niedziela, 20 października 2024

Z posłowia do W stalowych burzach Ernsta Jüngera

 Istnieją książki legendarne, u nas długo lub w ogóle nie wydawane, stanowiące dlatego wygodny przedmiot komentarzy eseistów, którzy - zwolnieni przez instancje kultury z bezpośredniej odpowiedzialności sięgania do tekstu - tworzyć mogą własne konstrukcje, dbając jedynie, by trwały one w zgodności z wolą kolejnych dysponentów politycznych. Do takich właśnie książek-legend należy literacki debiut Ernsta Jüngera W stalowych burzach. Pół biedy jeszcze, gdyby chodziło tu o efemerydę, o przelotny sukces, któremu w pewnym czasie można jednocześnie przypisywać wielkie znaczenie i deprecjonować go na płaszczyźnie estetycznej lub ideowej. Nie, książka ta jest z pewnością elementem „etyki i estetyki europejskiej”[11], porównywanym z Ericha Marii Remarque’a Na zachodzie bez zmian. Nie osiągnęła ani w Niemczech, ani za granicą, gdzie ukazała się w przekładzie na kilkanaście języków, popularności bestselleru autora Drogi powrotnej, a jednak polaryzowała opinie, dzieliła i łączyła komentatorów w stopniu nie mniejszym niż batalistyczny debiut Remarque’a. Celem niniejszych uwag nie jest dekompozycja „czarnej legendy” Stalowych burz, ale zachęta do ich nieuprzedzonej lektury. Przede wszystkim należy postawić pytanie, co czytelnik otrzymuje wraz z niniejszym przekładem.

Książka zawiera opis rzeczywistości frontu zachodniego lat 1915-1918 dokonany z perspektywy najpierw szeregowego żołnierza, następnie młodszego oficera - podporucznika, który, kierując się zachętami ojca, spisał w 1919 wspomnienia, by je rok później opublikować w dwutysięcznym nakładzie jako druk prywatny. Podstawą pracy było czternaście zeszytów dziennika wojennego, w których Jünger - nierzadko na polu walki - zapisywał wydarzenia, analizy, impresje. U podwalin struktury literackiej Stalowych burz legła zatem forma dziennika prywatnego, którą młody człowiek - nie wiadomo na ile świadomie, na ile nie - zastosował do napisania już w pierwszej wersji literacko ukształtowanego dziennika wojny.[12] Książkę dostrzeżono w kręgach weimarskiej Reichswery (gdzie Jünger pracował do 1923 roku, redagując m. in. pewne partie regulaminu bojowego piechoty), wydano ją ponownie, po pewnych przeróbkach autora w drugiej wersji w 1922 w renomowanej firmie - berlińskiej oficynie E.S. Mittler i Syn, która do dziś specjalizuje się w edycji dzieł z zakresu wojskowości, techniki wojskowej, taktyki i strategii. Ta publikacja była zaczynem sukcesu czytelniczego, który Jüngera zachęcił do przygotowania w ciągu roku 1923 trzeciej wersji książki. Ta wersja ukazała się w tejże oficynie w 1924. W 1933, „poświęcając pracę całego roku”, pisarz dokonał rozległych zmian i opublikował w 1934 kolejną wersję książki, po której w ciągu lat trzydziestych nastąpiły jeszcze dwa lekko przerobione wydania, powtórnie w 1934 oraz w 1935. W takim kształcie książka osiągnęła w 1943 roku 230 tysięcy egzemplarzy nakładu. Po wojnie po raz pierwszy Stalowe burze ukazały się, w siódmej wersji i w kolejnej przeróbce, w 1960 w pierwszym tomie Dzieł w sztutgarckim wydawnictwie Kletta. Ósma jej wersja została przez autora opracowana dla drugiego wydania Dzieł zebranych (1978). Ta właśnie edycja ostatniej ręki jest -zgodnie z wolą autora - podstawą niniejszego przekładu.

Zaskakujące to zjawisko: pisarz, który pozostawił ogromny dorobek, przez osiemdziesiąt cztery lata 102-letniego życia zajmował się mniej lub bardziej intensywnie własnym debiutem - przypisując mu tym samym niezwykłą wręcz ważność. Respektując tę ważność spróbujmy - pamiętając wciąż o pytaniu, co czytelnik polski otrzymuje wraz z niniejszym przekładem - scharakteryzować zwięźle poszczególne wersje (z pierwszej ostało się w wydaniu z 1978 zaledwie 30% nie zmienionego tekstu), mając nadzieję, że drogą takiej charakterystyki nie tylko uda się zrekonstruować intencje autora, ale ustalić najistotniejsze elementy przemian jego poetyki i światopoglądu. W charakterystyce ograniczę się do czterech zasadniczych wersji: z 1920, 1923, zbiorczo potraktuję wersje lat 30. i doby powojennej. Na początek jednak pewna uwaga.

