"W trakcie naszego kursu doszliśmy do omówienia pewnego zadania, noszącego tytuł «Ścieżka z Masirah». Ten przypadek zaczerpnęliśmy, modyfikując go, z relacji dawnego podróżnika. Znajduje się on w dziennikach kapitana Jamesa Rileya, który ze swą brygantyną «Le Commerce» w roku 1815 rozbił się u wybrzeży Mauretanii. Wzdłuż tego odludnego i groźnego wybrzeża ciągnie się stara ścieżka handlowa, prowadząca to przez fragmenty pustyni, to przez wysokie wydmy i skały.
Niedaleko miejscowości Masirah góry w kształcie półksiężyca zachodzą na morze. U ich stóp załamują się fale przyboju, podczas gdy szczyt sięga chmur. Kamień ma barwę żelaza i jest nadzwyczaj gładki. Tu prowadzi w połowie wysokości ścieżka przy stromej ścianie – krawędź szeroka zaledwie na dwie dłonie, wystarczająca właśnie dla dla stopy człowieka lub kopyta muła, ale tylko przy kroku pewnym i bez zawrotów głowy. Oczu podczas tego przejścia ani nie można spuszczać ku białemu wieńcowi załamujących się fal, ani wznosić do góry, na wysokość, gdzie krąży albatros. Muszą trwać przytwierdzone do gładkiej ściany skalnej, której dotyka dłoń.
W ten oto sposób, na straszliwej wysokości ciągnie się ścieżka wzdłuż ściany skalnej, która mocnym łukiem wybiega ku morzu. Jest widoczna zaledwie do połowy drogi, gdy się na nią wkroczy. Z tego powodu w miejscu, gdzie cięciwa wiąże się z łukiem, podróżni zazwyczaj stają, by upewnić się, że na ścieżkę nikt nie wchodzi z drugiej strony. Dzieje się tak po wydaniu ze skalnej kazalnicy mocnego okrzyku w rodzaju zaśpiewu muezina. Gdy nie nadchodzi odpowiedź, uznaje się szlak za wolny, co pozwala na dalszą wędrówkę. (...)
Opowiadają zatem, że w dawnych czasach wydarzyło się takie nieprawdopodobieństwo. Nadeszły ku tej przepaści dwie karawany, jedna z południa, druga z północy. I obydwie zaniedbały wzniesienia okrzyku ostrzegawczego. Spotkały się w punkcie najwyższego napięcia cięciwy. (...)
"Tyle opowieść Rileya; stanowiła ona podstawę do omówienia naszego przypadku. W ten sposób zyskaliśmy model dla jednej z tych pozornie beznadziejnych sytuacji, z których człowiek wywodzi dla siebie prawo ocalenia siebie kosztem innych.
Spotkanie to zrekonstruowaliśmy jako grę symulacyjną i scharakteryzowaliśmy kilka postaci. Przywódcą mężów, którzy przybywają z Ofiru, jest Abd-al-Salam – jest to «Ojciec Zbawiciel». Jest handlarzem złota, godny i już bogaty w lata, doświadczony w sprawach władzy doczesnej. Jednoczą się w nim rysy kupców i absolutnego panowania. Potrafi zadbać o swoją korzyść, to prawda, jednak właściwie są mu szczodrobliwość i sprawiedliwość, stąd ustawicznie promieniuje autorytetem.(...)
W takim porządku natykają się na handlarzy solą, których prowadzi Tryphon (...)
Zadane gry symulacyjnej brzmiało: Opisać rozwiązanie, na które decyduje się Abd-al-Salam". Ruhland uporządkował stos nagromadzonych przed sobą kartek i kontynuował wykład.
"Przechodzę teraz do omówienia rozwiązań. I pragnę już na wstępie stwierdzić, że nie są one zadowolające. Sens problematyzacji ma charakter moralno-teologiczny, to znaczy, że taktyczne rozwiązania go nie wyczerpują. Taki charakter ma jednak większość rozstrzygnięć, nawet jeśli pominąć prymitywne uwagi w rodzaju «Żydzi muszą ustąpić». (...)
Większość rozwiązań wyraża przekonanie, że matematycznie rzecz biorąc, nie ma możliwości pokojowego kompromisu. Z tego wysnuwa się wniosek, że drogę należy utorować przemocą. Jako przykład podaje pracę pana von Beaumonoira". (...)
