poniedziałek, 23 września 2024

Nadzieja radykalna. Etyka w obliczu spustoszenia kulturowego - wstęp


Śniąc, człowiek wprawia się do przyszłego życia.
F. Nietzsche

1 Jonathan Lear jest filozofem, profesorem w Committee on Social Thought na Uniwersytecie w Chicago i, co ma dla omawianej tutaj książki kapitalne znaczenie, praktykującym psychoanality­kiem. Jego Nadzieja radykalna odpowiada bowiem na trzy zasad­ nicze pytania: (1) jak żyć w świecie, który nagle stracił jakikol­ wiek sens; (2) czy w takim świecie możliwa jest jeszcze nadzieja; a jeśli tak, to (3) w jakim języku można starać się ją wyrazić? Powiedziałbym zatem, że Nadzieja radykalna to swego rodzaju podręcznik pierwszej pomocy po upadku znanego nam świata - takie odniosłem wrażenie po jej lekturze.

Ale Lear stawia jeszcze bardziej fundamentalne i ogólne pytanie: co dzieje się z ludźmi, gdy nieoczekiwanie znika z po­wierzchni ziemi ich kultura, gdy unicestwieniu ulega to wszystko, do czego przywykli? Za przykład obiera indiańskie plemię Wron. Na przełomie XIX i XX wieku większość plemion indiańskich zderzyła się z dwoma wynalazkami, których sile nie potrafiła się przeciwstawić: amerykańskim winchesterem i wodą ognistą. Pierwszy wybił trzy czwarte Indian, drugi zdegenerował ocalałą resztę. W swoich badaniach Lear opiera się na ustnej relacji wo­dza Wron spisanej przez Franka B. Lindermana. Wiele Przewag (bo takie imię nosił wódz) wypowiada myśl, która posłużyła Le­arowi za punkt wyjścia jego opowieści: „Odkąd odeszły bizony, serca moich ludzi upadły na ziemię i nikt już ich nie podniósł. Później nic już się nie wydarzyło”. Co to znaczy, że nic się nie wydarzyło? - pyta Lear. Przecież Wiele Przewag był osobą wy­jątkowo długowieczną i energiczną. Gdy przestał być wojow­ nikiem, skutecznie zajął się rolnictwem, odbierał nagrody, jego wkład w pojednanie między „dzikimi” a rządem amerykańskim doceniono i uhonorowano. W jakim więc sensie „nic się nie wy­darzyło”? Aby to zrozumieć, należy cofnąć się do snów, które przyśniły się dziewięcioletniemu Wielu Przewagom i trwale ufor­mowały jego umysłowość. W pierwszym śnie Wiele Przewag wy­ śnił sposób, w jaki miał sobie radzić po śmierci starszego brata. Drugi sen (ściśle biorąc: koszmar) był już dużo dziwniejszy. Ma­łemu chłopcu przyśniło się widmo apokalipsy, która w przyszło­ści miała znieść z powierzchni ziemi plemię Wron. Także w tym wypadku marzeniu sennemu towarzyszyły praktyczne wskazania mające osłabić siłę, z jaką to, co nieuniknione, powoli wdzierało się w życie jego plemienia. Sny bowiem (przekonuje Lear) po­trafią wprowadzić nas do rzeczywistości tylnym wejściem, jej kuchennymi schodami, wiodąc wprost ku sytuacjom kłopotliwym, często niewytłumaczalnym. Dlatego bywa, że sen wywiera wpływ na podejmowane decyzje, niekiedy sabotując je, przez co lepiej wzmacnia moralny fundament, niż czyni to tradycja, docierająca zawsze drogą okrężną, dookoła.

Dlaczego wewnętrzny nakaz przyrównujesz do snu? Czy odnosisz wrażenie, że jest bezsensowny, nie wia­domo do czego się odnosi, jest nieuchronny, niespoty­kany, że uszczęśliwia albo przestrasza bez przyczyny, że nie jest do końca przekazywalny, a przekazywania wymaga, podobnie jak to ma się ze snami2?

