświadomiło  w tej chwili że wyprzedziłem epokę i już 30 lat temu na chwilę zmieniłem sobie płeć, a nawet tożsamość.

Ale wracamy do historii, bo na tym się  bynajmniej  nie kończy.

Gość od rentgena i pielegniarka trochę się wzbraniali przed takim oszustwem, ale nie mieli wiele do gadania. ..ski był ich szefem.

Po zrobieniu zdjęcia  ...ski sobie go obejrzał po czym spokojnie wyrwał mi zęba i przepisał antybiotyk.

Po 2 chyba dniach opuchlizna zaczęła schodzić i że zdziwieniem wymacałem językiem,  że ..ski wyrwał mi zęba który siedział w szczęce obok tego który mnie tyle razy bolał i przez niego puchła mi gęba.

Domyślasz się zapewne że ząb który mi ...ski wyrwał nigdy mnie nie bolał 😄

Nie reklamowałem tego u ...skiego no i po co?

Uznałem, że może to taka profilaktyka jak w szachowych książkach u Dworeckiego.

A ten ząb jeszcze kilka razy powodował kilkudniowy ostry ból i mocną opuchliznę gęby. Ale nauczyłem się znosić jego ból, topiąc go w roztworze dentoseptu. Wiele to nie pomagało ale i nie szkodziło.

W końcu po wielu latach ząb skruszał i rozpadł się. Ale do dnia dzisiejszego jeszcze mam w szczęce jego korzeń.

Taka mała pamiątka po ostatniej w moim życiu wizycie  w naszej służbie zdrowia 😁


środa, 10 kwietnia 2024

Kara zbiorowa jest zasadą talmudyczną: Dyskusja z Madsem Palsvigiem


David Kurten rozmawia z Madsem Palsvigiem, przywódcą Partii Dobrobytu w Danii, między innymi na następujące tematy:

– żydowska strategia wykorzystywania twierdzeń o „antysemityzmie” do szerzenia i wzmacnia ich władzy.
– żydowskie przejęcie wszystkich instytucji w Ameryce.
– 85% administracji Bidena to Żydzi
– zbiorowe karanie wszystkich Rosjan i zamrożenie ich majątku
– w Talmudzie żyd jest wart 10 000 nie-Żydów, i żyd ma prawo do 2800 niewolników
– Hollywood jest pełne talmudycznych Żydów rozprzestrzeniających bezustannie "Białą winę" i to jest inżynieria społeczna promująca nienawiść wobec białych ludzi
– czołowi żydowscy uczeni, pisarze itp. mówią o ludobójstwie nie tylko Palestyńczyków, ale także białych
– pozwala się tylko słyszeć o krzywdzie wyrządzanej Żydom
– talmudyczny porządek świata opiera się na nienawiści, zemście i supremacji rasowej
– nienawiść do Niemców
– zniszczenie Zachodu

KATANA

David Kurten: Witamy ponownie w programie Davida Kurtena w Today's News Talk, TNT. Fantastycznie jest znów wystąpić w programie Madsa Palsviga, lidera Partii Dobrobytu w Danii. Mads, witaj ponownie w programie.

Mads Palsvig: Dziękuję, David. Dobrze cię znowu widzieć.

David Kurten: Tak, naprawdę miło cię znowu widzieć. Teraz chcę z tobą porozmawiać o kilku, no wiesz, ogólnych kwestiach, o których piszesz i o których mówisz na X [dawniej Twitterze] i w mediach społecznościowych, a także o kierowaniu partią w Danii. A to ma związek z czymś, co pojawiło się wczoraj w wiadomościach w Wielkiej Brytanii. Na lotnisku w Manchesterze miał miejsce incydent, podczas którego zatrzymano kilku Izraelczyków w ramach rutynowej kontroli. Przetrzymywano ich przez kilka godzin, a następnie wpuszczono do kraju.

Jednak powszechna była narracja, że ​​ci ludzie zostali źle potraktowani. Traktowano ich z „antysemityzmem ”, ponieważ pochodzą z Izraela. Ale gdyby ktoś przyjechał z Rosji lub Afganistanu i został potraktowany w ten sam sposób, nikt by nie mrugnął okiem.

I czy sądzisz, że o narracji antysemityzmu mówi się dość często, czy myślisz, że na Zachodzie faktycznie istnieje antysemityzm?

Mads Palsvig: Och, z pewnością taka narracja istnieje. To znaczy czołowi uczeni żydowscy otwarcie przyznają, że jest to narzędzie, którego używają, aby zyskać współczucie. I odnoszą w tym duże sukcesy. Udało im się przejąć dosłownie każdą instytucję w Ameryce. 85% administracji Bidena to Żydzi! Odnoszą więc duży sukces.