W ten sposób licencjat omówił szereg leżących przed nim prac. Najwyraźniej zadanie było zbyt trudne, wykraczające poza intelektualne możliwości uczestników kursu. Większość traktowała je jako wypadek komunikacyjny, niektórzy jako swego rodzaju honorowy pojedynek. Inni z kolei gubili się w refleksjach prawniczych. Jeden z nich wyrażał pogląd, że trzeba było czekać na atak, gdyż wówczas zajdzie sytuacja obrony koniecznej. Ogólnie rzecz biorąc, propozycje ludzi z krainy Grodów zdradzały większą precyzję i pewność.
W końcu Ruhland wziął kartkę z pulpitu i powiedział:
"Jedyny sąd, który różni się zasadniczo od innych i z którym się zgadzam, jest autorstwa pana von Winterfelda".
Spojrzenia skierowały się na wymienionego, który podniósł się z wszelkimi oznakami zażenowania. Był to młody człowiek o bladej, roztargnionej twarzy i czuprynie jasnych włosów, które pochylając się, odrzucił z czoła. Nosił uniform jegrów konnych, z zielonym suknem kontrastowała biała wstęga, podtrzymująca lewą rękę, zapewne na skutek pierwszego upadku.
Lucius znał ten typ - samotnika z jego marzeniami i skłonnościami. Takie natury łatwo i często w awanturniczy sposób zwykły kończyć swoją karierę - możliwe jednak było, że zyskiwały formę, a wtedy oferowano im najwyższe stanowiska. Najczęściej zależało to od tego, czy spotkali przełożonych ignorujących formalizm. Nie nadawali się "do średnich stanowisk".
Ruhland tymczasem odczytał jego opracowanie:
"Opis charakterów pozwala sądzić, że tylko Abd-al-Salam dojrzał do takiej sytuacji. Dlatego on powinien podjąć decyzję. Jest potężny i bogaty, jest panem nadmiaru i łaski; jest człowiekiem królewskim. Od niego zależą pokój i wojna. Jest świadomy odpowiedzialności.
Abd-al-Salam w momencie spotkania zdaje sobie sprawę z całej grozy. Polega ona na tym, że szpice zaczną na siebie nacierać, zamykając w ślepym gniewie bramę pokoju. Dlatego donośnym głosem rozkazuje, by wszyscy pozostali na swoich miejscach. Następnie podejmuje decyzję o dalszych środkach zaradczych.
Przy ocenie sytuacji punktem wyjścia jest dla niego następująca myśl: ścieżka jest na tyle szeroka, że kroczyć po niej może muł. Dlatego można założyć, że człowiek będzie w stanie ostrożnie z niej zawrócić. To jest myśl stanowiąca fundament rokowań, jakie podejmuje z Tryphonem. Pyta go o wartość mułów i o zyski, jakie zamierza osiągnąć ze swojego ładunku. Cena jest wysoka, ale przedstawia jednak ułamek wartości złota, jakie wiezie Abd-al-Salam. Odkupuje zatem muły i ładunek oraz przysięga, że sumę wypłaci po przejściu ścieżki. Następnie wydaje rozkaz, by zwierzętom przewiązać ślepia i stracić je w przepaść. Manewr się udaje. Typhon i jego ludzie mogą teraz się odwrócić i dotrzeć do punktu wyjścia. W ten sposób zwalnia się droga dla karawany Abd-al-Salama. Szczęśliwie przekracza szlak śmierci. U celu Abd-al-Salam zwraca Typhonowi dług. Dorzuca jeszcze zapłatę. Każe jednocześnie wznieść jako wyraz wdzięczności za ocalenie z niebezpieczeństwa pomnik, który jednocześnie służyć będzie jako przestroga na przyszłość.
Podczas spotkania Abd-al-Salam świadomy był swojej przewagi taktycznej. Wiedział dobrze, że przeciwnika nie można wpędzać w rozpacz. W takich sytuacjach także ten słabszy staje się straszliwy. Abd-al-Salam dysponował wewnętrzną przestrzenią; dlatego był panem w przestrzeni zewnętrznej, również ciasnej. Jednak ani ostrożność, ani wielkoduszność nie były sprężynami napędowymi jego działania. Czuł się współodpowiedzialny za przeciwnika. To pewna oznaka przewagi, wzniesiona pośród ludzi na czymś wznioślejszym.
