poniedziałek, 24 marca 2014

Starość i globalne ochłodzenie


Baltazar Castiglione w Dworzaninie (Cortigiano) bardzo trafnie określa powód, dla którego starcy zwykli chwalić czasy swej młodości, a ganić obecne. Co do mnie, powiada, sądzę, że to fałszywe zapatrywanie starców ma swój powód w uciekających latach, które unoszą ze sobą wiele wygód, a między innymi usuwają z krwi znaczną część żywotnych soków, wskutek czego ich budowa zmienia się i stają się ułomnymi narządy, za pomocą których dusza uzewnętrznia swe zdolności. Owóż z serc naszych w tym czasie, jako w jesieni liście z drzew, opadają błogie kwiaty zadowolenia i zamiast pogodnych i jasnych myśli wkracza chmurny i posępny smutek, stowarzyszony z tysiącem klęsk: tak, że nie tylko ciało, ale i dusza jest także chora i z minionych rozkoszy nie zachowuje nic innego, jedno upartą pamięć i obraz onego drogiego czasu młodości, w której, kiedy ją odnajdujemy, zdaje się nam, że wżdy i niebo i ziemia i wszelka rzecz jest świąteczna i uśmiecha się wokół naszym oczom, a w myśli, jakoby w rozkosznym i przestronnym ogrojcu, kwitnie słodka wiosna wesołości. Tedy może będzie użyteczna, kiedy już w zimową porę wchodzi słońce naszego życia, obierając nas z onych rozkoszy, pójść sobie ku zachodowi, stracić wraz z nimi także pamięć i znaleźć, jako rzecze Temistokles, sztukę, która by nauczyła zapominać. Bowiem tak są zwodnicze zmysły naszego ciała, że często także oszukują sąd umysłu. Stąd zda mi się, że starcy są w położeniu tych, co wyjeżdżając z portu, przywarli oczyma ku ziemi i mniemają, iż okręt stoi nieruchomy, a brzeg odpływa. A przecież jest odwrotnie, i port i porówno czas a rozkosze, pozostają w swym stanie, a my, umykający wraz z okrętem śmiertelności, oddalamy się od nich na burzliwe morze, które wszelką rzecz chłonie i trawi. I nie dano nam już nigdy wrócić na ląd, przeciwnie smagani wiecznie przez przekorne wichry, w końcu rozbijemy się z okrętem na jakiejś skale. Iż umysł starczy jest przedmiotem niewspółmiernym z wielu rozkoszami i nie może ich doznawać, więc jako gorączkującym, kiedy mają podniebienie zepsowane od złych waporów, wydają się wszystkie wina bardzo gorzkie, chociażby były drogocenne i delikatne, tak też i starcom dla ich niesposobności, której jednakże nie brak pragnienia, wydają się rozkosze i niesmaczne i zimne i wielce różne od onych, które, niegdyś zaznane, wspominają, chociaż rozkosze te w sobie, są też same. Tedy, czując się pozbawionymi ich, ubolewają i utyskują na czas obecny jako zły: nie spostrzegają, że zmiana ta zaszła sama z siebie, a nie z powodu czasu. I przeciwnie, przywodząc sobie na pamięć minione rozkosze, wywołują także czas, w którym ich zaznali i przeto go wychwalają jako dobry, boć zdaje się, jakoby przynosił ze sobą woń tego, co w nim czuli, kiedy był obecny. Dlatego to nienawidzimy wszystkich rzeczy, które towarzyszyły naszym przykrościom, a kochamy owe, które się jednoczyły z rozkoszami.

Tak mówi Castiglione, wykładając słowami niemniej pięknymi, jak rozlewnymi, jak to zwykli prozaicy włoscy, myśl bardzo prawdziwą. Na potwierdzenie jej można przytoczyć, że starcy przenoszą
przeszłość nad teraźniejszość nie tylko w rzeczach zależących od człowieka, lecz także w takich, które
odeń nie zależą, oskarżając je również, że się pogorszyły, nie tyle — co jest prawdą — w nich i w stosunku do nich, lecz w ogóle w samych sobie.

Jak myślę, każdy przypomni sobie, że słyszał od swoich, wiekiem podeszłych, wielekroć (i ja słyszałem podobnie od swoich), że lata stały się zimniejsze, a zimy dłuższe i, że za dawnych czasów, już około Wielkiej Nocy, zwykli byli porzucać ubrania zimowe i brać letnie. Zmianę tę dziś, według nich, można znieść zaledwie dopiero w maju a nieraz i w czerwcu. I nie wiele lat temu niektórzy fizycy szukali poważnie przyczyny tego przypuszczalnego oziębienia pór roku. Jedni przypisywali to ogołoceniu gór z lasów, inni nie wiem już czemu, wszystko żeby wytłumaczyć zjawisko, nie istniejące albowiem przeciwnie jest faktem, żeby dać przykład, zauważonym przez kogoś w różnych miejscach autorów starożytnych, że Włochy miały być w czasach rzymskich o wiele zimniejsze, niż dzisiaj. Rzecz to najzupełniej wiarygodna, albowiem z drugiej strony doświadczenie dowodzi, że z przyczyn całkiem naturalnych cywilizacja ludzka, postępując, czyni klimat danego kraju z dnia na dzień łagodniejszym. Skutek ten miał miejsce i jest szczególniej widoczny w Ameryce, gdzie, że tak powiem, za naszej pamięci dojrzała cywilizacja zajęła miejsce częścią stanu barbarzyństwa, a częścią zupełnej pustki. Lecz starcy, odczuwając zimno w swoim wieku o wiele dotkliwiej, niż w młodości, wierzą, że w rzeczach zaszła zmiana, której doświadczają w sobie samych i wyobrażają sobie, że ciepło, które maleje w nich, umniejsza się w klimacie lub ziemi. To wyobrażenie jest tak gruntowne, że to samo, co twierdzą nasi starcy wobec nas, utrzymywali starcy, żeby nie powiedzieć więcej, półtora wieku wstecz wobec współczesnych Magalottiego, który w listach poufnych pisał: jest to rzecz pewna, że dawny ład pór roku zdaje się ulegać zmianie. Tu we Włoszech powszechny jest głos i skarga, że nie masz już umiarkowanych czasów i w tych zmianach strefowych niewątpliwie zimno zdobywa pole. Słyszałem, jak mówił mój ojciec, że za jego młodości w Rzymie w poranek świąt wielkanocnych każdy ubierał się letnio. Zaś obecnie, kto nie musi zastawić kaftana, powiadam wam, nie pozbywa się najmniejszej rzeczy z tych, które nosił w sercu zimy.

Tak pisał Magalotti w r. 1683. Włochy byłyby tedy dziś zimniejsze od Grenlandii, gdyby od owego roku do teraz ustawicznie oziębiały się w tym stosunku, o jakim mówiło się wówczas. Jest prawie zbyteczna dodawać, że ustawiczne oziębianie się, które ma miejsce z powodu zmian wewnętrznych w masie ziemskiej, nie stoi w żadnym związku z obecnym zagadnieniem, ponieważ jest rzeczą z powodu swej powolności nieodczuwalną w przeciągu dziesiątków stuleci, a cóż dopiero w ciągu nie wielu lat.

Leopardi, Myśli
tłumaczenie: Józef Ruffer

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.