Wspomniałeś o Rosji. Moja żona jest Rosjanką, więc oczywiście wiem, co się tam dzieje.

A jeśli mówisz o „antyrosjanizmie”, jeśli takie słowo istnieje, większość ludzi nie jest świadoma, że ​​naród rosyjski został zbiorowo ukarany za specjalną operację wojskową Putina na Ukrainie poprzez zamrożenie wszystkich ich aktywów z dnia na dzień. Nie dostali nawet 24 godzin na przelanie pieniędzy do Dubaju lub gdziekolwiek indziej. Po prostu zamrożono im wszystkie aktywa.

Zatem macie zbiorową karę wszystkich Rosjan. Nie mogę wysłać paczki do teściowej. Nie mogę wysłać pieniędzy teściowej. Nie mogę pojechać bezpośrednio do teściowej. Muszę wydać 1000 euro na podróż przez Stambuł lub Dubaj, aby odwiedzić moją teściową, która jest stara, wątła i która od czasu do czasu przebywa w szpitalu. I to jest kara zbiorowa, ale to tylko Rosjanie!

A jeśli czytasz Talmud, to zobaczysz, że piszą, że Żyd jest wart 10 000 nie-Żydów! A Żyd powinien mieć 2800 nieżydowskich niewolników! To nie są moje słowa. Są one zapisane w Talmudzie.

I wierzę, że niektórzy Żydzi w Hollywood i niektórzy Żydzi w administracji USA są wyraźnie wyznawcami Talmudu, bo bezczelne jest myślenie, że masz prawo do 85% dobrej pracy. I to dotyczy nie tylko administracji Bidena, ale także wszystkich czołowych stanowisk na naszych uniwersytetach, całej inżynierii społecznej, kultury przebudzenia, która tam ma miejsce, antychrześcijaństwa i wrogości wobec chrześcijan. Hollywood  także podąża za Talmudem. I stąd  to nieustanne promowanie poczucia winy Białych, inżynieria społeczna i nienawiść do białych ludzi:

„Po prostu otwórzcie swoje granice. Musimy pozbyć się Białych Ludzi!”

I dosłownie, można znaleźć tak wiele przykładów czołowych uczonych, pisarzy, polityków w Knesecie, którzy otwarcie mówią o, no wiecie, nie tylko ludobójstwie Amaleków, jak nazywają Palestyńczyków, ale właściwie wszystkich Białych ludzi!

Więc myślę, że już najwyższy czas, żeby wszyscy Żydzi, wszyscy dobrzy Żydzi, a znam ich wielu, kiedy ma się żydowską żonę, zyskuje się wielu żydowskich przyjaciół. Kocham ich! I potrzebuję teraz więcej Żydów, którzy wyjdą i powiedzą:

„Przepraszam, może jeśli tylko 2% z nas to Ameryka, to może nie powinniśmy mieć więcej niż cztery do maksymalnie 5% czołowych stanowisk w społeczeństwie?”

Bo kto mówi o różnorodności? To Żydzi mówią o różnorodności! To Żydzi używają tego narzędzia do tworzenia różnorodności poprzez zawstydzanie i zasadzanie poczucia winy u Białych. Według nich wszyscy stoimy za Holokaustem! Wszyscy z nas! Nie tylko niektórzy psychopatyczni naziści, którzy chcieli złupić żydowskie bogactwo, ale wszyscy biali ludzie muszą za to zapłacić.

Więc możesz mieć… Cóż, Amerykanie nie mają bezpłatnej opieki zdrowotnej. Jeśli Żyd zachoruje w Ameryce, ma bezpłatną opiekę zdrowotną, obejmującą nawet przeszczepy narządów.

Zatem obowiązuje zasada dla ciebie i zasada dla innych ludzi. I opiera się to na filozofii „ kary zbiorowej”, która jest nieodłączna od Talmudu. Jeśli więc jeden muzułmanin popełni zbrodnię przeciwko Żydowi, zabijcie ich wszystkich! To jest kara zbiorowa. To nie jest chrześcijańskie.

W chrześcijaństwie obowiązuje zasada oko za oko, co oznacza, że ​​jeśli ktoś popełnia przestępstwo, można postawić sprawę jednej osobie i tylko niej. Nie możesz zabić jego żony i dzieci! To nie jest rzecz chrześcijańska. I chciałbym widzieć bardziej chrześcijański porządek świata w społeczeństwach chrześcijańskich oraz, oczywiście, odpowiedni w zgodnie z religią w danym społeczeństwie.

Nie twierdzę, że chrześcijanie powinni kierować całym przedstawieniem. Mówię tylko, że w krajach chrześcijańskich chciałbym, aby chrześcijański światowy porządek miłości i przebaczenia był ważny dla wszystkich ludzi, by karać tylko pojedynczego sprawcę, bez kary zbiorowej.