Pierwsza wojna światowa była dla Jüngera, podobnie jak dla wielu młodych ludzi jego pokolenia, szokiem, który oddziaływał dwojako. W odniesieniu do samej wojny i w relacji do czasów powojennych, kulminując w stawianym często pytaniu: w jaki sposób i czy w ogóle można nadać sens jatkom, które narody Europy zgotowały sobie w latach 1914-1918. Szok samą wojną odczytać można w pierwszych rozdziałach Stalowych burz, w każdej wersji, choć z rozmaitą intensywnością i z rozmaitymi odniesieniami. Zasadzał się on na kontraście między naiwnymi oczekiwaniami młodych ludzi o „pięknym boju na zroszonej krwią łące” a ustawicznym znojem, brudem, mechaniką śmierci, jaką zastali na froncie zachodnim. Kwestią najbardziej różnicującą poszczególne wersje są natomiast kolejne odpowiedzi Jüngera na drugie z postawionych pytań: jaki sens miała ta wojna, a zwłaszcza miliony jej ofiar.


a) Pierwsza wersja (1920)


Trudno się dziwić, że heroiczny oficer armii niemieckiej, odznaczony nie tylko najwyższym orderem - Pour le mérite - ale także wszystkimi niemal możliwymi krzyżami (za odniesione rany i za dzielność) sięgnął po pióro, by przekazać choćby dla kręgu rodziny i bliskich (przede wszystkim dla towarzyszy 73 pułku piechoty „Gibraltar”) własne wspomnienia z wielkiej wojny. Podobnych wspomnień ukazywało się tuż po wojnie sporo i w najrozmaitszej formie - autorami byli żołnierze rozmaitych rodzajów broni, od szeregowca po marszałków polnych Ludendorffa czy Tirpitza[13]) - i jeśli szukać źródeł heroizacji, ubóstwienia wojny itp., to raczej w tych tekstach, a także w publikowanym w milionowych nakładach od 1914 roku wojennym piśmiennictwie politycznym. Młody człowiek, który tymczasem zakończył edukację na maturze wojennej, nie był demonicznym piewcą wojny, który już od 1919 roku oddziaływał jakoby złowieszczo na młodą, radykalnie nastawioną młodzież niemiecką i na „Bundy”[14]. A jednak już w tej pierwszej wersji wspomnienia Jüngera różniły się od produkowanej tonami makulatury patriotycznej czy rozliczeniowej - przede wszystkim estetycznym radykalizmem czystej opisowości szoku, gdzie wszelkie bogoojczyźniane lub prusko-monarchistyczne uzasadnienia, stanowiące trzon sensu wytrwania na wojnie, oddziaływały jako zwykły ornament. Książka zawierała coś jeszcze: paradygmatyczny wizerunek chłopca, który znużony epoką mieszczańskiej stabilności i nie mogący w jej obrębie znaleźć dla siebie miejsca, odnalazł siebie na pierwszej linii frontu. Ileż bezwzględnej, bo rzeczowej bezradności wyraża pierwszy, nieobecny we wszystkich późniejszych wersjach, akapit książki:

„Gdy 2 sierpnia 1914 zarządzono mobilizację, miałem 19 lat i byłem uczniem ostatniej klasy gimnazjum w Hanowerze. Zgłosiłem się na ochotnika. Na skutek kiepskiej organizacji przyjęto mnie po wielotygodniowym oczekiwaniu przed koszarami i w kancelariach do pułku piechoty «Prinz Albrecht von Preußen» (Hanowerski nr 73). Jako że nie mogłem z powodu natłoku ochotników rozpocząć służby przed październikiem, wykorzystałem czas, aby zrobić maturę. Bardzo skrócone szkolenie odbyło się w koszarach nad Bult. Pod koniec roku załadowano nas i odtransportowano na Zachód. […] Po kilkudniowej jeździe pociąg zatrzymał się w Bazancourt […].”[15]Pobyt na froncie uzasadniany jest jeszcze w tej pierwszej wersji etosem żołnierskim, przywiązaniem do sztandaru i cesarza, „tradycyjnym” patriotyzmem. Młody człowiek czuje się też doceniony poczuciem przynależności do kasty oficerskiej (przywilej ten wiązał się ze świadomością i etosem mieszczaństwa edukowanego), i to do jej elity.[16] Wojenna tożsamość podporucznika Jüngera pozwoliła mu podjąć próbę skonstruowania - między innymi przez danie pisemnego świadectwa przeżyciom frontowym - tożsamości społecznej. Nie przypadkiem pisarz zamierzał zatytułować swą pracę Czerwone i szare, również jako znak hołdu dla cenionego Stendhala, którego czytał na froncie, nie tylko dlatego, że „takie były barwy wojny”, ale ze względu na rozdartą postać Juliana Sorela, głównego bohatera tej powieści. Także on - wiedziony heroiczną gwiazdą Napoleona - usilnie poszukiwał tożsamości w nowym, zmieniającym się świecie.[17]

b) Trzecia wersja (1923)

