Jak opowiada Teofrast w Mowie
megarejskiej, Diogenes na widok przebiegającej myszy, która ani
kryjówki nie szukała, ani nie lękała się ciemności, ani nie
pragnęła niczego z tego, co uchodzi za łakocie, znalazł
odpowiedni do okoliczności sposób życia. On pierwszy
składał
płaszcz we dwoje, jak mówią, bo był biedny,
i używał go też
jako posłania, i nosił torbę, w której
miał pieczywo. W byle
jakim miejscu załatwiał wszystkie
swoje sprawy: jadł, spał,
rozprawiał.
(…)
Diogenes napisał list do kogoś
znajomego, aby mu się
wystarał o mieszkanie, a gdy ów zwlekał,
zrobił sobie
mieszkanie z beczki w Metroonie, jak o tym sam pisze
w swoich listach. W lecie tarzał się na gorącym piasku,
w zimie
zaś obejmował pieszczotliwie zaśnieżone
posągi, aby się na
wszelki sposób hartować.
Z wielką pogardą odnosił się do
innych, szkołę
Euklidesa nazywał żółciową, a naukę Platona —
marnowaniem czasu, konkursy dramatyczne na Dionizjach — wielkim
widowiskiem dla głupców, a demagogów — sługami pospólstwa.
Mówił także, że gdy widzi
w życiu sterników, lekarzy,
filozofów, nazywa człowieka
istotą najmędrszą wśród istot
żyjących, kiedy natomiast
widzi tłumaczy snów, wróżbiarzy i im
podobnych
albo też ludzi chełpiących się czy to sławą, czy to
pieniędzmi, wtedy nic nie wydaje mu się głupsze od człowieka.
Stale powtarzał, że aby żyć, trzeba albo mieć
rozum, albo
trzymać w pogotowiu stryczek.
(…)
Zapytany, gdzie w Grecji widzi się
dobrych mężów,
odpowiedział: „Dobrych mężów nigdzie,
natomiast
dobre dzieci w Sparcie". Gdy raz mówił o rzeczach
poważnych, a nikt go nie słuchał, zaczął gwizdać,
a gdy się
ludzie zgromadzili wokół niego, łajał ich,
że na głupi żart
zbiegli się skwapliwie, do rzeczy
poważnych natomiast ociągali
się. Mówił także, że
ludzie idą w zawody ze sobą, gdy chodzi
o kopanie
rowów i ćwiczenie sprawności nóg, ale nikt nie idzie
w zawody o to, by stać się doskonałym moralnie.
Dziwił się, że
gramatycy tak starannie badają błądzenia
Odyseusza, własnych
natomiast błędów nie widzą,
że muzycy zestrajają struny w
lirze, a o harmonię
własnej duszy nie dbają, uczeni wznoszą oczy
ku słońcu
i księżycowi, a nie widzą tego, co się dzieje pod
ich
nogami, retorzy chętnie rozprawiają o sprawiedliwości,
ale
bynajmniej sprawiedliwie nie postępują, ganią
skąpców, a sami
nade wszystko lubią pieniądze. Potępiał ludzi, którzy chwalą
sprawiedliwych za to,
że gardzą bogactwem, sami jednak zazdroszczą
bo
gaczom. Gniewali go także ludzie, którzy składają
ofiary
bogom, prosząc ich o zdrowie, a podczas samej
ofiary objadają się
ze szkodą dla zdrowia. Podziwiał
niewolników, którzy, widząc
objadających się panów,
nie ruszają zgromadzonych na stole
potraw. Chwalił
tych, którzy zamierzają się żenić, ale się
nie żenią,
i tych, którzy zamierzają wyruszyć na morze, ale
nie
wyruszają, i tych, którzy zamierzają się zająć polityką,
ale się nią nie zajmują, i tych, którzy zamierzają
założyć
rodzinę, ale nie zakładają, i tych, którzy go
towi są obcować z
możnymi, ale się do nich nie zbliżają.
(…)
Jego wychowankowie znali wiele utworów
poetów i historyków,
a także utwory samego Diogenesa; robił dla
nich
skróty, żeby im ułatwić zapamiętanie całego materiału.
W domu uczył ich, aby byli usłużni, zadowalali się
prostym
posiłkiem, gasili pragnienie wodą, nosili
włosy ostrzyżone do
skóry i bez żadnych ozdób. Wprowadził też zwyczaj chodzenia bez
chitonów i boso,
w milczeniu, tak aby w drodze każdy zwracał
uwagę
tylko na siebie.
(...)
Gdy raz zobaczył dzieciątko, które
piło wodę z ręki,
wyrzucił z torby kubek mówiąc: „Dziecko
prześcignęło
mnie w sztuce ograniczania potrzeb życiowych".
Wyrzucił też miseczkę, kiedy zobaczył, że dziecko,
zbiwszy
naczyńko, jadło soczewicę z dołka wyżłobio
nego w chlebie.