A to, co widzimy, to fakt, że mamy obecnie talmudyczny porządek światowy, wdrażany przez 85% administracji Bidena, i to jest nienawiść! To jest zemsta! To jest supremacja rasowa! Że jedynym ludobójstwem, o którym wolno nam słyszeć, są zbrodnie popełniane na ludności żydowskiej.

Nie wolno nam mówić o 50–100 milionach Rosjan, głównie prawosławnych, którzy zostali zamordowani! Jakiekolwiek inne ludobójstwo nie jest ważne! Ponieważ w Talmudzie zawarta jest supremacja rasowa!

I chciałbym zobaczyć wszystkich moich żydowskich przyjaciół, którzy mogą to obecnie oglądać  i każdego innego Żyda, którzy są cudownymi ludźmi, a ja kocham Żydów. Są bystrzy, fajnie się z nimi przebywa, to wspaniali ludzie. Ale proszę, już dość!

To znaczy, jeśli promujesz różnorodność, spróbuj żyć choć trochę w zgodzie z zasadą różnorodności. Pozwólmy niektórym hindusom, niektórym buddystom, muzułmanom i chrześcijanom na kręcenie filmów i kierowanie Wall Street, zarządzaniem uniwersytetami, a także na okazjonalne udostępnienie im miejsca w Kongresie i administracji Bidena.

David Kurten: To absolutnie niezwykła liczba! 85% administracji Bidena to Żydzi. Nie wiedziałem, że jest aż tak duża, bo sam byłem chrześcijaninem. I twierdzę, że większość ludzi w Stanach Zjednoczonych, które oczywiście są najpotężniejszym krajem na Zachodzie, określiłaby się jako chrześcijanie.

Ale myślę, że jest tu bardzo duża niejasność, ponieważ wielu chrześcijan popiera Żydów, ponieważ uważają się za żyjących w kulturze judeochrześcijańskiej i myślą, że judaizm to po prostu, cóż, Biblia bez Nowego Testamentu, to tylko Stary Testament. I wielu chrześcijan nigdy nawet nie słyszało o Talmudzie. To znaczy, ja sam nie słyszałem o Talmudzie aż dor trzech lub czterech lat temu. Nawet nie byłam świadoma jego istnienia. Teraz zrozumiałem niektóre rzeczy, które się w nim znajdują, i to jest absolutnie przerażające!

A to oznacza, że ​​jeśli podążać za Talmudem, który został napisany w I wieku naszej ery jako odrzucenie Chrystusa, Chrystus jest wypełnieniem Starego Testamentu.

A wielu Żydów to chrześcijanie. Są Żydzi mesjańscy, którzy podążają za Chrystusem, poszli tą drogą, ale są też tacy, którzy podążają za Talmudem. I to jest przerażająca książka, prawda?
Myślę, że każdy powinien być świadomy tego, co się w nim kryje. Bardzo dobrze i zwięźle ująłeś, że ta książka ma obecnie niesamowity wpływ na narody chrześcijańskie.

Mads Palsvig: Tak, mam na myśli powód, dla którego ty i ja prawdopodobnie nie byliśmy tego świadomi aż do czasu, w moim przypadku, także trzy, cztery lata temu, ponieważ Żydowi grozi kara śmierci za mówienie nie-Żydowi o Talmudzie. Wiedzą, że to złe.

A w Talmudzie piszą też, że możesz popełnić każdą zbrodnię przeciwko nie-Żydom, nawet w coroczny Purim*. Właśnie opublikowałem film, dzieci przebrane za Arabów i Żydów w święto Putin.

I w te święto dzieci w szkołach bawią się w zabijanie Arabów. Nie żartuję! To się dzieje. To jest to, co robią. I jeśli biorą w udział w Purim, muszą w tym uczestniczyć. Nie mówię, że we wszystkich synagogach, nie we wszystkich synagogach, ale w niektórych synagogach, kiedy biorą udział w Purim, w rytuale, corocznym rytuale, muszą przyrzec, że złamią wszystkie obietnice złożone nie-Żydom w następnych dwunastu miesiącach. I to jest całkowicie w porządku! Ludzie, jak tak można! starczy tego!

I jest tak wielu zasymilowanych, religijnych czy ateistycznych Żydów. Myślę, że, wiesz, nieźle wam poszło. Wszyscy was kochamy. Nie zamierzamy wspólnie karać was wszystkich za to, co niektórzy źli Żydzi zrobili, za ich zbrodnie. Jesteśmy narodem chrześcijańskim. Zajmiemy się tylko tymi, którzy faktycznie popełnili przestępstwo. Nie będziemy ścigać jego żony i dzieci. To nie jest  po chrześcijańsku.