Jeden z interpretatorów wczesnego dzieła Jüngera, Hans Harald Müller słusznie podkreślił, że ani pierwsza, ani druga wersja utworu nie zawierała apologii cesarstwa lub nacjonalizmu.[18] Odwołanie się do konserwatywnych cnót patriotycznych za taką apologię nie może być uznane. Zmieniło się to, wraz z radykalizacją postawy pisarza, w latach 1922-1925, a w 1923, kiedy to powstała trzecia, niezwykle ważna wersja Stalowych burz (opublikowana w 1924) autor rozpoczął działalność publicystyczną, ogłaszając pierwszy polityczny artykuł „Revolution und Idee” (Rewolucja i idea) w organie NSDAP „Völkischer Beobachter”[19]. Odpowiedź na pytanie, co przyczyniło się do podjęcia działalności politycznej, wiąże się z genezą i kształtem trzeciej wersji Stalowych burz. W latach 1920-1923 pisarz stał na rozdrożu. Jako jeden z niewielu aktywnych oficerów otrzymał przydział do zredukowanej Reichswery, gdzie opracowywał część regulaminu bojowego piechoty. Wykorzystując doświadczenia frontowe opublikował w latach 1920-1923 pięć artykułów w fachowym periodyku wojskowym „Militärisches Wochenblatt”, również wydawanym w oficynie E.S. Mittler & Sohn. Zachęcony sukcesem debiutu ogłosił w 1922 rozważania Der Kampf als inneres Erlebnis - jedną z najdonioślejszych analiz antropologicznych zachowania się człowieka w warunkach bojowych. Doświadczenia tego tekstu wpłynęły na kształt drugiej wersji Stalowych burz, która ukazała się w tym samym roku. Mało tego - równolegle z pracą nad kolejną, trzecią wersją Stalowych burz napisał opublikowaną rok później w czasopiśmie „Hannoverscher Kurier” powieść Sturm -bardziej pacyfistyczną od późniejszego bestselleru Remarque’a (który w intencji autora książką pacyfistyczną nie był), obrazującą rozdarcie artysty w konfrontacji z niszczącą emanacją woli mocy nowoczesnego państwa - wojną. W tym okresie Jünger realizował dwa plany edukacyjne: po pierwsze starał się przyswoić sobie dzieła kultury, interesując się traktatami magicznymi późnego renesansu, po drugie podjął studia biologiczne w Lipsku i w Neapolu. Wobec takiej kumulacji możliwości poznawczych i egzystencjalnych jasne było, że z czegoś musiał zrezygnować: albo z kariery wojskowej (co uczynił w 1923), albo ze studiów (przerwał je w 1925), albo kariery pisarskiej, która wobec nikłych kontaktów ze środowiskami literackimi, także stanęła - mimo sukcesów - pod znakiem zapytania. Przepełniony patriotyzmem, zamierzający kontynuować pracę twórczą zdecydował się właśnie w roku 1923 realizować postawę pisarza-aktywisty, której podstawowym wzorem był czytany przez niego Maurice Barrès, twórca nowoczesnego nacjonalizmu francuskiego, drugim natomiast - przeciwieństwo „literata cywilizacyjnego”, zarysowane w Rozważaniach człowieka apolitycznego (1918) Tomasza Manna. Literatura ma nie tylko opisywać rzeczywistość, ale ją zmieniać. Jak to brzmi w oryginalnym tonie Jüngera w datowanej wiosną 1924 roku przedmowie do trzeciej wersji Stalowych burz?

