niedziela, 9 listopada 2025

Wielu ludzi przeczuwa, iż nosi maski – I aby je ukryć, nakłada następne

 W świecie ludzkim przylepienie komuś takiej cechy, jak brak doświadczenia, prostoduszność i szczera łatwowierność, a wszystko to zawiera się w pojęciu naiwności, powoduje, że jednostka przestaje się liczyć w społeczności. Jemu, Andrzejowi, nie zależy na czyjejkolwiek opinii, ale wśród gnomów chciałby być kimś równym. Pleton zauważa reakcję jego, Andrzeja.

– Człowieku – mówi – prostota twoja i naturalność być może sprowadziła nas do ciebie.

Krasnoludki mieszkają jedynie w domach ludzi niedojrzałych.

– Więc czymże jest dojrzałość?

– Maską – odpowiada litościwie tym razem Mechiavelli – zdrowo myślących dorosłych.

Aprobatą dla dużych zbrodni, rozumnym pogodzeniem się z kolejnymi nieszczęściami, poklaskiem dla silnych, gotowością do cierpienia. Także brakiem wiary, nadziei i złudzeń.

Przeczuciem nicości. Bezlitosną walką o utrzymanie się przy wpojonych przez otoczenie pozorach. Drwiną ukrywającą poczucie bezsilności.

Wynika stąd, że on, Jakub, jest człowiekiem dojrzałym.

– Wielu ludzi przeczuwa, iż nosi maski – odzywa się Didirot. – I aby je ukryć, nakłada następne. Powstają warstwy masek. Nazywa się je rolami społecznymi.

Grają w teatrze tak zwanej rzeczywistości. Podbudowują teorię masek naukowymi dowodami, wynikającymi z obserwacji masek i badań nad nimi. Wszystko po to, aby nie zedrzeć maski podstawowej.

Omamieni przez rozum. Zwariowani przez wymyślony porządek masek. Czasem zrywają którąś z kolejnych, by dążyć do nałożenia w ich mniemaniu prawdziwszej, lepszej.

W tym celu zabijają jednostki lub miliony sobie podobnych, wdrapują się na oblodzone szczyty gór, pokonują samotnie oceany, talentem albo siłą przekonują do swej maski. Odnajdują jej pierwowzory w antycznych kulturach lub nieprzewidzianej przyszłości. Obwarowują swoje maski tradycją, nienaruszalnymi prawami kultury, ostrymi ustawami i przepisami, groźbą, lękiem, a także metafizyką. Działają na zewnątrz.

– Jak je zdjąć? – pyta bezradnie on, Andrzej.

– Może się dowiesz. Może zechce powiedzieć ci Lao-Tan.

(...)

– Ty, Zatraceński, zamierzasz jeszcze w tym roku umrzeć. Dlaczego?

Wszystkie kurdupelki patrzą na nas badawczo.

– Jestem znużony – odpowiada on, Andrzej, chociaż tak samo może odpowiedzieć on, Jakub, gdyż świadomość ta jest nam wspólna i nie budzi żadnych kontrowersji.

– Człowiek i krasnoludek – twierdzi Pleton – nim odejdzie w niepamięć, powinien po sobie zostawić ślad. Nie znasz tej ładnej teorii? A czego ty dokonałeś?

Spogląda głęboko w nasze oczy i widzi też nasz siwy zarost, który winien być barwą dokonań. Co z rzeczy wielkich i rzeczy małych, a pożytecznych, wykonał on, Jakub, oraz on, Andrzej, by zyskać moralne prawo do śmierci?

– Nie opłynąłem samotnie Ziemi – powiedzieliśmy oblizując wargi, by poszukać na nich smaku oceanicznej soli.

– Byłoby to dokonanie?

– Niewątpliwie. W samotnej walce z głębokimi, zimnymi wodami okazuje się charakter człowieka.

– To znaczy – Pleton wyciąga szybko wniosek – że wszyscy wartościowi ludzie powinni budować łodzie i wypływać na morza, aby okazywać nieugiętość.