I jeszcze coś, o czym chciałbym powiedzieć: Niemcy są karani już od 80 lat. Mam na myśli, czy możecie znaleźć choć cal, uncję przebaczenia w swoich sercach? Czy to nie wystarczy? Czy to nie wystarczy!

Najnowszą sztuczką, którą wymyślili, jest to, że teraz Niemcy muszą zostać rytualnie upokorzeni podczas mistrzostw Europy w piłce nożnej. Niemcy zmuszeni są grać w różowych barwach! To nie jest śmieszne!

David Kurten: Nie! Nie wiedziałem tego. To straszne, prawda?

Mads Palsvig: To jest tak prosto w twoją twarz! Jesteś naszą własnością!

Dajcie spokój, to niedobrze. Jesteśmy miłymi ludźmi. A Żydzi też mogą być mili,  my wszyscy jesteśmy miłymi ludźmi. Powinniśmy się dogadać.

Rzecz w tym, że w chwili, gdy Niemcy ponownie odzyskają wolność, Niemcy i Rosja odkryją, że mogą wzajemnie przynosić korzyść światu rosyjską energią i niemiecką pomysłowością, a my będziemy mieli niewiarygodną wolność, demokrację i dobrobyt!

Oby tylko nie dało się nas społecznie wciągnąć w nienawiść do siebie nawzajem i prowadzenie tych wszystkich absurdalnych wojen, które już kosztowały życie co najmniej pół miliona młodych mężczyzn na Ukrainie. To jest straszne!

David Kurten: Tak, cóż, to sięga daleko wstecz, prawda? Mieliśmy już wojny światowe ubiegłego stulecia.

Ale myślę, że największą tragedią lub tragediami ostatniego stulecia jest to, że powstała wrogość pomiędzy Anglią, Wielką Brytanią i Niemcami, Rosją i Niemcami, Ameryką i Niemcami, a teraz Ameryką i Rosją, Wielką Brytanią i Rosją. A mamy tu cztery wielkie narody chrześcijańskie. Gdybyśmy wszyscy się dogadywali, pomagali sobie nawzajem, wspierali i pracowali na rzecz tworzenia dobrobytu i budowania społeczeństwa chrześcijańskiego w chrześcijańskim świecie, jak niesamowity byłby świat? Ale ta ciągła wrogość jest wzbudzana i mówię temu nie, jestem przeciwko temu.

To znaczy, spójrzcie na rusofobię we wszystkich mediach głównego nurtu na całym Zachodzie z powodu tego, co dzieje się na Ukrainie. A ty po prostu myślisz, że to utrwalenie tragedii i utrwalenie czegoś, co jest tutaj rozpaczliwie złe, kiedy wszyscy powinniśmy przestać ze sobą walczyć i ponownie zacząć być przyjaciółmi.

Mads Palsvig: Całkowicie się zgadzam. I jeśli mogę dodać, ta walka z Rosjanami to znowu sankcja wobec ludzi z krwi i kości, z bijącym sercem. To jest przeciwko narodowi rosyjskiemu.

A także my wszyscy, nie-Rosjanie, którzy mamy przyjaciół i rodzinę, których kochamy w Rosji. To nie jest przeciwko korporacjom. 97% wszystkich zachodnich korporacji, które były tam w marcu 2022 r., nadal tam istnieje. Można tam kupić wszystko! Byłem tam w zeszłym roku odwiedzając moją rosyjską rodzinę i wszystko tam jest. A poziom życia zmienia się tylko w jedną stronę. Sankcje nie działają. Naród rosyjski jest pracowity. Nie rozumieją tej nienawiści. To bardzo poważni ludzie. Są gotowi do walki. Nie chcą walczyć.

Ale jeśli chcesz z nimi walczyć, oni odpowiedzą! I nie mam cienia wątpliwości, jeśli wybuchnie wojna, oni ją wygrają. Dlatego się staram pokazać trzecią drogę. Więc masz, na przykład alternatywę. Albo jesteście zwolennikami Chin i Rosji, albo jesteście zwolennikami NATO.

Ale chciałbym powiedzieć, że jest inne podejście. Mówi ono to, że są ludzie, którzy stoją ponad rządami obu stron, którzy próbują namieszać w głowach obu stronom i skłonić je do wzajemnej walki.

I myślę, że to sięga daleko wstecz. Jeśli czytasz książki Golicyna i Bezmanowa, sugerują, że faktycznie zostało to zaprojektowane w Związku Radzieckim w latach sześćdziesiątych. Cała inżynieria społeczna na Zachodzie, rewolucja młodzieżowa, feminizm, atak na chrześcijaństwo, wszystko to zostało zaprojektowane w ateistycznym komunistycznym Związku Radzieckim jeszcze w latach sześćdziesiątych. To mówią świadkowie z pierwszej ręki, którzy byli obecni na spotkaniach.Taki był plan, i udało im się to.