(…)
Gdy
się wygrzewał na słońcu w
Kraneionie, stanął przy nim
król Aleksander i powiedział: „Proś
mię, o co chcesz!" —
Na co Diogenes: „Nie zasłaniaj mi
słońca".
(…)
Gdy Platon podał definicję „Człowiek
jest
to istota żywa, dwunożna, nieopierzona" i tą definicją
chełpił się i zdobył poklask, Diogenes oskubał koguta
i zaniósł
do szkoły na wykład Platona, mówiąc: „Oto
jest człowiek
Platona". Odtąd do tej definicji dodawano
słowa: „o
szerokich pazurach". Gdy go zapytano,
o jakiej porze dnia
należy jeść śniadanie, odpowiedział:
„Jeżeli się jest
bogatym, kiedy się chce, jeśli ubogim,
kiedy się może".
(...)
Widząc w Megarze, że owce są okryte
skórami,
a pasące je dzieci są nagie, powiedział: „W Megarze
lepiej jest być baranem niż dzieckiem". Kogoś, kto go
potrącił drągiem i potem zawołał: „Uwaga", zapytał:
„Chcesz jeszcze raz mnie uderzyć?". Przywódców
ludu
nazywał sługami pospólstwa, wieńce zaś przekwitłą sławą. Za
dnia chodził po mieście z zapaloną
lampką, mówiąc: „Szukam
człowieka".
(…)
Ganił modlitwy ludzi mówiąc, że
proszą o to, co
im się dobre wydaje, a nie o to, co jest dobre
naprawdę.
Do tych, którzy wpadają w trwogę z powodu snów,
mówił, że nie troszczą się o to, co czynią na jawie,
a robią
wiele hałasu o to, co się im jawi we śnie.
(…)
Ateńczycy kochali Diogenesa: gdy więc
jakiś chłopak
rozbił mu beczkę, wymierzyli mu chłostę,
filozofowi
zaś ofiarowali inną beczkę. Dionizjos stoik mówi, że
wzięty do niewoli pod Cheroneą [338 p. n. e.] Diogenes
został
zaprowadzony przed Filipa, który go zapytał,
kim jest, na co
filozof odpowiedział: „Szpieguję twoją
nienasyconą
zachłanność". Podziwiając jego odwagę,
Filip wypuścił go
na wolność.
(...)
Kiedy Platon rozprawiał o ideach i
używał takich
nazw, jak „stołowość" i „kielichowość",
Diogenes
powiedział: „Stół i kielich widzę, stołowości i
kielichowości natomiast w żaden sposób nie mogę dojrzeć".
Na to Platon odpowiedział: „Tak, bo masz oczy,
którymi widzisz
stół i kielich, ale nie masz rozumu,
którym się widzi stołowość
i kielichowość". Zapytany:
„Za jakiego człowieka uważasz
Diogenesa?" odpo
wiedział: „Za Sokratesa szalonego". Na
pytanie,
jaka jest chwila najodpowiedniejsza do żeniaczki,
odpowiedział: „Dla młodych ludzi jest na to jeszcze
za wcześnie,
dla starych już za późno".
(…)
Gdy ktoś
zauważył: „Wielu z
ciebie się śmieje", odpowiedział:
„Ale mnie ich śmiech
nie dosięga". Kogoś, kto mu powiedział: „Życie jest
nieszczęściem", skorygował: „Nie
życie, ale złe życie
jest nieszczęściem". Gdy mu doradzono, aby szukał zbiegłego
niewolnika, powiedział:
„Śmieszne by to było zaiste, gdyby
Diogenes nie mógł
żyć bez Manesa, jeśli Manes może żyć bez
Diogenesa".
(…)
Łajany przez kogoś, że dopuścił
się niegdyś fałszowania
pieniędzy, powiedział: „Był czas,
kiedy ja byłem taki,
jaki ty jesteś teraz, ale jaki ja jestem
teraz, ty nigdy
nie będziesz". Gdy mu ktoś inny wyrzucał to
samo,
powiedział:
„Kiedyś
oddawałem
mocz
publicznie,
a
teraz już tego nie robię".
(…)
Gdy raz wrócił z igrzysk
olimpijskich, na pytanie,
czy wielki był tłum, odpowiedział:
„Tłum był wielki,
ale ludzi niewielu". Rozpustników
porównywał do
drzew figowych rosnących na pochyłościach:
owoców
ich człowiek nie kosztuje, zjadają je tylko kruki i sępy.
Gdy Fryne ofiarowała w Delfach złoty posąg Afrodyty,
Diogenes —
jak mówią — umieścił pod nim napis:
„Od rozwiązłości
Greków". Raz stanął przed Diogenesem Aleksander i powiedział:
„Jestem Aleksander,
Wielki Król". Na to odrzekł Diogenes:
„A ja jestem
Diogenes, pies". Gdy go zapytano, co robi, że
nazywają
go psem, odpowiedział: „Schlebiam tym, którzy mi
coś
dają, obszczekuję tych, którzy mi nic nie dają,
a złych gryzę".