Abd-al-Salam zdecydował się na ofiarę - w mniejszym stopniu jako kupiec, który ubezpiecza swoje dobra, w większym stopniu jako Książę, który ponad partiami żywi zamysły odnoszące się do całości. Jako, że spotkanie odbywa się w przestrzeni, nie można uniknąć strat. Jednak ludzie się wykupują, jako ofiarę składa się zwierzę".
Po omówieniu pracy Winderfelda licencjat zakończył zajęcia, kłaniając się szefowi i zabierając swoje kartki.Ten ostatni podziękował i powiedział:
"Poproszę jednak komendanta jako odpowiedzialnego o podsumowanie".
Nie uszło uwagi Luciusa, że szef przysłuchiwał się tym rozważaniom z rosnącym poirytowaniem. Poirytowało go zwłaszcza wyróżnienie młodego Winderfelda, który niedawno z powodu nieposłuszeństwa został napomniany. Lucius przewidywał, że będzie zmuszony zająć stanowisko, dlatego przystąpił od razu do rzeczy, co szef lubił.
"Pan Prokonsul", zaczął, zwracając się do kadetów, "zarządził niniejszy kurs na zakończenie selekty jako tymczasową próbę. Chodzi tu o pewne ryzyko, w którym wyraża się zaufanie w panów zdolności pojmowania. Nie powinni panowie opuszczać tej szkoły w przekonaniu, że zadania, jakie zostaną wam postawione, można będzie na pierwszy rzut oka łatwo rozwiązać. Książę pragnie, byście uczestniczyli nie tylko w dziele, ale także w odpowiedzialności. Życzy sobie, byście uświadomili sobie dwa rodzaje napięć, jakie niesie nasz zawód.
Po pierwsze napięcie pomiędzy wolnością a posłuchem, które akurat tam się pojawia, gdzie porządek zaczyna się chwiać. Wiecie, że w każdej armii konieczne jest scisłe posłuszeństwo. Ono jest fundamentem służby. Jednak zawsze istniało pewne ograniczenie, gdyż rozkazy skierowane przeciwko honorowi uznawano za niewiążące. Tego nie znajdziecie w regulaminach służby, gdyż należy do niepisanych wartości. W dobrych czasach wiedzą zarówno przełożeni, jak i podwładni bardzo precyzyjnie, co narusza honor, dlatego rzadko dochodzi do wykroczeń. W takim wypadku posłuszeństwo jest widoczne, wolność niewidoczna, ale wciąż współdziałająca.
Perfekcja techniki zastąpiła na szeroką skalę w efekcie układów mechanicznych niejedną więź, także tę. Rozkaz i wykonanie trwają w stosunku mechanicznym do siebie i powinny następować po sobie jak przyczyna i skutek w aparaturze. W takich układach sztuka wojenna w dawnym stylu oceniana będzie jako romantyczna, wręcz szkodliwa. W tym sensie odrzucono postanowienia haskie i konwencję z Minnesoty jako utopijne. Zadeklarowali w nich wojskowi szefowie wielkich mocarstw, że karane będzie użycie wszelkich środków skierowanych przeciwko ludności. To postanowienie na zawsze pozostanie powodem żołnierskiej chwały, choć rzeczywistość je prześcignęła.
Drugi rodzaj napięcia zachodzi pomiędzy prawem i bezpieczeństwem. Tu obowiązuje jeszcze dawna sentencja księcia Gothy: «Dobry władca nie uzna za najsprawiedliwsze to, co najbezpieczniejsze, ale za najbezpieczniejsze to, co najsprawiedliwsze». Jest to również fundament prokonsukarnej polityki. Pragnie ona przede wszystkim stworzyć w armii i administracji modele stanowiące wzorzec dla państwa doskonałego i ugruntowanego na zaufaniu.
