piątek, 25 kwietnia 2014

Bł. Elżbieta od Trójcy Św. - zakochana pianistka


W wieku zaledwie siedmiu lat, po spowiedzi i przyjęciu Komunii świętej, postanowiła pracować nad sobą i opanować swój trudny charakter, wcześniej była nieznośną, rozkapryszoną dziewczynką, wybuchającą niepohamowana złością. O dniu, w którym przyjęła Pana do siebie, napisała w swoim Dzienniczku: "Moja dusza stała się mieszkaniem Boga, Pan posiadł me serce. O, święty, piękny dniu, kiedy Jezus wszedł do mnie i w głębi duszy pozwolił mi usłyszeć swój Głos…".

Elżbieta urodziła się 18 lipca 1880 roku we Francji, we wsi Avor niedaleko Bourges. Wcześnie została osierocona przez ojca. W wieku czternastu lat złożyła prywatnie ślub czystości i postanowiła wstąpić do Karmelu w Dijon. Była bardzo uzdolniona muzycznie, świetnie grała na fortepianie. W 1893 roku zdobyła nawet pierwsze miejsce na ogólnonarodowym konkursie pianistycznym organizowanym we Francji. Otwierała się przed nią kariera artystyczna. I choć zapraszano ją wtedy na salony, uczestniczyła w wielu balach - dodać trzeba, że była bardzo piękna - to przecież jej serce czuwało przy jedynym Umiłowanym, przy Jezusie niosącym krzyż. Tylko Jego pragnęła pocieszać i Jego naśladować w uniżeniu i pokorze. Chociaż nie była jeszcze w upragnionym miejscu, w Karmelu, to w sercu swoim doświadczała Bożej Obecności.

Gdy miała osiemnaście lat, o swoim zamiarze wstąpienia do zakonu powiedziała mamie, która jednak była temu przeciwna i ograniczyła jej częste wizyty w kościele i w klasztorze karmelitanek. Widząc jednak stałość córki, wyraziła zgodę na jej decyzję wstąpienia do Karmelu dopiero wtedy, gdy Elżbieta miała 21 lat. Na pytanie przełożonej, jaki jest jej ideał świętości, Elżbieta bez wahania odpowiedziała: "Żyć miłością". A niewyczerpanym źródłem tej miłości była Trójca Święta, którą pragnęła uwielbiać.

W czasie nowicjatu doświadczała ciemnych nocy, gnębił ją niepokój i duchowa udręka. Wydawało się jej, że nie wytrwa w powołaniu. Jednocześnie z wielką wiarą i ufnością pisała do swojej cioci: "Znalazłam moje Niebo na ziemi w mojej drogiej samotności w Karmelu, gdzie jestem sama z Bogiem samym. Wszystko robię z Nim, wszystko więc czynię z Bożą radością. Czy zamiatam, czy pracuję, czy się modlę, wszystko jest dobre i radosne, bo wszędzie widzę mego Mistrza!". W 1903 roku złożyła śluby zakonne. I znowu, mimo zamętu i duchowej pustyni, wyznała: "Oczekując na Oblubieńca, pojęłam, że moje Niebo rozpoczęło się na ziemi, Niebo w wierze, w cierpieniu i całopaleniu dla tego, którego kocham". W swojej duszy doświadczała miłości Ojca, pokoju Syna i radości w Duchu Świętym. Czytając pierwszy rozdział listu św. Pawła do Efezjan, odkryła, że Bóg stworzył nas do uwielbienia Swej chwały. W modlitwie do Trójcy Świętej napisała: "Uspokój moją duszę, uczyń z niej Twoje Niebo, Twoja umiłowaną siedzibę i miejsce odpoczynku".

Bóg przyjął jej całopalna ofiarę. Wkrótce ciężko zachorowała na chorobę Addisona. Bardzo wtedy cierpiała. Jej ostatnie słowa, wypowiedziane przed śmiercią w dniu 8 listopada 1906 roku, brzmiały: "Idę do Światła, do Miłości, do Życia".


Marek Wójtowicz SJ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.