A więc po trzecie, chcę powiedzieć, że ktoś próbuje infiltrować i niszczyć nasze chrześcijańskie narody, a także zmusić nas do walki z Rosją i Chinami. [Ktoś?]

David Kurten: Tak, cóż, to znaczy, całkowicie się z tobą zgadzam, ponieważ, wiesz, patrząc wstecz na historię, w 1917 roku miała miejsce ta okropna rewolucja. Rodzina królewska Romanowów została stracona przez bolszewików,  z których większość była Żydami, talmudycznymi Żydami. Rewolucji nie udało się przeprowadzić na Zachodzie, zamiast niej więc promowano kulturowy marksizm. Wiesz, to sięga lat sześćdziesiątych, ale także szkoły frankfurckiej w latach dwudziestych.

Jedną z osób zaangażowanych wówczas w Komintern był Willi Münzenberg, który podobno powiedział:

„Sprawimy, że zachodnia cywilizacja zacznie cuchnąć! Zmienimy i podważymy wszystkie jej wartości i sprawimy, że życie stanie się niemożliwe!”

To naprawdę okropne! To dość szatańskie! Są ludzie, którzy naprawdę, naprawdę chcieli to zrobić.

Ale Mads, całkowicie się z tobą zgadzam we wszystkich tych kwestiach. Szkoda, że ​​nie możemy rozmawiać dłużej, ponieważ tylko dotknęliśmy powierzchni tej kwestii. I wiesz, z tym co mówisz o powstaniu feminizmu. Mam na myśli kulturową ideologię marksistowską, w której kobiety są postrzegane jako uciskane i muszą „powstać i zniszczyć patriarchat ”.

A dalej mamy homofobię i transfobię, gdzie LGBT tworzy się jako grupa, a następnie chce  zniszczyć heteronormatywność oraz podważyć wartości chrześcijańskie i tak dalej.

To dzieje się na wielu płaszczyznach społeczeństwa i możemy to zobaczyć.

Ale w każdym razie, Mads, dziękuję bardzo za dzisiejszy udział w programie i naprawdę życzę wszystkiego najlepszego Tobie i twojej Partii Dobrobytu w Danii. Mam nadzieję, że pewnego dnia znajdziemy się u władzy, odwrócimy sytuację i wrócimy do normalności.

Mads Palsvig, dziękuję, że dołączyłeś do mnie w programie Today's News Talk, TNT.

Oryginalna transkrypcja →

* O Purim:

Żydowskie „święto” Purim

Czym jest i co symbolizuje ów „święto” a także dlaczego jest to ważne w cieniu możliwego konfliktu Ukraina – Rosja wyjaśni poniższy skrót materiału dr David’a Duke’a. Artykuł został napisany odnosząc się do groźby konfliktu pomiędzy USA a Iranem przed laty i został skrócony o nieaktualne wątki.

Purim to żydowskie święto morderstwa perskiego premiera, Hamana za rzekomy spisek przeciwko Żydom. Hamana powieszono wraz ze wszystkimi jego dziesięcioma synami i zamordowano 75 tys. nieszczęsnych Persów.

Jak na ironię, święto Purim 2003 r. wybrano do rozpoczęcia wojny w Iraku, wojny zaaranżowanej przez ekstremistów żydowskich i izraelskich zwolenników w administracji USA i mediach wobec narodu, który nie zagrażał Stanom Zjednoczonym. Irak był jednak strategicznym wrogiem Izraela, a Sadama przedstawiano globalnej społeczności żydowskiej jako nowego “Hamana”.

Czytaj całość →

Przedstawiając stosunek Żydów do gojów (relacja odwrotna, bardziej znana, chociaż nierzadko zakłamana, nie jest przedmiotem naszych rozważań), należałoby kilka słów poświęcić Talmudowi, czyli jednemu z kamieni węgielnych judaizmu.

Jeśli przyjmiemy, że Żydzi są naszymi starszymi starotestamentowymi braćmi (co obecnie wiele kręgów kościelnych uznaje bez zastrzeżeń), to Talmud skutecznie rozrywa wszelkie braterskie więzi.

Talmud tworzą Miszna i Gemara. Jest to, najogólniej mówiąc, zbiór tradycyjnych praw judaizmu, zawierających komentarze rabinów. W Talmudzie nazywają owi rabini chrześcijan bałwochwalcami, mężobójcami, rozpustnikami nieczystymi, gnojem, zwierzętami w ludzkiej postaci, gorszymi od zwierząt, synami diabła itd. Księży nazywają ” kamarim”, tj. wróżbiarzami, kościół zwą ” bejs tifla”, czyli dom głupstw, paskudztwa. Obrazki, medaliki, różańce zowią ” ełyłym ” (bałwany), niedziele i święta to ” jom jd” (dni zatracenia). Uczą też, że Żydowi wolno oszukiwać, okraść chrześcijanina, bo ”wszystkie majętności gojów są jako pustynia, kto je pierwszy zajmie, ten jest ich panem.