Raz zerwał z drzewa figowego figę,
a gdy mu strażnik powiedział,
że na tym drzewie
niedawno powiesił się człowiek, odparł: „A
zatem
oczyszczam drzewo". Na widok zwycięzcy olimpijskiego
patrzącego z wielkim zainteresowaniem na he-
terę tak się odezwał:
„Oto waleczny baran ciągniony
za szyję przez przypadkowo
napotkaną dziewkę".
Piękne hetery, mawiał, są jak trucizna
zaprawiona
miodem.
(...)
Widząc, jak syn hetery rzuca kamieniem
w tłum,
powiedział: „Uważaj, bo możesz trafić w swego ojca!"
(...)
Gdy go zapytano, co mu dała filozofia,
odpowiedział: „Jeżeli nawet nic innego, to w każdym
razie to,
że jestem przygotowany na wszelkiego rodzaju los". Na pytanie,
skąd pochodzi, odpowiedział:
„Jestem obywatelem świata ".
(...)
Człowiekowi, który przyprowadził do
niego
na naukę syna, mówiąc, że jest bardzo zdolny i ma
bardzo
dobry charakter, powiedział: „Po cóż więc
mnie potrzebuje?"
O ludziach, którzy głoszą wzniosłe
zasady, ale wedle, nich nie
postępują, mawiał, że niczym
się nie różnią od cytry, która
wydaje dźwięk, ale sama
go nie słucha ani na jego piękno nie
reaguje. Wchodził
do teatru wtedy, gdy inni wychodzili, a gdy go
pytano,
dlaczego tak czyni, odpowiadał: „W całym moim
życiu
tak postępuję". Widząc raz młodzieńca, który
się
zachowywał jak kobieta, zapytał: „Czy nie wstyd
ci, że starasz
się być gorszy, niż cię natura stworzyła?
Stworzyła cię
mężczyzną, a ty zmuszasz się, żeby być
kobietą?" Głupca
strojącego psalterion1 zapytał: „Czy
nie wstyd ci, że umiesz
stroić instrument z drzewa,
a nie potrafisz zestroić własnej
duszy ze swym życiem?"
Ktoś mu powiedział: „Nie nadaję
się do studium filo-
zofii!" Na to Diogenes: „Po cóż więc
żyjesz, jeżeli
nie dbasz o to, aby żyć pięknie?"
Człowieka, który nie
szanował własnego ojca, zapytał: „Czy
nie wstyd ci
lekceważyć tego, dzięki komu sam siebie wysoko
cenisz?" Widząc młodzieńca dobrze wychowanego,
ale plotącego
rzeczy nieprzyzwoite, powiedział: „Czy
nie wstydzisz się
wyciągać ołowianego miecza z pochwy
z kości słoniowej?"
Gdy mu zarzucano, że pije w oberży,
odpowiedział: „A przecież
w golarni się golę!"
(...)
Mówił, że rozkosz miłości okupuje
się nieszczęściem. Na pytanie, czy śmierć jest złem,
odpowiedział:
„Jak może być złem, skoro wtedy, gdy nadchodzi,
nie
odczuwamy już ani zła, ani dobra". Gdy Aleksander
stanął
koło niego mówiąc: „Czy się mnie nie boisz?" —
Diogenes
zapytał: „A czym jesteś? Czymś dobrym
czy czymś złym?"
Gdy zaś Aleksander odpowiedział:
„Czymś dobrym", Diogenes
odparł: „Czemuż więc
miałbym się bać tego, co dobre?"
„Wykształcenie
(παιδεία), mówił, daje młodym rozwagę,
starszym
pociechę, dla ubogich jest bogactwem, dla bogatych
ozdobą". Do rozpustnika Didymona, który leczył na
oko młodą
dziewczynę, powiedział: „Patrz, abyś
lecząc dziewczęce oko
nie zepsuł dziewicy".
[W oryginale gra słów: nie zepsuć
dziewicy (την κόρη ν) może znaczyć też:
nie zepsuć
źrenicy.
]
Mówił, że w
życiu w ogóle nie można nic osiągnąć
bez ćwiczenia. Ćwiczenie
zaś pomaga wszystko przezwyciężyć. Ażeby żyć szczęśliwie,
należy zamiast
trudów niepotrzebnych wybrać tylko trudy zgodne
z
naturą (τους κατά φύσιν, scil. πόνους);
nieszczęście
wynika tylko z braku rozumu. Gardzenie rozkoszą
można nauczyć się odczuwać jako największą przy
jemność, bo
podobnie jak ci, którzy przywykli żyć
wśród rozkoszy,
niechętnie zmieniają tryb życia,
tak ci, którzy ćwiczą się w
pogardzie rozkoszy, znajdują
w tym przyjemność. Tak nauczał
Diogenes i zgodnie
ze swoją nauką postępował.
za: Diogenes
Laertios
Żywoty i poglądy słynnych filozofów
tłumaczenie: Irena Krońska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.