Z tego powodu technicznemu kształceniu winna dotrzymywać kroku edukacja etyczna i umysłowa. Polityka Księcia zasadza się na maksymie, że jednynie całościowy i zdrowy obraz świata umocni się trwale w trakcie toczących się na nim zmagań. Winno to znaleźć wyraz w wychowaniu, jakie państwu dajemy. Nie możemy oczywiście zwolnić was z odpowiedzialności za podjęte decyzje. Musimy podjąć próbę potęgowania zdolności, w których ma swe źródła decyzja. W takim duchu powinni panowie postrzegać te ćwiczenia. Są manewrami; ich celem jest nie tyle rozwiązanie - ono zawsze stanowić będzie przedmiot sporu - chodzi raczej o utwierdzenie wewnętrznej pewności i wolności, na które jednostka jest skazana podczas podejmowania decyzji. Książę pozwala wam uczestniczyć w jego suwerenności".
Na zakończenie głos zabrał szef:
"Odniosę się krótko do organizacji ćwiczeń. Są one konstrukcją, w tym sensie, że zakładają istnienie równowagi sił, jaka raczej nie pojawia się w rzeczywistości. Przykład zaczerpnięto ze świata kupców, którego prawa nie są właściwe dla żołnierzy. W tym świecie panuje równość, a gdy dochodzi do sporu, rozstrzyga proces cywilny".
"W rzeczy samej chodzi", przy tych słowach szef zwrócił się do licencjata, "o wypadek komunikacyjny, i to o taki, który wybiega poza normę. Wychowanie żołnierskie natomiast ma przed oczyma świat, w którym panuje widzialna norma. Wśród nas brak wątpliwości, kto winien oddawać honory, kto ustępować z drogi. W dawnych czasach była to godność ustalająca etykietę, a zatem także pierwszeństwo. Oddziaływała hierarchicznie, z góry w dół, pionowo. W naszym zniwelowanym ładzie masy spotykają się na podobieństwo rzek na płaszczyźnie, niemal bez hierarchii wartości, ale i tu jednoznacznie wiadomo, kto ma pierwszeństwo w ruchu".
"Jeżeli o panów chodzi", zwrócił się ponownie do kadetów, "to będziecie służyć całości, wypełniając wyższą misję. Waszym znakiem jest orzeł, który nie ustępuje, łamiąc wszelkie opory. W tym sensie otrzymają panowie swoje zadania. Będą ściśle określone. Waszym zadaniem będzie realizacja, a nie rozmyślanie o ich prawomocności. Nie przeczę, że istnieją sytuacje, w których żołnierz dociera do granic obowiązku i musi czerpać z własnej głębi, jak Yorck von Wertenburg. Nie mogą one stanowić celu wychowania. Genialne indywiduum raczej szkodzi armii. Pola właściwie dla jego wolności i jego uzdolnień odnajduje w polityce, w sztukach, w naukach.
W państwie przypada żołnierzowi rola sługi, nie rola pana. Wykonuje ciężką robotę jak Herkules, nawet gdy mu ją nakazuje taki Eurysteus. Niesie jak Atlas ciężar świata, z jego niedoskonałościami. Tam gdzie sprawy zaczynają przytłaczać swym ciężarem, gdzie zanużają się w ogień, gdzie zawodzą rozum i prawo, powołuje się go, by zasiadł w sądzie rozjemczym ostatecznej instancji. W tym jest wielkość, na tym zasadza się sława. Swoją przysięgą wyrzeka się wolności, która zdobi prywatnego człowieka. Państwo natomiast, legalna władza, zobowiązane jest tak kierować sprawami, żeby żołnierz mógł walczyć z czystym sumieniem. Wszak skazany jest na utrzymanie czystości władzy, która go wspiera.
Możecie być pewni, że Prokonsul pragnie zaoszczędzić wam konfliktu między honorem a posłuszeństwem. Nie zawsze można go uniknąć. Musicie go w sobie rozstrzygnąć. Stajni Augiasza nie czyści się w rękawiczkach. Będzie raczej chronił tego, kto w walce posunie się za daleko, niż tego kto jej unika. Odwrotność byłaby wsparciem nikczemnego ataku.
W czasach gdy prawo i bezprawie współgrają ze sobą, naciera potężnie zwątpienie. Próbuje osłabić akcję, wykorzystując refleksję. W naszym wnętrzu odzwierciedla się skomplikowanie epoki.