2. Wiele Przewag był człowiekiem, który miał zobaczyć zmianę kulturową na własne oczy i doświadczyć jej na własnej skórze. Nim został wodzem, jako młody chłopak dzielnie bronił kija wy­znaczającego granice, których nikomu nie wolno było przekro­czyć. W świecie Wron, w którym religia przenikała się z walką na śmierć i życie, osadzenie w ziemi laski przewagi było równo­znaczne z wyznaczeniem obszaru, na który nikt poza Wronami nie miał prawa wstępu. A zatem samo jej osadzenie posiadało aspekt tyleż psychologiczny, co militarny - osłabiało morale przeciw­nika. Wierzono, że człowieka może spotkać los stokroć gorszy od śmierci i przegranej, mianowicie życie w hańbie, z piętnem beznadziejnego „losera”, który nie obronił swych przewag i na­raził plemię na zniszczenie. A także odwrotnie: wojownik demon­strujący przewagi, skutecznie broniący osadzonej w ziemi laski, cieszył się wielkim poważaniem wśród współplemieńców. Gdy był młody, mógł sobie wybrać żonę, nie czekając na osiągnięcie pełnoletniości; jego żona mogła iść przed nim, nieść jego tarczę. Jeszcze innym sposobem „zaliczania przewagi” było dotknięcie przeciwnika laską bez zranienia go czy natychmiastowego zabija­nia. W „zaliczaniu przewagi” nie chodziło bowiem o bezpośrednie wyeliminowanie wroga, lecz o stworzenie takiej sytuacji, w której zrozumie on, że zaraz zginie. Agon między zwaśnionymi plemionami miał więc par excellence kojevianski charakter: tym, o co walczono, był czysty prestiż, uznanie - nie eliminacja, a wy­muszenie na przeciwniku uznania dla zwycięzcy. Natomiast pa­trząc na ten sam czyn w kategoriach ogólnoplemiennych, należy dodać, że wojownik określał w walce przestrzeń życiową całej zbiorowości. I więcej: skoro laska przewagi oddzielała życie od śmierci, należało jej strzec nawet za cenę własnego istnienia. Wojownik życiem swoim poświadczał wartość wetkniętego w zie­mię patyka, weryfikując przy okazji zasadnicze dla kultury Indian Północnych pojęcie odwagi. Odwaga - pisze o tym Lear w ostat­nim rozdziale książki - dlatego jest cnotą, że stanowi najlepszy sposób, w jaki potwierdzamy podstawowy, dotyczący nas samych fakt, mianowicie, iż jesteśmy skończonymi, erotycznymi stwo­rzeniami. Przez skończoność rozumie on zespół ograniczeń, którym poddana jest natura ludzka. Nie jesteśmy wszechmocni, powiada, ani wszechwiedni; nasza zdolność stwarzania jest ogra­niczona; taka sama jest zdolność zdobywania tego, co chcemy; nasze wierzenia mogą okazać się fałszywe; nawet pojęcia, którymi posługujemy się przy opisywaniu świata, podatne są na deforma­cję. Natomiast samą erotyczność kondycji ludzkiej wykłada Lear za Platonem. Z uwagi na braki wynikające z ludzkiej skończoności człowiek sięga po świat, tęskniąc za nim, pragnąc go, uwodząc, wreszcie pożądając tego, co uznaje (aczkolwiek błęd­nie) za wartościowe, piękne i dobre. Czy wojownik z plemienia Wron (lub z jakiegokolwiek innego) mógł jednak zdobyć się na taki czyn jak wetknięcie kija w ziemię w stworzonym dla jego potrzeb rezerwacie? Czy w rezerwacie odczuwał ten sam brak, który nakazywał mu stanąć do walki o uznanie? Toteż wkrótce miało się okazać, że w świecie odartym ze swobody i naturalności nie ma miejsca na zachowania godnościowe, na odwagę. W rezer­wacie kij pozostawał kijem i nikomu nie przychodziło do głowy walczyć o niego ani go bronić. Wiele Przewag przeprowadził więc swoje plemię od świata, w którym kradzież konia przeciw­nikowi stanowiła powód do chwały, do świata, gdzie ten sam czyn kwalifikowany był jako pospolite przestępstwo. Innymi słowy, kres kultury rywalizacji nastąpił wraz z domestykacją żywiołu, obłaskawieniem „wiatru”, przepędzeniem bizonów, kryminalizacją zachowań przynoszących w dawnym świecie sławę i honor. Ci, którym przyszło żyć w nowej rzeczywistości, żyli w total­nej dezorientacji. Można powiedzieć, że w ich obecności, na ich oczach rozpadały się pojęcia spajające do tej pory kulturę Indian w sensowną całość. Spustoszenie, które dotknęło rzeczywistość plemion indiańskich, przypomina pod wieloma względami współ­czesną kulturę nadżartą przez nihilizm. Widać to na przykładzie heideggerowskiej kategorii czasowości, która znalazła zastoso­wanie w analizie rozpadu pojęć właściwych dla kultury Indian północnoamerykańskich. Sama czasowość - rozumienie czasu przejawiającego się pod postacią określonych form kultury - jest wyraźnie datowalna. Skoro czas jest zawsze czasem, „gdy-to-a-to” się stało, z łatwością można wyobrazić sobie „kres” takiego czasu, a więc moment, w którym „to-a-to” już się nie dzieje. Gdy bizony odeszły - to słowa Dwóch Onuc - Wrony już „tylko żyły”. Ten swoisty „koniec czasu” może - zdaniem Leara - przytrafić się w każdej chwili - dosłownie - każdemu. Żadna rzeczywistość nie jest na tyle immunizowana, by obronić się przed destrukcyj­nym wpływem nihilizmu, który, jak kwas, rozpuszcza w sobie wszystko. Myślenie w „czasie marnym” zmienia się w bezmyśl­ność, uniwersytet - w zakład produkcyjny, żywe, pulsujące aglo­meracje nagle pustoszeją i obumierają, praca i walka tracą sens, zmieniając się w jałowy odpoczynek i bezrobocie. Drogę wyjścia z egzystencjalnego impasu - to jedna z piękniejszych intuicji za­ wartych w tej książce - może odnaleźć poeta, który nada zagła­dzie jego plemienia zupełnie nowy sens. Lear ma na myśli kogoś takiego, „kto odniósłby się do przeszłości plemienia i - zamiast   wzbudzać w ten sposób nostalgię czy budować namiastkę mi­mesis - zapewnić Wronom w oparciu o nią nowe, żywe formy życia i istnienia. Przez »poetę« rozumiem tu - w najszerszym sensie - kogoś, kto potrafi stworzyć przestrzeń pełną znaczeń. Możliwość pojawienia się takiego poety oznacza możliwość za­istnienia nowego pola możliwości. Nikt nie jest w stanie wyklu­czyć takiej możliwości”. Zwykle bowiem poeta czerpie z rezerw uciułanych na gorsze czasy. Bez niego naród dożywa życie bez refleksji, w całkowitej pustce, w oderwaniu od własnej pamięci.