„Jednak nad czasem i miejscem trwa duch. Nie chcemy skreślać tej wojny z pamięci, jesteśmy z niej dumni. Wiąże nas nierozerwalnie krew i wspomnienie. A już wyrasta w lukach, jakie pozostawiliśmy nowa i dzielniejsza młodzież. Potrzeba nam dla czasów, które nadchodzą żelaznego, bezwzględnego pokolenia. Znów zamienimy pióro na miecz, atrament na krew, słowo na czyn, wrażliwość na ofiarę - musimy to uczynić, w przeciwnym razie inni wdepczą nas w błoto. Rewolucja nauczyła nas, że każdy ruch bez wielkiej, bezinteresownej idei posiada tak niewiele wewnętrznej mocy przekonania, że nikt za nim nie pójdzie w ogień. […] Jeszcze nie wszystkich odważnych zasypały ruiny, pod którymi pogrzebane są Niemcy. Wnieśmy do naszych nowych zadań dawne, nawykłe do żelaza tempo!”[20]Zwraca uwagę przede wszystkim jedno: pamięć o przeszłości łączy się z zadaniami „przyszłości”. Pamięć wojny winna stać się modelem kształtowania przyszłości, nowego społeczeństwa. Elementem scalającym to nowe społeczeństwo nie ma jednak być „pamięć”, ale „idea”, za którą warto ponosić ofiary. W tym momencie znów podejmujemy problem nadania sensu wojnie: Jünger starał się stworzyć w trzeciej wersji książki uzasadnienie dla idei, która ma być wypracowana dopiero w „przyszłości”, przez niego i innych podobnie usposobionych i podobnie działających intelektualistów. W 1923 pisarz głosi postulat idei, która, rzutowana w przeszłość wydarzeń wojennych, ma uzasadniać „sens” masakry. W tym momencie należy postawić kolejne pytania: jaka to była idea i jaką rolę odegrał w jej tworzeniu obraz wojny? Oraz: jaki był obraz wojny zmieniony teraz pod wpływem tej idei, którą należało wypracować? Była to idea narodu, stanowiąca podwalinę nowego nacjonalizmu. Idea narodu manifestowała się nieświadomie w przeżyciu inicjującym, jakim była wojna. Nie ma ta idea zbyt wiele wspólnego z dawnym nacjonalizmem wilhelmińskim, a nawet z „masową sugestią” (oryginalne określenie pisarza) sierpnia 1914 - kiedy ochotnicy rozentuzjazmowani „wszechniemiecką ideologią lat posiedemdziesiątych”[21] ruszali na front[22]. Ta wszechniemiecką ideologia okazała się bowiem nieskuteczna w konfrontacji z wrogiem, który dysponował najnowocześniejszymi wówczas środkami rażenia. To na polach bitew materiałowych dogorywał dawny idealizm niemiecki, na nich dokonywało się rozliczenie z epoką wartości wilhelmińskich:

„Bo muszę to ciągle podkreślać, że bitwa tutaj nie była żadnym przeżyciem, ulotnie i krwawo przemijającym, lecz wryła się, nie wygasając przez tygodnie i miesiące. Czym było życie ludzkie w tej pustyni, nad którą ciążył zaduch tysięcy i tysięcy zgniłych trupów? Przy każdym leju czaiła się śmierć, nieubłagana i zmuszająca do nieubłagania. Tu zanikła rycerskość na zawsze, musiała ona ustąpić miejsca intensywnemu tempu walki, jak muszą ustępować wszelkie szlachetniejsze uczucia tam, gdzie zyskuje panowanie maszyna. Tutaj nowa Europa po raz pierwszy ukazała się także w bitwie. […] Nazwa najmniejszego gniazda Pikardii przypomina o niesłychanych, bohaterskich walkach, które zaprawdę tylko raz się w historii świata zdarzyły. Dopiero tam legł kwiat naszej najbardziej karnej młodzieży. Wzniosłe wartości, które zrobiły naród niemiecki wielkim, zabłysły tam jeszcze raz oślepiającym blaskiem, aby powolnie wygasać w morzach błota i krwi.”[23]Ocena ta, obecna tylko w trzeciej wersji, ujawnia źródło nowego nacjonalizmu: porażenie nowoczesną techniką, która po raz pierwszy w pełni ujawniła się na bitewnych polach pierwszej wojny, niszcząc oświeceniowy mit o zwycięskim pochodzie techniki, rzekomo stanowiącej neutralne narzędzie w rękach człowieka. To nie człowiek włada techniką, ale technika człowiekiem. Właśnie nacjonalizm żywiący się ideą narodu powoduje powstanie złudnej przesłanki heroicznego mitu, iż człowiek kierujący się ideą może być silniejszy od maszyny. Nowy nacjonalizm nie był wyłącznie ślepym szowinizmem, ale jedną z reakcji na uprzedmiotowienie człowieka przez technikę. Oto przykład, obecny tylko w III wersji:

„Godziny jak te, dopiero co przeżyte, były bez wątpienia najstraszliwsze z całej wojny.