Dariusz Ratajczak o Talmudzie →

poniedziałek, 8 kwietnia 2024

Komentarze do pewnego aforyzmu


Most people are other people. Their thoughts are someone else opinions, their lives a mimicry, their passions a quotation. Oscar Wilde

Motywem większości zachowań jest zwykle naśladownictwo.

Głupiec, który naśladuje wielkiego filozofa, okazuje się tylko swoim własnym echem.

Przekonanie kogoś, kto ma własne poglądy jest łatwe, ale nikt nie przekona tego, kto nosi w sobie cudze poglądy.
Nikt tak kurczowo nie trzyma się swoich mniemań jak ten, kto jest zaledwie echem swojej epoki.

Zawsze dochodzi do porozumienia z tym, kto nie jest echem.

Nikt tak nie angażuje się w wyrażanie własnej opinii jak ten, kto jest zwykłym echem.

Nigdy nie powinniśmy dyskutować z tymi, którzy są tylko echem innego głosu.

Kto podziela cudze przesądy, uważa się za pozbawionego przesądów.

Najbardziej uporczywe przekonania zwykły być krystalizacjami przypadkowo podsłuchanych, cudzych błędnych poglądów.

Pyszałkowatemu subiektywizmowi, tego, kto sam siebie uważa za miarę, przeciwstawia się pokorny subiektywizm tego, kto nie pozwala sobie być echem.

Nicolas Gomez Davila
Ze scholiów do tekstu implicite

***

 Trotter - racjonalizacja wierzeń instynktownych
"By kontynuować dalej analizę nie-racjonalnych opinii powinno się zaobserwować, że umysł rzadko pozostawia te założenia, wymuszone na nim przez sugestię stada bezkrytycznymi. Istnieje tendencja by znajdować mniej lub bardziej opracowane racjonalizacje je usprawiedliwiające. To jest zgodne z olbrzymią przesadną wagą, która jest zawsze przypisywana rozumowi w formułowaniu opinii i zasad zachowania. Jest to bardzo dobrze widoczne na przykład w wyjaśnianiu istnienia altruizmu jako obecnego z uwagi na to, że człowiek postrzega go jako: „to się opłaca”.

Sprawą o kardynalnym znaczeniu jest rozpoznanie, że w tym procesie racjonalizacji wierzeń instynktownych, to wiara jest tym co pierwotne, podczas gdy wyjaśnienie, choć zamaskowane jako powód tego wierzenia, jako łańcuch racjonalnych dowodów na których wierzenie jest ufundowane, jest całkowicie drugorzędne i tylko dla samej wiary, nigdy nie byłoby nawet pomyślane. Takie racjonalizacje są często, w przypadku ludzi inteligentnych, niezwykle wyszukane i mogą być bardzo mylące, chyba że prawdziwa instynktowna podstawa danej opinii czy działania jest w pełni rozumiana.

W. Trotter
Instincts of the herd in peace and war.
s. 38-9"

Trotter - Prawdy instynktu stadnego
Bezpośrednia obserwacja człowieka odsłania od razu fakt, że bardzo znacząca proporcja jego wierzeń jest nie-racjonalna do takiego stopnia, że jest to oczywistym bez żadnej specjalnej egzaminacji i bez użycia jakichkolwiek specjalnych środków, innych niż zwykła wiedza. Jeżeli przeegzaminujemy mentalne umeblowanie przeciętnego człowieka, odkryjemy, że składa się ono z obszernej liczby osądów o bardzo precyzyjnym rodzaju, na temat zagadnień o bardzo wielkiej różnorodności, kompleksowości i trudności. Będzie on miał dobrze ustalone poglądy na temat powstania i natury wszechświata, i na temat tego, co prawdopodobnie będzie nazywał jego znaczeniem, będzie miał gotowe konkluzje na temat tego co stanie się w z nim w czasie śmierci i po niej, o tym co jest i co powinno być podstawą zachowania. Będzie wiedział jak powinien być rządzony kraj i dlaczego schodzi na psy, dlaczego ta ustawa legislacyjna jest dobra a ta zła. Będzie miał zdecydowane poglądy na temat wojska i strategi w marynarce wojennej, zasad opodatkowania, używania alkoholu i szczepionek, leczenia gruźlicy, zapobieganiu hydrofobii, na temat handlu, nauki greckiego, na temat tego co dozwolone w sztuce, satysfakcjonujące w literaturze i budzące nadzieje w nauce.