Powołaniem poety jest więc wytrącenie narodu z gnuśności, w jaką popadł nie z własnej winy, wybudzanie z letargu resztek plemiennej świadomości.

3. We wspólnocie Indian w interesujący sposób poszerzano gra­nice poznania. Starszyzna plemienna nakłaniała młodych chłop­ców, by szli w góry lub do lasu i śnili. W zależności od tego, co wyśnili, ich sny poddawano następnie mocnej interpretacji; chłopcy śnili, a starzy te sny objaśniali. Wierzono bowiem, że młodzieńcy obdarzeni są naturą mediumiczną, że rodzą się w nich obrazy powstające na granicy dwóch światów - przyro­dzonego i nadprzyrodzonego; śnili zatem to, czego nie potrafili pomyśleć. W plemieniu Wron to Wiele Przewag miał być tym, który wyśnił im przyszłość.

Zobaczyłem, jak Cztery Wiatry szykują się do ataku na las, i wstrzymałem oddech. Zrobiło mi się żal tych pięknych drzew. Żal mi było wszystkich istot żyjących w lesie, ale byłem bezsilny. Nie mogłem obro­nić ich przed Czterema Wiatrami, które wspólnie ruszały na wojnę. Schowałem twarz w ramiona, gdy uderzyły! Słyszałem Grzmoty ryczące podczas burzy, widziałem, jak piękne drzewa łamią się niczym źdźbła traw i jak las zmienia się w stertę potrzaskanych pni. Schylając się, usłyszałem, jak Cztery Wiatry przelatują nade mną, jakby wciąż nie było im dość, i popatrzyłem na obraz zniszczenia, który się przede mną roztaczał. Tylko jedno drzewo, wysokie i dumne, zostało tam, gdzie wcześniej był wielki las. Cztery Wiatry, które zawsze wojują w pojedynkę, tym razem uderzyły wszystkie naraz i zniszczyły wszystkie drzewa w lesie oprócz jednego. Stojąc samotnie pośród swoich po­ walonych towarzyszy, wyglądało smutno. „Co to zna­ czy?” - wyszeptałem w moim śnie.