Kulisz się samotnie w dziurze ziemnie) i czujesz się wydanym na łaskę bezlitosnej, ślepej woli zniszczenia. Z wstrętem czujesz, że cała twoja inteligencja, twe zdolności, twe duchowe i fizyczne zalety stały się nic nie znaczącymi, śmiesznymi właściwościami. Gdy to myślisz, już może rozpoczęła swą szumiącą jazdę kłoda żelaza, która cię zmiażdży w bezkształtne nic. Twoja bezradność skupia się w słuchu usiłującym spośród mnóstwa głosów odróżnić szum pocisku, przynoszącego śmierć. Przy tym jest ciemno. Wszystkie siły do przetrwania musisz czerpać z siebie samego. Nawet nie możesz wstać i ze zblazowanym uśmiechem zapalić papierosa dla wywołania zdumionych spojrzeń kolegów. Nie doda ci otuchy twój przyjaciel, wsadzający sobie monokl w oko, aby obserwować wybuch pocisku na poprzecznicy koło siebie. Wiesz, że jeśli cię trafi, to ani pies o to nie zadba. Więc czemu nie wyskakujesz i nie rzucisz się w noc, nie ukryjesz się gdzieś w zaroślach jak wyczerpane zwierzę? Czemu ciągle jeszcze trwasz, ty i twoi dzielni żołnierze? Żaden przełożony nie patrzy na ciebie. A jednak ktoś cię nadzoruje. Sam może nie wiesz, że działa w tobie morale człowieka i przykuwa cię do miejsca dwoma potężnymi czynnikami: obowiązkiem i honorem. Ty wiesz, że jesteś na tym stanowisku postawiony do walki, a cały naród ufa, że spełnisz co do ciebie należy. Czujesz, że gdybyś teraz opuścił swe miejsce, będziesz tchórzem wobec samego siebie, łajdakiem, który później przy każdym słowie pochwały będzie musiał się rumienić. Zaciskasz zęby i pozostajesz. Tego wieczora wytrzymali wszyscy, którzy leżeli tam, na ciemnej flandryjskiej szosie. Widać było, że dowódca i żołnierze byli wychowani w bohaterskim duchu. Obowiązek i honor muszą być podstawowymi filarami każdego wojska. Oficerowi zaś, jako czołowemu bojownikowi, musi być wpojone poczucie spotęgowanego obowiązku i spotęgowanego honoru. Potrzeba do tego odpowiedniego materiału i pewnych form. Niejeden zdaje sobie z tego sprawę dopiero na wojnie.”[24]Człowiek jest zatem silniejszy od materiału dzięki „honorowi i obowiązkowi”, spełniając tym samym zaufanie całego „narodu”. Łatwo zauważyć sprzeczność między przytoczonymi sądami: bo jakże, z jednej strony człowiek zostaje zanegowany w swej bezsilności, z drugiej strony ma być jakoby silniejszy od materiału, dzięki „honorowi i obowiązkowi”, a zatem cnotom, które wszak powoli wygasły „w morzach błota i krwi”? Tę sprzeczność ma przezwyciężyć idea, to znaczy przeżycie nieosobowej, depersonalizującej woli mocy, która oddelegowuje jednostkę na służbę nowej, czystej idei narodu:

„Nerwy nie były zdolne odczuwać strachu. Każdy się stał szalony i nieobliczalny, rzucony w ten nadludzki krajobraz, gdzie śmierć straciła znaczenie, a chęć życia przeniosła się na naród; wszyscy stali się ślepi i niewrażliwi na dolę osobistą.”[25] [Podkreślenie moje - autor.]