Znaczna część tych opinii musi z konieczności być bez podstaw racjonalnych, gdyż wiele z nich dotyczy problemów rozpoznawanych przez ekspertów jako ciągle nierozwiązane, podczas gdy co do reszty, jest jasne, że trening i doświadczenie zwykłego człowieka nie kwalifikują go do tego by miał na ich temat jakąkolwiek opinię. Racjonalna metoda adekwatnie użyta powiedziałby mu, że dla przeważającej większości z tych zagadnień jest u niego tylko jedna postawa – zawieszenie osądu.

Mając na widoku to co już przedyskutowaliśmy powyżej, ta akceptacja na wielką skalę nie-racjonalnych wierzeń musi być widziana jako normalna. Mechanizm przez który jest powodowana wymaga pewnej egzaminacji, gdyż nie może być zanegowane, że fakty zachodzą w konflikt z popularnymi obecnie poglądami co do roli odgrywanej przez rozum w formułowaniu opinii.

Jest jasnym, że przy wypowiadaniu, te wierzenia są niezmiennie uważane przez je utrzymującego, za racjonalne i bronione jako takie, podczas gdy pozycja tego kto utrzymuje przeciwny pogląd jest widziana jako ewidentnie nieracjonalna. Człowiek religijny oskarża ateistę o bycie płytkim i irracjonalnym i spotyka się z podobną odpowiedzią. Dla Konserwatysty, zadziwiającą rzeczą u Liberała jest jego niezdolność dostrzeżenia i zaakceptowania jedynego możliwego rozwiązania publicznych problemów. Egzaminacja odsłania fakt, że te różnice nie są powodowane przyzwoleniem na ledwie mechaniczne zbłądzenia w logice, gdyż te są łatwe do ominięcia, nawet przez polityka i nie ma powodu przypuszczać, że jedna strona tych kontrowersji jest mniej logiczna niż druga. Różnica jest spowodowana raczej fundamentalnymi założeniami o antagoniście będącym wrogiem i te założenia są wyprowadzane ze stadnej sugestii; dla Liberała centralne bazowe koncepcje zyskały cechy instynktownej prawdy, stały się „syntezą a priori” z powodu zakumulowanych sugestii na które był wystawiony, i podobne wyjaśnienia stosują się do ateisty, chrześcijanina i konserwatysty. Każdy z nich, co musi być zapamiętane, odnajduje racjonalność swej pozycji jako będącą bez zarzutu i jest całkowicie niezdolny do dostrzeżenia w niej uchybień, które są oczywiste dla jego oponenta, dla którego te poszczególne serie założeń nie były zaakceptowane przez stadną sugestię.

W. Trotter
Instincts of the herd in peace and war.
s. 36-7

Trotter - to takie oczywiste

Inny aspekt praktycznego zainteresowania jest połączony z hipotezą, którą próbowaliśmy zademonstrować w poprzednim artykule, mianowicie, że irracjonalne wierzenie formuje znaczną część wyposażenia umysłu i jest nierozróżnialne przez podmiot od dającej się racjonalnie zweryfikować wiedzy. To oczywiście ma kardynalne znaczenie, umieć dokonać tego rozróżnienia, i podczas gdy zbłądzenie i nieumiejętność dokonania tego nie jest przyczyną powolnego postępu wiedzy, jest raczej mechanizmem przez który dochodzi do tego spowolnienia. Czy jest zatem, możemy się spytać, jakiś dający się odkryć klucz, przez który nie-racjonalna opinia może być odróżniona od racjonalnej? Nie-racjonalne osądy, będące przedmiotem sugestii, będą miały cechę opinii instynktownej, czy, jak możemy się nauczyć, wierzenia w sensie ścisłym. Esencją tej cechy jest oczywistość; prawda utrzymywana w ten sposób, jest jedną z „syntez a priori najdoskonalszego rodzaju”, Jamesa, kwestionowanie jej jest dla wierzącego doprowadzaniem sceptycyzmu do stopnia szaleństwa i spotka się z pogardą, dezaprobatą czy potępieniem, zgodnie z naturą kwestionowanego wierzenia. Kiedy zatem badając opinię, odnajdujemy, że u podstawy tego jest uczucie mówiące nam, iż dociekanie tego byłoby absurdem, oczywistą niedorzecznością, że jest to niekonieczne, niepożądane, w złym guście, czy moralnie złe, możemy być pewni, że ta opinia jest nie-racjonalna i prawdopodobnie zatem, ufundowana na nieodpowiednich dowodach.