Sen Wielu Przewag, przypomniany i na nowo odkryty, pomógł mu rozwiązać sytuację, w której znalazło się jego ple­mię. Gdy zmieniają się reguły gry, na które nie mamy wpływu - przekonywał współplemieńców - sami musimy się zmienić, w przeciwnym razie zginiemy. Dlatego dobrze jest naśladować (jak we śnie) zachowanie sikory, która słucha innych i umie się od nich uczyć. A to oznacza redefinicję pojęcia odwagi: nie jest nią więcej obrona powkładanych w ziemię patyków, lecz wielka, heroiczna próba asymilacji nowej kultury i adaptowania się w jej obrębie. Oczywiście, nie ma to i tak większego sensu (bawoły odeszły, a wraz z nimi dusze Indian, ich odwaga), ale umożliwia biologiczne przetrwanie. Miał to być sposób na przeżycie swej własnej śmierci. Przynajmniej tyle.

Platon pisał (w Lachesie, 198, bc), że te rzeczy budzą w nas uzasadnioną trwogę, które dopiero mają nadejść w całej swojej nieokreśloności. Jeśli to prawda, to Indian z plemienia Wron odarto z jeszcze jednej ludzkiej cechy: odtwarzając środowisko, w jakim dawniej żyli, oswojono ich trwogę przed nieznanym.

Dochodzimy w tym miejscu do konfrontacji, jaka miała miejsce pomiędzy Wieloma Przewagami a Siedzącym Bykiem, wodzem plemienia Siuksów, który - nawiedzony ideą zbawie­ nia wszystkich plemion indiańskich od zarazy białego człowieka wydał rządowi Stanów Zjednoczonych wojnę. I przegrał ją, jak przegrał model życia, którego nie umiał obronić. Jak na tym tle wypada Wiele Przewag? Można zarzucić mu (nie bez podstaw) konformizm, układanie się z silniejszym. Lub realizm oparty na chłodnej kalkulacji sił własnych i przeciwnika. Nowatorstwo konceptu Leara polega jednak na czym innym. Lear bowiem idzie za głosem snu, jaki śnił Wiele Przewag, snu, w którym, nieza­leżnie od widma apokalipsy, objawiła mu się idea radykalnej nadziei. Co to za nadzieja i na czym polega jej radykalizm?

Z nadzieją radykalną w jej najbardziej absurdalnej postaci mamy do czynienia - jak w micie o ofiarowaniu Izaaka - gdy Pan Bóg nakłania jednego z rodziców do zawieszenia etycznego nakazu opieki nad dzieckiem w imię zasady przekraczającej etykę i transcendującej ten świat. Nadzieja, o której tutaj mowa, opiera się na wierze w zdolność przechowania w skrajnie odmiennych warunkach dawnych form życia, choć sam ten zamiar może wy­dawać się zgoła niedorzeczny. Wierze tej towarzyszy przekonanie, że dobro może pojawić się nawet w takim świecie, w którym nie ma nań miejsca, ono samo zaś jest niepojmowalne. Okazuje się, że dobro posiada nierozkładalną strukturę, która umożliwia jego trwanie, mimo że tradycyjne sposoby ujmowania dobra uległy atrofii. Dlatego należy działać „w imię” najwyższej wartości, praktycznie angażować się po jej „stronie” (słowa te opatrzy­łem cudzysłowem, ponieważ w świecie podtrutym przez nihilizm nie ma żadnych „imion” ani jednoznacznie określonych „stron”) nawet wtedy, gdy wymyka się ona dotychczasowej pojęciowości. Jedynie działanie na łapu-capu, czynne, lecz ślepe zaangażowanie umożliwi - „być może” - reanimację oznak dawnego życia i przy­wrócenie mu sensu oraz wiary w plemienne zmartwychpowstanie. Nadzieja radykalna rodzi się zatem w okolicznościach, w których spodziewamy się szczęśliwego zakończenia, ale nie wiemy, skąd miałoby ono nadejść. Jej radykalizm polega zaś na tym, że znajdu­jąca się w kryzysie kultura podąża - w osobach jej najważniejszych przedstawicieli: poetów, mężów stanu, nawiedzonych proroków - w kierunku pomyślnego rozwiązania, którego jeszcze nie ma. Nadzieja ta nie występuje w związku z tanim optymizmem ideologii społecznych, ponieważ ratunek może tak samo nadejść, jak i nie nadejść. W pewnym sensie wytwarza nowy typ męstwa podejmującego ryzyko w sytuacji, w której zupełnie nie wiadomo, co należy robić, gdy każdy wybór może okazać się wyborem tra­gicznym. Jest to model męstwa słabego, osadzonego na ruinach minionego świata i świadomości przegranej. Nadzieja radykalna tym więc różni się od nadziei zwykłej, że jest nadzieją pustą, całkowicie ogołoconą z treści, słabą i niekonkretną, że jest na­dzieją nieukierunkowaną, nadzieją „na nic”. To wszystko czyni ją radykalną, co sprawia, że jest ona nakierowana na przyszłe dobro, które przekracza aktualną zdolność zrozumienia tego, czym dobro to mogłoby być. Z kolei od optymizmu - powtórzmy - odróżnia ją to, że nie da się jej sprowadzić do oczekiwania na coś określo­nego, na przykład na praktyczne i skuteczne rozwiązanie jakiejś sprawy. Nadzieja radykalna wymaga nowego typu odwagi, gdyż podsyca w nas niepewność i przygotowuje do konfrontacji z sy­tuacją „nie do pojęcia”. Jest bez reszty irracjonalna, nie popiera jej żaden twardy dowód.