Naczelny dowódca zna takie wątpliwości. Atakują go jeszcze w przededniu wielkiego przełomu. To roszczenia przeciwnika, które w nim pobrzmiewa. Nie wygra bitwy, gdy go nie zmoże. Was, panowie, powołano, abyście reprezentowali naczelnego wodza na waszych stanowiskach. Okażcie się godni tego zadania".
Ernst Jünger
Heliopolis
tłumaczenie: Wojciech Kunicki
**
Gdy władzę w państwie przejęły wrogie siły, jak w przypadku Polski, "napięcie pomiędzy wolnością a posłuchem" znacznie się wzmaga. Jakkolwiek ciekawa i dobrze napisana, książka Jüngera nie dorównuje dystopii w jakiej obecnie żyjemy.
Na poziomie wyższej duchowości już samo zostanie żołnierzem to raczej wątpliwy wybór. Zresztą na tymże poziomie, sytuacja przegrana politycznie - a wiele wskazuje, że właśnie taką jest sytuacja Polski- nie jest żadnym problemem, gdyż na tym poziomie gra się o "zbawienie swej duszy". Cudzysłów, bo tę frazę można rozumieć również na wielu poziomach. Choćby zbawienie duszy od bycia ogłupioną przez żydowskie gazety i TV. Kraj całkowicie pod żydowską okupacją, wpuszczono dodatkowo miliony etnicznego wroga mającego predylekcję do mordowania Polaków siekierami, włącznie z kobietami w ciąży i małymi dziećmi; w takim przypadku wierzenie w realne zagrożenie militarne ze strony Rosji, jest pierwszym od czego dusza powinna się uwolnić. Było nie było, jak można marzyć o "przeciśnięciu się przez wąską bramę" skoro na znacznie niższym poziomie nie potrafi się nawet rozpoznać ewidentnie złych ludzi?
Na poziomie metafizycznym być może ten kto uległ covidowej mistyfikacji, nie jest tym, kto nierozważnie dał sobie wstrzyknąć niewiadome substancje promowane przez wiadomych psychopatów, takich jak Bill Gates, ale tym kto przyjął komunię z rąk Szatana. Bardziej prozaiczna teoria: być może szczepionki zaaplikowane Polakom zawierały wirusa syndromu Sztokholmsko-Wołyńskiego, specjalnie spreparowanego w laboratoriach Big Pharmy.
Porzucając ironię i sarkazm, zgodnie z Nauką Buddy, wszelkie problemy biorą się z tego, że większość ludzkiej populacji jest po prostu niezbyt mądra, i podąża za przykładem z góry. A jako że światem rządzą obecnie psychopaci, czegóż możemy od ludzi oczekiwać? Jeżeli więc chodzi o poziom duchowy, wszystko zależy natężenia naszej ignorancji, lub w innej terminologii, od stopnia w jakim jesteśmy pogrążeni w Grzechu Pierworodnym. "Nie każdy nauczyciel jest głupcem, ale każdy głupiec jest nauczycielem", twierdzi Gomez Davila. Tak definiowana głupota jest praktycznie nieuleczalna, jednakże aforyzmy nawet te najcelniejsze, nie są uniwersalnie ważne. Ten kto potrafi wytrzymać presję by nauczać tego czego nie rozumie, i martwi się raczej o własną niewiedzę niż edukowanie innych, faktycznie jest na dobrej drodze ku polepszeniu własnej sytuacji egzystencjalnej. Problem jednakże polegana tym, że mimo dobrych chęci, jakość edukacji będzie determinowana przez jego ignorancję, co nie wróży najlepiej...
Pascal:
Tak jak można spaczyć sobie umysł, można spaczyć i uczucie.
Kształtuje się umysł i uczucie przez rozmowy, paczy się umysł i uczucie przez rozmowy.* To też dobre lub złe rozmowy kształcą je lub paczą. Ważnym jest tedy niezmiernie umieć dobrze wybierać, aby je kształtować, a nie paczyć; nie można zaś dokonać tego wyboru, o ile już się nie jest ukształtowanym, a niespaczonym. Tak więc tworzy się błędne koło: szczęśliwi, którzy się zeń wydostaną.