– Nie wynalazłem nic – mówimy skrzatom, aby uzupełnić nasze dokonania.

Zapominamy, że odkryliśmy sposób uzupełniania ubytków na brzeszczotach starej broni, tych szczerb, które powstawały wówczas, kiedy ostrze cięło w zbyt twardą kość człowieka albo dobry pancerz.

– Co to jest wynaleźć?

– W przyrodzie tkwią nieskończone możliwości. Wynaleźć, to zobaczyć jedną z nich. Tę jeszcze nie zobaczoną.

– Ktoś zobaczył gwóźdź? – pyta Ainstein.

– Tak.

– Jak się zwie człowiek, który wynalazł gwóźdź? Gdzie postawiono mu pomnik?

– Nie stworzyłem niczego – stwierdzamy zimno, szukając innych dokonań w swym pięćdziesięcioletnim życiu. – Więc obrazu, rzeźby, sonaty, wiersza, idei, projektu budynku, planu strategicznego. Nienawidzę siebie za bezużyteczną pustkę.

– Co to jest nienawidzić?

– Pragnąć, aby kogoś spotkało nieszczęście.

– Dlaczego pragnąć? – Pleton zaczyna nas denerwować swoją dociekliwością, to znaczy jego, Andrzeja.

– Nienawidzi się za byle co – odpowiadamy ostro. – Za to, co nie odpowiada naszym wyobrażeniom o porządku świata. Za służalczość i za nieposłuszeństwo. Za brudną szyję i za nazbyt czystą. Za mlaskanie przy jedzeniu, ale także za spożywanie zbyt kulturalne. Za kolor skóry oraz włosów. Za niepożyczenie lub nieoddanie jednego grosza, chociaż także za zwrot nazbyt szybki. Za brak albo nadmiar uznania. Za bezimienność i za popularność. Za owłosienie i nieowłosienie. Za obecność i nieobecność. Przesyt i dosyt. Krócej: za to, że ktoś jest taki jak my lub inny.

– A kochać za co? – tym razem ciekawa jest Madame Jeanne Antoinette.

– Za to samo. A najczęściej za nic.

– Ty, Zatraceński, kochasz kobietę? – pyta Sefona.

– Tak. Pannę Nu-Nu.

– A jednak chcesz umrzeć?

– Tak. Chcę.

– Nie przejmuj się, Zatraceński – wzywa nas Yoriko Hiroshi. – Pozostawisz po sobie ślad. Jest w każdej z nas. Urodzimy następne pokolenie twoich krasnoludków.

Niedojrzałemu człowiekowi, jakim jest on, Andrzej, nie daje spokoju myśl, że mądrość wymaga, aby pogodzić się z ludzką naturą. Dlaczego pogodzić? Z jakiej przyczyny budowanie cywilizacji oraz kultury dokonuje się wyłącznie na zewnątrz, bez prób przemiany człowieka?

– Dużo czytałeś, Zatraceński – zauważa ze współczuciem Didirot. – I zrobiła ci się z tego zupa w mózgu oraz uczuciach.

– Przeczytałem pięć tysięcy książek.

– Jesteś ofiarą literatury powszechnej, tej historii daremnych pragnień i niemożności człowieka – komentuje Didirot. – Literatura to setki tysięcy much żerujących na padlinie ludzkiego cierpienia. Przed takim ujęciem sprawy nie da się obronić nawet komedia, gdyż w niej ten, z kogo się śmiejemy, w rzeczywistości cierpi. Śmieszność jest cierpieniem najbardziej hańbiącym.

My, krasnoludki, nie tworzymy literatury ani historii.