4. Okazuje się, że koniec świata można „odrabiać” wiele razy. Tak wiele, jak wiele jest światów, które mają się skończyć. Ryzykuję twierdzenie, że Nadzieja radykalna Jonathana Leara to kolejna wersja „końca historii”, tym razem świetnie i na nowo opowie­dziana i odkryta (charakteryzuje ją niesamowita plastyczność obrazu, żywiołowość narracji). Książka ta opowiada nie tylko o zaniku tradycji - erozji pewnych typów zachowań, ale przede wszystkim mówi o zaniku możliwej podstawy dla nich. Obser­wujemy adoculos zagładę pewnej formacji kulturowej. Dlatego, myślę sobie, przemówi do wyobraźni wielu polskich czytelników, specjalnie uwrażliwionych na gruncie dziejowych kataklizmów, w jakie obfitowała nasza historia. Polubi ją każdy, komu bliska jest tak zwana polityka historyczna, ponieważ Wiele Przewag, jak się zdaje, był jej pierwszym wielkim zwolennikiem. Skoro bawoły odeszły, tożsamość plemienną należy skonstruować na nowo, w oparciu o nowe wartości krzewione w nowym świecie. Jak? Budując rezerwaty, hodując nowe bawoły, ucząc ludzi polowania i tańczenia przez opowieść o tym, jak tańczono i polowano daw­iej. Książka Leara dodaje otuchy, gdyż wskrzesza zapomniany język nadziei, której wypełnienie ma nadejść od strony mglistej przyszłości, z nieokreślonego „zewnątrz”. Jest opowieścią o ma­łym narodzie poddanym planowej eksterminacji, który przeżył zagładę, gdyż w osobie Wielu Przewag odnalazł zarazem Piłsud­skiego i Mickiewicza.

Poza tym Nadzieja radykalna jest ładna (obrazki jak z Ma­łego Bizona Fiedlera) i prawdziwa.

Piotr Nowak - Wstęp do
Nadzieja radykalna
Etyka w obliczu spustoszenia kulturowego
Jonathan Lear

1 Por. sarkastyczny przypis Carla Schmitta do Pojęcia polityczności, w którym roz­waża warunki dopuszczalności eksterminacji niepolitycznych narodów. „(Niektóre narody »z natury swej podlegają proskrypcji«, np. Indianie, ponieważ są ludożer­cami. Indianie w Ameryce Północnej rzeczywiście zostali całkowicie wytrzebieni. Być może wraz z postępem cywilizacji i wzrostem poczucia moralności wystarczą bardziej niewinne powody niż ludożerstwo, aby jakiś naród został przez inne umiesz­czony na liście proskrypcyjnej; być może pewnego dnia wystarczy, że nie będzie on mógł spłacić swoich długów” (C. Schmitt, Pojęcie polityczności, w: C. Schmitt, Teologia polityczna i inne pisma, przeł. M.A. Cichocki, Kraków 2000, s. 225-226).

2 F. Kafka, Czwarty notatnik w ósemce, przeł. B.L. Surowska, za: J.L. Borges, Księga snów, oprac. J. Partyka, Warszawa b.d., s. 98.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.