Z drugiej strony opinie powstałe jako rezultat samego doświadczenia, nie posiadają tej cechy pierwotnej pewności. Są prawdziwe w sensie bycia weryfikowalnymi, ale nie są stowarzyszone z głębokim uczuciem prawdy, które posiada wierzenie, a zatem, nie wzdragamy się przed poddaniem ich badaniu. Że ciężkie ciała mają tendencję do spadania na ziemię, i że ogień parzy palce, to są prawdy weryfikowalne i weryfikowane każdego dnia, ale nie utrzymujemy ich z namiętną pewnością i nie mamy nic przeciwko, nie stawiamy oporu przed badaniem ich podstaw; podczas gdy na takie zagadnienia jak przetrwanie po śmierci ludzkiej osobowości, poglądy sprzyjające czy przeciwne są obdarzone cechą uczucia całkowicie odmienną i takiego rodzaju, że dociekanie sedna sprawy jest widziane jako niegodne uznania przez ortodoksyjną naukę i moralnie złe, przez ortodoksyjną religię. W relacji do tego zagadnienia, możemy zauważyć, często to widzimy, że utrzymujący dwie diametralnie odmienne opinie, z której jedna jest z pewnością właściwa*, pokazują przez swoją postawę, że utrzymywane wierzenie jest instynktowne i nie-racjonalne, jak na przykład kiedy ateista i chrześcijanin jednoczą się w niechęci wobec badań na temat istnienia duszy.

*Tu akurat autor wybiera nieszczęśliwy przykład do zilustrowania swojej tezy, gdyż zarówno afirmujący jak i negujący istnienie duszy są w błędzie.

Instincts of the herd in peace and war.

***

Powiedziałeś, że z twojego punktu widzenia, incydent spalenia listów był oznaką niestabilnego umysłu. Na to muszę odpowiedzieć, że nic nie jest czynione w tym świecie, zarówno dobrego jak i złego, bez pasji; i powiem, że mentalna stabilność zbyt często jest po prostu brakiem pasji. Tak się zdarzyło, że czytałem wczoraj jedną z wcześniejszych książek Huxleya (Proper Studies 1927) i napotkałem fragment, który dyskutuje dokładnie tą sprawę. Być może uczyni on moje twierdzenie jaśniejszym. Oto on:

Człowiek, który by bez problemów zrezygnował z dawno uformowanego mentalnego nawyku, jest wyjątkowy. Zdecydowana większość ludzkich istot czuje niechęć a nawet faktycznie boi się wszelkich pojęć z którymi nie jest zaznajomiona. Trotter w jego wspaniałym dziele „Instincts of the Herd in Peace and War” nazwał ich „stabilnymi umysłowo”, i przeciwstawił im mniejszość „niestabilnych umysłowo” ludzi, rozmiłowanych w innowacjach dla ich samych... Tendencją stabilno-umysłowego człowieka ... będzie zawsze postawa, że „cokolwiek jest, jest właściwe”. Mniej podległy myślowym nawykom sformułowanym w młodości, niestabilny-umysłowo czerpie naturalną przyjemność ze wszystkiego co jest nowe i rewolucyjne. To niestabilnym umysłowo zawdzięczamy postęp we wszystkich jego formach, jak również wszystkie formy destrukcyjnej rewolucji. Stabilni-umysłowo przez ich niechęć do zaakceptowania zmiany, nadają socjalnej strukturze jej trwałą solidność. Na świecie jest znacznie więcej stabilno-umysłowych – niż niestabilno-umysłowych ludzi (gdyby proporcje się zmieniły, żylibyśmy w chaosie); i zawsze nie licząc wyjątkowych momentów, posiadają oni władzę i bogactwo większe niż stosownie do proporcji ich liczby. Stąd dzieje się, że z ich pierwszym pojawieniem, innowatorzy generalnie byli prześladowani i zawsze wyśmiewani jako głupcy i szaleńcy. Heretyk, zgodnie ze wspaniałą definicja Bossueta jest tym który „emituje syngularną opinię” - mianowicie jego własną, jako w opozycji do tej która została uświęcona przez ogólną akceptację. Że jest on łajdakiem, to zrozumiałe samo przez się. Jest on również „psem”, i „diabłem” słowami św Pawła, który wygłasza "profanacyjną i daremną paplaninę”. Żaden heretyk  (a ortodoksja od której się odłącza nie musi być koniecznie religijna; może ona być filozoficzną, etyczną, artystyczną, ekonomiczną, etc), żaden wydawca syngularnej opinii, nie jest nigdy rozsądny w oczach stabilno-umysłowej większości. Bo to co rozsądne, to to co znajome, taki jest nawyk myślowy stabilno-umysłowych w momencie gdy heretyk wygłasza swą syngularną opinię. Używać inteligencji w inny sposób niż w zwyczajowy, to nie używać inteligencji, to być irracjonalnym. To bredzić jak szaleniec. (ss 71-72).

Nanavira Thera →