I Didirot wdaje się w analizę tego, z czego ludzkość jest dumna i w czym znajduje uzasadnienie swej ciągłości w dziejach. Najpierw dwuznacznie chwali zręczność Helleńczyków za zdrowy pomysł, iż losu nie wypisuje sobie człowiek, tylko kto inny wyplata zdarzenia. Generalnie zdjęcie odpowiedzialności z tego, co ludzie czynią. Krasnoludek opowiada następnie o niegrzecznym Edypie, który tatusia zabił, a z mamusią płodził.

– Zabić swojego męża, Agamemnona. Pokochać siostrzeńca. Zrównać miasto z płaskością krajobrazu. Umrzeć za zwłoki brata. Zabić własne dzieci.

Zabić matkę, zabić stryja, zabić.

Trochę sadzy z komina parowozu wpada przez okno i maluje twarzyczkę Didirota w czarne smugi. Skrzat nie zwraca na to uwagi i gada patetycznie: – Zabić prawowitych mieszkańców, zabić nieprawowitych. Salutować przed śmiercią cezara, prezydenta i starszego sierżanta. Być osłem i w tym stanie wchodzić w kobiety.

No i zawsze jest ktoś lub coś, co przeszkodzi kochać. Ktoś odłączy, rozłączy, utnie jądra, ożeni z nie kochaną. Zabijanie miłości ze strachu, zabobonu, konwencji, zawiści, wstrętu, interesu. Z tego powstaje cierpienie, będące podnietą do pisania wierszy, gorzkich piosenek, rzucania się pod pociąg, cięcia żył, napełniania się gazem, pigułkami, alkoholem i wydzieliną z makówek.

Nadal mówię o literaturze i sztuce.

– Niewiele już zostało – zauważa Mechiavelli. – Bardzo ważny temat: rządzić innymi. Z jakiegoś powodu jest to namiętność przekraczająca inne. Praktycznie warta śmierci miliarda ludzi, aby rządzić resztą dla ich dobra. Bez tych precedensów w dziejach, oczywiście ładnie opowiedzianych, ludziom mogłoby być przykro, gdyby dopiero teraz wzięli się do zabijania i męczenia innych.

– Zawsze to samo – spostrzega Sefona.

– W problematyce zawsze – cieszy się Didirot. – Dlatego najwyżej ceni się formę.

Powiedzieć to samo w sposób jeszcze nie stosowany, jest to zadanie wybitnych artystów.

Nowa forma sprzyja wykryciu nieodkrytego, dostarcza wyższych wzruszeń.

I utwierdza w przekonaniu, że wolność człowieka polega na niezmienianiu swej natury.

– Więc nie wystarcza cierpieć? – kpi Pleton.

– Wszystko ludzi nuży. Tradycyjne formy cierpienia stają się naiwne, więc komiczne. Kiedy człowiek zdecyduje się cierpieć, powinien to robić w sposób odkrywczy.

– Och! – wzdycha on, Andrzej. – To jest zupełnie tak, jak zabić człowieka nieforemnym nożem zamiast smukłym sztyletem o pięknych ozdobach. Zarżnąć zwyczajnym nożem jest to wulgarność, a gdyby jeszcze służył do krajania chleba – sentymentalny symbolizm. Natomiast wbić w serce, koniecznie w serce, nie we flaki wypełnione nawozem, sztylet z wyżłobieniem do spływu krwi, z rękojeścią przypasowaną do zgrabnej dłoni, uczynić z owym ostatecznym błyskiem przed uderzeniem, to jest ładne. I kiedy jest to sztylet Borgiów lub Medyceuszów, myśl natychmiast biegnie ku przeszłości, wiąże z tradycją, wyzwala od winy. Tak się tworzy sztuka morderców.

– Oszalałeś? – krzyczy on, Jakub, śledząc myśli swej drugiej osoby. – Jesteś potwornym cynikiem!

– Ja? – dziwi się on, Andrzej. – Cyniczne są krasnoludki.

(...)

– Ja – ciągnie on, Jakub, chłodno i rzeczowo – nie mam nic przeciwko wytworom twej dziecięcej wyobraźni. Mogą to być krasnoludki, Mefistofeles, baba-jaga.