To sformułowanie uległo zmianom w wersji czwartej z 1933 roku: określenie „wola życia przeniosła się na naród” pisarz zastąpił bardziej tajemniczym: „wola życia przeniosła się na coś większego”, by w ostatniej, ósmej wersji przemieścić ten sąd jako „wola życia przeniosła się w obszary ponadosobowe” ze środka na koniec rozdziału „Wielka Bitwa”. Naród zatem, idea narodu stała w centrum trzeciej wersji Stalowych burz. Nie była to jednak - i tu dotykamy najbardziej może fascynującego zagadnienia tego właśnie tekstu, który wszak ukazał się w przekładzie polskim - idea zwalniająca od osobistej odpowiedzialności nawet w straszliwych warunkach mechanicznej bitwy materiałowej. Sformułowany w cytowanym wstępie i we fragmencie rozdziału „Guillemont” nakaz bezosobowego okrucieństwa (powtarzany często w publicystyce politycznej braci Jüngerów w latach 20[26]) zostaje jawnie zdementowany przez wyraźne wzmocnienie komponenty agonicznej, rycerskiej, właśnie w wersji, która miała stanowić pochwałę bezosobowej idei narodu. Trzecia wersja Stalowych burz jest z jednej strony rzeczywiście skrajnie nacjonalistyczna[27], z drugiej natomiast skrajnie rycerska, agoniczna[28], apelująca do etosu oficerskiego, który był ze względu na tradycje etosem feudalnym, zatem ponadnarodowym.[29] Jak można wyjaśnić sprzeczność między tymi dwiema, wykluczającymi się jakościami? Przyczyn tej sprzeczności należy doszukiwać się właśnie w ówczesnym politycznym zaangażowaniu Jüngera, związanym z działalnością w nieformalnych kręgach tzw. „rewolucji konserwatywnej”, a zatem ruchu, który, jak to określił pisarz w cytowanym wyżej fragmencie, chciał bronić „tego, co będzie, tego co było” w imię czystej idei, którą należy wypracować. Generalnie rzecz ujmując, rewolucja konserwatywna, której ważnymi przedstawicielami byli bracia Jüngerowie, dążyła do likwidacji skutków traktatu wersalskiego przez wypracowanie takiej formuły ideowej, która stałaby w sprzeczności z konsekwencjami idei roku 1789, a zatem: z liberalizmem, większościową demokracją parlamentarną, z tym wszystkim zatem, co ucieleśniały sobą zwycięskie demokracje Zachodu, zwłaszcza Francja. Celem formułowanym w połowie lat 20. było państwo, autorytarne, militarystyczne, z elementami struktur stanowych, pozbawione jakichkolwiek elementów „powszechności” (zatem bez powszechnych wyborów, powszechnego szkolnictwa, powszechnej służby wojskowej[30]), skrajnie nowoczesne (w sensie technicznym), które za pomocą nowej wojny zlikwidowałoby skutki prawnomiędzynarodowe traktatu wersalskiego i pozwoliło dokończyć walkę zbrojną rozpoczętą w 1914. Narzędziem stworzenia takiego państwa miała być rewolucja narodowa wsparta o czystą „ideę” narodu, tak często wspominaną w trzeciej wersji Stalowych burz. Ideę i rewolucję z kolei winni przygotować intelektualiści, ale nie liberalni klerkowie, których Jünger uznawał za frondę Zachodu, tylko działacze polityczni, mający za sobą przeżycie wielkiej wojny jako zapowiedzi idei narodu. Wojna zatem stanowiła nie tyle model przyszłego państwa i społeczeństwa[31], ale przede wszystkim działalności, postaw i metod tych intelektualistów, którzy przygotowywali przewrót narodowy, rewolucję, ideę, przyszłe państwo i w ostateczności przyszłą wojnę. Sformułowanie, że wojna stanowiła model, należy tu rozumieć dosłownie, to znaczy poza jakąkolwiek propagandą kombatancką.[32] Weźmy choćby przykładowo postulat elitaryzmu, stanowiący jeden z głównych punktów krytyki formułowanej ze strony formacji demokratyczno-liberalnej wobec Jüngera. Pierwsza wojna unaoczniła świadomemu żołnierzowi jeden fakt: bezsensem jest próba rozstrzygania walki za pomocą wielkich, zmasowanych grup żołnierzy. Dla Jüngera, podobnie jak i dla wielu innych, szokiem była przede wszystkim wojna pozycyjna, pochłaniająca miliony ofiar, wojna prowadzona przez odległych sztabowców, którzy nie mieli często pojęcia o rzeczywistej sytuacji na froncie, którzy pchali setki tysięcy ludzi do ciasnych okopów, aby tam miażdżyła je artyleria własna lub wroga.[33] Najbardziej szokujące wspomnienia wiążą się właśnie z fatalnymi skutkami tak prowadzonej wojny, jak na przykład wybuch granatu, który zabił 20 ludzi kompanii dowodzonej przez Jüngera (rozdział „Wielka Bitwa”). W takiej wojnie zanikała właśnie indywidualność człowieka, o czym Jünger pisał przekonująco w cytowanym wyżej fragmencie rozdziału „Guillemont”. Próby rozstrzygnięć za pomocą spiętrzonych mas, a zatem rozstrzygnięć większościowych traktował tym samym Jünger (i jego bracia, zarówno rodzeni, jak i ideowi) właśnie jako jedną z przyczyn ogromnych strat ludzkich w czasie I wojny; stanowiły one dla niego także, i to jest punkt decydujący, odpowiednik rozstrzygnięć większościowych na płaszczyźnie społecznej, właśnie w warunkach demokracji liberalnej. Bardzo wyraźnie związek ten widać w eseju Franza Schauweckera (jednego z publicystów rewolucji konserwatywnej), który dwa lata po opublikowaniu trzeciej wersji Stalowych burz pisał:

„Pierwsze działanie bitwy materiałowej otępiało zmysły, bombardowało nerwy, paraliżowało morale. Rozerwaniu i rozdrobnieniu uległa wielka społeczna jedność kompanii i plutonu w przypadkowe małe oddziały, grupy i gromady, które straciły wszelaki ogląd i poczucie całości; które siedziały przycupnięte w zamęcie i otępiałe wulkanami dział plujących materiałem, w postrzelanych na strzępy okopach, lejach i betonowych umocnieniach wśród martwych i umierających, spragnione, głodne, zmęczone, brudne.”[34]