* Montaigne:
Et quo quemque modo fugiatque feratque laborem;
[„Jakim cudem zło minąć lub mężnie je przenieść” (Vergilius, Aeneida III, 459]
jakie sprężyny poruszają nami i wywołują tyle rozmaitych w nas wstrząśnień. Zdaje mi się, iż pierwsze nauki, jakimi trzeba mu napoić umysł, winny być z rzędu tych, które kształtują obyczaje i sąd; które go nauczą znać siebie i umieć dobrze umrzeć i dobrze żyć. Pośród sztuk wyzwolonych zacznijmy od tej, która czyni wyzwolonymi nas samych. Wszystkie one poniekąd służą nauce życia i jego korzyści, jako i wszystkie inne rzeczy zmierzają do pewnego stopnia k’temu: ale wybierzmy tę, która służy tu wprost i ze swej przyrody. Gdybyśmy umieli potrzeby naszego życia ściągnąć do ich słusznych i naturalnych granic, ujrzelibyśmy, że największa część nauk będących w użytku jest poza naszym użytkiem; w tych nawet, które nam się zdadzą na co, są całe obszary i czeluści bardzo jałowe, których lepiej by nam poniechać; ograniczając, zgodnie z radą Sokratesa, zakres nauk do tych które są ku naszemu pożytkowi:
...Sapere aude,
Incipe: Vivendi qui recti prorogat horam,
Rusticus expectat dum defluat amnis, at ille
Labitur, et labetur in omne volubilis aevum.
[„Odważ się mądrym być,/ Raz pocznij mądrze żyć!/ Kto przewleka godzinę poprawy,/ Czyni jak ten cham niemrawy,/ Co nad brzegiem siadł i czeka,/ Aż spłynie rzeka.../ A fale płyną i płyną,/ I płynąć będą, choć wieki miną!” (Horatius, Epistulae, II, 1, 40]
wielka to jest głupota wykładać dzieciom,
Quid moveant Pisces, animosaque signa Leonis
Lotus et Hesperia quid Capricornus aqua,
[„Jaki wpływ mają Ryby lub Lwa znak sierdzisty,/ I Kozioróg, co kąpie łeb w Hesperii falach” (Propertius, Elegiae, IV, 1, 89]
obroty gwiazd i ruchy ósmej sfery, nim poznają swoje własne:
Τί Πλειάδεστι κᾴμοιτί
δ’ᾴστράσιν Βοώτεω
[Ani mnie trapią Plejady,/ Ani Bojotesa gwiazda...” (Anacreon, Odae, XVIII, 10]
Anaksymenes pisał do Pitagorasa: „W jakim celu miałbym się zabawiać tajemnicami gwiazd, mając śmierć albo niewolę bezustannie przed oczami?”. Wówczas bowiem królowie Perscy gotowali wojnę przeciw jego krajowi. Każdy powinien rzec tak: „Będąc smagany ambicją, chciwością, płochością, przesądami i nosząc wewnątrz siebie tylu nieprzyjaciół życia, mam li się troszczyć o tumult spraw tej ziemi?”.
Skoro zaszczepi uczniowi to, co służy, aby uczynić człeka rozumniejszym i lepszym, zacznie go pouczać, co jest logika, fizyka, geometria, retoryka. Wówczas jakąkolwiek chłopiec obierze sobie wiedzę, mając już ukształcony sąd i rozum, wnet sobie da z nią rady. Nauka odbywać się winna częścią przez rozmowy, częścią przez książki. Nauczyciel poda mu raz samego autora, sposobnego do takiej nauki, to znów da mu szpik jego i substancję pożute już i przerobione. Jeśli sam z siebie nie jest dość poufały z książkami, aby znaleźć wszystkie piękne ustępy, jakie w nich się mieszczą, można dla tej potrzeby przydać mu jakiegoś oczytanego skrybę, który na zawołanie dostarczy zapasów, jakich ów zapotrzebuje, aby nimi obdzielać i karmić swego wychowanka. Kto może wątpić, że taka nauka będzie łatwiejsza i naturalniejsza niż gramatyka Gazy? Tam znajdziesz jeno same cierniste i nudne przepisy, czcze i wyschnięte słowa, w których nie ma żadnego soku, nic, co by budziło umysł; tu dusza znajdzie snadno, gdzie ugryźć albo raczej gdzie by się mogła wypasać. Nasz owoc jest bez porównania obfitszy i łacniej stanie się źrały.