Cały zasrany świat symboli począwszy od chińskich smoków. Ale, mając tak wielki wpływ na nasze ciało, w którym żyć musimy obaj, żądam tolerancji i równouprawnienia dla mojego rozumu. I poczynań zgodnych z jego racjami.

– To się nie da pogodzić – wtrąca szybko Pleton. – Albo nie jest sprzeczne.

Wszystko zależy od definicji rozumu jako kategorii filozoficznej. Jeżeli, ogólnie rzecz biorąc, potraktować rozum jako podmiot postrzeżeń, pamięci, wyobrażeń, uczuć, pojmowania i tak dalej, to krasnoludki mogą istnieć lub nie istnieć jednocześnie dla was obydwu, Zatraceński.

Natomiast jeśli brać rozum jako władze umożliwiającą prawidłowe rozumowanie, wnioskowanie oraz konsekwentne i ścisłe formułowanie myśli, to cała sprawa zaczyna zależeć od tego, co dla nas jest prawidłowe. Czy prawidłowe jest to, co wynika z jednego ciągu tradycji zwanej materialistyczną, czy z drugiej?

– Chciałbym zauważyć – mówi Pitigoras – że obydwie tradycje opierają się na bardzo wątpliwych podstawach. Pierwsza zakłada, że życie pojawiło się cztery miliardy lat temu, co nie jest takie ważne, w wyniku sprzyjających mu okoliczności. Morska woda, pioruny, reakcje chemiczne w brudnym garnku oceanu.

Zauważcie: wzięło i pojawiło się. Reszta natomiast to już logiczne wnioski oparte na niezmiennych prawach przyrody. Tyle że nie wiadomo, czy te prawa są identyczne na Ziemi i w dalekim kosmosie. A jednak krasnoludki to się nie mogły wziąć i pojawić. Tradycja druga szuka przyczyny i w przyczynie pierwszej, co podobno nie jest zgodne z rozumem. Bardzo komiczny dylemat. Oczywiście my, krasnoludki, powinniśmy być za tradycją drugą. Przecież niekoniecznie: po prostu pojawiamy się w sprzyjających okolicznościach. Na przykład w wyniku nagromadzenia się w Bałtyckim Morzu w głębi Landsort ludzkiego gówna, które spływa rzekami razem z tysiącami chemicznych odczynników, z mazutem, cząstkami organicznymi oraz innym łajnem. Do tego należy dodać zatopiony po pierwszej waszej wielkiej wojnie iperyt, niewypały bomb głębinowych oraz min i akumulatory z zatopionych okrętów. Nie bez znaczenia były też siuśki, jakie oddają w morzu kąpiący się plażowicze, resztki z puszek po piwie oraz pomyje z zup spożywanych na statkach. Ingrediencje owe przemieszały się, połączyły w stosownej temperaturze, wybuchła tam zabłąkana torpeda i w efekcie powstała gromada krasnoludków.

Warunki były na tyle sprzyjające, że zamiast obdarzonych życiem pojedynczych komórek, od razu pojawiły się całe skomplikowane organizmy podobne do ludzkich, tyle że mniejsze. I to w ubrankach z odpadków. I tak Yoriko Hiroshi w majtkach, a Madame Antoinette de Pampadour bez.

– Jesteś niepoważny – on, Jakub, zaczyna się uśmiechać do niego, Andrzeja.

– A przecież obaj zdecydowaliśmy, że umrzemy, gdyż nie ma odpowiedzi na jedno podstawowe pytanie.

– Jeśli – mówi on, Andrzej – bylibyśmy dziś w innym miejscu na Ziemi, wykonywali inne czynności i oddychali powietrzem różnym od tego, które dusi nas tutaj, owo pytanie i tak nie zyskałoby odpowiedzi.

– To jest rozsądne – mówi on, Jakub. – Bardzo rozsądne.

ANATOL ULMAN

Potworne poglądy cynicznych krasnoludków

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.