W takiej sytuacji wniosek, że demokracja operująca masami straciła swój sens i przeżyła się jako forma historyczna był tylko koniecznym dopełnieniem obserwacji rzeczywistości nowoczesnego pola bitwy: „Dwa cele - pisał Schauwecker - jakby unoszą się z niepewności jutra: komunizm i nacjonalizm, bowiem liberalizm i demokracja są dopełnioną współczesnością, która osiągnęła już cel. Na tym zasadza się ich przewaga.”[35] Komunizm i nacjonalizm nie jako ruchy bezładnej masy oczywiście, ale wielkie rewolucyjne nurty kierowane przez elitę wojskową i polityczną. W takich okolicznościach (zmierzchu masy i rozstrzygnięć większościowych) ogromne znaczenie ma właśnie elita, a zwłaszcza najodważniejszy przedstawiciel tej elity: młodszy oficer frontowy jako dowódca małej, ale sprawnej grupy uderzeniowej. Nawet jeśli kompanię zniszczy artyleria wroga, to dwu, trzech ludzi grupy uderzeniowej, dysponujących sprawnym karabinem maszynowym, powstrzymać zdoła uderzenie batalionu. Jeśli uświadomimy sobie tę przesłankę, wówczas jasnym się stanie, dlaczego Jünger w trzeciej wersji podkreślał nadmiernie w stosunku do pozostałych wersji[36] rolę oficera frontowego, który jest przykładem dla swoich (najlepszych oczywiście) ludzi.[37] Pisarz podjął w samym tekście próbę przełożenia sytuacji (nie statusu!) frontowego oficera na rzeczywistość walki politycznej: to jednostki, aktywiści mają przygotować rewolucję, to jednostki mają na podwalinie „przeżycia frontowego” wypracować ideę narodu, ci oficerowie bez armii, bojownicy rewolucji konserwatywnej gardzący tłumem i masą, a przede wszystkim metodą politycznych rozstrzygnięć, jakimi te masy się posługują: kartką wyborczą i grupowaniem się w partie.[38]Instrumentalizacja „przeżycia wojennego” do celów radykalnej walki politycznej przeciwko Zachodowi nie niweczyła podstawowej sprzeczności, aż nazbyt wyraźnej, między brakiem znaczenia jednostki w warunkach nowoczesnej bitwy materiałowej a heroizowaniem roli elitarnego oficera, tym bardziej, że ów skazywany na śmierć ideową Zachód jednak wygrał wojnę, i to dzięki skuteczniejszej mobilizacji społeczeństw posługujących się, jakkolwiek by było, kartą do głosowania.[39] Tę sprzeczność będzie Jünger starał się rozwikłać w kolejnej wersji, powstałej już pod wpływem zrozumienia tej właśnie konsekwencji nowoczesnego pola bitwy i nowoczesnego rozwoju techniki.

Podsumujmy: trzecia wersja Stalowych burz, dostępna także w polskim przekładzie Janusza Gaładyka, jest między innymi próbą politycznej instrumentalizacji konkretu wojennego. W jeszcze większym stopniu ta instrumentalizacja dokonała się w wydanym równolegle traktacie Das Wäldchen 125 (Lasek 125), który jest rozwinięciem rozdziału „Angielskie natarcia” ze Stalowych burz czy w książce Ogień i krew, rozwijającej sekwencje rozdziału „Wielka Bitwa”. Powstała książka żarliwa, dynamiczna, apelująca do czytelnika bezpośredniością przeżycia, nie pozbawiona polemicznych akcentów wobec rzeczywistości powojennej. Dopiero czytając tę wersję uświadomić sobie można przyczyny powstania czarnej legendy Jüngera i jego bestselleru, obecne już w ówczesnych reakcjach na tę właśnie wersję. Pomijając afirmatywne niejako z urzędu głosy krytyki rewolucyjno-konserwatywnej, wspomnijmy dwa przykłady z obozu, który uchodzić musiał za „wrogi”. Erich Maria Remarque podkreślił w opublikowanej w 1926 roku recenzji realizm książki[40]; to samo uczynił (wielokrotnie) komunista Johannes R. Becher, podkreślający prawdziwość opisów i fałsz „idei”. Pierwszy z nich, pracując w wydawanym przez konserwatywny koncern Hugenberga czasopiśmie „Sport im Bild”, nie wiedział jeszcze w roku 1928, że będzie najsłynniejszym pacyfistą literatury niemieckiej XX wieku (przekonają go dopiero o tym fachowcy od public relations w koncernie Ullsteina, gdzie ukazało się Na zachodzie bez zmian), drugi, jako radykał, zwalczający Rzeszę weimarską energiczniej niż radykalny Jünger, wyrażał aż do 1943 niekłamaną sympatię dla narodowych rewolucjonistów, zwłaszcza do autora Stalowych burz i do Franza Schauweckera. Obaj czerpali jako pisarze z wielkiej książki Jüngera. Remarque ze zgrozą i przerażeniem, Becher z chełpliwą satysfakcją rewolucjonisty bolszewickiego posyłającego w otchłań zmurszały świat burżuazji.

Najradykalniejszego a zarazem najinteligentniejszego rozliczenia z tą wersją Stalowych burz i z nowym nacjonalizmem dokonała jednak ówczesna krytyka liberalno-lewicowa w osobie Leopolda Schwarzschilda, który w artykule „Heroizm z nudów” (Heroismus aus Langeweile)[41] pokazał sprzeczność postaw żołnierza, politycznego aktywisty i artysty słowa: ten pisarz ciskający gromy na zdegenerowany i dekadencki indywidualizm liberalny, wykreował w swej najsłynniejszej powieści skrajny, wręcz indywidualistyczny obraz elitarnego oficera (Schwarzschild mówi o kulcie „osobowości”), który w trakcie wojny - z nudów właśnie - odnajduje właściwe sobie powołanie społeczne. W pierwszym okresie wojny prosty żołnierz Jünger przeżył wszystkie etapy rozczarowania i goryczy frontowej. Sytuacja zmieniła się wraz z awansem na oficera:

„Zwolniony z lazaretu dwudziestolatek, który uczestniczył tylko w jednej bitwie, został chorążym: a kilka tygodni po tym, gdy z tą szarżą powrócił na front[42], otrzymał patent podporucznika[43]. Wówczas odmienił się świat wojny. Odpowiedzialność, której do tej pory brakowało, obdarza młodego człowieka nową świadomością. Przywództwo, inicjujące w tym półchłopcu pierwsze przeżycie męskości, potęguje patetycznie znaczenie wydarzeń, w których sam działa jako dowódca, znaczenie magii, jaką będąc dowódcą wywiera. Zatarciu uległo wspomnienie tego, co również jemu kazało nienawidzić wojennej służby, podobnie jak milionom innych prostych żołnierzy: nie niebezpieczeństwo, nie groźba utraty życia – tchórzy było niewielu! - ale utrata osobowości, urzeczowienie, przemoc, z jaką naginano jaźń. Wszystko to teraz, zaczarowane przywódczością, zmieniło się cudownie w przeciwieństwo. Bardziej niż kiedykolwiek w swoim młodym życiu jest raptownie osobowością, raptownie może rozwinąć własną osobowość; mniej niż kiedykolwiek obija się jego aktywność i jego samoświadomość o tę złowieszczą granicę, która u każdego człowieka trwa między byciem podmiotowym a byciem przedmiotowym. Czyż nie stworzy z tego filozofii? Skutki musiały nastąpić u każdego, kto to przeżył. Najgorsi zmienili się na całe życie we wściekłe bestie. Przeciętni zabrali do domu przeciętną wiarę w moc rozkazu. Ale nasz rekrut i podporucznik roku 1915 nie był przeciętny. Płonęła w nim iskra czerwonego płomienia, która jarzy się w założycielach religii i w apostołach - ewangelia wodzostwa, heroizmu, walki jako najwyższego dokonania herosów, bezowocności humanizmu, zastąpienia racjonalizmu prawideł przez magię rasy - ewangelia arystokracji, tego, co elementarne, przepysznej dzikości.”[44]Innymi słowy mówiąc: Schwarzschild dokonał dekompozycji heroizmu Jüngera ujawniając liberalną strukturę jego osobowości, która budziła resentyment ujawniający się w radykalnych atakach na ten właśnie liberalizm. Podstawowy punkt dekompozycji Jüngera był u Schwarzschilda polityczny i zmierzał do - słusznego zresztą - ujawnienia beztreściowości Jüngerowskiego nacjonalizmu, który bardziej wyrażał anarchistyczny protest przeciwko światu mieszczańskiemu (jako antytezie heroizmu), w mniejszym stopniu natomiast formułował konkretne treści, którymi można wypełnić rzeczywistość społeczną po dokonanej „rewolucji”.

Ta inteligentna krytyka Schwarzschilda trzeciej wersji Stalowych burz ustaliła na lat 60 zręby czarnej legendy tej książki i Jüngera: późniejsi krytycy, których można traktować serio, od Norberta Eliasa[45] po Christiana hrabiego von Krockowa[46] szli także tym tropem. (...)

Wojciech Kuncewicz 

Z posłowia do W stalowych burzach

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.